Często, gdy robimy przegląd dnia, jedynie bardzo wnikliwa analiza może
wydobyć na jaw nasze rzeczywiste motywy. Zdarzają się jednak przypadki, gdy w
grę wchodzi nasz odwieczny wróg - racjonalizacja, czyli samousprawiedliwiania,
które wybiela nasze ciemne postępki. Ulegamy wtedy pokusie uwierzenia, że
postąpiliśmy w imię słusznych racji i motywów, chociaż wcale tak nie było.
(„Jak to widzi Bill”)
Dawno temu,
kiedy jeszcze powodziło nam się całkiem nieźle, wspieraliśmy finansowo pewne
przedsięwzięcie o charakterze charytatywnym. Kiedy dowiedział się o tym
znajomy, zapytał wprost, czemu daję pieniądze tym kanciarzom? Odpowiedziałem
wtedy – dumny z siebie – że ja daję w dobrej wierze na szczytny cel. Jakieś
dwa-trzy lata później działalność skończyła się aferą i skandalem. Wymyśliliśmy
wtedy, że wspierać będziemy potrzebujących bezpośrednio i jakiejś rodzinie
dalekich znajomych byłej żony, która w powodzi straciła wszystko, kupiliśmy
komplet pościeli. Czy to znaczy, że czegoś nauczyłem się po tym przekręcie ze
organizowaną akcją charytatywną? Pozornie wydaje się, że tak, ale w
rzeczywistości zupełnie nie.
Wiele jeszcze razy w
życiu używałem argumentu, że daję (pomagam) w dobrej wierze, a moje działanie
oparte jest i wynika z zaufania. Obecnie zdaję już sobie sprawę i wiem, że w
wielu przypadkach, niestety, nie było to prawdą. Częściowo wynikało to z popularnego w
moim środowisku przeświadczenia, że zaufanie jest czymś dobrym, właściwym i
pożądanym. Czy tak jest w istocie? To akurat zależy, z czego to zaufanie
wynika, a więc bywa różnie.
Zaufanie to
przekonanie, że jakiejś osobie lub instytucji można ufać, przekonanie, że
czyjeś słowa, informacje itp. są prawdziwe, przekonanie, że ktoś posiada
określone umiejętności i możliwości, przekonanie, że… Ano właśnie… przekonanie.
A skądże ja wziąłem to konkretne przekonanie? Wspólnota AA i
Program nauczyły mnie weryfikować własne przekonania, sprawdzać je.
Niektórzy z nas przez jakiś czas bezskutecznie usiłowali trzymać się
starych przekonań. Musieliśmy pozbyć się ich całkowicie. (WK)
Jako człowiek
rzekomo trzeźwy, zacząłem wreszcie kiedyś zadawać sobie pytania: Skąd wziąłem
przekonanie, że określonemu człowiekowi można ufać? Skąd niby wziąłem
przekonanie, że moje pieniądze trafią do naprawdę potrzebujących albo na
prawdziwie szczytny cel i to ten, który był deklarowany?
Tak… zaufanie to
fajna sprawa, ale jakoś kiepsko koresponduje z wadami charakteru, jak
bezmyślność, lekkomyślność, naiwność, nierealistyczne oczekiwania i innymi. A
przecież może być jeszcze gorzej, znacznie gorzej.
Rozwój duchowy osiągany przez stosowanie Dwunastu Kroków AA plus pomoc
dobrego sponsora wystarczają zwykle do ujawnienia najgłębszych przyczyn naszych
wad i braków – przynajmniej w takim stopniu, w jakim jest nam to na co dzień
potrzebne w praktyce. Mimo to, powinniśmy być wdzięczni naszym przyjaciołom z
dziedziny psychiatrii za to, że z takim naciskiem podkreślają konieczność
tropienia w sobie fałszywych motywacji działania, których jakże często wcale
nie jesteśmy świadomi. („Jak to widzi Bill”)
Wrzucam pieniążek na tacę, do
puszki, skrzynki, kapelusza, czy czegoś takiego. Sobie i innym wmawiam, że daję
w dobrej wierze, na określony cel, a mój datek wiąże się z zaufaniem. A może
oszukuję siebie i innych? Może chodzi o obojętność? Bo ja przecież swoje już
zrobiłem, dałem pieniądze, a reszta mnie nie obchodzi, to nie moja sprawa, nie
będę się tym interesował, bo może jeszcze wyszłoby, że znów muszę weryfikować
jakieś swoje przekonania, muszę myśleć (od myślenia, jak wiadomo, może rozboleć mnie głowa), podejmować decyzje i za nie odpowiadać, a przecież odpowiedzialności
wystrzegam się, jak święty Michał diabła, może nawet coś trzeba byłoby zrobić (lenistwo?), a może chodzi o strach, bo co ludzie powiedzą, gdy zobaczą, że nie daję albo daję mało…
A prawda jest taka, że kocham święty spokój, nie lubię wątpliwości i
konieczności podejmowania decyzji, boję się oceny, więc już prościej jest wmawiać sobie i innym, że
to zaufanie.
Tak, prościej na
pewno, ale… co to ma wspólnego z trzeźwością? I pytanie najbardziej wredne: Czy
przekonania buduję na faktach, czy może na swoich wadach charakteru?