Na
początek krótkie wyjaśnienie. Poemat Ehrmanna oryginalnie nosi tytuł
„Desiderata” – jest to liczba mnoga od łacińskiego desideratum, są to więc te desiderata
(analogicznie jak te akta), czyli to, co pożądane, upragnione. Te desiderata, a nie ta desiderata. Jeśli na polski
przetłumaczono cały poemat, to może jego tytuł też warto, a nawet należałoby
przetłumaczyć? Desiderata to po naszemu dezyderaty.
„Dezyderaty” Maxa Ehrmanna, a Program Wspólnoty AA
Pierwszy raz w życiu usłyszałem ten poemat w sanatorium dla ludzi z nerwicami i depresjami; podczas spotkania społeczności terapeutycznej przeczytała go jedna z pacjentek. Pół godziny później nikt z nas nie potrafił już powiedzieć, o czym to było, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że utwór szalenie się im podobał, bo był taki romantyczny i nastrojowy. Kilka miesięcy później zacząłem uczęszczać na mityngi AA i tam usłyszałem ten tekst po raz drugi, a później jeszcze dziesiątki, albo i setki razy. W tym czasie, w moim ośrodku odwykowym, zadawane były często pacjentom, alkoholikom, zadania oparte na treści poematu Ehrmanna. Jednak, jeśli dobrze sobie przypominam, zadania takie zadawali tylko terapeuci uzależnieni.
Poemat bardzo mi się podobał i wówczas autentycznie wierzyłem, że ma ze zdrowieniem z alkoholizmu jakiś związek. W pierwszych latach swojej abstynencji, kiedy pod koniec mityngu była jeszcze chwila czasu, sam proponowałem i od razu sam zgłaszałem się do przeczytania „Dezyderatów”. Znajomi mówili, że czytam, a właściwie to nawet deklamuję, ten tekst pięknie, z prawdziwym uczuciem. A ja znakomicie się czułem, zarówno czytając go, jak i wysłuchując. Pochwały dotyczące deklamacji także cudownie poprawiały mi samopoczucie.
Dziś zastanawiam się i szukam odpowiedzi na pytania: czy „Dezyderaty” Ehrmanna, ich przekaz, treść i sens, mają jakiś związek, z duchem, ideą, istotą Programu AA? Czy „Dezyderaty” mogą być pomocne osobom zdrowiejącym z choroby alkoholowej? Analizując utwór zdanie po zdaniu…
Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu – pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy.
– Rozliczne zalety ciszy i spokoju są niepodważalne. Tylko… co ja mam zrobić w związku z tym? Przecież współczesny świat pełen jest zgiełku i pośpiechu. Jak mam się zachować, jeśli w normalnym pośpiechu dnia codziennego żyją moi bliscy, przyjaciele, znajomi? Odciąć się? Odizolować? Żądać by nie zakłócali mi ciszy i spokoju swoimi sprawami?
Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.
– W dobrych stosunkach z innymi ludźmi zawsze warto być, to chyba oczywiste. Ale co do tego „niewyrzekania się siebie” mam poważne wątpliwości. W AA usłyszałem, że przestać pić to nic trudnego, wystarczy tylko zmienić całe swoje życie. Przez lata zdrowienia z alkoholizmu (tzw. trzeźwienia) wyrzekałem się i wyrzekam swojego egoizmu, egocentryzmu, samowoli, lekkomyślności, pijanego, nierealistycznego myślenia, bzdurnych i szkodliwych przekonań, realizowania jedynie własnych zachcianek… Wyrzekam się dawnego siebie właśnie po to, by mieć szansę na dobre stosunki z innymi ludźmi.
Prawdę głoś spokojnie i jasno słuchając też tego, co mówią inni - nawet głupcy i ignoranci, oni tez mają swoją opowieść.
– Można by powiedzieć, że to sugestia właściwa i na czasie, zwłaszcza podczas mityngów AA, ale to byłaby złośliwość. A głupcami i ignorantami nazywam innych ludzi już coraz rzadziej – w efekcie praktycznej realizacji Programu i dzięki służbie, tak mi się jakoś porobiło.
Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha.
– Oczywiście, że są, ale Trzecia Tradycja mówi, że jedynym warunkiem przynależności do AA jest chęć zaprzestania picia, a nie cicha i uległa postawa. Czy alkoholikom głośnym i napastliwym mam odmówić pomocy? Nie nieść takim posłania? Unikać? Ignorować? Odepchnąć?
Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od Ciebie.
– Życie bez ocen i porównań jest nierealne, a próby tego typu – niebezpieczne. Jednak jako alkoholik muszę bardzo pilnować, żebym niezbędnych porównań nie wykorzystywał do manipulowania swoimi uczuciami.
Ciesz się zarówno swoimi osiągnięciami jak i planami.
– Osiągnięciami? Oczywiście, jak najbardziej. Ale co do planów, byłbym już ostrożniejszy. Pamiętam jeszcze całkiem dobrze marzeniowe planowanie i nierealistyczne rojenia, jakie snułem w okresie picia, a także uciechę, jaki mi one wówczas sprawiały. Przynajmniej do momentu, w którym nieprzyjemnie wzrastał mi poziom krwi w alkoholobiegu.
Wykonuj z sercem swą pracę jakakolwiek byłaby skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.
– Jeśli coś robię, to staram się to robić najlepiej jak potrafię. Z zaangażowaniem. Solidnie. Do końca. Ale czy z sercem? Są prace, do których serca nie mam i nie uważam, żeby było w tym coś złego, na przykład praca rzeźnika. A co do trwałej wartości pracy w zmiennych kolejach losu, to chyba nie ma o czym mówić w obecnej postkomunistycznej rzeczywistości. No, ale brzmi ślicznie.
Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach – świat, bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech Ci to nie przysłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.
– Oczywiście i oczywiste. Dla każdego, nie tylko dla uzależnionych.
Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć, nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowania jest ona wieczna jak trawa.
– Zdecydowanie nie chcę już być dawnym sobą. Cyniczny wobec miłości nie byłem nigdy, tyle tylko, że przez wiele lat myliła mi się ona z zakochaniem. A uczucia i emocje mam się nauczyć wyrażać w taki sposób, żebym przez to nie krzywdził innych ludzi. I samego siebie.
Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą – bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości.
– Z upływem czasu, coraz łatwiej i bez goryczy, wyrzekam się kolejnych przymiotów młodości. To tylko z godzeniem się na przymioty starości mam pewne, hm… problemy i opory.
Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla Ciebie.
– Super! Szkoda tylko, że Ehrmann nie pisze, jak to zrobić. Bez jakiejś wskazówki na temat realizacji, jest to tylko zachcianka i marzenie. Tym niemniej brzmi nieźle – dopóki nie zapominam, że mam planować działania, a nie efekty.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
– To jest dobre. Jeśli obawy nie wynikają z realnych wydarzeń, potrafią być zmorą w zdrowieniu. Te wszystkie czarne scenariusze, pesymistyczne przewidywanie przyszłości… Brrr!
Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie.
– Miej ciastko obok zjedzonego ciastka. Pobłażaj sobie, ale bądź dla siebie surowy i wymagający. Podobnie jak wyżej – przy braku sugestii, jak konkretnie tego dokonać, są to jedynie fantazje i chciejstwa. Ale niewątpliwie urocze.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla Ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki, jaki być powinien.
– Piękne. Urokliwe. Romantyczne. I może nawet w odniesieniu do wszechświata w jakiejś mierze prawdziwe. Tylko z ludźmi na naszej poczciwej Ziemi jest jakby nieco gorzej. Ja się nie podejmę ofiar holokaustu, albo stalinizmu przekonywać, że było i jest tak, jak być powinno. Ale może Max Ehrmann by to potrafił…
Tak, więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia.
– Piękne słowa bez większego znaczenia i jakiejś głębszej treści. Mniej więcej tak, jak złożone bez zaangażowania, na odczepnego, życzenia wszystkiego najlepszego.
W zgiełku ulicznym, zamęcie życia zachowaj pokój ze swą duszą.
– Jeśli rozumieć to jako zalecenie, lub sugestię, by starać się mieć zawsze czyste sumienie, to wtedy owszem, ma sens. Jednak jeśli nie, to – jak wyżej.
Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny.
– Wydaje mi się, że oceny świata i jego ewentualnego piękna każdy powinien dokonywać na własny rachunek. Na podstawie przeżyć i doświadczeń. Poematy mają tyle wspólnego z realnym światem, co i telenowele. Brazylijskie.
Bądź pogodny, staraj się być szczęśliwy.
– Bądź pogodny, to takie życzenia szczęścia, zdrowia, pomyślności, i w zasadzie nic więcej. Miłe, ale nic poza tym. Natomiast z tym staraniem, by być szczęśliwym, już nie do końca się zgadzam. Ja się mam starać o swoje szczęście? Świetnie! Robiłem to całe życie, mam doświadczenie. Ale co z innymi ludźmi? Ich szczęście to ich sprawa? To nie mój problem? Niech każdy się troszczy i dba o swoje własne szczęście? A poza tym… Jeszcze nie tak dawno, kilkanaście lat temu, tak bardzo starałem się być szczęśliwy, że ostatecznie wylądowałem na detoksie. Może już czas najwyższy przestać gonić tylko za nieustannym uszczęśliwianiem się?
Nawet tak pobieżna analiza pokazuje mi, że „Dezyderaty” nie mają wiele wspólnego z Programem AA – jeśli w ogóle cokolwiek – a nawet powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Doktor Bob powiedział w swym ostatnim wystąpieniu, że jak ścisnąć cały ten Program, to zostaje właściwie tylko miłość i służba. O służeniu innym z miłością i z miłości w poemacie Ehrmanna nie ma ani słowa. Jest za to o unikaniu ludzi, których towarzystwo może nie być najprzyjemniejsze, jest o dbaniu o własny komfort, ciszę i spokój. W AA mówią, że nasze wspólne dobro jest najważniejsze. Ehrmann wydaje się być innego zdania. Wiele jego sugestii dotyczy zapewniania samemu sobie spokoju, dobrego samopoczucia, szczęścia. Stosunki z innymi ludźmi? Tak, ale tylko pod warunkiem, że nie trzeba będzie się nijak zmieniać, a ci inni nie będą zbyt uciążliwi.
Zastanawiam się, czemu ten poemat podobał mi się aż tak bardzo, czemu byłem nim zachwycony, a nawet zafascynowany i zauroczony? Czemu często łzy stawały mi w oczach, gdy go czytałem? Był taki czas, w którym marzyłem, że będę żył tak, jak to napisano w „Dezyderatach”, wierzyłem, że to możliwe, pragnąłem tego i nawet próbowałem traktować ten utwór, jako coś w rodzaju przewodnika życiowego. A może… Może miało to jakiś związek z moim uzależnieniem?
„Dezyderaty” to był miód na moją zbolałą duszę alkoholika. Ehrmann zapewniał mnie, że mam prawo tu być, że powinienem być pogodny, starać się o własne szczęście, nie pozwalać innym wprowadzać w mój świat zgiełk i pośpiech, że przestawać mam tylko z ludźmi, których towarzystwo jest przyjemne, że mam być dla siebie łagodny, nie zmieniać się, że świat jest piękny…
Tak, to był mój wymarzony i upragniony sposób na życie. Taki śnił mi się zwykle po trzeciej ćwiartce. Piękny świat dla mnie, bo przecież Ehrmann nie sugeruje zastanawiania się i rozważań, czy ten świat ze mną, alkoholikiem, dla moich bliskich, lub współpracowników, był i jest równie piękny.
Zakochany wręcz byłem w ostatnich słowach: „staraj się być szczęśliwy” – zdecydowanie bardziej mi się to podobało niż na przykład „zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy”, czy „zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny”, albo inne, które są praktyczną wskazówką dotyczącą zdrowienia.
„Dezyderaty” to nadal i wciąż piękny utwór. Tak piękny, jak tysiące innych tekstów poetyckich wśród milionów, które powstały na przestrzeni dziejów. I chyba lepiej byłoby, gdyby tym właśnie pozostał – uroczym poematem. Bo jako recepta na życie sprawdzić może się chyba tylko na bezludnej wyspie. Natomiast w przypadku ludzi uzależnionych… no, cóż… może kiedyś jednak wypadałoby w końcu podjąć próbę rozstania z własnym monstrualnym egoizmem i egocentryzmem? Na tym świecie żyją też inni ludzie, może warto ich i ich sprawy zacząć wreszcie zauważać? Zamiast nieustannie, stale i wciąż dbać i starać się o własne szczęście i święty spokój? Nawet jeśli faktycznie niektórzy z nich są głośni i napastliwi, mają chyba prawo do czegoś więcej, niż tylko chwilka uwagi, poświęcana z pobłażaniem i wyższością głupcom i ignorantom?
BRAWOOOOOOOOO!
OdpowiedzUsuńNie miałabym odwagi tego powiedzieć, choć myślę tak samo.
OdpowiedzUsuńWidzę tutaj niezrozumienie tematu.
OdpowiedzUsuńTematu bombastycznych poematów na mityngach AA? :-)
Usuń