Przekonanie, jakoby inteligencja przeszkadzała w trzeźwieniu jest w środowisku polskich AA dość powszechne. Z pewnym niepokojem obserwuję, jak na bazie tej nadinterpretacji* powstają kolejne, „święte” zasady i prawa AA, a może raczej PWAA (Polskiej Wspólnoty AA). Taką właśnie „mądrością” jest powtarzane coraz częściej powiedzonko: „Do programu AA nie można być za głupim, ale można być za mądrym”, które w bardzo przykry sposób przypomina mi klasową niechęć do inteligencji, tak przydatną „komunie” w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Czy inteligencja przeszkadza wytrzeźwieć?
Wspólnota AA w Polsce już wystarczająco zraziła sobie ludzi młodych. Młodzi alkoholicy płci obojga witani byli na mityngach uśmieszkami, wyśmiewano poziom ich „dna”, kpiono ze strat, radzono, by wrócili, kiedy się „dopiją” i zdobędą właściwy (według „starych”) poziom determinacji. Czy stać nas na to, nas w AA, by teraz zrażać sobie też ludzi inteligentnych, oczytanych, kulturalnych? No, może i stać, w końcu „Polak potrafi!”, tylko… po co?
W artykule pochodzącym z Raportu Światowego Mityngu Służb AA w NJ w 2004 r., opublikowanym w biuletynie „Mityng” nr 2/2008, znaleźć można stwierdzenie: „Najważniejszy moment, albo krytyczny wybór, zależy od tego, czy alkoholik, który wciąż jeszcze cierpi, jest otwarty na pomoc, czy nie. Czy on lub ona chce przyjąć pomoc, i w ten sposób otrzymać część całego doświadczenia, siły i nadziei, jaką niesie AA? Jeśli odpowiedź brzmi tak, będzie to polegało na czymś więcej niż po prostu uczestniczenie w kilku mityngach, ale naprawdę na spróbowaniu, pomimo natychmiastowego wewnętrznego oporu, programu zdrowienia AA w oparciu o Dwanaście Kroków, i stopniowo głębszej integracji ze Wspólnotą AA. Dla alkoholika jest to sprawa życia lub śmierci. Nasze przykre doświadczenie pokazuje, że ignorancja zabija AA”.
Ano właśnie… „głębsza integracja ze Wspólnotą AA”… „coś więcej niż uczestnictwo w kilku mityngach”… „ignorancja zabija AA”…
Stwierdzenie „inteligencja przeszkadza w trzeźwieniu” nazwałem nadinterpretacją* i zaraz postaram się wyjaśnić, czemu tak właśnie sądzę.
Zgodnie z aktualną definicją polskiej służby zdrowia, alkoholizm jest chorobą nieuleczalną (ostatnio już coraz częściej – „trwałą”). Ale podtytuł książki „Anonimowi Alkoholicy” (Wielkiej Księgi) brzmi: „Historia o tym, jak tysiące mężczyzn i kobiet zostało uzdrowionych z alkoholizmu”.
Wydaje mi się, że termin „trzeźwienie” powstać mógł jako próba pogodzenia ze sobą tych sprzeczności. To polskie, i może nie tylko polskie, bo z pewnością znane w wielu krajach byłego ZSRR, „trzeźwienie” miałoby więc być procesem z natury swojej nieskończonym i docelowo nieosiągalnym.
Moja siostra jest alkoholiczką. Od ok. 20 lat mieszka w Stanach. A tam po dziś dzień nasze rozumienie tego „trzeźwienia” jest pewnie kompletnie niezrozumiałe. Alkoholicy używają (w Ameryce i może kilku innych, cywilizowanych krajach Europy) określenia „wytrzeźwiałem”… i tu podają datę, albo swojego ostatniego kieliszka, albo pierwszego dnia bez alkoholu. Doktor Bob S. wytrzeźwiał 10.06.1935 roku, to jest w dniu, w którym wypił swojego ostatniego drinka i jest to rzecz znana.
Moim zdaniem, to się może trzymać kupy. W końcu w ten ostatni dzień picia (lub pierwszy abstynencji) musiało wydarzyć się COŚ, co spowodowało, że alkoholik nigdy już nie sięgnął po kieliszek. Czemu nie nazwać tego wytrzeźwieniem? A co dzieje się po dniu wytrzeźwienia? Przez wszystkie te lata, gdy alkoholik uczęszcza na mityngi AA? Odpowiedź jest stosunkowo prosta – rozwój osobisty, program naprawy krzywd i relacji z Bogiem oraz powrót do normalnego, zdrowego społeczeństwa.
Jestem przekonany, że powiedzenie o inteligencji, która przeszkadza, jest żywcem przeniesione z USA. Problem w tym, że po drodze (kolejne tłumaczenia) uległo pewnej deformacji. Jak w czasie zabawy w głuchy telefon. Inteligencja przeszkadza wytrzeźwieć? Ależ tak! Przeszkadza osiągnąć ten punkt, po którym alkoholik jest już w stanie utrzymywać trwałą abstynencję. Jestem pewien, że doktorowi Bobowi inteligencja i wiedza medyczna bardzo przeszkadzały w osiągnięciu stanu z dnia 10 czerwca 1935. Gdyby nie one, być może, jego ostatni kieliszek miałby miejsce z dziesięć lat wcześniej. Ale to spekulacja.
Wysoka inteligencja alkoholika pijącego oczywiście przeszkadza w osiągnięciu „punktu przełomowego” choćby dlatego, że jego system iluzji i zaprzeczeń jest bardziej spójny, a racjonalizacje dużo bardziej logiczne, a więc trudniejsze do rozbicia niż u człowieka powiedzmy… prostego. Wydaje mi się, że po Wielkim Dniu inteligencja w zdrowieniu z alkoholizmu pomaga. Wydaje mi się, że łatwiej jest przyjąć Program Wspólnoty AA i skutecznie wdrażać go w życie człowiekowi rozgarniętemu, który rozumie, co się do niego mówi, czego się od niego oczekuje, co mu proponuje i co ma zrobić.
Ostatecznie wysoka inteligencja, według modelu amerykańskiego, przeszkadza wytrzeźwieć, to znaczy przeszkadza w czasie picia i DO ostatniego drinka, natomiast w modelu polskim miałaby przeszkadzać już PO odstawieniu alkoholu. Nie da się ukryć, że są to dwie różne sprawy, no a ja… jakoś tak… więcej mam zaufania i przekonania do tej pierwszej. Choćby ze względu na osobiste doświadczenia.
Oczywiście wszystko to jest wina tych pokręconych Amerykanów. Z nimi zawsze są jakieś problemy. To może trudno sobie wyobrazić, ale oni nadal nie są w stanie pojąć różnicy między fotografią i fotografiką i z uporem godnym lepszej sprawy twierdzą, że fotografia dzieli się tylko na dobrą i złą. Dziwacy! A więc może to my, Polacy, powinniśmy pokazać im, jak ma wyglądać Wspólnota AA?
---
* Nadinterpretacja, zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN 2008 to: «interpretacja wykraczająca poza komentowane fakty, wypowiedzi itp., niemająca dostatecznego uzasadnienia»
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz