Planuj działania, a nie efekty! – to skrót myślowy, moje życiowe motto, pierwsze które dla siebie wymyśliłem, jeszcze w czasie terapii odwykowej. Nadal jestem z niego dumny, nadal bardzo mi się przydaje, chroniąc mnie przed zawodami, rozczarowaniami, żalami, urazami, pretensjami, rozgoryczeniem, frustracją… Dzięki niemu nie zachłystywałem się obietnicami, takimi czy innymi, ale po prostu robiłem swoje. Przynajmniej od czasu, gdy w ogóle zacząłem cokolwiek robić, poza chadzaniem po mityngach.
Z tamtych czasów pamiętam też powiedzenie: jeśli chcesz mieć to, co my w AA posiadamy, rób to, co my zrobiliśmy. W okresie niepodzielnie panujących na mityngach „problemów i radości” (a tak… w Opolu też tak kiedyś było) czasami wcale nie chciałem mieć takiego życia, jakie oni w AA posiadali i o jakim słyszałem do przerwy (bywało, że i dłużej), ale to już inna bajka – miało być o obietnicach.
Pierwszą... obietnicę usłyszałem na mityngu: ty tylko nie pij i chodź na mityngi, a w twoim życiu będą się dziać cuda. Nie piłem, pilnie chadzałem na mityngi i faktycznie – w moim życiu działy się cuda, takie cuda, że… Może bez wdawania się w szczegóły powiem tylko, że mało brakowało, a bylibyśmy się w domu pozabijali. Wtedy, po ponad trzech latach abstynencji, pojawił się w moim życiu drugi sponsor, a ja powoli przestałem wyczyniać cuda.
Kiedy Program AA się o mnie upomniał, prędzej czy później musiałem natknąć się w WK na obietnice. Najpierw te, które w wydaniu II znaleźć można na stronie 72:
…już w połowie drogi zadziwią nas osiągnięte rezultaty. Poznamy nową wolność i nowe szczęście. Nie będziemy żałować przeszłości ani zatrzaskiwać za nią drzwi. Pojmiemy sens słów "pogoda ducha" i zaznamy spokoju. Bez względu na to, jak nisko upadliśmy, dostrzeżemy, że i z naszego doświadczenia mogą skorzystać inni. Zniknie uczucie bezużyteczności i pokusa rozczulania się nad sobą. Bardziej niż sobą zainteresujemy się bliźnimi. Zniknie egoizm. Zmieni się nasz cały stosunek do życia. Opuści nas strach przed ludźmi i niepewnością materialną. Znajdziemy intuicyjnie sposób postępowania w sytuacjach, których dotąd nie umieliśmy rozwiązać. Nagle zaczniemy pojmować, że Bóg czyni dla nas to, czego sami nie byliśmy w stanie dla siebie uczynić.
Czasem, pół żartem, pół serio, zastanawialiśmy się w gronie przyjaciół, gdzie leży ta połowa drogi i połowa drogi… do czego? Jednak pomijając te płoche rozrywki (wiadomo, że chodzi o działania związane z zadośćuczynieniem), obietnicami nie zajmowałem się zbytnio; starałem się koncentrować na działaniach bez rojeń o rezultatach. Poza tym, z niektórymi z tych obietnic miałem pewne problemy. Czy rzeczywiście bardziej niż sobą interesuję się bliźnimi? Czasem na pewno tak, ale czy tak jest zawsze? A co ze strachem przed niepewnością materialną? Jeśli mnie nie opuszczał, to czy była to moja „wina”, czy może niezbyt normalnych warunków, w których przyszło mi żyć? Bo wiadomo, że są na świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom, ale dlaczego większość z nich w Polsce?
I jeszcze jedno – jeśli chcesz mieć to, co my w AA posiadamy… Bardzo chciałem, ale z tzw. Obietnic Dziewiątego Kroku nie wynika, że ci w AA to wszystko już posiadają. Poznamy, a nie poznaliśmy, pojmiemy, a nie pojęliśmy, zniknie, a nie zniknęła, opuści, a nie opuścił, zmieni się, a nie zmienił się itd. Obietnice ze strony 72 WK pisane są w czasie przyszłym. Czy ma to jakieś znaczenie? Nie wiem. Może i nie. Warto jednak zauważyć, że Obietnice Kroku Dziesiątego pisane są już w czasie teraźniejszym dokonanym. To są stwierdzenia, a nie nadzieje czy oczekiwania:
Przestaliśmy (w WK błędnie przetłumaczone jako „przestańmy”) walczyć z kimkolwiek i czymkolwiek, nawet z alkoholem, jako że odzyskaliśmy już rozsądek i poczucie umiaru. Alkohol przestał nas pociągać. Jeśli zaś ogarnia nas chwilowa pokusa unikamy jej jak ognia. Reagujemy na nią rozsądnie i normalnie. Stwierdziliśmy, że dzieje się to wręcz automatycznie. Przekonujemy się, że mamy nowy stosunek do alkoholu, który uzyskaliśmy bez świadomego udziału z naszej strony. Został on nam po prostu dany. I jest to właśnie cud! Już nie musimy walczyć z piciem, ani też bronić się przed pokusami. Czujemy, jakby umieszczono nas na jakimś neutralnym terytorium. Jesteśmy bezpieczni, czujemy się chronieni.. Nawet nie ślubowaliśmy wstrzemięźliwości, a nasz problem został rozwiązany. Nie jesteśmy z tego powodu zarozumiali, ale też nie czujemy się zastraszeni. To jest właśnie, przeżywane przez nas doświadczenie duchowe.
Nie, nie zawsze byłem zdolny odróżnić „chcę” od „chciałbym”, „mam” od „pragnę mieć”, „wiem” od „mam”. W pierwszych latach abstynencji opowiadałem na mityngach o swoim życiu, ale… czy rzeczywiście o tym, jakie ono jest? Bo może tylko o życiu, jakie chciałbym mieć? W „Nowej parze okularów” Chuck C. pisał: …wydaje ci się, że jesteś ponad prawem i próbujesz kontrolować swoje myślenie. Nie dostajesz tego, czego chcesz, ale uważasz, że możesz myśleniem wywołać to, czego chcesz. Tak, to ja, to o mnie.
Swoim podopiecznym proponuję zapoznanie się z Dziesiątym Krokiem natychmiast po realizacji Kroku Piątego. Wtedy też odnajdują oni te drugie obietnice (bez względu na to, czy tak je nazywamy), moim zdaniem na początku drogi ważniejsze, ale odkrywają też, czym jest to sławetne doświadczenie, przebudzenie, przeżycie duchowe. I już nie muszą się go bać… ani wstydzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz