Nie dalej jak kilka dni temu miałem okazję rozmawiać z ludźmi z rozmaitych stron Polski. Może właśnie dlatego słuchałem ich uważniej niż swoich znajomych z mityngów. W każdym razie przy okazji tego słuchania przypomniał mi się temat „Trzeźwość, a normalność” i wpadło mi do głowy, że my (alkoholicy) często wcale nie pragniemy tej normalności – nawet język tworzymy jakiś swój własny, dziwaczny, niezbyt normalny i na pewno z trudem rozumiany przez zwykłych ludzi.
Patetyczny i udziwniony język trzeźwiejących alkoholików
1. Zadziało się – w normalnej polszczyźnie oznacza, że coś się zgubiło, zapodziało. W polszczyźnie alkoholowej określamy tym mianem coś, co się stało, wydarzyło kiedyś, działo w bliższej lub dalszej przeszłości. Od niedawna rejestruję jeszcze inną odmianę: zadzieje się, czyli coś określającego zdarzenia z przeszłości teraz także opisuje przewidywaną przyszłość.
2. Służebny, służebni – wyrażenie staropolskie i dopuszczalne tylko w takim kontekście (np. dziewka służebna). We współczesnej poprawnej polszczyźnie traktowane jako błąd, gdyż obecnie słowo „służebny” nie występuje już w formie osobowej. Człowiek może ewentualnie pełnić rolę służebną, a więc to rola jest służebna, a nie osoba. No cóż... mnie też duma i pycha dość długo nie pozwalała mówić o sobie „sługa” czy „służący”, ale tak chyba właśnie jest poprawnie zważywszy na cytat: „...są tylko zaufanymi sługami, oni nie rządzą”.
3. Chcę się podzielić – w normalnym znaczeniu chodzi o ofiarowanie komuś, za jego zgodą oczywiście, części tego, co sami posiadamy, na przykład jabłka, wygranej, ale także doświadczenia, czy przeżycia. Zwracam jednak uwagę na niezbędność zgody osoby, lub osób, z którymi chcę się dzielić. Na mityngach zgoda ta nie jest ani wymagana, ani potrzebna. Uczestnikowi wolno obrzucić innych szambem swoich żalów, pretensji i uraz do całego świata w związku z zatkanym zlewem, niegrzeczną urzędniczką, zdradzającą żoną, paskudnym szefem itd.
4. Kroczenie – szczególnie dostojna i majestatyczna odmiana chodu. „Król kroczył dostojnie na czele orszaku”. Obecnie alkoholicy rzadko chodzą, a już prawie w ogóle ulicami. Alkoholicy właśnie kroczą. I to koniecznie ścieżkami („ścieżka, którą kroczę...”).
5. Mam prawo, masz prawo – oczywiście nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek normą prawną. Oznacza w praktyce, że mogę zrobić, czuć lub powiedzieć coś, co się mojemu rozmówcy nie podoba, jednak nie na tyle, żeby mógł z tym cokolwiek zrobić. Rzecz jasna żaden alkoholik nie może mi tak naprawdę przydzielać, albo odbierać jakichkolwiek praw.
6. Wkradły się uczucia – normalny Polak: jestem wściekły! Polak alkoholik: wkradło mi się uczucie złości. Oczywiście jeśli coś mi się wkradło, to ja nie całkiem ponoszę za to odpowiedzialność – po co się wkradało?
7. Towarzyszyło mi uczucie – podobne do poprzedniego. To nie ja jestem wkurzony, to uczucie złości idzie gdzieś obok mnie i robi różne rzeczy, za które ja przecież nie mogę odpowiadać. Znowu uczucie ma jakiś dziwny związek z alkoholikiem.
8. Stawać w prawdzie – po polsku stanąć, to sobie można w drzwiach. Dziwoląg językowy pierwszego gatunku, który oznacza po prostu wyznanie, czy powiedzenie prawdy.
9. Na teraz (albo na tu i teraz) – kolejna bombastyczna odmiana prostego stwierdzenia. Normalnie: teraz jestem wściekły. Alkoholowo: na tu i teraz towarzyszy mi uczucie złości. Czyżby było jakieś „na tam”?
10. Cieszę się, że tu (na mityng AA) dotarłem – wielu alkoholików nie chodzi i nie jeździ na mityngi, ale na nie „dociera”. No, tak… To przecież taki ogromny wysiłek i wyrzeczenie…
Oczywiście to tylko przykłady. Takich „kwiatków” jest o wiele więcej. Przesadzam? Nie sądzę…
Ireneusz Kaczmarczyk, socjolog, doktor nauk humanistycznych, po badaniach Wspólnoty AA i po setkach rozmów z Anonimowymi Alkoholikami w swojej książce “Wspólnota Anonimowych Alkoholików w Polsce” (strona 97) pisał: „We wszystkich rozmowach starałem się pozostawać w obszarze pojęć zapożyczonych przez badanych z ich środowiska. Jest to język specyficzny, właściwy wyłącznie dla Anonimowych Alkoholików, osób pozostających w programie terapeutycznym. Ten sposób prowadzenia narracji wydawał mi się jedynym umożliwiającym uchwycenie procesu zmian, a w szczególności zdarzeń i zachowań, które mogły na takie zmiany wskazywać”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz