środa, 19 maja 2010

Krok 5 Programu 12 Kroków

Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
(ang. Admitted to God, to ourselves and to another human being the exact nature of our wrongs.)

Jak rozumiem Krok 5 Programu 12 Kroków AA?

Na początek chciałbym zwrócić uwagę na pewien cytat z Wielkiej Księgi, który wydaje mi się szczególnie ważny: „Alkohol jest bowiem tylko symptomem naszej choroby. Musieliśmy zatem dotrzeć do jej istotnych przyczyn i warunków, które sprzyjały jego rozwojowi”, a wydaje mi się on bardzo ważny, zarówno podczas pracy nad Krokiem Czwartym, jak i w trakcie przygotowań do praktycznej realizacji Kroku Piątego.
 
We Wspólnocie AA kwestie Boga, religii, wiary, czy wyznania, są prywatną i jak najbardziej osobistą sprawą każdego alkoholika, dlatego o technice, sposobach i metodach wyznawania Bogu istoty błędów wypowiadał się nie będę.
Jak, i po co, wyznać je sobie? Wydaje się, że ja wszystko już wiem, pracowałem przecież w grupie, albo ze sponsorem, nad Krokiem Czwartym, więc…?
Krok Piąty jest logicznym następstwem Kroku Czwartego. Jego realizacja nie polega na powtórnym czytaniu listy wad charakteru, czy poszczególnych występków, ale na wyznaniu (Bogu, sobie, innej istocie ludzkiej) wyników tej pracy – samej istoty błędów. Okazuje się w praktyce, sam to przeżyłem i doświadczyłem, że to, co niby tak dobrze na swój temat wiem, odbieram jednak zupełnie inaczej, lepiej sam siebie słyszę, bardziej bezpośrednio kontaktuję się z faktami i rzeczywistością, kiedy głośno czytam swoją pisemną pracę innemu człowiekowi. Właśnie, pisemną. Krok Piąty powinien być „zrobiony” na piśmie. Technikę wyznawania samemu sobie istoty błędów można wypracować też jakąś własną, osobistą, zupełnie prywatną, radziłbym jednak uzgodnić ją i skonsultować wcześniej, czyli przed zastosowaniem, ze sponsorem, albo osobą, która takie doświadczenie ma już za sobą.
 
Za najtrudniejszy, wymagający najwięcej odwagi, wiary i determinacji uważam ten element Kroku Piątego, który dotyczy wyznania istoty błędów drugiemu człowiekowi. Bill W. w „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” omawia problem wyboru odpowiedniej osoby, lub kilku osób, dość szczegółowo, sugerując między innymi, że mógłby to być nawet jakiś stary przyjaciel, duchowny, czy lekarz. Ja mam nieco inne zdanie na ten temat. Uważam, że osobą tą powinien być alkoholik. Praca nad Krokiem Piątym nie kończy się w momencie, gdy przestanę czytać. Niezwykle ważne jest też to, co od swojego słuchacza (słuchaczy) później usłyszę. Wnioski, wskazówki, uwagi, rady, sugestie osoby, która o chorobie alkoholowej nie ma zielonego pojęcia, mogą być (może nie muszą, ale mogą!), delikatnie mówiąc – mało przydatne. Kiedy taką pracę będę czytał alkoholikowi, a jeszcze lepiej nie jednemu, moi słuchacze natychmiast usłyszą wszelkie moje racjonalizacje, bagatelizowanie, próby przerzucenia odpowiedzialności na osoby trzecie, oraz inne „sztuczki” uzależnionego umysłu, których mogę używać, zupełnie nieświadomie zresztą i bez złej woli. Usłyszą, zwrócą mi uwagę, podpowiedzą, nakierują, a to, choć pewnie niezbyt przyjemne, może być szansą dla mnie. W końcu pracy tej ja nie robię dla nich, ale dla siebie. On, czy oni, wysłuchają, jakoś to pewnie na swój sposób przeżyją i, za jakiś czas, zapomną. Ale dla mnie, to fundament całej reszty mojego dalszego, trzeźwego życia. Zbudowany na bazie czyjejś niewiedzy i nieznajomości problemu, cóż z tego, że dobrej woli, może okazać się w przyszłości nie tak solidny, jak bym sobie tego życzył.
A Bill W. pisał to, co pisał, w czasach, gdy Anonimowych Alkoholików nie było na świecie jeszcze zbyt wielu i znalezienie odpowiedniego trzeźwego alkoholika mogło rzeczywiście stwarzać problemy.  Poza tym… warto chyba zdać sobie sprawę z faktu, że Bill W., autor Programu 12 Kroków, sam nigdy tego Kroku (ani żadnego innego) nie przepracował.
 
Czy istotę swoich błędów powinienem wyznać tylko i wyłącznie jednej osobie? Zdania na ten temat są bardzo podzielone. Mógłbym wywinąć się od odpowiedzi słowami „przynajmniej jednej”, ale to nie byłoby w porządku. Odpowiem w takim razie tak: ja realizowałem Krok Piąty kilka razy i zawsze robiłem to w niewielkiej grupie alkoholików. Za każdym razem z efektów byłem zadowolony i całkowicie mnie one satysfakcjonowały. Za pierwszym razem nie miałem może zbyt wielkiego wyboru, ale za każdym następnym świadomy już byłem, że podczas rozmowy z jedną tylko osobą, w cztery oczy, mam szansę wyprowadzić ją w pole, zaprezentować przekonania zamiast faktów, przekonać do swoich prawd, „sprzedać” jej jakąś tam swoją iluzję. To oczywiście tylko moje, osobiste doświadczenie. Prawdą jest i to, że wielu znajomych alkoholików, którzy realizowali Krok Piąty z jedną osobą, na przykład ze sponsorem, wykonało w ten sposób kawał bardzo dobrej roboty. Wyboru każdy musi dokonać sam. Jedno tylko absolutnie nie ulega wątpliwości – mityng AA, albo grupa terapeutyczna nie jest do tego celu odpowiednim miejscem.
 
Koncentrowałem się dotąd na technice realizacji Piątego Kroku. Kolejne ważne pytanie brzmi: po co? Dlaczego mam to robić? Co ma z takiego wyznawania wyniknąć? Odpowiedzi może być wiele…
 
Dlaczego? Ano, choćby dlatego, że jest to element Programu AA, w którego skuteczność nauczyłem się już wierzyć, do którego się przekonałem. Uzdrawiające efekty działania Dwunastu Kroków widzę i dostrzegam przecież nie tylko u innych alkoholików, ale już także i u siebie.
Anonimowi Alkoholicy powiadają na tą okoliczność, że „tak głęboka jest twoja choroba, jak głębokie są twoje tajemnice”. Jestem pewien, że kryje się w tym powiedzeniu wielka prawda. Im mniej tajemnic, obłudy, zakłamania, fałszu, tym więcej pogody ducha, spokoju, bliskości. Zresztą, czy można być uczciwym wobec siebie, nie będąc uczciwym wobec innych, a przynajmniej wobec choćby jednej tylko osoby? A uczciwość wobec siebie jest niewątpliwie warunkiem podstawowym i absolutnie niezbędnym powrotu do zdrowia psychicznego i duchowego (wytrzeźwienia).
 
Ostatnia wątpliwość i pytanie: czy Krok Piaty (zwykle chodzi o Krok Czwarty i Piąty realizowane razem) to jednorazowe wyznanie, czy może należy go powtarzać cyklicznie, co pewien czas? Koncepcje alkoholików na ten temat bywają różne, mam jednak wrażenie, że wiele z nich wynika raczej z teoretycznych dość przekonań, niż realnych przeżyć i autentycznych doświadczeń. Moim zdaniem wyznanie istoty błędów z Kroku Piątego jest aktem, aktem powierzenia Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi, a jako takie powinno wystarczyć jedno. Pod warunkiem, że oba te Kroki, to jest Czwarty i Piąty, „zrobione” zostały dokładnie, że po dłuższym czasie, roku, albo pięciu latach, nadal nie mamy wątpliwości co do własnej szczerości, uczciwości i otwartości podczas realizacji tych zadań. Istotną rolę odgrywa tu po prostu czas. Jeżeli po upływie lat czy miesięcy, w miarę rozwoju świadomości i samoświadomości, zorientuję się, że jednak przeoczyłem podczas tej pracy coś rzeczywiście ważnego – powinienem ją powtórzyć. Zaznaczam jednak, że chodzi tu o sprawy naprawdę istotne. Jeśli z czasem przypomnę sobie, że uwiodłem nie dwadzieścia pięć kobiet, ale dwadzieścia sześć, bo zapomniałem o Kaśce, to nie ma to większego znaczenia, nie wpływa bowiem i nie zmienia w żaden sposób istoty moich błędów.
Nikt przecież nie przystępuje do spowiedzi generalnej co tydzień, nie robi remontu kapitalnego domu co miesiąc, ani nie przeprowadza generalnego sprzątania strychu, zapuszczonego od trzydziestu lat, co kilka, czy kilkanaście dni. Tego typu działania mają zwykle charakter jednorazowy. Chyba, że… Ano, właśnie…
 
Mnóstwo razy słyszałem we Wspólnocie AA, że Kroki trzeba i należy realizować kolejno, zgodnie z ich numeracją. Uwierzyłem w to; pewnie dlatego, że bardzo chciałem uwierzyć, albo z jakiegoś powodu było mi to „na rękę”. W każdym razie po gruntownym i odważnym obrachunku moralnym (w Kroku Czwartym) oraz po powierzeniu drugiemu człowiekowi istoty swoich błędów (w Kroku Piątym), nie zacząłem natychmiast i przede wszystkim na bieżąco, korygować swoich zachowań, działań i postaw. Tak. Jestem całkowicie pewien, że nie realizując w swoim życiu Kroku Dziesiątego niezwłocznie po Kroku Piątym, popełniłem bardzo poważny błąd. I drogo za ten błąd zapłaciłem.
 
Krok Dziesiąty: Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
 
Podałem wyżej przykład spowiedzi, remontu, sprzątania. Cóż z mojej generalnej spowiedzi, jeżeli po jej dokonaniu znów przez ponad dwadzieścia lat nie będę w kościele? Co stanie się z moim tak dokładnie wysprzątanym strychem, jeśli teraz znów o nim zapomnę i tylko – jak dawniej – będę tam pakował bez ładu i składu rozmaite śmieci niepotrzebne mi już w mieszkaniu? Jak będzie wyglądał dom, w którym, po kapitalnym remoncie, przez dziesiątki lat nie będę wykonywał żadnych bieżących napraw, czy konserwacji?
 
Istotą Kroku Dziesiątego jest także obrachunek moralny, ale tym razem robiony już na bieżąco, nawet codziennie, jeśli ktoś tak uzna za stosowne i… co chyba najważniejsze – natychmiastowa korekta zachowań. I tego właśnie nie robiłem. Wydawało mi się, że mam czas. Krok Dziesiąty był przecież daleko przede mną.
Zrealizowałem Kroki Czwarty i Piąty tak dokładnie, że po dziś dzień nie mam sobie w tym względzie zupełnie nic do zarzucenia i… spocząłem na laurach. Oczywiście nie znaczy to, że nic kompletnie z sobą nie robiłem! Robiłem, jak najbardziej. Nawet bardzo byłem zajęty. Na przykład Krokami Sześć-Siedem. No, ale nie przyznając się sukcesywnie do popełnianych błędów, nie kontrolując na bieżąco swojego myślenia i przekonań, powoli, w sposób dla mnie niezauważalny, po kilkunastu miesiącach wróciłem do starych zachowań i spuściłem ze smyczy kilka swoich wad, z czego jedną wręcz na granicy obsesji – pomieszanie chęci posiadania z urazą i pragnieniem zemsty.
„Obudziłem się” dopiero wtedy, kiedy okazało się, że za kradzież mogę wylądować w pierdlu. Właśnie tak, dokładnie, za kradzież. Dokonaną na trzeźwo (czy rzeczywiście?), a przynajmniej bez złamania abstynencji. Konsekwencje tych wyczynów dotknęły mnie rozmaite, jednak dla potrzeb tej opowieści ważne jest to, że uznałem wtedy, że aby wrócić na szlak zdrowienia i do Programu, muszę powtórzyć Kroki Cztery-Pięć w tym zakresie czasowym, który dotyczył tego mojego staczania się. Bo nie całego życia, to potrzebne na szczęście nie było. Nieco później powtarzałem także Kroki Sześć-Siedem.
 
Wspominałem, że Krok Piąty realizowałem kilka razy. Jednak pozostałe przypadki wynikały już tylko z samej organizacji pracy grupy działającej według programu „strzyżyńskiego”. W przypadku Kroków Sześć-Siedem oraz Osiem-Dziewięć wymagana jest tam powtórka wszystkich poprzednich Kroków, a więc i Cztery-Pięć, z tym, że oczywiście nie w pełnym zakresie, na to po prostu nie byłoby czasu.
 
Wyjaśniłem z jakich osobistych i konkretnych powodów wynikały moje powtórki Kroku Czwartego i Piątego. Jednak nadal nie zmienia to mojego przekonania, że dokładnie i rzetelnie zrealizowany Krok Piąty to, z samego założenia, akt jednorazowy. Nie mam też najmniejszej wątpliwości, że Krok Dziesiąty należy zacząć realizować w codziennej praktyce natychmiast po Kroku Piątym.
 
Istota błędów?
Początkowo wydawało mi się, że istotę moich błędów stanowi egoizm i egocentryzm tak, jak sugerują to Anonimowi Alkoholicy w Wielkiej Księdze. Szybko jednak przekonałem się, że pod nimi kryje się drugie, głębsze dno – strach. To on był najbardziej podstawową, pierwotną, istotą moich błędów, to z niego dopiero wynikał mój egoizm i egocentryzm i wszystkie ich elementy składowe.
Jeśli zawłaszczałem jakieś rzeczy, przedmioty, albo pieniądze, to ostatecznie wynikało to ze strachu. Ze strachu, że mi zabraknie, że nie będę miał tego, co potrzebuję, ale też i tego, co po prostu chcę mieć, że w jakiś sposób ktoś mi odbierze nawet to, co mam, co moje, a więc lepiej mieć na zapas, więcej, na wszelki wypadek. Innych ludzi (egocentryzm) starałem się emocjonalnie zniewolić, wykorzystać, oczarować, ze strachu przed odrzuceniem i samotnością, krytyką i oceną.
 
Właściwie całe życie, także to przed uzależnieniem się od alkoholu, uważałem się za kogoś nieco innego niż wszyscy, często nierozumianego, zwykle stojącego jakby trochę z boku. Czasem wprawdzie wiedziałem, że jestem w czymś lepszy, zwykle jednak nie miałem o sobie zbyt wysokiego mniemania. Grałem więc różne role, udawałem kogoś, kto – jak mi się wydawało – byłby lubiany, szanowany, może nawet podziwiany, a przynajmniej akceptowany. Nie próbowałem być sobą – bałem się. Ale granie ról rodziło kolejne lęki. Mniej czy bardziej świadomie, stale jednak obawiałem się odrzucenia w chwili, w której oni (jacykolwiek oni, po prostu ludzie, którzy w danym momencie byli obok mnie) dowiedzą się, kim ja tak naprawdę jestem i jaki jestem. Podczas realizacji Kroku Piątego, to właśnie się działo. Stawałem przed innymi ludźmi i bez ról, bez grania, bez udawania i kombinowania, dawałem im wreszcie poznać siebie takiego, jakim jestem naprawdę. Wychodziłem naprzeciw swoim najgłębszym lękom. Konfrontowałem je z faktami i rzeczywistością. Wiedziałem, że kiedy skończę czytać, mogę zostać wyśmiany, czy odrzucony, ale tylko w ten sposób miałem okazję sprawdzić, przekonać się czy, i ewentualnie w jakim stopniu, moje strachy były realne i uzasadnione.
 
Po tym trudnym przeżyciu wymyśliłem na swoje potrzeby powiedzenie: jeżeli boisz się tego, co czai się za zamkniętymi drzwiami, to natychmiast je otwórz – zanim strach tak cię sparaliżuje, że nie będziesz w stanie zrobić tego już nigdy. Przydaje mi się do dziś. Dzięki temu, kiedy porzuciła mnie kobieta, którą nadal i wciąż kocham „do bezgranic”, byłem w stanie powiedzieć: kocham cię i pewnie do końca życia będę cię kochał, jednak wiem, że potrafię być szczęśliwy także bez ciebie; odrzucenie bardzo boli, to prawda, jednak zdaję sobie sprawę, że potrafię je przeżyć i – co najważniejsze – już się tego nie boję.
 
To prawda, ja już specjalnie nie boję się odrzucenia (co oczywiście nie znaczy, żebym to lubił!). Paru innych rzeczy też – już nie. To dodatkowy i zupełnie nieoczekiwany profit wynikający z rzetelnej realizacji Piątego Kroku.





Więcej i szerzej w książkach, a zwłaszcza w „12 Kroków od dna. Sponsorowanie”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz