sobota, 19 czerwca 2010

Krok 6 Programu 12 Kroków

Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
(ang. Were entirely ready to have God remove all these defects of character.)

Jak rozumiem Krok 6 Programu 12 Kroków AA?

Jest to Krok, który wielu alkoholikom – i mnie także – na pierwszy rzut oka, i z daleka, wydawał się łatwy i prosty, ale kiedy przyszło do praktycznej realizacji, okazało się to, niestety, tylko złudzeniem. O ile jeszcze z uważnej lektury stosownego rozdziału „Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji” można wyciągnąć pewne wnioski, co do samej idei tego Kroku, to praktycznych wskazówek, odpowiedzi na pytanie, „co ja mam konkretnie zrobić?”, nie znalazłem w sumie zbyt wielu.
„Walczyłem” z tym Krokiem (z Siódmym zresztą też) na warsztatach w Opolu, w Strzyżynie, wiele o nim czytałem, korzystałem z doświadczeń sponsora oraz alkoholików, którzy na ten temat mieli cokolwiek do powiedzenia, starałem się realizować we własnym życiu i wreszcie wypracowałem, na użytek swój oraz podopiecznych, pewną koncepcję dotyczącą samej istoty Kroku Szóstego, ale także metody jego praktycznej realizacji w życiu.
 
Największym moim błędem było oczekiwanie, aż Bóg sam odbierze mi wady charakteru, kiedy będę na to gotowy, a ta gotowość pojawić się miała u mnie, chyba jakoś tak… samoistnie, może w efekcie wieloletniego chadzania na mityngi AA? Kompletne nieporozumienie! Później znowu pakowałem masę sił i środków w targowanie się ze słowami „całkowicie” i „wszystkich”. Było to równie bezsensowne.
 
Tekst Kroku Szóstego można podzielić na dwie części: „Staliśmy się całkowicie gotowi…” oraz „… aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”. Na początek część druga, łatwiejsza.
Proces uwalniania mnie od wad, to domena Boga, a nie moja. Ja mogę sobie oczywiście wyobrażać, że Bóg klaśnie w ręce, albo pstryknie palcami i w tym momencie wszystkie moje wady charakteru znikną, przestaną istnieć. To dziecinada i niepoważne chciejstwa. Ja nie wiem jakich technik, sposobów czy metod użyje Bóg, jaki będzie zakres Jego działania, ale przede wszystkim, ja nie mam na to zupełnie żadnego wpływu. W tej sytuacji, dalsze rozważania o tym, jak On to ewentualnie zrobi, są tylko stratą czasu – w najlepszym przypadku, bo w gorszym, oznaczać mogą próby przejmowania kompetencji Boga, narzucanie Mu własnej woli, pomysłów, oczekiwanych i akceptowanych rozwiązań.
Do mnie należy część pierwsza Kroku Szóstego, „Staliśmy się całkowicie gotowi…”, i pytanie podstawowe: co ja mam w takim razie zrobić, konkretnie, żeby stać się gotowym? Jakie działania podjąć, żeby tą gotowość w sobie zbudować? Program AA jest programem działania, a więc, co i jak mam robić?
 
W rozważaniach na temat Kroków Sześć-Siedem od lat bardzo przydaje mi się historia wskrzeszenia Łazarza, z Ewangelii świętego Jana. Oto w wielkim skrócie i uproszczeniu jej treść: Łazarz był ciężko chory. Jego siostry wezwały Jezusa, mając nadzieję na jego pomoc, być może na przywrócenie zdrowia bratu. Jednak zanim Jezus przybył na miejsce, Łazarz zmarł i został pochowany w pieczarze przywalonej kamieniem. Jezus wyraził gotowość wskrzeszenia Łazarza i do obecnych powiedział, żeby usunęli kamień nagrobny. Marta, siostra Łazarza zaprotestowała, twierdząc, że zwłoki Łazarza już cuchną, bo został pochowany cztery dni wcześniej. Jezus zdania nie zmienił, a więc ostatecznie ludzie odsunęli kamień. Wówczas Jezus wskrzesił z martwych Łazarza, który o własnych siłach wyszedł z grobu.
 
Pojawia się tu pytanie: dlaczego Jezus kazał ludziom usunąć kamień? Przecież Jezus był (jest) Bogiem. Miał moc wskrzeszenia Łazarza, a więc na pewno nie zabrakłoby Mu jej na odsunięcie kamienia – w końcu Bóg jest przecież wszechmocny, wystarczyłoby, by mrugnął, a kamień odtoczyłby się sam, albo rozpadł w pył i proch. Czemu kamień musieli odsuwać ludzie?
Jezus zrobił dokładnie to, co jest zarezerwowane dla Boga, coś, co leży całkowicie poza zasięgiem i możliwościami człowieka – wskrzesił zmarłego. Tego żaden człowiek nie byłby w stanie dokonać. Ludzie zrobili jednak to, co zrobić mogli – odsunęli kamień. Ważna wydaje mi się też kolejność – najpierw kamień, później wskrzeszenie.
W tym „przedsięwzięciu”, ale może w wielu innych także, może do dziś, ważne jest to, że są sprawy ludzkie i są sprawy Boskie. Wierzę, że Bóg – jakkolwiek Go nie pojmuję – pomoże mi, jednak pod warunkiem, że najpierw to ja wykonam swoją część zadania i że nie będę się domagał od Niego, żeby zrobił coś, z czym mogę i powinienem poradzić sobie sam. I tak właśnie, w moim przekonaniu, skonstruowany jest Krok Szósty: ja – gotowość, Bóg – uwolnienie.
Kiedyś, podczas mityngu DDA, słyszałem nieco inną wersję tłumaczenia tekstu Szóstego Kroku: „Staliśmy się całkowicie gotowi do współdziałania z Bogiem, w wyzbyciu się szkodliwych i nieskutecznych zachowań”. I, choć pewnie nie jest to tłumaczenie lepsze pod względem językowym, to niewątpliwie można przyznać, że „coś w tym jest”, a szczególnie to „współdziałanie z Bogiem”.
 
Skąd mam wziąć tę gotowość, która jest moją częścią zadania, jak ją stworzyć, zbudować i… po co? Pamiętając, że gotowość oznacza, że wiem, co zrobić, wiem, jak zrobić, wiem, kiedy zrobić (albo przynajmniej zacząć) oraz mam na tyle Siły duchowej, że podejmę działanie, nawet jeśli boję się, wstydzę lub po prostu mi się nie chce.
 
Pracując nad Czwartym i Piątym Krokiem zorientowałem się, że (czy trzeźwy, czy pijany) nadal mam wady charakteru, uświadomiłem sobie też, że ich w określonym celu i w określony sposób używam, a to nie jest sytuacja, która zapewniałaby mi komfort psychiczny. Przedtem mogłem obojętnie wzruszyć ramionami i skwitować taki problem słowami: „jak już po prostu tak mam”, ale teraz już się tak nie da. Pełna świadomość używania własnych wad charakteru dla jakichś tam swoich osobistych korzyści (materialnych, lub innych), wywołuje dyskomfort psychiczny, po prostu cierpienie. To nie jest stan, z którym byłbym gotów na dłuższą metę się godzić. Wyjścia z tej sytuacji są dwa: albo alkohol i natychmiastowa ulga, albo poważna realizacja Szóstego Kroku (i dalszych). Jeśli nie wspominałem dotąd o popularnym w AA określeniu, w którym alkoholicy nazywani są ludźmi „skazanymi na rozwój”, to teraz jest chyba na to odpowiednia chwila.
 
Gotowość. Kiedy stałem się gotowy do rozstania z alkoholem? No, cóż… dopiero wtedy, kiedy okazało się, że straty są zdecydowanie większe od zysków. Kiedy konsekwencje picia przywaliły mnie tak, że nie miałem już właściwie żadnego pomysłu na swoje dalsze życie, z alkoholem, czy bez niego – stałem się wreszcie gotowy do podjęcia określonych działań.
Czy w przypadku wad charakteru historia musi się powtarzać? Czy rzeczywiście muszę najpierw ponieść koszmarne konsekwencje ich używania, bym w końcu stał się gotowy do rozstania z nimi? Specjalnie zwracam tu uwagę na słowo „muszę”. Jeśli „kocham” szybko i niebezpiecznie jeździć samochodem (lekkomyślność, nieodpowiedzialność, lekceważenie zdrowia i życia własnego i innych ludzi), to czy faktycznie muszę spowodować wypadek i kogoś zabić, zanim się w końcu opamiętam? Jeśli namiętnie kłamię i oszukuję innych ludzi, to czy muszę doczekać się wyroku sądowego, albo „tylko” usunięcia z towarzystwa, zanim zdecyduję się zacząć działać? Jeśli odpowiedzi na takie pytania z jakiegoś powodu nie potrafię udzielić sam, mogę poszukać ich przy pomocy sponsora.
 
Kłamię. Pozornie już nie chcę tego robić, ale jednak… nadal robię. Czemu pozornie? Bo jeśli nadal kłamię, to widocznie w dalszym ciągu mam z tego więcej korzyści niż strat. Korzyści, z których najwyraźniej nie chcę rezygnować. Co może w tej sytuacji zrobić człowiek trzeźwy? Może w przemyślany sposób zacząć podnosić poziom kosztów sam, zanim w sposób lawinowy i niekontrolowany zwalą się one na niego. Chodzi tu o to, żeby zyski i korzyści z kłamstwa przestały być aż tak bardzo opłacalne. I tu okazuje się, że ja przecież bardzo dobrze wiem, jak to zrobić! Jeśli postanawiam, że do każdego kłamstwa będę się przyznawał osobie okłamanej, i będę to postanowienie realizował z żelazną konsekwencją, to niewątpliwie bardzo szybko dojdę do wniosku, że kłamać chyba się jednak aż tak bardzo nie opłaca.
Przypomina mi się w związku z tym stare, ludowe powiedzenie, dotyczące grzechu kradzieży i warunków jego odpuszczenia: „grzech nie będzie odpuszczony, póki wziątek nie zwrócony”. Jaki sens ma kradzież, jeśli zagarnięte mienie, rzeczy, przedmioty, trzeba zwrócić? Dokładnie tę samą metodę stosowaliśmy w jednostce wojskowej, kiedy nasze własne wulgaryzmy przybierały takie rozmiary, że po prostu nam samym to już przeszkadzało – rozwiązaniem okazała się skarbonka, do której wrzucić należało dwa złote za każde przekleństwo. Po kilku dniach plugawe odzywki należały już do rzadkości. Metoda kontrolowanego podnoszenia poziomu strat, nie jest więc ani niczym nowym, ani żadnym epokowym odkryciem. Tyle tylko, że wcześniej nie życzyłem sobie nic o niej wiedzieć, ani choćby pamiętać.
 
Gotowość do przyjęcia konsekwencji własnego postępowania, jest ważną częścią składową gotowości z Szóstego Kroku. Jest także miarą mojej trzeźwości. Ale uwaga! W tym momencie bardzo łatwo jest o pewne nieporozumienie. Czy, choćby w powyższym przykładzie z kłamstwami, jeśli nie chcę zdecydować się na natychmiastowe przyznawanie się do nich, jeżeli – mówiąc wprost – nadal chcę używać tej wady, to, czy oznacza to i świadczy, że jestem złym człowiekiem? Stop! Rozważania te nie dotyczą ocen moralnych, a więc ich wynik nie zawiera się w kategoriach dobra i zła. Mówimy o trzeźwości i gotowości. Albo o ich braku. O moralności – nie. Tym razem nie. Jeśli świadomie, po rozważeniu wszelkich „za” i „przeciw”, decyduję się nadal używać wady kłamstwa i jeśli jednocześnie jestem w pełni gotowy na przyjęcie wszelkich konsekwencji takiego wyboru, nawet tych, których jeszcze nie znam, nie spodziewam się, a nawet nie wyobrażam, to – w pewnym sensie – w porządku.
Jeśli jednak nadal chciałbym oszukiwać, zwodzić i okłamywać wszystkich, których tylko zdołam oraz czerpać z tego działania określone profity, ale w sytuacji, gdy „sprawa się wyda”, czyli wtedy, kiedy pojawią się konsekwencje, będę starał się ich uniknąć, przerzucić na kogoś innego, to takie postępowanie z trzeźwością nie ma kompletnie nic wspólnego. Przypomina za to małe dziecko, które chce się bawić klockami, ale później odmawia udziału i pomocy w ich sprzątaniu, albo… czynnego alkoholika i jego naiwne, a nawet często wręcz bezczelne próby uniknięcia odpowiedzialności za własne zachowanie, życiowe wybory i decyzje. To jest po prostu „pijane myślenie”.
Na przykładach kłamstwa, złodziejstwa i przeklinania, pokazałem metody i sposoby (na pewno jest ich dużo więcej) budowania własnej gotowości do rozstania z określoną wadą charakteru. To moje zadanie. Reszta w rękach Boga – jakkolwiek Go pojmuję.
 
W rozdziale dotyczącym Kroku Czwartego wspominałem o skrzynce z „narzędziami”, którą zawsze mam przy sobie. Noszę w niej między innymi kłamstwo, złodziejstwo, lenistwo, zarozumialstwo, pychę i wiele innych. Zwykle, choć nie zawsze tak być musi, nie jestem w stanie wyrzucić żadnego z tych narzędzi ze skrzynki, ale tym, co ja mogę zrobić, jest codzienne, każdego dnia podejmowane na nowo staranie, by tego narzędzia nie wyjmować i nie używać. Jeśli będzie mi się to udawało coraz częściej, kiedy będzie już pochłaniało coraz mniej mojej uwagi, pewnego razu, może się okazać, że w swojej skrzynce, właśnie tego jednego narzędzia już w ogóle nie mam – to pomoc i ingerencja Boga. Wydaje mi się, że warto pamiętać o tym, że ta boska pomoc i ingerencja nie musi oznaczać tylko „znikania” wad charakteru. Czasem może sprowadzać się do rady, sugestii, podpowiedzi przekazanej za pośrednictwem innego człowieka: „idź na mityng, zgłoś się do lekarza…”.
 
O Kroku Szóstym, w jednym zdaniu, mógłbym krótko powiedzieć: rób swoje, buduj gotowość i bądź pewien, że Bóg (jakkolwiek Go pojmujesz) pomoże wtedy, kiedy już wykonasz swoją część pracy, albo kiedy problem rzeczywiście przerośnie twoje własne możliwości.

4 komentarze:

  1. pieknie dziekuje Twoje doswiadczenie mi pomoglo do pracy nad 6 krokiem
    Meszuge :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bóg działa przez ludzi. Wielkie dzięki

    OdpowiedzUsuń
  3. Mieszanie religii do AA nieporozumieniem. Nie każdy wierzy w opowieści o gościu który z grobu uciekł. Proponuję sobie przypomnieć fundamentalne zasady AA.

    OdpowiedzUsuń