wtorek, 17 października 2006

Absolutnie nie porównywać!

W środowisku ludzi związanych z terapią odwykową, a zwłaszcza i przede wszystkim ze Wspólnotą Anonimowych Alkoholików, krąży całkiem pokaźna liczba rozmaitych powiedzeń, przysłów i innych "prawd". Wiele z nich, w niesamowicie prostej formie, zawiera cały ogrom mądrości życiowej wielu pokoleń trzeźwiejących alkoholików. Ale czy faktycznie wszystkie? Czy można podchodzić do nich całkowicie bezkrytycznie. Od powstania Wspólnoty Anonimowych Alkoholików (15 czerwca 1935) minęło 70 lat - na ile zadziałała zasada "głuchego telefonu"?


Tylko, broń Boże, nie porównywać i nie oceniać!

Hasło to wraca jak bumerang. I prawdę mówiąc mam coraz więcej wątpliwości... Skąd mam brać opinie o ludziach, rzeczach, zjawiskach, wydarzeniach, bez oceny? W jaki sposób, nie oceniając, mam się zorientować, że ktoś jest dla mnie dobry czy zły, pomaga mi czy szkodzi? Jak mam normalnie funkcjonować bez trzeźwej oceny sytuacji? 
 
Jak to się mówi delikatnie? Acha, no więc mam odruchy wymiotne kiedy słyszę hasło "nie oceniać". I zawsze (no, prawie zawsze) mam wrażenie, że prawdziwy przekaz osoby coś takiego propagującej brzmi: "tylko mnie nie oceń krytycznie, tylko mi nie zwróć uwagi na moje braki, słabości i błędy, ja tak nie chcę ich zauważać, tak nie chcę znów nad czymś pracować, tak nie chcę już nic zmieniać, tak nie chcę burzyć swojego spokoju i samozadowolenia". 
 
Często zastanawiam się skąd w AA i okolicach biorą się te wszystkie dziwolągi. A jeśli już nie całkowite dziwolągi, to cudaczne mutacje. 
 
Zakaz oceniania jest narzędziem terapeutycznym, dzięki któremu pacjenci na zajęciach terapii grupowej mogą się czuć pewnie i bezpiecznie. Ale przecież AA to nie terapia, życie to nie terapia!  "Nie porównuj się z innymi, bo możesz..." pochodzi z Dezyderaty Maxa Ehrmanna, ale czemu alkoholicy "łyknęli" to zdanie tak gładko i zrobili z nim to, co zrobili, pozostaje dla mnie zagadką. 
 
Cały system szkolnictwa na świecie opiera się na porównywaniu i ocenianiu: jeśli 99 dzieci w wieku lat 8 umie czytać, a jedno nie, to z tym jednym coś jest nie w porządku, być może jest dyslektykiem, może trzeba skierować je na jakieś dodatkowe zajęcia... 
 
System wynagrodzeń opiera się prawie w całości na ocenianiu i porównywaniu: jeśli dwudziestu robotników wykopało w ciągu dnia po jednej dziurze w ziemi, a robotnik numer 21 wykopał dwie, to on jest lepszym kopaczem niż pozostali i należy mu się nagroda. 
 
Czy słoń jest duży? No, to chyba zależy, do czego się go PORÓWNUJE, prawda? W PORÓWNANIU do mrówki duży, do kuli ziemskiej malutki. 
 
Jeśli znam tabliczkę mnożenia do 5, to skąd mam wiedzieć, czy to jest wystarczająco dużo, tyle ile potrzeba i ile wszyscy znają? Dopiero jak porównam się z innymi i zorientuję, że wszyscy pozostali znają tabliczkę mnożenia do 7, to będę wiedział, że muszę jeszcze się czegoś nauczyć.
 
Na systemie porównywania i oceniania opiera się cały system prawny. Ktoś ocenił, porównał szkodliwość i zdecydował, że wódkę i papierosy można sprzedawać legalnie, a marychę - nie.
Itd. itd. itp. 
 
Myślę, że z tymi porównaniami i ocenami jest jak z... młotkiem. Młotkiem można zbić łóżko, stół i szafę, ale młotkiem można też zamordować szwagra. 
Z porównania i oceny: "wszyscy w życiu świetnie sobie radzą, tylko ja jestem beznadziejny" - nie wynika w najlepszym wypadku nic. W gorszym, czymś takim mogę sobie zrobić krzywdę.  Ale jeśli stwierdzę, że "Marek, Wacek, Józek, Zbyszek i Wojtek potrafią pływać, a ja nie (porównanie). Nauczę się też, żebym w naszej paczce nie czuł się gorszy (ocena), żebym mógł z nimi wybierać się na żagle lub kajaki" - to to ma sens, z tego może coś pozytywnego wyniknąć.
 
Przez kilka lat obserwowałem przedziwną metamorfozę "Programu 24 godzin". Nie pamiętam już, czy dostałem go "do wykonania" na terapii czy mityngu AA, nieważne. W każdym razie było to zaraz na początku mojej abstynencji. 
 
Po latach słyszę jak facet odpowiada żonie pytającej, czy jutro załatwi hydraulika: "A skąd ja mam wiedzieć, co będzie jutro?! Jutro to ja się mogę napić lub umrzeć! Wiesz przecież, że ja muszę żyć Programem 24 godzin!". Zaskoczyło mnie to, więc starałem się go delikatnie podpytać o ten program 24 godzin i okazało się, że dla niego jest to decyzja, że dziś nie pije, a jutro, to nie wie i nie chce wiedzieć, co będzie. 
 
Ja jednak Program 24 godzin, zwany też Oazą spokoju lub tekstem Tylko dzisiaj, pamiętam w takiej formie :
 
• Właśnie dzisiaj chcę spróbować przeżyć ten dzień dobrze i nie od razu załatwić w nim problemy całego mojego życia. Spróbuję przeżyć go tak, jak nie miałbym jeszcze odwagi żyć przez resztę mojego życia. 
 
• Właśnie dzisiaj chcę być szczęśliwi. Zakładam, że prawdą jest "najczęściej ludzie są na tyle szczęśliwi na ile postanowią nimi być". 
 
• Właśnie dzisiaj chcę dostosować się do tego co jest, a nie próbować dostosowywać wszystko do moich własnych życzeń. Chcę sprostać mojemu losowi jakikolwiek on będzie.
 
• Właśnie dzisiaj chcę ćwiczyć mój umysł. Chcę poznawać rzeczy godne poznawania. Chcę nauczyć się czegoś użytecznego. Chcę czytać coś wymagającego wysiłku, myślenia, skupienia.
 
• Właśnie dzisiaj chcę ćwiczyć moją wolę na trzy sposoby:
1. zrobię coś dobrego i nie wypomnę tego ani nie pochwalę się tym 
2. dokonam co najmniej dwu rzeczy, na które zwykle nie mam ochoty
3. nie okażę nikomu, że moje uczucia zostały zranione 
 
• Właśnie dzisiaj chcę mieć plan postępowania; mogę nie trzymać się go ściśle, lecz spróbuję uchronić się od pochopności i niezdecydowania. 
 
• Właśnie dzisiaj znajdę spokojną chwilę dla siebie i spróbuję się odprężyć. Spojrzę wtedy na moje życie z lepszej perspektywy. 
 
• Właśnie dzisiaj chcę pozbyć się obaw i cieszyć się tym co piękne. Ufam, że dając z siebie dużo światu, dużo przez to zyskuje.
 
• Właśnie dzisiaj chcę być zgodny z otoczeniem. Chcę dobrze wyglądać być odpowiednio ubrany, mówić spokojnym tonem, być uprzejmym, nie krytykować niczego, nie wyszukiwać "dziury w całym" i nie zmieniać nikogo z wyjątkiem samego siebie. 
 
To, co teraz przez wielu młodszych uczestników mityngów znane jest jako Program 24 godzin, to chyba ten fragment „spróbuję przeżyć go tak, jak nie miałbym jeszcze odwagi żyć przez resztę mojego życia” w postaci stwierdzenia, że dziś nie piję, a jutro to ja nie wiem, co będzie. I na tym koniec. Oni po prostu nawet nie słyszeli, że Program 24 godzin to coś więcej.
 
Znajomy, zwany przeze mnie Hipnotyzerem, podsunął mi kiedyś tekst w broszurce "Mityng", nie pamiętam już niestety, czyjego autorstwa, chyba własnego.
W opowiastce tej przychodzi nowicjusz na mityng AA. Zostaje przywitany brawami i oficjalnie przyjęty do Wspólnoty. Na tym swoim pierwszym mityngu nowicjusz niewiele rozumie, mało do niego dociera, ale udaje mu się wynieść stamtąd dwie rzeczy: po pierwsze wie, że od teraz to on też jest AA, a po drugie zapamiętał jakieś dwa-trzy zdania. Może trochę wyszarpane z kontekstu, ale z tego nie zdaje sobie sprawy. 
Mijają 3-4 tygodnie. Na kolejnym mityngu nasz nowicjusz decyduje się zabrać głos- jest w końcu członkiem Wspólnoty AA. Chcąc dobrze wypaść wypowiada te zapamiętane zdania, odrobinkę przekręcone, troszkę zmienione przez własną imaginację, ociupinkę zniekształcone przez wczesnoterapeutyczne mądrości, nieco wzbogacone o własne doświadczenia... 
I nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że na tymże mityngu był kolejny, całkiem "świeży" nowicjusz. Właśnie przywitano go brawami i oficjalnie przyjęto do Wspólnoty. Na tym swoim pierwszym mityngu "świeży" nowicjusz niewiele rozumie, mało do niego dociera, ale udaje mu się wynieść stamtąd dwie rzeczy: po pierwsze wie, że od teraz to on też jest AA, a po drugie zapamiętał jakieś dwa-trzy zdania z wypowiedzi naszego trzytygodniowego AA-owca.
"Mądrość AA przemówiła" pomyślał "świeży" nowicjusz i postarał się skrzętnie zapamiętać owe trzy zdania. A za cztery tygodnie, po kilku spotkaniach z terapeutą, na swoim piątym mityngu postanowił zabrać głos - jest w końcu członkiem Wspólnoty AA. Chcąc dobrze wypaść wypowiada te zapamiętane zdania, odrobinkę przekręcone, troszkę zmienione przez własną imaginację, ociupinkę zniekształcone przez przekazaną na terapii odwykowej wiedzę mądrości, nieco wzbogacone o własne doświadczenia...  
I tak zabawa w "głuchy telefon" trwa. Mądre i ważne sprawy przekazywane w taki sposób ulegają coraz to większym zmianom, przekręceniom i przeinaczeniom. Natomiast powtarzane wielokrotnie awansują do rangi fundamentalnych "prawd" Anonimowych Alkoholików.
 
W starszych scenariuszach mityngów (spotkań AA) czytamy: "Tak powstaje skarbiec mądrości AA...” Czy rzeczywiście skarbiec? Ile jest w nim dziwolągów, wykoślawionych powiedzonek, śmieci bez większej wartości? 
 
Sprawa wydaje się być dość poważna. Z jednej strony, żeby skorzystać w pełni z propozycji Anonimowych Alkoholików, potrzebna jest całkiem niezła doza zaufania. Z drugiej, okazuje się, że bez pewnego zdroworozsądkowego sceptycyzmu można "kupić" na mityngu coś, co zupełnie nie jest nam potrzebne, a wręcz przeciwnie.
 
Sądzę, że między innymi z tych powodów radzi się nowicjuszom, żeby podczas swoich pierwszych mityngów wyjęli watę z uszu i włożyli do ust. Pomijając całą obrzydliwość tego powiedzonka, sens przedstawia się następująco: "przestań tyle paplać, posłuchaj tego, co mówią inni, a nie tylko siebie". Poza tym: "starym AA-wcom krzywdy nie zrobisz, ale nie przemyślanymi wypowiedziami możesz skrzywdzić kogoś, kto dziś jest na mityngu pierwszy czy drugi raz".




Dużo więcej w moich książkach



2 komentarze:

  1. Witaj Meszuge
    Mam na imię Dominik. Jestem 30- letnim alkoholikiem, trzeźwiejącym już jakiś czas, dokładniej od trzech lat i prawie dwóch miesięcy. Na ten tekst trafiłem po raz pierwszy w książce: " Z piekła do trzeźwości", którą otrzymałem od terapeuty prowadzącego po terapii w ZLU Charcice. mam ją nadal i często do niej zaglądam. Mam pewne przemyślenie dotyczące programu 24 godzin i zastanawia mnie co może o nim powiedzieć, toś, kto trzeźwieje tyle ile ja żyję. chodzi mi dokładnie o fragment: "Właśnie dzisiaj chcę spróbować przeżyć ten dzień dobrze i nie od razu załatwić w nim problemy całego mojego życia. Spróbuję przeżyć go tak, jak nie miałbym jeszcze odwagi żyć przez resztę mojego życia." Mianowicie, czy mogę uznać, że skoro nie mam odwagi żyć, z długoterminowymi planami i celami, to właśnie powinienem planować i starać się te plany realizować? na mityngach, a nawet od terapeuty usłyszałem, to o czym również wspominasz w tym tekście: "nie wiesz co będzie jutro, a planujesz i wiesz, że coś zrobisz za 5 lat? Opanuj się" Nie wiem, czy to ja się mylę, czy "zbiorowa mądrość AA"... Co o tym sądzisz TY?
    Pozdrawiam i życzę pogody ducha
    Dominik Alkoholik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się zmienia z czasem...

      "Jako jednostki i jako wspólnota, z pewnością ucierpimy, jeśli całe zadanie planowania naszej przyszłości ograniczymy do niemądrze pojmowanej idei opatrzności. Prawdziwa Opatrzność wyposażyła nas, ludzi, w niebagatelną zdolność przewidywania, i Bóg na pewno życzyłby sobie, abyśmy z niej korzystali. Naturalnie nieraz pomylimy się w swoich kalkulacjach - zupełnie lub po części - ale lepsze to niż w ogóle nie myśleć o przyszłości" ("Jak to widzi Bill" s. 317).

      Ten Program na 24 godziny, zwany też Oazą spokoju, czy Dekalogiem Jana XXIII, jest przydatny w tych punktach, w których wyraźnie napisano, co konkretnie i jak zrobić.

      Usuń