Alkoholik
– przez ostatnich dziesięć lat używałem tego określenia zdecydowanie częściej
niż nazwiska. „Jestem alkoholikiem” – co stwierdzenie to oznacza dla mnie
dzisiaj? Jak zmieniało się to w czasie? Bo przecież nie zawsze było tak samo…
W
dzieciństwie wydawało mi się, że alkoholik to taki bardziej zdegenerowany
pijak, a pojęcie „nałóg” wiązałem głównie z papierosami (moja matka paliła
nałogowo), jednak wiele uwagi temu zagadnieniu nie poświęcałem, bo i cóż mnie
ono wtedy obchodziło?
Całe
życie dużo czytałem, przez wiele lat byłem też zapalonym kinomanem, tak więc,
jako starszy nastolatek i później, z alkoholizmem i alkoholikami zacząłem
stykać się w książkach i filmach – pamiętam na przykład powieść „Pilot” Roberta
Davisa i na jej podstawie nakręcony film z Cliffem Robertsonem, czy polski film
„Nie będę cię kochać” Janusza Nasfetera. Doświadczenia te okazały się z czasem
bardzo pomocne, oszczędziły mi wiele cierpień. Przyjaciele opowiadają czasem,
jak rozpaczliwie walczyli z samym określeniem „alkoholik”, nie chcieli zgodzić
się na to poniżające piętno i plugawe wyzwisko, a więc i na konsekwencje, które
wynikają z uznania się za alkoholika,
czyli konieczność leczenia odwykowego i/lub uczestniczenia w spotkaniach
AA. Ja wiedziałem już dawno, że alkoholizm to choroba, że to się leczy, że są
jacyś Anonimowi Alkoholicy (wydawało mi się wtedy, że to coś w rodzaju klubu
abstynenta). Dzięki temu szybciej gotów byłem się poddać, zaoszczędziłem sobie zapewne
parę lat pijanego obłędu. Wtedy wydawało mi się jeszcze, że cały problem tkwi w
alkoholu i jego nadużywaniu.
Świadkiem
jakiegoś mojego pijackiego wyczynu była znajoma Al-anonka po terapiach. Diagnozę postawiła mi bezbłędnie i pożyczyła
książki na temat uzależnienia. Z jednej z nich
(Osiatyńskiego „Grzech czy choroba”?) dowiedziałem się, że problemem
alkoholika nie jest alkohol, że chyba chodzi tu jednak o coś więcej, o coś
jeszcze. W tym czasie była to wiedza, z
której nic dla mnie nie wynikało, której nie potrafiłem wykorzystać jednak, jak
widać, informację tę zapamiętałem. Choć piłem jeszcze ze trzy-cztery lata, w
końcu mi się ona przydała, okazała się pomocna.
Znalezienie
odpowiedzi na pytanie: jeśli nie alkohol, to co w takim razie jest moim, jako
alkoholika, głównym problemem? - zajęło
mi wiele lat. Nie pomogła w tym psychoterapia odwykowa, nie pomogła mityngowa „liturgia
słowa” (problemy i radości i ceremonialnie odczytywane długaśne teksty zawarte
w scenariuszach). Pomógł Program AA i literatura Wspólnoty – w głównej mierze,
bo oczywiście także sponsorzy, różne warsztaty, pierwsi podopieczni, a nawet
przypadkowe (czyżby?) mityngowe wypowiedzi.
Czwarty i Piąty Krok
realizowałem kilka razy – z powodów, które w tym momencie nie są ważne – z
różnymi ludźmi, w różnych miejscach, w różny sposób. Za pierwszym razem
odkryłem, że istotę moich błędów stanowi głównie egocentryzm i egoizm. Nie zaskoczyło
mnie to jakoś, bo przecież w WK wyraźnie napisano: Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie!… To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze
źródło naszych kłopotów. Jednak za
drugim razem zorientowałem się, że jest tu jeszcze głębsze dno, bo ten
egocentryzm i egoizm wynikał ze strachu i lęku. Kiedy w 12x12 przeczytałem: Głównym motorem naszych wad był samolubny
lęk, że możemy utracić coś co już posiadamy, albo że nie uda nam się zdobyć
czegoś, czego pragniemy – wiedziałem już, że to ja, że to o mnie, że o to
właśnie chodzi: kradłem przedmioty, rzeczy, bo bałem się, że nie będę miał
tego, na co mam ochotę, czego potrzebuję i starałem się zniewolić ludzi z lęku
przed odrzuceniem.
Znowu minąć musiały lata, zanim
zadałem sobie kolejne niewygodne pytanie: dlaczego
się bałem? Właśnie tak! Dlaczego się bałem, a nie czego się bałem, bo czego
się bałem, to przecież już wiedziałem. Czyli po prostu: skąd wziął mi się ten
strach czy też lęk?
Nie jestem socjopatą, nie
wychowałem się w pustyni i w puszczy, gdzie dobry
uczynek to jak Kali komuś ukraść krowy. Wiedziałem i zdawałem sobie sprawę,
że cudzołóstwo, kłamstwo, kradzież, są to zachowania i postępowanie moralnie
naganne, ale… Ale ilekroć musieliśmy
wybierać między charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru
ginęła w pogoni za urojonym szczęściem (12x12). Cóż z tego, że miałem
jakieś zasady, jeśli permanentnie brakowało mi siły, by żyć zgodnie z nimi. Jaka
była geneza mojego strachu i lęku? Wreszcie zrozumiałem, że strach (lęk, obawa,
panika itp.) wynika ze słabości, z braku siły. Boją się słabi i bezsilni. Głównym naszym problemem okazał się
kompletny brak siły duchowej (WK).
Czyli: najbardziej rzucające
się w oczy spektakularne picie – niżej egoizm i egocentryzm – jeszcze niżej
strach – na samym dole to, co najważniejsze… brak siły duchowej. Tak wygląda to w ujęciu
graficznym:
Opisane na dwóch kartkach
wydaje się to proste, ale w rzeczywistości zajęło mi całe lata. Jednak chyba
nawet nie to jest najbardziej irytujące, ale fakt, że odpowiedzi na wszystkie
pytania i wątpliwości i rozwiązanie problemu alkoholizmu miałem cały czas pod
nosem, w dwóch książkach. Koziołek Matołek też musiał biedaczysko po szerokim szukać świecie tego, co jest bardzo blisko,
tylko dlaczego, na jakiej podstawie wydawało mi się, że jestem od niego bardziej roztropny?
Jestem alkoholikiem – rozumiem
już, że alkohol nie był głównym problemem w moim życiu (Alkohol jest bowiem tylko symptomem naszej choroby. Musieliśmy zatem
dotrzeć do jej istotnych przyczyn i warunków, które sprzyjały jej rozwojowi
– WK). Moje problemy ujawniały się i
potęgowały właśnie wtedy, kiedy przestawałem pić. A tak! Bo kiedy piłem, byłem
po prostu pijany. To właśnie podczas przerw w piciu podejmowałem decyzje o…
następnym piciu i to pomimo koszmarnych konsekwencji poprzedniego (także wiele
innych, równie absurdalnych). Dlatego
sądzimy, że człowiek, który uważa iż tylko wystarczy nie pić nie przemyślał
wszystkiego (WK). Do czasu alkohol nie tylko nie był problemem – był nawet
rozwiązaniem. Żyjąc pod presją wiecznie
niezaspokojonych wymagań, pozostawaliśmy w stanie chronicznego rozdrażnienia i
rozczarowań (12x12) – w tych stanach alkohol przynosił ulgę. „Terror
szybkiej ulgi” (znakomity tytuł Miki Dunin – do dziś nie mogę jej wybaczyć, że
to nie ja go wymyśliłem) – właśnie tak! Szybkiej ulgi, która skutecznie niweczy
każdą szansę na długofalowe efekty.
Anonimowi Alkoholicy… rozwiązali problem alkoholizmu (WK). To
rozwiązanie zapewne usłyszeć można na każdym mityngu AA, bo zawarte jest w Drugim
Kroku. Koniecznością dla nas stało się
znalezienie takiej siły, z pomocą której moglibyśmy żyć. Musiała to być SIŁA
POTĘŻNIEJSZA NIŻ NASZA WŁASNA – WK.
Być może tu właśnie należy szukać źródeł popularności grupy „Wsparcie”, zorientowanej głównie na nowicjuszy i początkujących, której mityngowe tematy nie wychodzą poza problematykę pierwszych trzech Kroków (Krok 1 – precyzuje problem, Krok 2 – określa rozwiązanie, Krok 3 – to postanowienie). Alkoholicy – z różnym stażem i płci obojga – przychodzą tu, żeby usłyszeć o skutecznym rozwiązaniu. Resztę zrobią już ze swoimi sponsorami. Nasze główne zadanie wobec nowicjusza polega na umiejętnym zapoznaniu go z Programem („Jak to widzi Bill”). Sponsor – dla tych, którzy tego nie wiedzą – to po prostu alkoholik z nieco większym doświadczeniem, który pomaga podopiecznemu odnaleźć tę Siłę, o której była mowa wcześniej oraz pokazuje, jak czerpać z jej zasobów.
No, doczekałem się kolejnego artykułu i co najważniejsze, poraziła mnie prostota graficznej prezentacji mojego problemu. Nic tak do mnie nie przemawia, jak matematyczne sformułowanie problemu. I znowu mam z górki! Dzięki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Krzysiek
Ja też lubię i rozumiem obrazki. :-)
Usuń