W przedziale dalekobieżnego pociągu
relacji Warszawa-Lwów podróżuje dwóch mężczyzn, wyglądających na starozakonnych. Młodszy, dwudziestoparoletni, raczej
skromnie choć czysto ubrany oraz starszy, w średnim wieku, sądząc po ubiorze – dość
zamożny.
- Przepraszam,
która jest godzina? – pyta w pewnej chwili młodszy.
- Nie!
Nigdy! Po moim trupie! – odpowiada nagle poirytowany starszy.
- ???
– młody człowiek jest skonsternowany.
- I
co się tak gapisz, jak żaba na piorun?! – pyta z irytacją starszy podróżny
– czy ty myślisz, że ja nie wiem, o co
chodzi? Zaraz ci udowodnię, że na takie sztuczki nabrać się nie dam!
Pytasz
mnie o godzinę –
kontynuuje pewny siebie – a ja, jako
człowiek uprzejmy, wyjmuję zegarek, sprawdzam i podaję ci godzinę. Ty
dziękujesz i jednocześnie komplementujesz mój zegarek. Ja odpowiadam, że rzeczywiście
jest drogi i wyjątkowy, że mam go po ojcu. Ty pytasz o ojca, więc potwierdzam,
że był bardzo zamożnym człowiekiem, miał fabrykę cukierków. Ty zagadujesz z tym swoim uroczym uśmiechem, że masz nadzieję, że mnie nie powodzi się gorzej, to ja – zgodnie z
prawdą – mówię, że rozbudowałem znacznie jego interesy, mam trzy fabryki słodyczy.
-
I… i co dalej? – pyta
osłupiały młodzian.
Wyglądasz
na grzecznego młodzieńca, więc pytasz o moje zdrowie – opowiada starszy, wyraźnie z siebie
dumny – a następnie o zdrowie mojej
rodziny. Wtedy wychodzi na jaw, że mam trzy córki. A gdy pociąg zacznie
zwalniać, poinformujesz mnie, że tak się składa, że wysiadamy na tej samej
stacji, a ty nie masz noclegu. Ja mam w mieście duży dom i… itd. itd. Więc od
razu informuję, że nie, nigdy, mowy nie ma! Żadna z moich córek nie poślubi
gołodupca, które nawet zegarka nie ma. Po moim trupie!
Jest kilka kawałów, które przydają mi się
w pracy z podopiecznymi, na przykład kawał o powodzi, bo ilustrują znakomicie
jakiś aspekt choroby alkoholowej. Czy kawał o zegarku i podróżnych do czegoś
się przyda – jeszcze nie wiem. W każdym razie przyszedł mi na myśl w chwili,
gdy przypomniały mi się, specyficzne chyba dla psychicznej choroby zwanej
alkoholizmem, zachowania, postawy, reakcje… nie, nawet nie z czasów picia, bo
nie musiałem być pod wpływem alkoholu, żeby to robić, żeby tak się zachowywać,
więc niech będzie, że z czasów przed wytrzeźwieniem.
Powiedzmy, że załatwiam jakąś sprawę
(urząd, instytucja, sklep, nieważne), rozmawiam z kolegą, członkiem rodziny
albo po prostu znajomym na jakikolwiek temat, ten zwykle nie jest taki ważny.
Rozmowa się kończy, wracam do domu. Już po drodze albo dopiero wieczorem
uruchamiam komplikator. Zaczynam
analizować rozmowę słowo po słowie. Prędzej czy później, ale raczej prędzej, dochodzę
do wniosku, że pewne wyrazy, szyk zdania, ton głosu, mimika, wyraźnie przecież
świadczą o tym, że mój rozmówca totalnie mnie ignoruje, drwi sobie ze mnie,
naśmiewa się, szydzi, lekceważy, obraża, próbuje oszukać, ośmieszyć albo coś w
tym stylu.
Nad ranem nie mam już najmniejszych
wątpliwości, że mam rację, teraz już tylko knuję zemstę albo użalam się nad
sobą, albo jedno i drugie. A kiedy następnego dnia (za tydzień lub miesiąc)
dochodzi do spotkania… nie, nie pytam o swoje podejrzenia. Ja przecież niczego
nie podejrzewam, ja z całą pewnością wiem, jak było, o co mu chodziło.
Czasem stać mnie na częściową
konfrontację i wtedy oznajmiam tylko chłodno swoją decyzję, nadal nie
dopuszczając do jakichkolwiek wyjaśnień (nie pozwolę się przecież szubrawcowi
nadal oszukiwać), ale częściej tylko stroję fochy i plotkuję na jego temat.
Tak, alkoholizm to straszna psychiczna
choroba…
A miałeś o mnie nie pisać na blogu... :-) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam... :-)
Usuń"Uruchamiam komplikator".
OdpowiedzUsuńTo sobie zapamiętam z tego wpisu.
Ja też tak mam, choć nie jestem alkoholikiem.
Pozdrawiam!
Dzięki.
Usuń