poniedziałek, 19 maja 2008

Tradycja 9 Wspólnoty AA

Wersja krótka: Anonimowi Alkoholicy nigdy nie powinni stać się organizacją; dopuszcza się jednak tworzenie służb i komisji bezpośrednio odpowiedzialnych wobec tych, którym służą.

Wersja pełna: W każdej grupie AA powinno istnieć możliwie jak najmniej organizacji. Rotacja jest najlepszym rozwiązaniem. Grupa wybiera mandatariusza, rzecznika i skarbnika - służby te są rotacyjne. Wielkomiejskie grupy łączą się w intergrupy a te z kolei tworzą regiony, które często zatrudniają sekretarkę na pełnym etacie. Powiernicy Rady Usług Ogólnych są w istocie takim Komitetem Usług Ogólnych dla całego AA. Stoją oni na straży naszych Tradycji, otrzymując od grup AA dobrowolne datki, z których utrzymują Biuro Usług Ogólnych w Nowym Jorku. Są oni upoważnieni przez grupy do reprezentowania całego AA na zewnątrz, a także dbają o merytoryczną treść naszego głównego czasopisma „AA Grapevine". Wszyscy nasi reprezentanci powinni kierować się duchem służby, bo prawdziwi przywódcy w AA są jedynie zaufanymi i doświadczonymi sługami całej wspólnoty. Ich stanowiska nie dają im żadnej władzy; oni nami nie rządzą. Warunkiem ich przydatności jest powszechny szacunek.


Jak rozumiem Tradycję Dziewiątą Wspólnoty AA?

Gdy po raz pierwszy może nie tyle słyszałem, co usłyszałem tekst Dziewiątej Tradycji AA, przyjąłem go do wiadomości, nie zastanawiając się głębiej nad jego znaczeniem czy sensem. Kiedy jednak odrobinę „liznąłem” AA (liznąłem zdaje się przez papierek i chyba z zupełnie niewłaściwej strony), okazało się, że problemy wyskakują mi, jak grzyby po deszczu. Wspólnota Anonimowych Alkoholików nie powinna nigdy stać się organizacją? No, oczywiście, że nie powinna – ironizowałem – bo przecież już nią jest. Czym niby, jak nie organizacją, jest struktura AA i podział na grupy, Regiony, Komisje, Intergrupy, Konferencje? Obłuda i zakłamanie, ot co! Zadałem sobie nawet nieco trudu i znalazłem definicję organizacji: «grupa ludzi lub państw mających ustaloną strukturę i działających razem, aby osiągnąć wspólne cele». No, przecież do Wspólnoty AA pasuje to jak ulał – wymądrzałem się. Minęły lata. Dużo w tym czasie czytałem, jeszcze więcej rozmawiałem, a nawet zdarzało mi się słuchać, co mają do powiedzenia inni ludzie. I tak istota i sens Dziewiątej Tradycji AA (i innych) powolutku sączyła mi się w umysł i duszę…
 
Wspólnota AA nie powinna nigdy stać się organizacją – czy to oznacza, że jej członkowie mogą, a może nawet powinni, robić wszystko chaotycznie, bezładnie, bez żadnego planu czy zastanowienia, według własnego widzimisię, instynktownie i żywiołowo? No, przecież wiadomo, że nie o to chodzi. Ale jeśli tak, to o co?
 
Oczywiście na początek – to było zresztą najłatwiejsze – musiałem nauczyć się odróżniać organizację w znaczeniu jakiejś struktury, od zorganizowania, czyli działania podjętego wspólnie, którego cel, a także sposoby i metody, realizowany jest zgodnie z zasadami i realistycznie opracowanym planem.
Pomimo braku takiej właśnie struktury organizacyjnej Wspólnota może i, jak widać, działa w sposób dobrze zorganizowany realizując swoje główne zadania określone w Piątej Tradycji i Preambule AA.
 
Jak więc może sensownie działać Wspólnota Anonimowych Alkoholików, bez prezesów, naczelnych, zarządu, kierowników, szefów, regulaminów dyscyplinarnych oraz wielu innych jeszcze elementów niezbędnych ponoć do właściwego funkcjonowania jakiejkolwiek grupy ludzi, począwszy od całego państwa, a na klubie działkowca kończąc? Warto w tym momencie wyobrazić sobie typową organizację, jej strukturę. Na przykład zupełnie dowolne ministerstwo. Departamenty, wydziały, komisje, sekcje, komórki. Dyrektorzy, kierownicy, ich zastępcy, starsi referenci, referenci itd. Związany z określonym stanowiskiem zakres obowiązków oraz kompetencji, możliwość podejmowania decyzji (władza), regulamin dyscyplinarny, służbowe samochody, telefony…
Alkoholik Jan K. – starszy referent sekcji do spraw jedności, wydział Pierwszej Tradycji, Departament Dwunastu Tradycji AA – czy tak miałoby to wyglądać? Czy o to chodzi? Uposażenie związane z latami abstynencji i premia regulaminowa za dwadzieścia pięć detoksów?
Oczywiście wszystko to wydaje się tak absurdalne, że aż śmieszne. Ale jest też nieco mniej zabawna strona medalu – ludzka natura. W takiej lub podobnej strukturze organizacyjnej zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce wdrapać się na szczyt drabiny, albo schować w jej cieniu. Alkoholik Jan K., człowiek ambitny (bo i czemu nie?) zechce awansować, a przy okazji wygryźć starszego referenta, alkoholika Stanisława N., którego nie znosi… I już zaczyna się „zabawa”.
 
Dr Bob w swoim ostatnim publicznym wystąpieniu powiedział, że jak ścisnąć w garści cały Program AA, to zostaną właściwie jedynie dwa liczące się elementy: miłość i służba. W organizacji pokazanej powyżej, nie ma przecież miejsca ani na służbę, ani na miłość. A co najgorsze, nie ma w niej też miejsca na alkoholika, który wciąż jeszcze cierpi…
 
Gdyby Wspólnota AA stała się organizacją w potocznym rozumieniu tego słowa, to jej naczelnik (dyrektor?) albo jakiś zarząd, musiałby automatycznie przyjąć – wraz z władzą – odpowiedzialność za wytrzeźwienie wszystkich członków (podwładnych), a to przecież brzmi zupełnie bezsensownie. Jednak problematyki władzy i zarządzania nie poruszam tu celowo, bo o rządzeniu traktuje przede wszystkim Tradycja Druga. Najważniejsze we Wspólnocie jest zbiorowe sumienie, a „nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami, oni nami nie rządzą”. Prosta myśl przewodnia, czy też motto Konferencji: „Dzielimy się doświadczeniem, a nie zarządzamy w służbach”, jest znakomitą i bardzo jasną kwintesencją problemów z rządzeniem w AA.
 
Niezwykle ważna w Dziewiątej Tradycji jest pełna dobrowolność w korzystaniu z Programu Wspólnoty AA (Kroków, Tradycji, Koncepcji itd.). Zakazy, nakazy, regulaminy, sankcje, władza i inne elementy typowe w organizacyjnej strukturze rodzą opór i sprzeciw oraz rozmaite sposoby na ich obejście i sabotowanie. I nie ma w tym niczego dziwnego – przecież przekora jest typowym składnikiem osobowości alkoholika, a moim to już na pewno. No, ale przecież nie będę sabotował czegoś, co sam, z przekonania, dobrowolnie przyjąłem!
Ja nie stosuję zaleceń Programu AA dlatego, bo nakazują mi to przełożeni, bo tak wynika z zakresu moich obowiązków służbowych, bo to należy do zadań komórki organizacyjnej, w której pracuję i odpowiadam za to przed przełożonym (szefem) – nie. Obserwuję innych AA. Nie piją, mają zwykle poukładane życie, są często pogodni i zadowoleni. I ja też tak chciałbym, a więc zwyczajnie i po prostu robię to, co robią i wcześniej robili oni, żeby taki stan osiągnąć: poznaję Program, staram się realizować go w swoim życiu, pracuję ze sponsorem i podejmuję się pełnienia kolejnych służb we Wspólnocie AA. Podobna reguła dotyczy grup AA. Nikt im przecież nie jest w stanie niczego narzucić czy nakazać, ale wieloletnie doświadczenie wykazuje, że kiedy grupa konsekwentnie rezygnuje i odmawia stosowania duchowych zasad zawartych w Dwunastu Tradycjach, to prędzej czy później po prostu „umiera”. Niestety, sam miałem okazję trzy razy w życiu obserwować coś takiego.
 
A wracając do służb we Wspólnocie – jak mają się one do Dziewiątej Tradycji, czy nie są organizacją, albo czy nie ma w nich jakichś elementów władzy lub zarządzania? Służby Wspólnoty AA, mimo, że zorganizowane w Intergrupach, Regionach, Komisjach i Konferencjach, nadal nie są organizacją. A możliwości decyzyjnych mają dokładnie tyle, ile potrzeba do właściwej realizacji powierzonych im zadań. Tyle i tylko tyle.
 
Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, ale w tym momencie przychodzi mi do głowy, jako porównanie, plebania – być może dlatego, że i na plebanii i we Wspólnocie AA „głównym szefem” jest miłujący Bóg. Jest więc plebania: proboszcz, kilku księży i oczywiście gospodyni. Nie ulega chyba najmniejszej wątpliwości, kto w takim układzie pełni rolę służebną, prawda? Żeby gospodyni mogła w sposób zadowalający wywiązywać się ze swoich licznych obowiązków, pełnić swoją „służbę”, musi od księży dostać jakieś pieniądze. To ona przecież kupuje artykuły spożywcze, środki czystości i inne rzeczy. Ma więc nad powierzonymi pieniędzmi pewną „władzę”, decyduje przecież co, gdzie i kiedy kupić. Rzecz jasna nie zwalnia jej to z obowiązku wyliczenia się z otrzymanych kwot. Gospodyni może też dysponować pewnymi narzędziami – ma do swojej dyspozycji kuchnię i zgromadzone tam sprzęty, ma jakiś schowek na szczotki, ścierki itp.

Wspólnota AA nie jest organizacją i nie ma w niej żadnego zarządu czy zarządzającego, ale przecież osobom lub grupom, które nam służą Wspólnota musi dać pewne uprawnienia, dzięki którym taka służba jest w ogóle możliwa. Zakres tych uprawnień i rządzące nimi zasady, opisują Koncepcje AA.
 
„Anonimowi Alkoholicy nigdy nie powinni stać się organizacją” z innego jeszcze powodu – gdyby coś takiego nastąpiło, wiele innych Tradycji AA natychmiast straciłoby sens i rację bytu. Czy można sobie wyobrazić organizację, w której jedynym warunkiem uczestnictwa jest tylko chęć zaprzestania picia? Organizację, w której tak naprawdę, w sensie formalnym, rzeczywiście nikt, nic nie musi?
 
O takim właśnie zagrożeniu, i nie tylko takim, pisałem w lutym 2009 w artykule pod tytułem: „Wrogowie Wspólnoty AA”, uzupełniającym powyższy tekst.





Więcej w książkach, a zwłaszcza w „12 Kroków od dna. Sponsorowanie”.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz