- Mam
wady, jak zresztą wszyscy ludzie.
Dopiero gdy padły te słowa, zorientowałem
się, że podczas mityngów dwóch-trzech grup, na których zwykle bywam, nie
słyszałem ich już bardzo dawno. Stwierdzenie to jest banalne – niewątpliwie,
zawiera element usprawiedliwienia –
oczywiście, jednak nie zmienia to faktu, że jest ono jak najbardziej prawdziwe.
Wszyscy ludzie mają jakieś wady i wszyscy mają jakieś zalety. Alkoholicy nie
mają monopolu na wady charakteru i tym tylko różnią się od ludzi zdrowych, że
mają je bardziej. Bardziej wynaturzone, bardziej rozbuchane, bardziej widoczne.
Czemu zdanie to zwróciło moją uwagę? Bo
niestety, kompletnie nic z niego nie wynika. To coś w stylu: takim mnie Panie Boże stworzyłeś, to takim
mnie masz. I… co w związku z tym?
Trzeźwi alkoholicy, z którymi się
kontaktuję, częściej zastanawiają się i stawiają pytanie: jak korzystam z moich wad charakteru, jak ich używam? Z „mam wady”
nic się zrobić nie da, nie jestem przecież w stanie ich w sobie zniknąć, ale, jeśli wad używam i ciągnę
z tego określone korzyści, to może mógłbym przestać, może jakoś dałbym radę z
tego niecnego procederu zrezygnować?
Ale… to są sprawy oczywiste, nie ma
potrzeby kolejny raz się nimi zajmować.
O cóż więc chodzi? Ano, o tych… wszystkich ludzi. Wszystkich ludzi, bo
nie tylko pijaków, Stwórca, Siła Wyższa, Bóg, jakkolwiek Go pojmujemy,
obdarował wadami charakteru i zaletami, zdolnościami, talentami. To teraz zadam
pytanie wprost: po co? W jakim celu
Bóg sprezentował nam talenty (zalety), mniej więcej wiadomo, a przynajmniej
łatwiej odkryć, ale po co dał nam wady???
Przy okazji łatwo zauważyć, że podobna
wątpliwość dotyczyć też może przyjemnych i nieprzyjemnych uczuć i emocji.
Świetnie, że otrzymałem w darze zdolność kochania (miłość), ale po co mi
strach, złość albo nienawiść?
W Biblii Tysiąclecia u Izajasza (45:7)
napisane jest: - Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność
i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko.
Tak, to Bóg dał mi wady charakteru, ale dał
mi też wolny wybór. Nie sądzę, żeby Boga jakoś szczególnie interesował mój
nastrój albo humor, ale niewykluczone, że rozliczał mnie będzie z moich działań
i zaniechań, z zachowań i życiowych postaw.
Łatwo jest nie kraść komuś, komu nigdy w
życiu nie wpadło nawet do głowy, żeby cokolwiek sobie przywłaszczyć, nie
potrafiłby tego i nie chce, ale rezygnacja z kradzieży dla złodzieja jest
poważnym wyzwaniem, może tak wielkim, jak abstynencja dla pijaka, czyż nie?
W ten oto sposób już wiem, już
zrozumiałem, po co Bóg dał ludziom wady charakteru – nie, nie jako
usprawiedliwienie, dał nam je, żeby formować i doskonalić wiernych…
Witam serdecznie:-)Na początek chcę i pragnę Ci podziękować,że jesteś tu z Nami Meszuge od tylu już lat i życzyć Ci wszystkiego najlepszego a przede wszystkim zdrowia,zdrowia i jeszcze raz zdrowia bo wiem,że w styczniu minęła Ci kolejna rocznica Twojego trzeźwienia i ja osobiście Ci bardzo dziękuję za Twoją pracę jaką wkładasz nie tylko w ten blog ale przede wszystkim niosąc posłanie "...we wszystkich naszych poczynaniach".
OdpowiedzUsuńJuż sporo napisałeś o wadach charakteru w swoich książkach jak i artykułach i wyraźnie mi pokazałeś po co tak naprawdę służyły i wciąż służą mi moje wady charakteru.Podczas pracy na Programie ze sponsorem dowiedziałem się przede wszystkim,że właśnie istotą tej choroby są wady charakteru, które poznałem w kroku IV i co ważne wyznałem Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi w kroku V.Ale ciąg dalszy tej pracy jest dla mnie chyba najważniejszy bo "Bóg zrobi dla Nas wszystko ale nie za Nas wszystko" i wyraźnie widzę tutaj swoją pracę do wykonania,swoje zaangażowanie,korygowanie swoich wad w każdym momencie, kiedy czuję wewnętrznie,że mogę zachować się inaczej niż dotychczas, pomyśleć przez chwilę niż znów klapnę coś głupiego swoim językiem lub zamilknę niż coś powiem, czego by mógł potem żałować i przy codziennym wieczornym obrachunku (krok X) musiał rozpisywać wszystko po to aby zobaczyć jaka była rzeczywistość i jakie swoje wady spuściłem ze smyczy w danej sytuacji.Dlatego samo gadanie o własnych wadach jest ok pod warunkiem,że będę starał się je korygować,unikać ich jak ognia,wyciągać wnioski patrząc na tabelkę X kroku...Działanie a nie gadanie...To,że rano odmówię m.in. też modlitwę do VII kroku, w której wymieniam po kolei swoje wady,które poznałem podczas pracy nad krokiem IV to nie wszystko...muszę nad "nimi" (wadami) pracować,korygować je,wyciągać stosowne wnioski, po co? dlaczego? w jakim celu? tak a nie inaczej się zachowałem i użyłem takiej czy innej swojej wady...a wszystko po to, by wykonać moją pracę a nie czekać na cud,że dana moja wada sama się rozpryśnie, zniknie jak hokus-pokus, a ja jeszcze będę miał może pretensje do Boga (jakkolwiek Go pojmuję),że przecież się codziennie modlę o usunięcie tych wad a jakoś one nie znikają.Czyli tak jak kiedyś napisałeś Meszuge, że "objawem obłędu jest oczekiwanie na odmienne efekty przy niezmienionych działaniach" i to bardzo mi pomaga za co Ci dziękuję.Czyli chciałbym aby Bóg zabrał mi moje wady ale nic dalej bym od siebie nie dał, nie wykonał w działaniu i korygowaniu ich tylko gadał o nich i modlił się na cud.Dlatego uważam kroki VI i VII za tak bardzo ważne, jak i nie najważniejsze w procesie zdrowienia na tym cudownym Programie działania.Jeszcze raz dziękuję Ci za Twoje wskazówki Meszuge, które są mi bardzo pomocne przy pracy z podopiecznymi.Pozdrawiam i mam nadzieję, że będzie kiedyś jeszcze okazja poznać Cię osobiście.ŁUKI
Dziękuję i... wszystkiego trzeźwego! :-)
UsuńJak już za bardzo się podniecam jak bardzo i dobrze to nie działam, to Bóg stawia mi na drodze sytuację i zdarza się dokonać wyboru, tego złego z użyciem wady oczywiście. Wg mnie to daje nam ludziom możliwość dokonania wyboru drogi, refleksję, rachunek sumienia, no i oczywiście dzięki temu mam czarno na białym pokazane, że chociaż nie wiem jak wg siebie byłbym idealny, to Bogiem nigdy nie będę, bo w tych chwilach uniesienia emocjonalnego, zaraz mogę zderzyć się z ziemią (rzeczywistością) pokazującą ile przedemną drogi ...
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńBogiem być nie muszę, ale coraz lepszym człowiekiem, to chyba warto...
Oczywiście,że warto być lepszym człowiekiem i to bez dwóch zadań,przynajmniej dla mnie Łukasza alkoholika.Wyobrażam sobie,że idę drogą,że wspinam się na górę i że po drodze mam jakieś przeszkody,które mi utrudniają to wspinanie.Poprosiłem Boga żeby usunął mi te przeszkody z tej mojej drogi ale ja muszę dalej iść,dalej się wspinać,ja nadal muszę wykonywać wysiłek,wykonywać pracę.Może jakieś przeszkody znowu się pojawią ale ja nie mogę załamywać wtedy rąk,wracać do punktu wyjścia,tylko iść powoli dalej prosząc Boga żeby tę przeszkodę usunął znów z mojej drogi.Przekłada się to w codzienne działanie i zachowanie poprzez pokusę.Chodzi o to aby umieć sobie poradzić z pokusą, bo pokusa nadejdzie,bo pokusa zawsze nadchodzi.Wiadomo jest,że istotą kroków jest przygotowanie umysłu na jeden moment,kiedy wpadnie mi do głowy myśl,żeby się napić albo użyć jednej z moich wad,która bardzo mi przeszkadza...i z tą myślą muszę sobie poradzić natychmiast,nie wdając się w dyskusje czy rozważania.Tak właśnie jest z pokusą,muszę za wszelką cenę ją zwalczać za każdym razem kiedy się pojawi na mojej drodze.Odpędza ją zapewne Bóg.Natomiast ja mam na pewno jakąś rolę dla siebie i mogę być za to również współodpowiedzialny.
OdpowiedzUsuńŁUKI
Bardzo podziwiam osoby, które mają tyle siły i odwagi w sobie by stawić czoło nałogowi! Szkoda, że bardzo bliska mi osoba nie miała tyle wiary i nie wytrwała...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Podobno póki żyje, można mieć nadzieję...
UsuńStaram się właśnie tak patrzeć na wszystko, co mnie spotyka, co przeżywam. Patrzeć zadając sobie pytanie "po co?". Strach to lampka ostrzegawcza przed niebezpieczeństwem. Czy ono jest realne, czy to tylko moje myśli?
OdpowiedzUsuńWierzę, że każda wada dana mi jest po to, żebym się czegoś dzięki niej nauczył. Jeśli się nauczę, pewnie zostanie mi zabrana. Jeśli się nie nauczę, będę ją miał.
Kiedy spotyka mnie nieszczęście, coś złego, coś czego nie umiem uzasadnić, staram się zobaczyć, czy mogę przekuć to w jakieś dobro. Nie ma chyba żadnej sytuacji, w której czegoś dobrego nie dałoby się zrobić (w AA się tego nauczyłem - lata picia byłyby zmarnowane, gdybym nie spożytkował tych doświadczeń by pomóc innemu).
Tylko nie zawsze o tym pamiętam.
Meszuge, dziękuję Panu za tekst, który czytaliśmy kiedyś na mitingu. Że Bóg nie jest kelnerem, którego możemy zawołać, żeby po nas posprzątał. Pozdrawiam Pana
OdpowiedzUsuńDziękuję - zawsze do usług. :-)
Usuń