Za dzień narodzin Wspólnoty uznaje się 10 czerwca 1935 roku, pierwszy dzień nieprzerwanej trzeźwości doktora Boba – odczytywano ze scenariuszy mityngów w dawnych czasach. To nie jest prawda, ale czy alkoholicy, czytający to zdanie, kłamali? Otóż nie. Kłamstwo to twierdzenie niezgodne z rzeczywistością, mające wprowadzić kogoś w błąd. Kłamie się świadomie, celowo, z premedytacją i po coś. W tamtych latach wszyscy w to wierzyliśmy, ja też. Z czasem zaczęły pojawiać się historyczne książki o AA i weteranach. Obecnie wiadomo już chyba wszystkim w AA, że 10.06.1935 doktor Bob pił alkohol, otrzymany zresztą od Billa W. Dopiero przekazywanie informacji nieprawdziwych, celowo, ze świadomością, że są nieprawdziwe, to właśnie jest kłamstwo.
Przed końcem mityngu skarbnik ogłosił: zapłaciłem księdzu 10 PLN czynszu i bardzo się cieszę, że jesteśmy samodzielni finansowo. O tej swojej radości mówił z dokładnie tak samo ponurą miną i zgnębionym tonem, jak wcześniej: a ja się cieszę, że dziś nie piję i tutaj dotarłem. Pamiętam, że najpierw jego słowa kłóciły mi się z tonem głosu i mową ciała, a chwilę później zaintrygował mnie ten dziesięciozłotowy czynsz i wynikająca z niego rzekomo niezależność finansowa grupy. Wiarygodność tego całego AA stała się nieco mniej pewna. Nie miałem wtedy żadnego innego pomysłu na siebie i życie, więc w AA zostałem, ale z postanowieniem, że odtąd będę bardzo uważnie słuchał tego, co tu mówią, żeby się nie dać w coś wkręcić. Było to ponad dwadzieścia pięć lat temu. Jedną z ważniejszych rzeczy, które się nauczyłem we Wspólnocie, to zrozumienie, że AA to zbieranina ludzi psychicznie chorych, więc oczekiwać od nich zbyt wiele, raczej nie powinienem. Jestem przekonany, że nie zawsze z premedytacją kłamią, choć i to się zdarza, ale często w swoje absurdalne przekonania wierzą tak bardzo, że gotowi są o nie walczyć do krwi, szczuć i gnoić tych, którzy mają inne przekonania i doświadczenia.
Jednak tym razem bardziej interesuje mnie nieszczerość, to jest ukrywanie prawdy, które może świadczyć o fałszu i obłudzie. To znacznie częstsze w środowisku AA, niż zwyczajne kłamstwa, które zwykle łatwo zdemaskować. Nieszczerość i półprawdy usprawiedliwia się najczęściej dobrem nowicjusza. Uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Ukrywanie części prawdy i/lub manipulowanie nią powoduje, że wiarygodność AA spada, a nowi nie są już tak gotowi powierzyć Wspólnocie siebie i swoją przyszłość. Do zasłyszanych treści podchodzą ostrożnie i z dystansem. Tak więc ukrywanie lub zakłamywanie prawdy przed nowicjuszami, szkodzi głównie tym nowicjuszom, o których rzekomo tak się troszczymy.
Starsi wiekiem i stażem AA-owcy powinni wreszcie zrozumieć, że zmiany, jakie nastąpiły w ostatnich latach, w związku z pojawieniem się Internetu (i nie tylko te), są znacznie większe, niż im się to może wydawać. Ludzie mają już inną świadomość i nieograniczony prawie dostęp do informacji. To oznacza, że szybko i łatwo dowiedzą się, że ktoś tam w AA poczęstował ich nieprawdą lub tylko specjalnie spreparowaną częścią prawdy. Takie odkrycia rodzą nieufność i niepewność. Oczywiście odbije się to na nowych, na ich trzeźwości i duchowej jakości życia, bo wobec braku pełnego zaufania, bardzo niewiele będą gotowi zrobić, albo tylko niektóre rzeczy i to po swojemu, by wytrzeźwieć.
Rzecz jasna w tym przypadku też potrzebna jest równowaga. Spotkanie, podczas którego omawiane byłyby tylko kłamstwa, wyłudzenia i manipulacje tzw. zaufanych sług, oraz rozliczne błędy w nowej Wielkiej Księdze, nie ma żadnego sensu, a alkoholicy poszukujący rozwiązania problemu alkoholizmu, nie dostaną tego, po co tu przyszli. Ale też przekonywanie nowych, że wszyscy w AA są godnymi zaufania, odpowiedzialnymi i trzeźwymi, miłującymi bliźnich, braćmi i siostrami, że Wspólnota jest absolutnie idealna, weterani byli święci za życia, a w WK nie ma żadnych błędów, jest czymś równie złym albo i znacznie gorszym.
Słyszałem pewnego razu, jak starszy stażem alkoholik przekonywał nowego członka AA, że w WK nie ma ani jednego błędu, i nowicjusz na pewno w końcu to pojmie, kiedy pochodzi na mityngi kilka lat i trochę przetrzeźwieje. Zrozumie wtedy, że to, co uważa dzisiaj za bzdurny bełkot, ma głęboki sens i znaczenie.
W nadchodzących latach, jako Wspólnota AA, będziemy oczywiście popełniać różne błędy. Doświadczenie uczy nas, że nie należy się tego bać, o ile tylko zechcemy przyznać się do naszych błędów i od razu je naprawiać. Osobisty rozwój zależy zawsze od zdrowego procesu prób i błędów. Podobnie nasz rozwój jako wspólnoty. pamiętajmy zawsze, że każda ludzka wspólnota, która nie potrafi bez zahamowań naprawiać własnych błędów, jest z góry skazana na upadek, jeśli nie rozpad. Taka jest bowiem powszechna kara za zaniechanie procesu rozwoju. Podobnie jak każdy Anonimowy Alkoholik musi ponawiać swój obrachunek moralny i zgodnie z nim działać, tak też musi postępować cała nasza wspólnota, jeśli mamy przetrwać oraz służyć dobrze i z pożytkiem [„Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość”].
Meszuge, czytam to i mam jedno skojarzenie: w AA dziś bardziej boimy się pytań niż picia. Nowicjusz (i nie tylko), który zaczyna myśleć i pytać, w sekundę słyszy cały repertuar: „to mówi twoja choroba”, „masz brak duchowy”, „burzysz jedność”, „nie jesteś gotowy”, „masz nawrót” i to mityczne: „wyciągnij watę z uszu i włóż do buzi”…
OdpowiedzUsuńW praktyce oznacza to jedno: nie kwestionuj, nie krytykuj, nie pytaj, nie interpretuj, nie miej wątpliwości, nie szukaj. Milcz i słuchaj. Bądź posłuszny — najlepiej bez myślenia.
To nie jest wsparcie. To tresura. I to robi krzywdę. Bo zamiast uczyć samodzielności, zamyka w bańce grupy. Jeden krok w bok i pada wyrok: „to ego, to bunt, to choroba mówi przez ciebie”.
A przecież trzeźwość to odzyskanie zdrowego rozsądku i własnego myślenia, a nie oddanie tego komukolwiek innemu. Jeśli prawda jest prawdą, a program 12 Kroków naprawdę działa — obronią się bez knebla.
Dlatego tak ważne jest to o czym piszesz, że ukrywanie, wygładzanie i manipulowanie prawdą niszczy zaufanie szybciej niż jakikolwiek błąd w historii AA.
Dzisiaj nie boję się pytań.
Boję się miejsc, w których pytać nie wolno.
Trzymaj się mocno Meszuge!
Nie wszędzie jest tak samo, nie na każdej grupie, nie wszyscy alkoholicy są identyczni. Ale fakt, że czasem to, co opisuję z zamierzchłej przeszłości, w jakiejś grupie AA w niewielkim miasteczku, jest teraźniejszością.
Usuń,,Dzisiaj nie boję się pytań. Boję się miejsc, w których pytać nie wolno." O to fajnie. Mam pytanie. Napisałeś ,, I to robi krzywdę. Bo zamiast uczyć samodzielności, zamyka w bańce grupy. " Gdzie znajdę informacje, że grupa AA uczy samodzielności? W jaki sposób tej samodzielności AA uczy?? Czy grupa AA czegoś jeszcze naucza swoich członków? Podasz mi może stronę, publikacji w której znajdę tę istotną informację?
UsuńDrugie pytanie, napisał ,,a program 12 Kroków naprawdę działa" Czy na Ciebie ten Program zadziałał?
Czy wyzdrowiałeś z choroby alkoholowej?
Z góry uprzejmie dziękuje za odpowiedzi na pytania.
Usuń"Z góry uprzejmie dziękuje za odpowiedzi"
Pomyliłeś komenatrze na blogu z jakims forum duskusyjnym.
Taki znajomy ton tego komentarza... Hmmm... Kto to moze być :)
,,Obecnie wiadomo już chyba wszystkim w AA, że 10.06.1935 doktor Bob pił alkohol, otrzymany zresztą od Billa W." Pogubiłem się. Ten fakt jest znany od ,,początku AA" nikt tego nie kwestionował. Co mówią źródła AA FAKTY DOTYCZĄCE OSTATNIEGO PIWA DR Boba. Dr Bob sam opisał to w rozdziale „Koszmar doktora Boba” w pierwszym wydaniu Wielkiej Księgi Anonimowych Alkoholików. „Dał mi kilka drinków tamtego wieczoru i jedną butelkę piwa następnego ranka. To było 10 czerwca 1935 roku i to był mój ostatni drink.” To jest jedyny autentyczny zapis samego dr Boba o tym, kiedy i co wypił po raz ostatni. Dr Bob wrócił do domu w Akron po nieudanym pobycie na zjeździe lekarzy w Atlantic City. „Dałem mu jedną butelkę piwa, by uspokoić jego nerwy przed operacją. To był ostatni trunek, jaki kiedykolwiek wypił. To było 10 czerwca 1935 roku. Pacjent przeżył.” Bill W., Dr. Bob: A Tribute, AA Grapevine, styczeń 1951. Bill Wilson, potwierdził tę historię wiele lat później. Wspominał: „Rano dr Bob miał przeprowadzić operację. Ręce mu się trzęsły i mówił, że nie da rady. Dałem mu jedno piwo, żeby się uspokoił. Poszedł do szpitala, wykonał operację bez problemu i od tego dnia już nigdy nie pił.” Bill zawsze powtarzał, że to piwo było ostatnim alkoholem w życiu dr Boba. Henrietta Seiberling, kobieta, która poznała Billa i Boba i była przy początkach AA, mówiła w późniejszym wywiadzie: „Bob wypił jedno piwo przed operacją. Bill mu je dał, żeby uspokoić ręce. Potem poszedł do szpitala i od tamtej pory już nie pił.” Dr Bob zmarł 16 listopada 1950 roku, po 15 latach całkowitej abstynencji.
OdpowiedzUsuńNie natknąłem się na informacje by dr Bob nie pił nic w dniu przez zabiegiem. Wszystkie znane mi publikacje potwierdzają tą okoliczność. Toczą się dyskusje jakiej marki było to piwo.😁😁 Ale dyskusji o tym, że wtedy, przed operacją, nie wypił piwa i że od tego czasu nie pozostał w abstynencji nie słyszałem.
Szpak Marceli
Marceli , o czym jest ten twój komentarz?
UsuńO tym, że nowicjuszy często okłamywać trzeba i należy. Postaraj się jednak czytać ze zrozumieniem.
UsuńZ Panem Bogiem - M.S.
"..... nowicjuszy często okłamywać trzeba i należy". Marcelego szczerość wobec nowych. Jeszcze jedno powiem szczerze - Marcelemu odbiło. I to trwa.
UsuńA ok. To o oklamywaniu jest.
UsuńBo juz myslalem ze to o golonce w piwie, tiramisu ze spirytusem i porównaniu tych produktów do jogurtu czy kiszonej kapusty i octu.
Dzięki za informację.