wtorek, 18 lipca 2006

Zwykły przypadek losowy

Mój syn (lat 26) wybrał się z chłopakami grać w piłkę nożną. Wrócił do domu ze złamanym obojczykiem. Gips, wiele tygodni zwolnienia chorobowego, lęk o utratę pracy w związku z tym... W jakiejś rozmowie z matką syn użył na to zdarzenie określenia „przypadek losowy”. Do samej dyskusji się nie włączałem, ale stała się ona bodźcem do rozważenia roli przypadków w życiu, a w życiu alkoholika w szczególności.


Przypadki losowe w życiu alkoholika

Osobiście w przypadki jako takie nie wierzę. Uważam, że wszystko i zawsze ma swój sens, cel i przyczynę- ja mogę ich nie widzieć lub nie rozumieć, ale to inna sprawa. Taka postawa nie przeszkadza mi zupełnie w używaniu (czasami) w rozmowie słowa „przypadkiem”. Nie narzucam swojej koncepcji nikomu, a w ten sposób określam zdarzenie, którego nie można było przewidzieć, lub którego prawdopodobieństwo było bardzo małe.
 
W tym jednak miejscu na alkoholika (DDA, Al-anon) czyha pułapka. Czy faktycznie czegoś tam nie można było przewidzieć? Czy rzeczywiście prawdopodobieństwo zdarzenia było tak nikłe, że można go było nie brać pod uwagę? Odpowiedzi na takie pytania wiążą się bezpośrednio z innymi: odpowiedzialność, realna ocena, konsekwencje, trzeźwość...
 
Nieomalże całkowicie bezpiecznie przewracać się może dziecko do lat 4-6. Czy facet o 20 lat starszy powinien przewidzieć, że podczas gry w piłkę może doznać kontuzji, albo choćby tylko przewrócić się? Jeśli ja, mężczyzna przed pięćdziesiątką, wybiorę się z dzieciakami skakać z dachu garażu na kupę piachu i podczas tej przemiłej rozrywki coś sobie złamię, to będzie to efekt mojej nieodpowiedzialności i braku wyobraźni czy przypadek losowy?
 
Granica może być niezwykle delikatna, trudna do uchwycenia i, być może, nie aż tak istotna dla tzw. normalnych ludzi, ale jeśli ja, alkoholik, będę zbyt często popełniał błędy w ocenie, to w konsekwencji może mnie to kosztować życie. Wiąże się to ściśle z odpowiedzialnością (głównie za siebie), którą to strefę zarówno alkoholicy, jak i DDA czy osoby wspołuzależnione mają, delikatnie mówiąc, mocno zaburzoną. Jeśli coś stało się przypadkiem, to nie ja ponoszę za to winę, nie odpowiadam za to. Ale, jeżeli konsekwencje lub efekty, działania lub zaniechania, myślenia lub postępowania, mogłem przewidzieć, to...
 
Gdy efekty swojego braku wyobraźni i/lub rozsądku, popędliwości, lekkomyślności, zachłanności, lenistwa i stu innych wad, zacznę nazywać „przypadkiem losowym”, to znowu wkroczę w krainę iluzji i ułudy, w której funkcjonowałem w czasach picia. A stąd do kieliszka już tylko jeden mały krok...
 
Kiedy szedłem ulicą spadła mi na głowę dachówka. Przypadek losowy czy moja wina? Przypadek - nie da się chodzić ulicami z głową zadartą tak wysoko, żeby móc obserwować krawędzi dachów. Poza tym dachówki spadają same raz na sto lat. Na przejściu dla pieszych potrącił mnie pijany kierowca. Czy to też tylko przypadek losowy? Oczywiście wina była kierowcy, ale... Czy do wypadku doszłoby, gdybym bardziej uważał? W końcu nikt mi nie obiecywał całkowitego i absolutnego bezpieczeństwa na pasach. 
Oczywiście nie chodzi o to, by brać na siebie odpowiedzialność za całe zło świata, tak by się nie dało żyć. Natomiast istotne jest dostrzeganie własnego udziału w tym, co nam się przydarza... „przypadkiem".
 
Znasz takie niesamowite słowo jak „proaktywność”? To tylko dzięki niemu mogę się czuć człowiekiem wolnym. To, niewielka czasem, chwila zastanowienia pomiędzy bodźcem, a moją na niego reakcją, pomiędzy zachcianką, a działaniem. W tej chwili daję sobie czas na zastanowienie, na rozważenie, na odwołanie się do mojego systemu wartości, na realną ocenę sytuacji i w końcu na podjęcie decyzji. I tak się jakoś składa, że im bardziej potrafię być proaktywny, tym mniej „losowych przypadków” zdarza mi się w życiu.




Dużo więcej w moich książkach


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz