Kilkanaście lat temu wyrobiłem sobie
pewne przekonania, dotyczące wspólnoty, bliskości, przyjaźni, więzi i paru
jeszcze podobnych pojęć. Kilka dni temu zostałem sprowokowany (i bardzo dobrze,
bo już czas był najwyższy) do rozważenia, co one znaczą dla mnie dzisiaj, czy
jest dokładnie tak, jak było, czy może zaszła jakaś zmiana.
Zastanowić się nad tym było warto tym
bardziej, że podczas ostatniego mityngu jakoś dziwnie często pojawiał się w
wypowiedziach uczestników temat samotności.
1. «odznaczanie
się wspólnymi cechami, wspólne posiadanie lub przeżywanie czegoś»
2. «to, co łączy,
zespala»
3. «grupa osób
związana wspólnym pochodzeniem, wspólną kulturą lub wspólnymi interesami,
wspólną własnością»
Naszą wspólną cechą jest alkoholizm,
razem dysponujemy wspólnym rozwiązaniem problemu alkoholizmu, który jakoś nijak
nie chce działać poza Wspólnotą AA. Więc tak, wspólnota jest mi potrzebna (może
nie każda, ale Wspólnota AA jak najbardziej), a ja jestem jej częścią.
Z samotnością było trudniej.
Terapeutyczne zadanie: Jak sobie radzisz
z samotnością? złościło mnie i frustrowało; nie wiedziałem, o co tu chodzi.
Jestem… a na pewno byłem, indywidualistą, introwertykiem, egoistą i
egocentrykiem, i inni ludzie potrzebni mi byli w stopniu daleko mniejszym niż
wynosi średnia krajowa. Często wręcz marzyłem o tym, by wszyscy oni dali mi
święty spokój i zostawili mnie samego. Mieszkanie/przebywanie samemu w pustym
domu nie kojarzyło mi się z samotnością, nie przeszkadzało mi, dość często w
życiu czegoś takiego właśnie pragnąłem.
Ostatecznie uważam, że nie ma niczego
złego w tym, że czasem chcę, potrzebuję, może nawet powinienem spędzić trochę
czasu sam. To jest w porządku – pod warunkiem, że ta higieniczna (higiena
emocjonalna i duchowa) samotność nie wynika z uraz, złości, pretensji, użalania
się nad sobą itp.
Wreszcie przyjaźń.
1. «osoba
pozostająca z kimś w bliskich, serdecznych stosunkach»
2. «osoba
okazująca komuś lub czemuś swoją sympatię, sprzyjająca czemuś»
Czy mieszkaniec Pernambuco, którego nigdy nie
spotkałem i raczej nie spotkam jest moim przyjacielem? A jakim cudem, skoro go
nie znam, nigdy nie widziałem! Czy stanie się on przyjacielem, jeśli zachoruje
na alkoholizm? A kiedy/jeśli wstąpi do AA? Przecież to jakiś absurd!
Czterdzieści lat przeżyłem w postawie wrogości wobec
każdego, zapewne z sobą włącznie. Ale to się zmieniło, głównie dzięki Programowi
AA. Obecnie moje nastawienie do innych ludzi (nie tylko alkoholików), to
umiarkowanie zaangażowana życzliwość. Nadal jednak nie uważam, żeby moim
obowiązkiem była przyjaźń z każdym członkiem AA.
Pamiętam z dawnych czasów powiedzenie: Jeśli nadal uważasz wszystkich w AA za
przyjaciół, to widocznie zbyt rzadko chodzisz na mityngi. Cyniczne?
Zapewne. Złośliwe? Być może. Jednak twierdzenie, że każdy anonimowy alkoholik
jest moim przyjacielem, a ja jego, to chyba urojenie, oszukiwanie samego
siebie.
Czasem ktoś pyta mnie, po co mi te wszystkie
definicje, to odwoływanie się do słowników. Odpowiadam cytatem: Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki
temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem –
za siebie*. Zbyt często obserwuję ludzi, którzy nie
potrafią się porozumieć, bo pewne określenia czy zwroty rozumieją inaczej;
alkoholików też to dotyczy, może nawet bardziej niż reszty.
Jedno od lat
nie uległo zmianie – nadal ważniejsze jest dla mnie, bym był przyjacielem, niż
miał przyjaciół.
--
* Jorge Bucay „Listy do Klaudii”, Wydawnictwo Replika 2007, tłumaczyła
Ilona Ziętek-Segura, s. 43.
Napisałeś: "Zbyt często obserwuję ludzi, którzy nie potrafią się porozumieć, bo pewne określenia czy zwroty rozumieją inaczej; alkoholików też to dotyczy, może nawet bardziej niż reszty. " Bardziej niż reszty ponieważ we wspólnocie spotykają się ludzie z różnym poziomem znajomości języka. Jednak nie to jest najważniejsze. Różny jest poziom pędu do wiedzy. Wielu wystarcza parę zaklęć, gotowych recept i są szczęśliwi. Inni chcą wiedzieć więcej, by poczuć więcej, nawet za cenę zweryfikowania recept, które im wcześniej podano.
OdpowiedzUsuńCi którym do szczęścia wystarczają stare recepty, odrzucają szerszą perspektywę rzucają wówczas hasłem: meszugenizm :)
Wolą AA jednej księgi prawie objawionej, choć źle częściowo przetłumaczonej.
Myślę, że hasło think, think, think dobrze jest sobie odświeżać. Nie bez powodu WK zachęca do tego by mieć otwarty umysł.
Jak dla mnie to co piszesz, jest cenne i trzymaj tak dalej! Poproszę o jeszcze więcej definicji i cytatów:)
Myślę, że bardziej niż innych (zdrowych), bo w przypadku alkoholików znacznie częściej przekonania nie wynikają z wiedzy i doświadczenia, ale są ZAMIAST wiedzy i doświadczenia.
UsuńSłownik Języka Polskiego to kapitalna rzecz. Weźmy na przykład wyżej powołane hasło: przyjaciel. Zazwyczaj pada w kontekście MÓJ PRZYJACIEL. A czy tak naprawdę można kogoś mieć? Definicja ewidentnie pokazuje kierunek postaw i uczuć - ja komuś, bo na to mam wpływ.
OdpowiedzUsuńMeszugenizm zaś uważam za określenie pochlebne. Trzeba pisać wielkie rzeczy, by dorobić się własnego terminu. Najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, później wygrywasz - tak to chyba jakoś zostało napisane.
Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz.
Usuń— Mahatma Gandhi
:-)
No właśnie! Myślę, że "meszugenizm" to już trzeci etap. :-)
UsuńDla pojęcia wspólnoty istotne są te 2 fragmenty:
OdpowiedzUsuń"Częstokroć usiłowałem zdefiniować Wspólnotę AA ale bez większego skutku. Wreszcie kiedyś, będąc w Anglii, usłyszałem przez radio kanonika C.E. Ravena, wybitnego brytyjskiego duchownego. W swojej pogadance kanonik Raven w następujący sposób określił warunki istnienia prawdziwej wspólnoty:
"Trzy warunki są niezbędne, by zaistniała prawdziwa wspólnota: posiadanie wspólnego ideału powodującego całkowite uwolnienie się od samolubności oraz od podziałów; postawienie sobie wspólnego zadania, które jest na tyle wielkie, aby porwać wyobraźnię i wzbudzić lojalność. I wreszcie, koleżeństwo, "bycie razem", poczucie więzi stąd płynące w miarę, jak odnajdujemy radość i siłę w przynależności do naturalnej wspólnoty oraz w angażowaniu się w nieustającą służbę. Odnajdujemy ją rozwiniętą w stopniu maksymalnym tam, gdzie ideał jest najwyższy i najbardziej atrakcyjny; gdzie zadanie ogarnia i integruje każdą uncję naszej siły, każdy element naszego istnienia; gdzie koleżeńska więź jest tak trwała i głęboka, że reagujemy na siebie bez świadomego wysiłku, dostrzegamy i zaspokajamy nie wyrażone jeszcze potrzeby niezwłocznie i spontanicznie. W takich warunkach wykorzystujemy w sposób twórczy całą energię witalną, którą zwykle niepotrzebnie używamy na zawiść i próżność, na utrzymanie pozorów i ustawianie ludzi".
Te słowa mają w moim przekonaniu znaczenie dla AA nie tylko jako definicja prawdziwej wspólnoty oraz naszych celów i postaw, ale także jako przypomnienie, że AA nie jest statycznym, pasywnym organizmem społecznym, ale w najszerszym sensie - siłą dynamiczną i twórczą, która wyzwala naszą ukrytą energię do konstruktywnego życia i działania". AA wkraczają w dojrzałość, s. 354
A tutaj zdanie z Wielkiej Księgi, które zniknęło z fragmentu o kolosalnym znaczeniu dla pojęcia Wspólnoty:
"Uczucie wspólnego dzielenia nieszczęścia jest jednym z elementów potężnego spoiwa, które nas łączy. Ale samo w sobie nie mogłoby utrzymać nas razem tak, jak jesteśmy teraz połączeni.
Znaczącym faktem dla każdego z nas jest to, że odkryliśmy wspólne rozwiązanie. Mamy drogę wyjścia z którą możemy się absolutnie zgodzić, i na której możemy połączyć się w braterskiej i harmonijnej akcji. To jest wspaniała wiadomość, którą ta książka niesie tym, którzy cierpią z powodu alkoholizmu."
Pozdrawiam, Piotrek
Dzięki.
UsuńWspólne nieszczęście to trochę mało - ważniejsze wydaje mi się wspólne rozwiązanie.
Nie warto żyć samotnie, egoistycznie. Kiedyś taki byłem i nie wyszło mi to na dobre. Będąc alkoholikiem odrzucałem pomoc z każdej strony. To był błąd. Na szczęście już się zmieniłem, a przyjaciele, którzy okazali się tymi prawdziwymi - mam z nimi kontakt do dziś.
OdpowiedzUsuń