wtorek, 20 kwietnia 2010

Najpierw najważniejsze

Na drzwiach naszej salki mityngowej jeszcze do niedawna wisiała na sznureczku elegancka tabliczka. Z jednej strony miała zielony napis „Dziś mityng otwarty”, z drugiej czerwony „Dziś mityng zamknięty”. Prosta, jasna, zrozumiała informacja. Pewnego razu, w środku miesiąca (mityng zamknięty) przyszedłem nieco wcześniej. Chłopczyk, który bawił się w salce gier po drugiej stronie korytarza zawołał do mnie: „Niech pan nawet nie idzie, nie ma po co, dziś zamknięte!”. Uśmiechnąłem się niepewnie, nie za bardzo wiedząc o co chodzi, o czym on w ogóle mówi i dopiero po kilku minutach zdałem sobie sprawę, co miał na myśli. Grzeczne dziecko, przeczytał napis na drzwiach („Dziś mityng zamknięty”) i życzliwie mnie o tym poinformował, po prostu dał mi znać, że szkoda mojego czasu, bo najwyraźniej całe to AA w dniu dzisiejszym jest nieczynne.

Najpierw sprawy najważniejsze, czyli… (pytania o priorytety)

Śmieszna historyjka? No pewnie! Ale kiedy przestałem się już śmiać – wyciągnąłem z tego zdarzenia dość istotne wnioski. Kiedy piłem, widziałem świat zupełnie nierealistyczny, nierzeczywisty, zresztą… jaki mogłem widzieć przez dno butelki? Od pewnego czasu nie piję, jestem anonimowym alkoholikiem, ale problem polega zdaje się na tym, że teraz zacząłem rzeczywistość widzieć i rozumieć dla odmiany, jak anonimowy alkoholik, a nie jak normalny, zwyczajny człowiek, przeciętny członek społeczeństwa. A przecież zdrowienie (zwane kiedyś trzeźwieniem) to właśnie miał być powrót do normalności…

„Dziś mityng zamknięty” – słowa i komunikat jasny i zrozumiały dla każdego anonimowego alkoholika. Ściśle określona i niebudząca wątpliwości treść, przekaz i informacja. Tylko ja jakbym zapomniał, że nie wszyscy na tym najpiękniejszym ze światów są już anonimowymi alkoholikami.
Czy przyszłoby mi do głowy szarpać za klamkę, dobijać się do drzwi instytucji, firmy, urzędu, sklepu, na których wisiałaby kartka z napisem: „Dziś sklep zamknięty”? Ano właśnie!

Kiedy to zdarzenie opowiadałem po raz trzeci, odezwał się kolega, który powiedział, że on właśnie kilka razy odchodził spod drzwi salki mityngowej, bo była na nich informacja, że dziś zamknięte. Potwierdziła tę historię znajoma terapeutka, która wysyłała pacjentów na mityngi AA, a ci wracali z informacją, że było nieczynne. Może nie było to zjawisko powszechne, ale też i nie pojedynczy przypadek.
Czy wszyscy potrzebujący i szukający pomocy alkoholicy, którzy wycofali się widząc taką informację na drzwiach, wrócili w innym terminie? Albo poszli na mityng innej grupy? Chciałbym wierzyć, że tak, ale… Wszyscy przecież wiemy, że czasem szansę dostajemy tylko raz w życiu, albo tylko ten jeden jedyny raz jesteśmy gotowi z niej skorzystać.

Na szczęście już po kilku miesiącach dyskusji i wyjaśnień, po trzech inwenturach, tabliczki na drzwiach zmieniliśmy na takie, które ma szansę zrozumieć także ktoś, kto jeszcze anonimowym alkoholikiem nie jest. Sprawa załatwiona. Problem rozwiązany.

A teraz – pozornie – z zupełnie innej beczki.
Granice są otwarte, albo w ogóle nieobecne, Europa zjednoczona, pieniędzy niektórzy z nas też mają jakby coraz więcej… Efekt? Jeździmy po świecie, zwiedzamy, poznajemy, dowiadujemy się, uczymy. Jest to jednocześnie kapitalna okazja, żeby wybrać się w obcym kraju także na mityng AA. Ciekawych relacji wędrowników-alkoholików coraz więcej i… coraz więcej problemów. No i walą się w gruzy nasze, polskie, egocentryczne przekonania, że takie mityngi, jak u nas, to są na pewno wszędzie na świecie. Otóż nie, nie są. Prawie nigdzie nie są takie, jak w Polsce. W związku z tym natychmiast rodzi się dość istotne pytanie: czy to źle? Czy z jakiegoś powodu to niedobrze, że u nas jest inaczej?
Nie ma sensu wdawać się w jakieś zawiłe analizy różnic mityngowych w różnych krajach (na niektórych mityngach w Hiszpanii na przykład, można palić papierosy), poza tym moje osobiste doświadczenia na ten temat są raczej skromne, natomiast chciałbym zająć się czymś, co wyjątkowo rzuca mi się w oczy, a mianowicie: świeczka i trzymanie się za ręce.
Palenia świeczek na mityngach i trzymania się w koło za ręce podczas odmawiania „Modlitwy o pogodę ducha”, nie skopiowaliśmy z Ameryki. Okazuje się, że w Anglii (i wielu innych krajach) jest to zwyczaj zupełnie nieznany i prawdę mówiąc… nieco egzotyczny. Swoją drogą do dziś nie udało mi się odkryć, kto te świeczki na mityngi u nas wprowadził i przede wszystkim – po co? Ale to już inna sprawa.

Kiedy próbowałem skonsultować swoje wątpliwości, co do świeczek i zamkniętych kręgów z kolegą, z miejsca na mnie naskoczył: a co ci się w nich niepodobna, w czym ci świeczka i krąg przeszkadzają? Mnie?! Ależ MNIE zupełnie w niczym nie przeszkadzają! Ale przecież nie ja, nie moje dobre samopoczucie, nie moje nawyki i sentymenty są w tym przypadku najważniejsze, prawda?
W dokładnie taki sam sposób, identycznie, nie przeszkadzały mi tabliczki „Dziś mityng zamknięty”. Ja ich po prostu nie widziałem.

Ileż to razy słyszałem na mityngu – jestem pewien, że nie tylko ja – opowieść alkoholika z dłuższym stażem, który mówił o swoim pierwszym zetknięciu się ze Wspólnotą AA: „na początku wydawało mi się, że to jakaś sekta – świece palą, za rączki się w kółko trzymają, jakieś modlitwy odmawiają”…
Oczywiście, gdyby mimo to, nie zdecydował się zostać, to by teraz tej historii nie opowiadał. Ale historii ludzi, którzy z powodu obawy o sekciarstwo (świece, kręgi) uciekli w przerwie i na zawsze zrazili się do AA, raczej nie usłyszymy. Nie usłyszymy pewnie dlatego, że ludzie ci, albo piją, albo… już nie żyją.

Pytam sam siebie znowu: czy mnie, osobiście, świeczki na mityngach AA w czymś przeszkadzają? Nie, mnie nie przeszkadzają. Czy w czymkolwiek mi pomagają, ale tak konkretnie? Chyba raczej nie, bo i w czym niby… przyzwyczaiłem się po prostu. Co jest ważniejsze, moje „świeczkowe” przyzwyczajenia, czy życie i zdrowie choćby jednego tylko człowieka?

Na dłuższą metę niewątpliwie prawdą jest, że grupa AA bez weteranów pozbawiona jest doświadczenia, grupa bez alkoholików ze średnią abstynencją pozbawiona jest stabilności, ale grupa AA bez nowicjuszy nie ma żadnej przyszłości. Choć niewątpliwie, do czasu, może być na niej całkiem miło… wśród znanych od lat przyjaciół… w cudownie bezpiecznej i niezmiennej atmosferze wzajemnej adoracji…

A pytań do samego siebie mam w zapasie dużo więcej. Choćby takie: czy podczas ostatniego mityngu mówiłem prawdę, opowiadając z wielkim przejęciem o swojej nieustającej gotowości na zmiany?



PS.
Wiadomość z ostatniej chwili: 26.04.2010, podczas inwentury grupy AA „Asyż” w Opolu, propozycja rezygnacji ze świeczki spotkała się ze zrozumieniem i akceptacją – zwłaszcza młodszych członków grupy.





Więcej w moich książkach


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz