SMS tej treści dostałem kiedyś od koleżanki. Miał być zabawny, i zapewne był, ale trafił do mnie wtedy, kiedy akurat zmagałem się z wątpliwościami dotyczącymi modlitwy, medytacji, może nawet jeszcze bardziej fundamentalnymi. Nie sądziłem wtedy, że po latach przyda się raz jeszcze…
Kolega
opowiedział smutną historię alkoholika, który – mimo sporej wiedzy na temat
choroby alkoholowej – sukcesywnie stacza się coraz niżej. Ktoś inny wspomniał
wtedy wspólnego znajomego, któremu świadomość własnego uzależnienia, pomoc
przyjaciół z AA oraz kolejne etapy degrengolady zupełnie nie pomagają opamiętać
się, zatrzymać w szalonym pędzie ku zatraceniu. W naturalny sposób dyskusja
dotyczyć zaczęła pytania, co jeszcze musi się stać, co jeszcze alkoholik musi
stracić, żeby mógł sięgnąć po pomoc i zechciał realnie z niej skorzystać? Czemu
jednym wystarcza umiarkowane dno, a inni – mimo oferowanej pomocy – umierają?
Podczas
mityngów nie unikamy już aż tak bardzo (jak to miało miejsce kilkanaście lat
temu) dyskusji o Sile większej niż nasza własna, o Bogu, jakkolwiek Go
pojmujemy; bez oporu przyznajemy się do bezsilności i ograniczonej zdolności
kierowania życiem, ale jednocześnie nadal pozostają w nas drobne ślady
aroganckiego przekonania o pełnej mocy sprawczej człowieka, megalomanii, którą
zapewne, w mniejszym lub większym stopniu, dotknięci są wszyscy, ale alkoholicy
chyba jednak trochę bardziej.
Pamiętam
słowa z Wielkiej Księgi: Powtórzmy raz
jeszcze: alkoholik niekiedy nie posiada wystarczająco skutecznej obrony
psychicznej przed pierwszym kieliszkiem. Oprócz bardzo rzadkich przypadków ani
on sam, ani z pomocą innego człowieka, nie jest w stanie obronić się przed
chęcią wypicia. Owa obrona musi nadejść od Siły Wyższej.
Być może
ci nieszczęśnicy nie muszą niczego więcej wiedzieć, niczego więcej doświadczyć,
niczego więcej tracić ani bardziej jeszcze cierpieć, może w przypadku
niektórych ludzi Jego odpowiedź po prostu brzmi – nie…
--
Degrengolada: zupełny rozkład
wartości moralnych, pot. upadek.
Megalomania: przesadne
przekonanie o swojej wartości, wyższości.
Trudno pogodzić się z tym "nie", gdy widzimy jak ktoś nam bliski upada coraz niżej, jak cierpi, próbuje i znowu upada...
OdpowiedzUsuńOwszem, trudno. Ale czy ktoś obiecywał, że będzie lekko?
UsuńJeśli wierzymy w jakąkolwiek Siłę Wyższą musimy pojąć ,że wszystko na tym świecie jest potrzebne i , wbrew pozorom, ma głęboki sens.
OdpowiedzUsuńJest mi diabelnie ciężko, kiedy patrzę na bliskie mi osoby zmagające się z chorobą taką czy inną.
Przykro mi nawet wtedy , kiedy widzę niby TYLKO w telewizji dzieci z Somalii...Uspokajam się myślą,że to wszystko jest nam -ludziom potrzebne, te wszystkie uczucia, których nie lubimy: przygnębienie, smutek,żal...
Nie musimy wszystkiego rozumieć. Zmieniajmy to, co da się zmienić i pogódźmy się z tym, co nas spotyka , a na co nie mamy wpływu. Na przykład z uzależnieniem i związanym z tym cierpieniem naszych bliskich.
Choć to niełatwe...NIESTETY jest tak, jak mówisz Meszuge: nikt nie obiecywał,że będzie lekko.
Myslę, że dla nich nie jest to NIE od Boga lecz oni biedacy jeszcze nie uwierzyli i nie powierzyli .... -Adam
OdpowiedzUsuńJestem alkoholiczką. Otwarcie się na Siłę Wyższą miałam utrudnione z powodu zamknięcia mojego serca na ten fakt,
OdpowiedzUsuńże Siła Wyższa jest czymś więcej niż tylko nauką, którą przyswajałam na lekcjach religii. Tego SMS-a z przysłowiowego nieba dostawałam, tylko nie umiałam go odczytać. Trafiłam na YouTube na wykład M. Laitmana : Nauka kabała.Talmud dziesięciu sfirot. Spodobało mi się, że nie jest to ani religia, ani filozofia, ale nauka. Nie ma tam czerwonych nitek na rękach, ani innych dziwadeł z serii zasuszony ogon kobry.Pierwszy raz w życiu zrozumiałam jak wielka jest Siła Wyższa. I wtedy moja akceptacja, moja zgoda, włączyła "aparat". Pierwsze SMS-y są delikatne, jak pierwsze pozdrowienia, które przekazuję
dzisiaj Autorowi i gościom.Dobrego dnia.
Dziękuję. :-)
UsuńNa kłopoty ludzkie nie ma jednej rady. Ale jest Wspólnota, jest Wielka Księga pełna doświadczeń i... rad jak to robić na codzień. Ja nie wnikam w umysły ludzi pogrążających się, ulegających destrukcji (może to pole dla psychiatrów). Nawet jeśli ktoś umrze, to nie znaczy abym zatrzymał się w "drodze". Pewnie,że to żal gdy tak się dzieje, ale to świadczy tylko, że tak może być , a nie że tak ma być. Przestrzegaj przykazań (m. in. 12 Kroków) a będzie dobrze. A i modlitwa o pogodę ducha ma tu niebagatelne znaczenie. Dla mnie wiara w opiekę Siły Większej, kontakt z Nią, stał się przełomem w życiu. Nie... nie chcę być świętym, chcę żyć normalnie i być umiarkowanie szczęśliwym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ewaryst
Dzięki Ewaryście. :-) A ja tam chcę być świętym: http://meszuge.blogspot.com/2009/11/ja-chce-byc-swietym_6349.html :-)
UsuńPrzeczytałem Twój wpis na blogu odnośnie świętości. Teraz to i ja chcę dążyć do świętości. Przyznam, że nieco opacznie rozumiałem ten temat.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam
Ewaryst
Wkurza mnie kiedy ktoś pije i wciska mi kity, że nie. Robiłem to samo latami. Wkurza mnie kiedy ktoś mówi, że nikt go nie rozumie i cierpi. Robiłem to samo latami. W końcu zszedłem z krzyża bo i tak jedyne miejsce było zajęte:) Nie przestałem pić bo tak chciałem. To był dotyk Boga w momencie kiedy przestałem się szarpać. Nie wiem jak to się stało i nie musze tego wiedzieć. Wiem, że dopóki mam kontakt z Bogiem jestem bezpieczny
OdpowiedzUsuń