czwartek, 18 stycznia 2007

Złe i nieprzyjemne uczucia

Podczas jakiejś dyskusji na temat poczucia winy i wyrzutów sumienia ktoś powiedział, że te złe, nieprzyjemne (negatywne) uczucia są potrzebne, bym wiedział, że coś robię źle. "Zgrzytało" mi tu coś i zacząłem się zastanawiać…


Do czego służą złe i nieprzyjemne uczucia

Wstyd, wyrzuty sumienia, poczucie winy, wszystkie te przykre uczucia są karą czy może konsekwencją, jeśli zrobię coś źle. Tak dla przykładu, roboczo, przyjmijmy, że to "coś źle" to kradzież (kiedy piłem, to kilka razy ukradłem kasę na wódkę swojej byłej żonie, więc przykład nie taki znowu abstrakcyjny).
 
Mamy więc kradzież i... dwie możliwości:
 
1. Nie zdaję sobie sprawy, że kradzież to coś złego. Nikt mi nigdy nie mówił, ani nigdzie nie słyszałem, że to jest naganne. Czy w takiej sytuacji kradnąc będę miał wyrzuty sumienia i poczucie winy? Oczywiście - nie. 
2. Nie mając świadomości popełnienia czegoś złego nie mam poczucia winy.
 
Zdaję sobie sprawę i wiem, że kradzież to coś złego. No, ale w takim razie, z samego założenia wynika, że skoro już wiem, to nie są mi potrzebne wyrzuty sumienia, żebym się dopiero dowiedział, prawda?  
W pierwszym przypadku przykre uczucia w ogóle nie wystąpią, w drugim ja wcześniej wiem, że robię źle, więc przykre uczucia nie są mi potrzebne, przynajmniej nie do tego, żeby dowiedzieć się, że robię coś źle.
 
Do czego więc potrzebne są wyrzuty sumienia, poczucie winy i wstyd?
 
Moim zdaniem dowcip polega na tym, że czasami bycie odpowiedzialnym wcale nie jest mniej przykre od poczucia winy. Czasami konsekwencje uczynku są bardziej dolegliwe niż wyrzuty sumienia. Chodzi mi o to, że używamy swoich wad (postępujemy źle), bo to przynosi określone korzyści. Zwyczajnie i po prostu czasem bardziej się to opłaci.  
Jeśli coś ukradnę, to moim zyskiem jest to, że mam coś, na co mnie nie stać i mam to za darmo. Po stronie kosztów występują poczucie winy i wyrzuty sumienia. 
Jeśli w pracy nie przyznam się, że to ja spie... sprawę (czyli będę kłamał), to nie wywalą mnie z roboty. Koszty? Jak wyżej. Ode mnie zależy, co uznam za ważniejsze, bardziej pożądane, opłacalne... 
Gdyby używanie wad (postępowanie źle) przynosiło same straty, to bym ich nie używał - to jest przecież zupełnie jasne i oczywiste.
 
Tak, to racja - te przykre uczucia są mi potrzebne... Oczywiście nie do tego, żebym wiedział, że coś robię źle. Jeśli nie jestem psycho lub socjopatą to ja doskonale wiem, co jest dobre a co złe: "Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie" - pisał kiedyś wielki samotnik z Królewca.
 
Tak, te parszywe uczucia są mi potrzebne do robienia interesów z samym sobą. Są mi potrzebne do targów z własnym sumieniem. Coś za coś. Kłamstwo (i zyski z niego) za powiedzmy 3-punktowe poczucie winy. Złodziejstwo (i korzyści z niego) za 7-punktowe wyrzuty sumienia. Myślę, że takich transakcji dokonujemy, może nie każdego dnia, ale każdego tygodnia, lub miesiąca, lub roku... Myślę też, że dopóki te interesy załatwiam uczciwie, to znaczy godzę się na pełną odpowiedzialność za swoje decyzje i wybory oraz konsekwencje tychże, to wszystko jest w całkowitym porządku.
 
Gorzej, gdy w tej grze ze swoim sumieniem i z sobą samym próbuję szachrować wprowadzając tam elementy obniżające koszty w sposób oszukańczy - na przykład twierdzę, że wszyscy tak robią, że nie jestem świętym, że on/ona mi też zrobiła to czy tamto, itp. czyli wszystkie te rzeczy zwane na terapii racjonalizacją.
 
Wydaje mi się, że trzeźwienie to branie w pełni - bez racjonalizacji, kantów, uników i szachrajstw, odpowiedzialności za siebie - na siebie.




Dużo więcej w moich książkach


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz