środa, 7 grudnia 2011

Zbyt niska poprzeczka

W trzecim roku abstynencji zrozumiałem, że zamiast realnie trzeźwieć, próbuję zaklinać swój alkoholizm – z miernym skutkiem zresztą. A nieco później odkryłem, dlaczego tak długo i tak namiętnie zakochany byłem w słowach Billa W.: Naszym celem jest postęp, a nie doskonałość*. Przecież z tego zdania też zrobiłem zaklęcie… 

Zbyt niska poprzeczka, czyli doskonałość i postęp
 
Wyścig składa się z setek, może tysięcy kroków, ale jego celem jest meta, a nie kroki jako takie. Celem działalności murarza jest dom, a nie mieszanie zaprawy. Celem sprzątaczki jest porządek i czystość, a nie pojedyncze pyłki kurzu. Celem wspinaczki jest szczyt, a nie wbijanie raków. Celem stolarza jest mebel, a nie przybijanie gwoździ. Celem pianisty jest sonata, ale nie jeden dźwięk – chociaż wiadomo, że z całego szeregu dźwięków się ona składa. Jeżeli cele mylą mi się ze środkami niezbędnymi do ich realizacji, to efekty, i to w najlepszym przypadku, będą mało satysfakcjonujące; w przypadku gorszym – zupełnie żadne. Przecież już wiem, już tego doświadczyłem. Cele nie zawsze muszą być w pełni osiągalne, albo tak proste, jak w powyższych przykładach (linia mety, budynek, utwór muzyczny, szczyt), ale to nadal nie znaczy, że cele i środki można traktować zamiennie. 
 
Zaklęcia mają magiczną moc, wystarczy je wypowiedzieć, by sprawić sobie ulgę, zmienić nastrój, poprawić samopoczucie … cóż z tego, że tylko na chwilę? Wyuczyłem się więc pewnej sztuczki, zresztą, w warunkach mityngowych nie było to specjalnie trudne. Otóż przywoływałem z pamięci jakiś wyjątkowo koszmarny dzień z czasów kasacyjnego picia, porównywałem go z chwilą obecną i… miałem wyraźny dowód na to, że robię postępy. Wprawdzie wczoraj skłamałem, tydzień temu ukradłem, miesiąc wcześniej uwiodłem, ale taki dyskomfort załatwiało zaklęcie w formie nieco rozszerzonej: Nie powinniśmy się zniechęcać, jeśli zdarzy nam się któryś z dawnych błędów – nasze zmagania nie są łatwe. Naszym celem jest postęp, a nie doskonałość. I pozornie wszystko było w porządku, tyle tylko, że zapytany o konkretne postępy między pierwszą, a trzecią rocznicą abstynencji, nie miałbym pewnie zbyt wiele do powiedzenia. Jeśli w ogóle cokolwiek.
 
Celem trzeźwienia jest wytrzeźwienie, trzeźwość, a nie… trzeźwienie. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, abym Programu AA, który uważam za program poprawy jakości życia, już po wytrzeźwieniu używał nadal, a choćby do końca życia, na drodze rozwoju osobistego oraz duchowego wzrastania. Tym niemniej moim celem jest doskonałość, natomiast zadanie, które codziennie mam do wykonania, polega na zadbaniu o to, abym na drodze do tego celu, czynił realne postępy. Realne, a nie magicznie spreparowane!

Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku*.
 
W Księdze, którą od pewnego czasu bardzo szanuję, znalazłem taką oto wskazówkę, czy nawet zalecenie: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski**. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, abym uznał, że ja jednak wiem lepiej od Pana Boga – w moim przypadku nie byłoby to przecież niczym niezwykłym, ani nawet specjalnie nowym – tyle, że w ten sposób, na własne życzenie, zafundowałbym sobie całkiem poważny problem i to zarówno z uczciwością wobec siebie, jak i z deklaracjami składanymi w Kroku Trzecim, Siódmym, Jedenastym… 
 
Moje noworoczne postanowienie: stąpać przez życie uważnie, krok za krokiem, nie tracąc jednak z pola widzenia głównego celu, bo najbardziej nawet dynamiczny marsz, bez świadomości celu, prędzej czy później okazuje się jedynie chocholim tańcem, albo po prostu dreptaniem w miejscu.
 
 
 
--
* „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji”.
** Mt 5,48






Więcej w moich książkach

1 komentarz:

  1. sama bym chętnie poszła na taki mityng; i to nie raz... Bo choć jeden z ulubionych na wielu grupach AA nie-aowski (a jednak uparcie czytany na mityngach) tekst przekonuje, że "nawet głupcy i ignoranci mają swą opowieść", ja jakoś niekoniecznie mam ochotę na te opowieści marnować czas. Już wiem, że czas jest dobrem reglamentowanym.

    OdpowiedzUsuń