czwartek, 20 stycznia 2011

Pokora i upokorzenie

Podczas mityngów AA, wiele razy słyszałem, że komuś – do pewnego czasu – pokora myliła się z upokorzeniem. Sam to nawet powtarzałem. Wtedy wydawało mi się, że tak trzeba. Jednak wcale nie jestem przekonany, czy rzeczywiście temat pokory był, w jakikolwiek sposób, obecny w moim życiu przed uzależnieniem, lub w okresie, kiedy już nałogowo piłem. Pokora czy upokorzenie, zupełnie mnie wówczas nie interesowały. Bo i niby dlaczego miałbym się nad nimi jakoś specjalnie zastanawiać? Ale… tym razem chodzi mi o coś innego.
 
Z czasów terapii odwykowej, której zresztą zawdzięczam bardzo wiele, pamiętam powiedzenie: „o nic nie prosisz – nic nie dostajesz”. Alkoholik miał prosić o pomoc, błagać i żebrać o nią, bo jeśli tego nie robił, to najwyraźniej nie osiągnął jeszcze swojego dna, a w takim razie nie warto mu pomagać. Pomoc udzielana komuś, kto nie był gotów zrobić nieomalże wszystko, aby tylko zachować abstynencję, to był, z założenia, wysiłek i czas bezsensownie stracony. W tamtym okresie też mocno w to wierzyłem. 
 
Minęły lata zanim zweryfikowałem swoje poglądy na ten temat. Bardzo mi w tym pomogli podopieczni. Pewnego razu odniosłem wrażenie, że jeden z nich oczekiwał, że będę rozpoznawał, śledził i rozbrajał mechanizmy uzależnienia, stosował jakieś techniki i procedury terapeutyczne, a zwłaszcza i szczególnie zmuszał go, by wiecznie mnie o coś prosił. Uważał, że świetnie by mu to pomogło w nauce pokory. Włos mi się zjeżył na głowie, ale właściwie dopiero wtedy zacząłem się tym zagadnieniom przyglądać poważniej, dopytywać, rozmawiać, konsultować…
 
Mam wiele szacunku dla swoich terapeutów i nieustająco większości z nich jestem wdzięczny, to jednak nie zmienia faktu, że relacja sponsor – podopieczny we Wspólnocie AA jest czymś zupełnie innym, niż terapeuta – klient w poradni odwykowej. Coś, co jest dobre i znakomicie się sprawdza na odwyku, nie musi być równie dobre w warunkach całkowicie różnych, zupełnie odmiennych.
Być może postawa proszalno-błagalna czyni podopiecznego bardziej podatnym i zdeterminowanym do takiego czy innego działania, ale co ze mną?! Sponsorowanie to służba! Jako sponsor nie robię mojemu podopiecznemu żadnej łaski, ani nie jestem jego szefem, czy panem feudalnym! Nie do mnie też należy budowanie u niego, według prawideł sztuki terapeutycznej, jakichś systemów motywacyjnych.
 
Wyjątkowo nieprzyjemnie, jak piasek w zębach, „zgrzytnęły” mi dwie sprawy. Po pierwsze, pokazano mi jakby wzór umowy sponsora z podopiecznym, bardziej chyba najeżony sankcjami, niż kodeks karny, a jednocześnie pełen wymagań i zobowiązań, jakim podopieczny musi sprostać. Bo jak nie…
Po drugie, w przerwie jakiegoś mityngu usłyszałem słowa kogoś, kto najwyraźniej do roli sponsora się szykował: „teraz to niech oni MNIE proszą”. A cóż to ma być, odwet? Za czas, w którym sam musiał na dwóch łapkach skakać przed swoim sponsorem? To może jeszcze „falę”* w AA wprowadzimy?! O ile jej jeszcze nie ma, a tego – przyznam – wcale nie jestem taki pewien.
Doktor Bob pisał o miłości i służbie, a ja z niepokojem odnoszę wrażenie, że coś tu jednak poszło chyba nie tak, bo kiedy raz wspomniałem o możliwości zwrócenia się przez sponsora do podopiecznego z propozycją współpracy, potraktowany zostałem, jak wróg ludu, który zagraża uświęconym tradycjami i bezwzględnie obowiązującym zasadom. Podopieczny ma prosić i basta! Odwrotnie nie wolno! Zakaz!
 
Postawa pokory jest niewątpliwie bardzo pożądana w całym procesie trzeźwienia, ale pokory, o którą tu chodzi, nie można wymusić. Zmuszając kogokolwiek do pokornych próśb, nie uczę go pokory, a jedynie upokarzam. Upokarzanie ludzi, którzy są od nas zależni, albo którym skutecznie coś takiego udało się wmówić, daje wprawdzie sporo uciechy osobom łaknącym władzy, ale chyba nie o to chodziło… u nas we Wspólnocie Anonimowych Alkoholików.
 
Jeżeli takim miałbym być sponsorem, to może jednak lepiej, żebym dał sobie spokój – w dobrze pojętym interesie potencjalnego podopiecznego. I o ile jego dobro w ogóle mnie interesuje.
Jaki jest poziom mojej pokory, mojej wrażliwości, mojej empatii, mojej zdolności do dostrzeżenia, ale także zrozumienia potrzeb, lęków i wahań drugiej osoby? Jaki jest mój poziom współczucia, życzliwości i miłości? Taki też jest poziom mojej trzeźwości…
 
 
--
* Fala, to zjawisko tworzenia się nieformalnej hierarchii i władzy wśród żołnierzy odbywających obowiązkową, zasadniczą służbę wojskową. Pozycja żołnierza w tej hierarchii zależy od stażu służby (w AA mogłaby być uzależniona od okresu abstynencji). Problem fali sprowadza się głównie do zmuszania młodszych stażem do wykonywania pewnych określonych czynności, czasem za, lub dla starszych.




Więcej w moich książkach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz