W
rozmowach z podopiecznymi, na mityngach i warsztatach pojawia się pytanie:
Skoro codzienna modlitwa i medytacja…
zwłaszcza medytacja, bo o nią głównie chodzi, jest tak ważna, to czemu pojawia
się ona dopiero w Kroku Jedenastym?
Jestem
przekonany, że do poważnej, sensownej, udanej medytacji potrzebne są jednak
trzy dyscypliny, a nie tylko dwie, jak się to często wydaje:
1.
Dyscyplina języka – przestać wreszcie hałasować, gadać, recytować,
argumentować, przekonywać, śpiewać, deklamować, sprzeczać się, wykładać, pouczać itd.
2.
Dyscyplina słuchu – znalezienie miejsca, w którym panuje absolutna cisza, może
być trudne, a jeśli nawet się uda, to kompletna cisza może okazać się nie do
wytrzymania. Warto raczej rozpoznać własne miejsca i okoliczności, w których
dźwięki stanowią tylko mało ważne tło, nie rozpraszający uwagi podkład –
znakomicie sprawdza mi się tu pociąg z jego monotonnym stukiem kół. To są jednak sprawy indywidualne, a poza tym…
podróże kolejowe nie zdarzają się zbyt często.
3. Dyscyplina emocjonalna i duchowa.
Medytacja z umysłem opanowanym lękami, wyrzutami sumienia, urazami, strachem
przed konsekwencjami niedawnych postaw i zachowań, złością, planami na
przyszłość, poczuciem krzywdy, niepewnością, wstydem, żalem po stratach itd.
itd., czyli tym wszystkim, co zwykle przepełnia umysł alkoholika przed
zrealizowaniem przez niego Kroków 4, 5, 6, 7, 8, 9, może być… jeśli nie w ogóle
niemożliwe, to zapewne bardzo trudne.
Poza tym… Medytujący powinien uświadomić sobie niebezpieczeństwo odczytywania
słowa Bożego przez pryzmat własnych, nieuświadomionych oczekiwań, lęków i
potrzeb („Medytacja ignacjańska” – Józef Augustyn SJ), a to – bez
dyscypliny duchowej i realizacji wcześniejszych Kroków – wydaje mi się
zagrożeniem całkiem realnym i poważnym.
W centrum uwagi znajdą się
zwłaszcza praktyczne problemy, z jakimi wielu z nas się zmaga, kiedy próbuje
zachować ciszę. Mowa tu o wewnętrznym chaosie kłębiącym się w naszych głowach
niczym podczas szalonego przyjęcia, którego okazujemy się zakłopotanymi
gospodarzami*.
--
* Martin Laird OSA, „W krainę ciszy. Przewodnik
po chrześcijańskiej praktyce kontemplacji”, przekład Tomasz Mucha, wyd. WAM,
2014, s. 18.
Ja zacząłem jeszcze przed krokiem 4 i faktycznie-nie było łatwo. Tu masz rację. Dużo lęków się pojawiało+ jakieś dziwne obrazy. Dziś jest już o wiele spokojniej. Generalnie zalecane jest żeby przerwać medytację jeśli wchodzi lęk tyle, że o tym dowiedziałem się już później:) Tym niemniej nic mi się nie stało, nie oszalałem, nie zwariowałem ani nic w tym rodzaju (tak mi się przynajmniej wydaje...) Z drugiej strony jednak medytacja pozwoliła mi wyzwolić się od żalu po stracie żony. To był moment kiedy dosłownie zobaczyłem, że moje negatywne emocje są tylko iluzją umysłu, mentalną pułapką. Głosu Boga nie słyszę ale czasem znajduję w ciszy konstruktywne rozwiązania. To i tak dużo jak dla mnie
OdpowiedzUsuńBóg nie potrzebuje moich myśli. Kiedy to odkryłam - znalazłam drogę do medytacji..
OdpowiedzUsuńbrawo! :) medytacja jak dla mnie, to coś totalnie 'niewyrażalnego' - polecam nie tylko alkoholikom.
Usuńpozdrawiam!
Dirty Frank
http://dirtyfrAAnk.blogspot.com/
Jo- tak i ja podobnie myślę :) - Adam
OdpowiedzUsuń