czwartek, 22 maja 2025

Jesienna edycja warsztatu

Jesienna wersja warsztatu KzK w Woźniakowie, październik 2025:




Dla zainteresowanych: zostaw w komentarzu swój numer telefonu, a dostaniesz esemesem numer do Agnieszki.

czwartek, 15 maja 2025

Interpretacja, a przerabianie

Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki [„Jak to widzi Bill”].

Słuchałem podczas mityngów wypowiedzi alkoholików na temat sposobów praktycznej realizacji Piątego Kroku i miałem coraz większe wątpliwości, czy w naszej, polskiej wersji Wspólnoty, pojęcie „interpretacja” jest rozumiane właściwie albo w ogóle jakkolwiek. Więc może wyjaśnijmy sobie, że interpretacja, to wydobycie, uwypuklenie, wyjaśnienie czegoś, to przypisanie czemuś określonego znaczenia, a wreszcie jest to sposób wykonania czy odtworzenia.

Krok Piąty: Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Sponsor powinien wyjaśnić podopiecznemu znaczenie tego Kroku, wytłumaczyć, czemu on służy, czym jest, a czym nie jest (nie jest na przykład religijną spowiedzią) oraz – co zapewne najważniejsze – objaśnić sposób wykonania czyli realizacji praktycznej tego Kroku. I to właśnie jest interpretacja!

Słuchałem doświadczeń alkoholików (płci obojga) i coraz bardziej rozumiałem, że nie stawiali oni Piątego Kroku Anonimowych Alkoholików, ale coś zupełnie innego. Postanowiłem, analizując relacje o realizacji, zorientować się, jak może brzmieć ten punkt w ich tajemniczym programie. To był mityng, więc nie mogłem zwyczajnie i po prostu dopytywać. Ostatecznie wyszło mi, że mogłoby to być coś takiego:
Punkt piąty – przeczytaliśmy sponsorce listę błędów popełnionych przez całe życie, choćby miało to zająć kilkanaście godzin, a następnie wysłuchaliśmy jej wyznania na temat istoty naszych błędów, do których obowiązkowo i zawsze zalicza się zbyt mały poziom zaufania bogu.

Przypomniały mi się wtedy, że słyszałem kiedyś także i inne elementy programu, który Programem AA zdecydowanie nie był, a jeśli nawet ze Wspólnoty AA początkowo pochodził, to uległ takim modyfikacjom, które całkowicie przekraczają granice sensownej interpretacji. Przykładem niech będzie Krok Czwarty. Elementem elastycznej interpretacji może być, dla przykładu, kwestia listy lub tabel, a jak tabel, to których. Jeśli jednak sponsor usuwa z Kroku Czwartego pewne elementy, np. listę/tabelę osób skrzywdzonych (stanowiącą podstawę późniejszej pracy na Kroku Ósmym), to już nie jest interpretacja, ale po prostu jakaś dziwna cenzura.

Krok Piąty stanowi coś w rodzaju autodiagnozy. Analizując wpisy w tabelach poprzedniego Kroku, podopieczny odkrywa istotę swoich błędów. Swoich, a nie cudzych! Oczywiście sponsor może trochę w tym pomóc, coś wyjaśnić, podpowiedzieć, ale to jest praca i odkrycie podopiecznego. Nie pozwoliłbym sobie decydować o czyjejś istocie błędów. Nie stawiać diagnoz komuś i za kogoś nauczył mnie przypadek Janka, który wracając po zapiciu stwierdził: zaczęło mi się wydawać, że mnie źle zdiagnozowali. Jeśli diagnoza nie była moja, ale cudza, to za rok lub lat dziesięć, mogę ją zakwestionować. I – jako alkoholik – prawnie na pewno kiedyś to zrobię.

Inny przykład kompletnie wynaturzonego rozumienia idei Programu AA, bo o żadnej interpretacji nie ma tu mowy, to Krok Dziewiąty: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Kilka razy usłyszałem, że to „ich” dotyczy alkoholika, który stawia ten Krok. Przykład: ukradłem Ziutkowi sporą sumę. Wydawałoby się, że powinienem mu oddać, ale jeśli zwrot takiej sumy uszczupliłby mój i mojej rodziny stan posiadania, czyli zranił mnie i rodzinę, to zwracać absolutnie nie muszę. Jeśli przeproszenie kogoś za coś, co zrobiłem, miałoby spowodować, że będę się wstydził (zranienie), to przepraszać nie ma potrzeby i nawet nie należy. Można tu dorzucić tzw. zadośćuczynienie pośrednie, skopiowane ze Wspólnoty Anonimowych Narkomanów.

My, alkoholicy, nie jesteśmy tacy sami. Choć objawy alkoholizmu miewamy podobne. To oznacza, że elastyczna interpretacja jest podczas pracy ze sponsorem często niezbędna. Dobrze byłoby jednak umieć odróżnić elastyczną interpretację od szalejącej, sekciarskiej samowoli.

czwartek, 1 maja 2025

Jestem trzeźwy, ale co dalej?

Na detoksie zamkniętego szpitala odwykowego spędziłem coś koło tygodnia. Miałem mnóstwo czasu na rozmyślania, a byłem w stanie wymyślić tylko to, że nie chcę wracać do picia i nie chcę już nikogo krzywdzić. Może trochę skromnie, ale wtedy nic więcej nie miałem.
Przez jakiś czas wydawało mi się, że robię to, co trzeba, żeby ten cel osiągnąć – 2,5 roku uczestniczyłem w terapii odwykowej, później prawie rok w terapii DDA, kilka miesięcy w warsztatach duchowości, bardzo regularnie uczestniczyłem w mityngach AA, czasem rozmawiałem ze sponsorem, czytałem motywujące książki.

Po jakichś 3-4 latach zauważyłem, że pić mi się nie chce, nie mam żadnych głodów, nawrotów, sygnałów ostrzegawczych czy innych takich, ale pomysł, żeby nie krzywdzić innych, jakoś mi nie wychodzi, a nawet, że w tym względzie jest coraz gorzej. Wiecznie poirytowany, rozdrażniony, niezadowolony, toczyłem jakieś wojny i wojenki z rodziną, urzędami, instytucjami. Było to coraz trudniejsze do zniesienia także dla mnie samego. Innych – zgodnie z zaleceniami terapeutów – miałem głęboko w nosie, ja tu przecież byłem najważniejszy. Zalecany egoizm może i był kuszący, ale na dłuższą metę jakoś zupełnie się nie sprawdzał. „Po owocach ich poznanie” – tak, tyle że owoce były coraz bardziej paskudne, coraz częściej po prostu zgniłe.

W tym czasie, kiedy powoli Program się o mnie upominał, wpadało mi w oczy/uszy wiele drobiazgów, które pojedynczo nie miały może wielkiego znaczenia, ale... Na przykład: mózg człowieka kiepsko przyswaja stwierdzenia zaczynające się od negacji czy zaprzeczenia. Wiedziałem, czego nie chcę (nie chcę pić, nie chcę krzywdzić) i początkowo to nawet wystarczało, ale jakoś nie potrafiłem wymyślić czy odkryć, czego chcę. Miałem przed sobą pół życia i żadnego pomysłu na to życie.
Inny taki drobiazg to słowa z bajki o Koziołku Matołku: „...i znów musiał, biedaczysko, po szerokim świecie szukać tego, co jest bardzo blisko”. Niektóre rzeczy miałem od dawna przed nosem, ale w tym samym mieście, w tych samych grupach AA, wśród tych samych alkoholików, nie byłem w stanie ich zauważyć.

Na skutek działania Programu AA powoli przestawałem być kanalią i szują, nie kradłam, rzadko kłamałem. Owszem, nie piłem, byłem mniej lub bardziej trzeźwy, tyle że nadal nie miałem sensownego pomysłu na swoje życie, a „jakoś to będzie” z czasów picia i wcześniejszych już nie działało.

Miałem kilka lat abstynencji, kiedy sponsor zaproponował mi dwie rzeczy: żebym zaangażował się w jakąś służbę poza grupą i żebym zaczął poznawać Tradycje AA.

Ostatecznie po kolejnych latach zorientowałem się, że znam cel lub sens swojego życia. Nie było to ani nagłe, ani spektakularne, żaden ciepły wiatr, żadne światło i dźwięk. To był proces rozwojowy, a nie wielkie „bum!”. Czy byłoby to możliwe poza AA, bez służb, literatury, mityngów, setek lub tysięcy rozmów, obserwacji, bez pisania o AA i o naszym środowisku, bez poznawania historii Wspólnoty? Nie wiem, naprawdę nie wiem. W każdym razie wtedy popełniłem błąd.

W WK napisano „Dziel się szczodrze tym, co odkrywasz, i dołącz do nas. Będziemy z tobą we Wspólnocie Ducha i...” bla, bla bla. To się podzieliłem. I to właśnie był koszmarny błąd. Opowiedziałem kilkudziesięciu osobom, przy różnych okazjach, o swoim odkryciu celu życiowego, nie spodziewając się ani przez moment tak wściekłej i agresywnej napaści. O żadnym dołączeniu nie było mowy, bo było to zdecydowane odrzucenie.
Pomijając wulgaryzmy, agresję, drwiny i zwykłe chamstwo, dowiedziałem się od rozmówców, że oni zupełnie nie znają sensu życia, ale na pewno nie może to być coś tak prostego, jak to odkryłem dla siebie.
Gdybym próbował im wmówić, że mają tak samo, jak ja, to może jeszcze zrozumiałbym (do pewnego stopnia) ich furię, ale – nauczony w środowisku AA i na terapiach – jak zwykle mówiłem tylko o sobie.

Przypomniało mi się sprzed dwudziestu lat powiedzenie, że Dwanaście Kroków to prosty Program, dla prostych ludzi, którzy obsesyjnie komplikują proste sprawy. A może chodzi o coś jeszcze prostszego – o zwykłą zawiść: skoro nie mogę mieć tego, co ty masz, to niech i tobie Bóg to odbierze, ale pewności nie mam. Ostatecznie mojego przekonania o sensie życia nikt mi odebrać nie jest w stanie. Jak i wdzięczności, że odbyło się to w przestrzeni AA, choć zapewne mogło gdzieś indziej.


Serce człowieka nie zna silniejszej namiętności niż żądza nakłonienia innych do własnych przekonań. Nic tak nie podcina korzeni szczęścia człowieka, nic nie napełnia go takim gniewem aniżeli poczucie, że inny stawia nisko, co on ceni wysoko [Virginia Woolf].


Oto wyznanie młodej ateistki na łamach „Tygodnika Powszechnego” w ramach ogłoszonej ankiety nt. „Po co żyję?”:
„Po co żyję? Żeby pokrzywę, którą wiatr zasiał na dachu, przesadzić na ziemię, żeby muchę tonącą w szklance kefiru wypuścić za okno, żeby znaleźć posadę bezpańskiemu psu, żeby podać wypluty smoczek ryczącemu niemowlęciu, żeby przyszyć oderwane uszy misiowi, żeby upchnąć czyjś tłumok w przepełnionym autobusie, żeby odszukać właściciela zgubionego parasola, żeby wysłuchać zwierzeń zawiedzionego, żeby „pokazać” ślepemu, jak pachnie macierzanka, żeby wylać szpitalny basen, żeby Adam uwierzył, że nigdy w nikogo i w nic nie należy ciskać cegła, żeby okłamać starca, że jest bardzo potrzebny, żeby trzymać rękę chorego w chwili jego konania, żeby wbrew własnemu przekonaniu podtrzymywać mit o sensie życia, odsuwając od kogo się da świadomość tego, że obdarowanie bytem – który musi się utracić, jest najokrutniejszym żartem świata.
Wątpię, by katolickie pismo miało okazję do zrobienia użytku z mojej odpowiedzi, chyba jako odstraszającego przykładu, do czego prowadzi brak wiary. Nie mam nic przeciwko temu. Tylko, jeżeli Wy naprawdę wierzycie, że jest Bóg, że Jego istotą jest miłość i że dusza ludzka jest nieśmiertelna, to jakim cudem możecie mieć wątpliwości po co żyjecie?”  - „Rekolekcje w domu ze św. Ignacym Loyolą” – Stanisław Mrożek SJ, wyd. WAM, 2012, strona 23-24.