piątek, 20 sierpnia 2010

Wredna zagadka

Dawno, dawno temu, do popularnych gier i zabaw towarzyskich należało opowiadanie kawałów i  zagadek. W pewnym okresie bardzo modne stały się zagadki typu: „co mają ze sobą wspólnego…?” albo „czym się różni… ?”. Na przykład: czym się różni słoń od fortepianu? Najczęściej skonstruowane były one w taki sposób, że mało prawdopodobne było, żeby ktoś faktycznie odgadł prawidłową odpowiedź, a cała zabawa polegała na podaniu przez opowiadającego zabawnego rozwiązania.
Trochę później telewizja z setkami programów, komputery, Internet, kino domowe itp. właściwie zupełnie wyrugowały tego typu rozrywki z życia towarzyskiego. A szkoda…


Wredna zagadka, czyli… AA po mityngu AA

Kiedy podczas spotkania Intergrupy, jeden z kolegów rzucił hasło „AA po mityngu AA”, przyszła mi do głowy zagadka w starym stylu – co mają ze sobą wspólnego: samotność, wódka i mityng AA? Właściwie to może nie tyle samotność, jako stan ducha, co upodobanie do przebywania samemu. 
 
Najprościej jest chyba z wódką. Mój związek z nią, to historia wielkiej miłości; nieodwzajemnionej, zdradzonej, tragicznej i przeklętej. W alkoholu zakochałem się będąc mężczyzną trzydziestoletnim, nie była to więc miłość od pierwszego wejrzenia, jednak nie mam najmniejszej wątpliwości, że szukałem jej, w pewnym sensie rzecz jasna, już od wczesnego dzieciństwa. 
Od dziecka kochałem się też w samotności, prawie nigdy nie przeszkadzało mi przebywanie samemu w pustym domu. Z samotnością zżyłem się i oswoiłem ją tak bardzo, że odwdzięczała mi się niesłychaną wiernością; była ze mną nawet w tłumie, na zabawie, w towarzystwie przyjaciół i gdy byłem z kobietą.
Nigdy w życiu nie bałem się też ciemności. Właśnie w mroku, przy słabej widoczności, czułem się bezpieczny. Tak, ciemność też kochałem. Kochałem? Czy czas przeszły na pewno jest tu właściwy? Muszę o tym pomyśleć.
 
Ludzie często zastanawiają się, czy alkoholik w ogóle potrafi kochać, a tu proszę, jaki kochliwy ze mnie facet! To tylko siebie nigdy pokochać nie umiałem… Całe życie chciałem być kimś innym, kimś, kogo – nawet jeśli nie potrafiłem pokochać – przynajmniej bym lubił, akceptował, szanował. 
Całe moje życie, to historia różnych ucieczek, bo przecież ucieczka do butelki nie była ani pierwszą, ani jedyną. Prawie czterdziestu lat trzeba było, żebym zorientował się, że ja cały czas uciekam od siebie, tylko od siebie. A kiedy okazało się, że to się nie da zrobić i że pozostają tylko dwie drogi: albo… hm… zwrócić Bogu Jego dar, albo odszukać powody, dla których nie umiem wytrzymać sam ze sobą, a następnie, albo je usunąć, w jakiś sposób zmienić, albo wymyślić coś – zachowanie, działanie – co ewentualnie mogłoby stanowić przeciwwagę.
 
Ale… ja się tu rozpisuję na tematy oczywiste, a miało być przecież o zagadce. Cóż więc wspólnego mają ze sobą: samotność, wódka i mityng AA? Nie, wbrew pozorom nie miłość. Rozwiązanie zagadki: tylko kiedy jestem sam, albo pod wpływem alkoholu, albo podczas mityngu AA, z człowieka, którym naprawdę jestem, mogę stawać się kimś, kim tak bardzo chciałbym być, bohaterem swoich marzeń. 
 
A co z ideą „AA poza mityngiem AA”? Wydaje mi się, mam taką nadzieję, że stale będzie się rozwijać. Powstaną pewnie jakieś praktyczne rozwiązania, narodzą się pomysły… Chciałbym dożyć tych czasów, w których między Bugiem a Odrą stanie się jasne, że prawdopodobnie najmniej AA jest na mityngu AA.





Więcej w moich książkach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz