środa, 25 czerwca 2014

Czy jesteś alkoholikiem?

Zrób test

Od kilkudziesięciu minut słuchałem cierpliwie strasznej historii o dyrektorze, autokracie i szubrawcu, który tak w ogóle na niczym się nie zna, za to traktuje swoich podwładnych jak chłopów pańszczyźnianych albo i gorzej, o żonie oziębłej i w ogóle mało małżonkiem zainteresowanej (pewnie kogoś ma), o synu, niewdzięcznym szczeniaku, nie umiejącym docenić poświęcenia ojca, który kupił mu niedawno kapitalną, drogą grę - gra okazała się komputerowa, chłopak komputera nie ma, tylko konsolę do gier, ale w końcu każdy może się pomylić, a fakt, że dokonywał zakupu na lekkim rauszu nie ma tu nic do rzeczy. Dalsza opowieść dotyczyła durnych przepisów skarbowych i podatkowych, bezczelności pracowników służby zdrowia, arogancji urzędników… był w niej także alkohol, ale jakoś mało widoczny, gdzieś w tle, jako naturalny w tych warunkach sposób na odreagowanie stresu, na frustrację, na złość i rozczarowanie.

Kiedy zaczął zmierzać w kierunku oceny lokalnej drużyny piłkarskiej, wstrzeliłem się w ten słowotok z pytaniem: od dawna już wiesz?  Zapadła cisza, w której obserwowałem zaciśnięte usta, nerwowe przełykanie śliny, pulsującą żyłkę na skroni. Taka walka z sobą samym bywa naprawdę trudna…
- Co od dawna już wiem? - zapytał najwyraźniej żywiąc jeszcze rozpaczliwą nadzieję, że może pytam nie o TO, może chodzi mi o coś innego.
- Od jak dawna już wiesz, że jesteś alkoholikiem? - wypaliłem prosto z mostu, bo czas na owijanie w bawełnę i delikatność się skończył.
Znowu długa chwila ciszy, spuszczony wzrok, poszarzała twarz i wreszcie wykrztuszona przez ściśnięte gardło odpowiedź - od dwóch lat…
Tę potyczkę wygrał. Co będzie dalej? Kto to wie? W każdym razie pojawiła się nadzieja.

Takich i podobnych rozmów przeprowadziłem wiele. Zwykle dochodzi do nich, bo ktoś z moich znajomych ma znajomego, który ma znajomego, który… ma wątpliwości i chciałby pogadać z kimś poleconym, w kawiarni, a nie od razu z lekarzem w poradni odwykowej.

Czytaj cały artykuł.

sobota, 21 czerwca 2014

Notatki sponsora (odc. 030)

Przejdźmy teraz do kwestii seksu. U wielu z nas problem ten wymagał gruntownej rewizji. […] Wszyscy mamy potrzeby natury seksualnej i związane z tym problemy („Anonimowi Alkoholicy” s. 59).


W rozdziale „Jak to działa?” Wielkiej Księgi (w 12x12 zresztą też) Bill W. napisał naprawdę bardzo dużo na temat  życia seksualnego alkoholików i rozlicznych problemów z tą sferą związanych, jednak w różnych, znanych mi tabelach Kroku IV nie przewidziano na seks zbyt wiele miejsca. Najwięcej zapewne jest o tym w tabelach opracowanych przez parę alkoholików Joe&Charlie, ale czy wystarczająco? Chociaż całymi latami miałem co do tego wątpliwości, narastające zresztą wraz z przyrostem doświadczenia w pracy z podopiecznymi, to jednak bałem się (egocentryczny lęk?) wymyślić i zaproponować jakieś rozwiązania.
 
W latach 2013-14 słuchałem spikerek amerykańskiej alkoholiczki, korespondowałem z jej podopieczną, wypytując, jak się TO robi za wielką wodą, wreszcie znalazłem w WK zdania, które wcześniej jakoś nie rzucały mi się w oczy: Wszystko to spisaliśmy i uważnie przyjrzeliśmy się tekstowi. […] Poddaliśmy ocenie nasze intymne związki, pytając czy były one kiedyś przejawem naszego egoizmu, i ostatecznie, na bazie znanych mi tabel IV Kroku Joe&Charlie, opracowałem tabelę dotyczącą instynktu seksualnego oraz jego wpływu na życie alkoholika, a zwłaszcza relacje z innymi ludźmi, którą w skrócie nazywam tabelą seksu. Wypełniłem ją za siebie - dla siebie, przekazałem do testów kilku podopiecznym (płci obojga) i, jako że wypadły one pomyślnie, przekazuję dalej (dziel się tym, co odkrywasz…).

Szczególnie ważna wydaje mi się kolumna, w której umieściłem osoby (partnerki), zdarzenia (jeśli były one wyjątkowe albo w jakiś sposób znaczące) oraz przekonania i postawy. Przyznaję z pewnym zaskoczeniem, że dopiero dzięki tym ostatnim w całej pełni zrozumiałem, jak przekonania mojej matki na temat seksu i mężczyzn w ogóle wpłynęły, a nawet ukształtowały i zdeterminowały moje życie osobiste i intymne.

 
Jeśli tabela seksu (po kliknięciu można ją zobaczyć w większym formacie) przyda się komukolwiek, to świetnie, a jeżeli nie, to po prostu tylko ja dowiedziałem się dzięki niej czegoś ważnego o sobie.

Koleżanka pokazała mi też niedawno nieco inną tabelę zachowań seksualnych, którą wykorzystywała w pracy nad IV Krokiem ze sponsorką i podopiecznymi, a to oznacza, że działań związanych z poważniejszym potraktowaniem tematu jest i było we Wspólnocie Anonimowych Alkoholików więcej.

sobota, 7 czerwca 2014

Notatki sponsora (odc. 029)

Czyli… co zrobić, żeby nic nie robić.

Znowu czerwiec, znowu Krok Szósty i znowu dramatyczna próba obrony prawa do nieskrępowanego używania wad charakteru, korzystania z wynaturzonych instynktów. Znowu podniesione głosy, czerwone twarze i błysk szaleństwa w oczach.
Jestem Polakiem katolikiem! W Trzecim Kroku jednoznacznie określiłem swojego Boga, jest nim Jezus Chrystus! Moim przewodnikiem jest 10 Przykazań! Takim to wartościom i takiemu Bogu w Kroku Trzecim bezwarunkowo się powierzyłem, bez tego reszta Programu nie miałaby sensu! To mój Bóg ma mi odebrać moje wady, ja nawet nie powinienem próbować tego robić! – i tak dalej,  w tym stylu i tonie.

Jestem zmęczony. Zmęczony powtarzaniem, że wady charakteru może mi odebrać tylko Bóg (nie odważyłbym się stosować formy rozkazującej „ma mi odebrać!”, jakbym Bogu – jakkolwiek Go pojmuję – mógł coś polecać, nakazywać), usunięcie wad leży poza moim zasięgiem. To, co należy do mnie, co ja mogę zrobić ze swej strony, to jedynie zaprzestać ich używania, korzystania z nich egoistycznie, z koncentracją tylko na samym sobie, na własnych przyjemnościach, zachciankach i potrzebach.

Kiedy namiętna perora się skończyła, zadałem rozmówcy trzy pytania:

- Wspomniałeś, że twoim drogowskazem, przewodnikiem, priorytetem jest Dekalog, jako wyraz woli Boga wobec ciebie i nim postanowiłeś kierować się w życiu, czy dobrze zrozumiałem?

- Tak! Dokładnie tak! Dziesięć Przykazań! Właśnie!

- W takim razie powiedz mi, proszę, kto ma przestrzegać tych Przykazań, ty, czy może twój Bóg za ciebie? Kto – konkretnie – ma nie kraść, nie kłamać, nie cudzołożyć, nie zabijać?

Przez chwilę jeszcze obserwowałem usta poruszające się bezgłośnie, jak u karpia wyjętego z wody, i już wiedziałem, że dyskusja się skończyła.  Do następnego czerwca. A może tylko do jutra…

czwartek, 5 czerwca 2014

15 lat, czyli nie ma tego złego

 15 lat minęło, czyli… nie ma (w AA) tego złego, co by na dobre nie wyszło

Przypomina mi się zdarzenie sprzed prawie pół wieku – kolega z podwórka miał śliczny czerwony rowerek z bocznymi kółkami; nie umiał jeszcze jeździć bez nich. Miał też ojca pijaka, który pewnego razu odkręcił mu te boczne kółka i zwyczajnie zamienił na wódkę. Kiedy piętnaście lat później wspominaliśmy przy piwie dzieciństwo, kolega uznał, że gdyby ojciec mu tych kółek nie zabrał, pewnie nigdy nie nauczyłby się porządnie jeździć na rowerze. Dodał nawet ze śmiechem, że w pewnym sensie powinien być ojcu wdzięczny. Tylko jakoś wesołości w tym śmiechu nie było…

Piętnaście lat minęło, może nawet kilka miesięcy więcej, ale dla równego rachunku niech już będzie. Pora na bilans, krótki przegląd tego, co się zmieniło i jak się zmieniło. Chodzi mi o alkoholików i anonimowych alkoholików, bo dywagacji na temat zmian w polityce, gospodarce i sporcie, snuć nie zamierzam.

Do poradni odwykowej trafiłem po raz pierwszy i na krótką chwilę bodajże w 1996, ale „na poważnie” w połowie 1998 roku. Jeśli dobrze pamiętam, w tym okresie pracował w niej jeden lekarz psychiatra (kierownik tej placówki) i pięcioro-sześcioro terapeutów, co oczywiście nie znaczy, żeby wszyscy oni byli jednocześnie dostępni, ale to chyba zrozumiałe. Wtedy była to jedyna poradnia odwykowa w naszym mieście (niestety, nie pamiętam, czy już wtedy nosiła ona nazwę WOTUW, czyli Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia).
Kiedy potrzebowałem pomocy, przychodziłem tam (ulica Wodociągowa) i zawsze byłem przyjęty – nie tylko ja zresztą. Owszem, czasem trzeba było w kolejce poczekać, bywało nawet, że dość długo, ale powtarzam – zawsze przyjmowano mnie tego samego dnia.

Rok 2014. W mieście są trzy placówki odwykowe, nie licząc prywatnych. Liczba lekarzy i terapeutów przychodni, którą wspomniałem wyżej, wzrosła przynajmniej trzykrotnie. Na pierwszy kontakt z profesjonalistą, po zarejestrowaniu się, pacjenci czekają nawet po kilkanaście dni. Najwidoczniej alkoholików przybywa w Polsce w zastraszającym tempie – smutne to, ale i przerażające.

1998/9 – pacjenci poradni odwykowej podpisywali wtedy specjalny kontrakt, w którym – między innymi – zobowiązywali się do uczestnictwa w mityngach AA. Terapeuci rzeczywiście nas z tego rozliczali i do korzystania z pomocy i wsparcia AA motywowali. Pierwszego sponsora we Wspólnocie AA znalazłem, bo tak podpowiedziała terapeutka (i chwała jej za to), sam bym tego nie wykombinował.

2014 – alkoholik z kilkumiesięczną abstynencją opowiadał po mityngu, że zapytał swoją psychoterapeutkę, czy powinien i czy warto uczestniczyć w mityngach AA? Lekceważąco wzruszając ramionami odpowiedziała: a niby po co? Inny stwierdził, że psychoterapeuci odwykowi przy pacjentach wypowiadali się drwiąco i ironicznie o Wspólnocie AA. Ale to przecież tylko alkoholicy, może kłamią, ale akurat tych dwóch słuchałem osobiście, na oszustów nie wyglądali, ale… Może to ja jestem naiwny i za bardzo wierzę ludziom.

1998 – na mityngach grup Anonimowych Alkoholików rotacja była rzeczywiście spora, jednak na co trzecim spotkaniu (przeciętnie, średnio) pojawiali się nowicjusze. Prawie wszyscy oni przychodzili na polecenie terapeuty. Ja także; na swój pierwszy w życiu mityng AA trafiłem zaraz następnego dnia po tej „poważnej” wizycie w poradni odwykowej, i tylko dlatego, że tak mi sugerowano, zalecano – przecież nie był to mój własny pomysł.

2014 – w trakcie i zaraz po mityngu, na którym akurat nie byłem obecny, dostałem dwa esemesy i jeden e-mail od przyjaciół z informacją: na mityng przyszło dwóch nowicjuszy! Niezrozumiałe? Od 2-3 lat nowicjusze na mityngach są u nas rzadkością, a dwóch na raz to już zdarzenie wręcz szokujące. Co jest?! Co się dzieje?! Przecież alkoholików miało być podobno coraz więcej!
Z różnych miast w Polsce napływają informacje, jeszcze niezbyt liczne na szczęście, o poradniach odwykowych albo pojedynczych terapeutach, którzy zabraniają pacjentom, alkoholikom, uczestniczyć w mityngach grup „programowych” albo grożą wywaleniem z terapii tym, którzy zdecydują się jednocześnie na pracę ze sponsorem w AA. Przyznam, że naprawdę chciałbym wierzyć, że to tylko złośliwe plotki.

Cytat z WK: Praktyka dowodzi, że nic lepiej nie umacnia niezależności od alkoholu, jak intensywna praca z innymi alkoholikami. Ten sposób jest zawsze skuteczny. Nawet wtedy, kiedy inne zawodzą. JEST TO DWUNASTY KROK NASZEGO PROGRAMU. Przekazuj nasze posłanie innym alkoholikom! Możesz im pomóc, gdy nikt inny już nie potrafi. Możesz sobie zapewnić ich zaufanie, podczas gdy innym to się nie udaje. Pamiętaj, że są oni bardzo chorzy.

Cytat ze Skrytki 243: Jeżeli trzeźwość nie rodzi trzeźwości, oznacza, że jej nie było, albo umarła jak drzewo, które uschło zanim zakwitło, pozbawione życiodajnego środowiska.

Moje przekonanie: głównym celem istnienia i działania służb na wszystkich poziomach struktury Wspólnoty AA jest sprowadzenie alkoholika na mityng.

Miało być o piętnastu latach, bo tyle sam pamiętam, ale zaryzykuję twierdzenie, że przez czterdzieści lat funkcjonowania Wspólnoty Anonimowych Alkoholików w Polsce chyba jednak nie nauczyliśmy się realnie i skutecznie nieść posłania AA, to jest podejmować określone działania, dzięki którym alkoholicy, którzy wciąż jeszcze cierpią, trafialiby na mityngi AA. Schowani w swoich przytulnych salkach, udostępnianych nam darmo albo prawie, bezpieczni (we własnym mniemaniu) podczas zamkniętych mityngów, z których „wczorajszy” alkoholik był wypraszany, chronieni regulaminami, przepisami i zasadami zawartymi w rozbudowanych scenariuszach, łaskawie przyjmowaliśmy do AA nowych, przysłanych z terapii odwykowej. W moim przekonaniu brutalna prawda jest taka, że przez te wszystkie lata skuteczniej nieśli posłanie Anonimowych Alkoholików lekarze, terapeuci, a nawet niektórzy duszpasterze, niż sami anonimowi alkoholicy. Dozgonnie będę profesjonalistom za to wdzięczny, bo to nie oni, ale my sami popełniliśmy błąd (oczywiście bez świadomości i złej woli) i powoli zaczynamy za to płacić, i będzie jeszcze gorzej.

Fantastycznie jest być z Opola i deklarować, że u nas sponsora nie potrzeba szukać, wystarczy go sobie wybrać, że sponsorowanie na kilku grupach przekracza 90%. To wszystko prawda. Tyle, że ma też ona drugą, mniej kolorową stronę – od kiedy terapeuci przestali się upierać, by ich klienci uczestniczyli w mityngach AA (powodów tego stanu rzeczy nie znam, może faktycznie, jak twierdzą niektórzy, profesjonaliści zaczynają Wspólnotę AA postrzegać jako konkurencję, ale… to nie moja sprawa) powoli zaczyna brakować nam podopiecznych, sponsorowanych; podnoszenie ręki podczas mityngu, sygnalizujące gotowość do sponsorowania, od dawna już w Opolu nie wystarcza.
Jeśli ktoś nie widzi problemu, jeśli – pomimo wcześniejszych cytatów – nie dostrzega realnego zagrożenia, przytoczę jeszcze trzy z Wielkiej Księgi: Nasze osobiste życie jako alkoholików zależy od stałego myślenia o innych i o tym, jak możemy im pomóc /…/ Pomaganie innym to podstawa twojego zdrowienia /…/ Jeśli nie pomaga innym z pewnością wróci do picia, a jeśli będzie pił z pewnością umrze.

Pomimo tej ponurej (wydawałoby się) wizji, patrzę w przyszłość ze spokojem i nadzieją – Anonimowi Alkoholicy na świecie przetrwali wielką wojnę, upadek berlińskiego muru i ZSRR, w Polsce przeżyliśmy „komunę”, kryzys, a nawet UEFA Euro 2012, więc i teraz sobie poradzimy. Nauczymy się, bo po prostu będziemy musieli, samodzielnie już nieść posłanie AA tym, którzy wciąż jeszcze cierpią, nie oglądając się i nie licząc na nikogo, a odpowiedzialność za siebie i rozwój Wspólnoty weźmiemy nareszcie na samych siebie. Chociaż, być może, bez wielkiego zapału.


poniedziałek, 2 czerwca 2014

Notatki sponsora (odc. 028)

Każdy musi, niestety, swoje doświadczenia gromadzić sam. Nie są one w pełni przekazywalne – prof. Władysław Bartoszewski „Warto być przyzwoitym”.
 

Kiedy w dyskusji padło pytanie: czy zdarza mi się radzić komuś coś, co nie jest moim doświadczeniem? w pierwszej chwili miałem pewien kłopot z odpowiedzią, bo okazuje się, że zależy ona od tego, kto pyta, komu odpowiadam. Czemu tak się dzieje? Ano dlatego, że słowo „doświadczenie” ma inne znaczenie w języku polskim i inne w języku polskich AA-owców. W konsekwencji odpowiedź na to pytanie udzielona alkoholikowi brzmi: tak, ale każdemu innemu Polakowi: nie.

Anonimowi alkoholicy w Polsce uważają, że doświadczeniem może być tylko i wyłącznie to zdarzenie, w którym uczestniczyłem osobiście. Wydaje mi się, że korzeni tego przekonania szukać można w regułach grupowej psychoterapii odwykowej, ale… mniejsza z tym. Niewielki sens tak właśnie definiowanego doświadczenia wykorzystuję czasem żartując, że jestem nieśmiertelny – bo przecież z mojego doświadczenia wynika, że to zawsze inni umierają, a nie ja.

Oczywiście można się umówić, uzgodnić, że w pewnym środowisku termin „doświadczenie” będziemy rozumieli i używali w sposób szczególny, wyjątkowy, to jest właśnie taki: przeżycie osobiste, w którym to osobiste uczestnictwo jest obowiązkowe. To nie jest zakazane, wolno nam. Tyle tylko, że wówczas sens traci całe to mityngowe dzielenie się doświadczeniem, bo i po co opowiadać komuś o własnym doświadczeniu, jeśli z samego założenia nie może się ono stać także jego udziałem?

Według internetowego Słownika Języka Polskiego PWN doświadczenie to ogół wiadomości i umiejętności zdobytych na podstawie obserwacji i własnych przeżyć albo wydarzenie, zwłaszcza przykre, które wpłynęło na czyjeś życie (definicje chemiczne czy filozoficzne pomijam). Ta definicja, poza tym, że poprawna, jest – jak widać – znacznie szersza, bo obejmuje nie tylko umiejętności, ale i wiadomości; nie ma też wymogu osobistego uczestnictwa, bo zdobyć je można na podstawie obserwacji albo czyjejś relacji.
Dodam jeszcze, że doświadczenie dzieli się na ekstraspekcyjne, to jest zewnętrzne, zmysłowe (słyszałem, widziałem, dotknąłem) oraz introspekcyjne, czyli umysłowe, rozumowe, intelektualne (zrozumiałem, wyciągnąłem wnioski i nasze ulubione: dotarło do mnie). I dopiero tak rozumiane doświadczenie pozwala realnie wykorzystać mityngowe opowieści o zdarzeniach oraz płynące z nich wnioski.

Czemu zajmuję się tym wszystkim? Odpowiem jeszcze jednym cytatem: Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie (Jorge Bucay, argentyński pisarz i psychiatra, autor „Listów do Klaudii” i „Pozwól, że ci opowiem”).