wtorek, 17 stycznia 2012

O nowicjuszach i 1 Kroku AA

Najwięcej na mityngach uczę się od nowicjuszy – usłyszałem niedawno od znajomego weterana i dopiero wtedy przypomniało mi się, że przecież ja znam te słowa; kilka, może kilkanaście lat temu słyszałem je mnóstwo razy. Ba! Sam je wielokrotnie powtarzałem! Aż do czasu, gdy jakiś wredny typ zadał mi pytanie, na które zupełnie nie potrafiłem odpowiedzieć: czego konkretnie od tych nowicjuszy się uczysz? Ups!
Jeśli nawet okazało się, że od nowicjuszy niczego, albo prawie niczego nauczyć się nie mogę, to jednak wcale jeszcze nie znaczy, żeby ich obecność na mityngu nie miała wtedy żadnego znaczenia. Ależ miała! Jak najbardziej. Hardcorowa opowieść nowicjusza, jeśli jakoś tam udało się nakłonić go do zabrania głosu oraz jego pożałowania godny stan, pozwalały mi szybko poczuć ulgę, samozadowolenie, satysfakcję, bo przecież ze mną nie jest już aż tak źle. Ja już mam lepiej…
 
Grupa AA bez weteranów pozbawiona jest doświadczenia. Grupa bez alkoholików ze średnią abstynencją pozbawiona jest stabilizacji. Grupa bez nowicjuszy nie ma przed sobą przyszłości. A więc wszyscy jesteśmy ważni – dla grupy i dla Wspólnoty.
Wydaje mi się, że warto też pamiętać stare AA-owskie powiedzenie: wyjmij watę z uszu i wsadź do ust, a także stosować się do niego w praktyce, zamiast nakłaniać nowicjuszy, żeby na swoich pierwszych mityngach mówili… z sensem, albo i bez, na temat, albo i nie, byle dużo.
 
A kiedy mowa jest o nowicjuszach w AA, automatycznie przychodzi mi na myśl Pierwszy Krok: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem. Ileż czasu poświęciłem na rozważanie bezsilności – swojej i cudzej – ile historii o tak zwanym dnie opowiedziałem i wysłuchałem, z iloma wątpliwościami się zmagałem… A przecież Pierwszy Krok, będący oczywiście bazą, fundamentem, jest stosunkowo prosty i zatrzymywać się na nim na zbyt długo nie ma potrzeby. To coś w rodzaju bloków startowych dla biegacza. Nic mniej, ale i nic więcej.
 
Pierwszy Krok – krok świadomości… Dzięki niemu uświadamiam sobie, że moje życie było niekierowalne i to na długo przedtem, zanim zacząłem nadużywać alkoholu, a także pewien czas po tym jak pić przestałem. Dzięki temu Krokowi nie tylko zaczynam rozumieć, ale zdobywam świadomość, że najprawdopodobniej od wczesnego dzieciństwa, może od urodzenia, nie byłem zdolny poddać się żadnemu kierowaniu. Tak, słowem kluczem jest właśnie poddać się. Większą część życia, nawet tego bez alkoholu, nie byłem zdolny żyć według norm i zasad nawet tych, które uważałem za priorytetowe, bardzo ważne i swoje!
Nie byłem w tym jakimś szczególnym wyjątkiem – potwierdzenie tego faktu znaleźć można w Wielkiej Księdze, w rozdziałach „My – niewierzący” oraz „Jak to działa?”.
 
Krok Pierwszy uświadamia mi problem, pomaga zrozumieć, że – z alkoholem, czy bez – moja samowola może mnie zabić… umysłowo, emocjonalnie, duchowo… i nie tylko. 

3 komentarze:

  1. Dopóki bedziesz trzymał sie kolegi z AA i jego rad,nigdy nie bedziesz wolny.Dopóki bedziesz łaził non stop na mityngi,dopóty nie bedziesz wolny.Dopóki bedziesz pod wpływem religii i kośćioła nie bedziesz wierzył w Boga i jego plan jaki obrał dla ciebie.Kazdy jest inny i każdy ma inna droge.Dopóki bedziesz sie zadawał z kumplem lub koleżanką ,co maja problemy,ty tez je bedziesz miał.Kto z kim zadaje taki sie staje.Dopóki bedziesz słuchał podpowiadaczy nie znajdziesz właściwej drogi.Owszem bedziesz trzezwy.Kto z kim zadaje taki sie staje.Dopóki nie uwolnisz sie od kamery i swiateł,czyli musze być na widoku i najlepszy ,nawet w przemówieniu na mityngu,nie bedziesz wolny.Dopóki nie uwolnisz sie od foromowych pisań ,nie bedziesz ,nie bede wolny.Dopóki nie uznasz ,że ty a nie inni kieruja swoim zyciem,nie bedziesz wolny.Dopóki nie uznasz ,że nie boisz sie religii!!nie bedziesz wolny.Dopóki nie uznasz ,ze Częstochowa i Licheń nie moga kierować twoim życiem,nie bedziesz wolny.Dopóki nie uznasz twierdzenia,że nie jesteś po niczyjej stronie,bo nikt nie jest po twojej,nie bedziesz wolny.Nadal beda toba manipulować.Kto ,oni,religia, system ,kosciół ,państwo itd.Jeśli wyłaczysz telefon,i nie bedziesz czekać na nikogo,bo dobrze ci samemu ze soba,jesteś free.Jesli nie musisz mieć kamer i świateł,kosciół mityngii Cżęstochowa ,Licheń,jesteś free.Jesli potrafisz wyłączyć komputer, tel, tv i pójść do kogoś na kawe,lub na grzyby lub nad jezioro ,jestes free.Jesli zaczniesz po tym poście pisać i szczekać na mnie,nadal nosisz smycz,nie jesteś free,PROWADZĄ CIĘ ONI NA SMYCZY.Tu chce coś dopisać o zadośćuczynieniu,zniknął mi temat o tym na tym forum.Jeśli bedą ci non stop wmawiać ,że tylko ty masz zadośćuczynić,i beda chcieli zrobić z ciebie winowajce,wwalic na plecy poczucie winy,zmień grupe,bo zamkna cie w klatce i dołożą swoje winy na twoje plecy.Zadawaj sie z bogatymi,bedzie poczucie bezpieczeństwa finansowego,zadając sie tylko z problemowymi,nie uwolnisz sie od narzekania na premiera .Módl sie o pieniadze,bedziesz sie modlił o prace?wiec narzekanie na kase nie zniknie.Boisz sie Boga?napewno sie nie boisz.Boisz sie koscioła religii?umieja zasiać strach?no nie?Zły?nie ma złego ,to oni,go wymyslili ,by zasiać strach.Ilu ludzi chodzi na mityngi i zapija?mnóstwo.Ilu nie chodzi ?i sa trzezwi ?mnóstwo.Chodzi tylko o uwolnienie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw chciałem przerwać czytanie tego,co napisałeś. Dotarłem do końca i uznałem, że Twoje poglądy na temat wolności są ciekawe, lecz nie powalajace. Niestety , a może "stety" każdy znas żyjący w jakiejkolwiek grupie, społeczności , nie jest do końca wolny. Twoja wolność "na maxa" pachnie mi anarchią, co przecież nie ma wiele wspólnego z wolnością. Żyjesz w stadzie, więc jesteś ograniczony pewnymi regułami gry (czy chcesz, czy nie chcesz).Oczywiście możesz zamieszkać na pustyni czy w dżungli, ale wtedy zmieniają się reguły gry. Sam będziesz musiał zadbać o domostwo, wyżywienie, odzież itp.Taka perspekrywa mnie przeraża... No więc wolę być wolny zdając sobie sprawę z ograniczeń tej wolności. W AA jestem już trochę lat, czuję się coraz lepiej, a raczej wydaje mi się, że jestem jeszcze komuś potrzebny, i to mnie cieszy.

    OdpowiedzUsuń