Najpierw o bohaterze „Rehabilitacji” (a także „Rehab” i „Litacji”), alkoholiku W. Notatkę na temat „Litacji” zakończyłem zdaniem: Mam nadzieję, że W. kiedyś wreszcie przestanie cierpieć. Po trzydziestu sekundach lektury „Rehabilitacji” znalazłem takie oto przekonania dotyczące praktycznej realizacji Piątego Kroku AA: Ten krok polegał na tym, żeby podzielić się z drugim człowiekiem nie tylko wadami, ale i swoim bólem. Ten krok jako jedyny wymagał aktywnego uczestnictwa drugiej osoby, niekoniecznie alkoholika. Mógł być nim każdy, kto umie słuchać i stara się zrozumieć alkoholika. Słuchacz był w tym kroku najważniejszy, bo przecież samego siebie, a nawet Boga W. doskonale umiał oszukiwać*. I jakoś zupełnie nie zdziwiło mnie, że W. za ten swój Piąty Krok, wyznany kapłanowi, musiał zapłacić sto pięćdziesiąt dolarów i nawet dostał za to pokwitowanie, ani to, że w ostatecznym rozrachunku całą tą operacją poczuł się oszukany. Nadzieja, o której wspomniałem wyżej, powoli rozwiewała się, bo dla alkoholika W. najwyraźniej jeszcze nie nadszedł czas końca cierpienia. Za to zadziwiająca, u człowieka o tak wielkiej sprawności intelektualnej, wydaje się niezdolność uświadomienia sobie, że WIEM, może nawet i ROZUMIEM, to jeszcze nie to samo co MAM.
A dalej, kolejne lata? Podobnie jak poprzednio – chaotyczna mieszanina wybranych i po swojemu interpretowanych elementów Programu 12 Kroków AA, jakichś podejrzanych poradników, terapii dla współuzależnionych dorosłych dzieci z domów dysfunkcyjnych, afirmacji, mityngów Anonimowych Obżartuchów, kurs na odwykowego terapeutę… A właśnie! Kolejny cytat ilustrujący problem, z którego alkoholik W. najwyraźniej dobrze zdawał sobie sprawę: Ale zamiar zostania profesjonalistą nie pozostał bez śladu. W. już nigdy nie czuł się jak zwykły alkoholik, zawsze myślał o jakiejś szczególnej odpowiedzialności za leczenie alkoholików w Polsce i w innych krajach. To przeświadczenie, które z czasem tylko się umocniło, na zawsze zmąciło jego zdolność do korzystania w pełni z dobrodziejstw AA **.
Bohater „Rehabilitacji”, alkoholik W., sprawia wrażenie człowieka, u którego prawdziwe i niewątpliwie poważne problemy ujawniły się dopiero po odstawieniu alkoholu. I to też mnie nie dziwi, choć może być trudne do pojęcia dla kogoś, kto z tematem alkoholizmu nie zetknął się bliżej.
Po lekturze książki pewien znajomy wykorzystuje postać alkoholika W. do dowodzenia prawdziwości powiedzenia: do AA nie można być za głupim, ale można być za mądrym, jednak nadal się z nim nie zgadzam, bo uważam, że jeśli coś jest problemem i faktycznie stanowi przeszkodę, to nie mądrość czy nawet wiedza, ale intelektualna pycha.
W dwudziestym dziewiątym roku abstynencji i sześćdziesiątym pierwszym życia autor „Rehabilitacji” i alkoholik W. symbolicznie, może i faktycznie, stapiają się w jedną całość. Wiktor Osiatyński, alkoholik W. godzi się z własną przeszłością i samym sobą.
To teraz o samej książce. Choć mocno chaotyczna, jak życie jej głównego bohatera, jest ona, w pewnym sensie, całkiem niezła. Porusza wiele tematów, choćby kwestie szkolenia terapeutów w USA mnóstwo lat temu, zaburzeń odżywiania, hipoterapii, ADHD i wiele innych. Jednak najważniejsza wydaje się przestroga adresowana do uzależnionych, którą wyczytać mogą między wierszami: jeśli wreszcie nie zdobędziesz się na to, by stanąć w postawie pokory przed drugim alkoholikiem i poprosić go, aby pomógł ci i pokierował podczas poznawania oraz praktycznej realizacji Programu AA, będziesz pewnie w stanie utrzymać abstynencję całymi latami, może nawet do końca życia, jednak o prawdziwej satysfakcji z życia, zadowoleniu, spełnieniu, spokoju, trwałej pogodzie ducha – zapomnij. Bo stosowanie półśrodków, zamienników (kolejna terapia, kolejne warsztaty, kolejny poradnik, kolejna afirmacja; zadośćuczynienie dokonywane z obcymi kobietami zamiast z faktycznie skrzywdzonymi) niewiele daje, jeśli w ogóle cokolwiek i alkoholik nadal znajdować się będzie w punkcie zwrotnym życia…
Do zalet „Rehabilitacji” zaliczam też odwagę, szczerość i otwartość jej autora. Na zawsze pewnie pozostanę mu wdzięczny za książkę „Grzech czy choroba”, jednak swoje życie, wolałbym przeżyć zupełnie inaczej. Mimo, że sukcesów zawodowych trochę mu zazdroszczę.
A dalej, kolejne lata? Podobnie jak poprzednio – chaotyczna mieszanina wybranych i po swojemu interpretowanych elementów Programu 12 Kroków AA, jakichś podejrzanych poradników, terapii dla współuzależnionych dorosłych dzieci z domów dysfunkcyjnych, afirmacji, mityngów Anonimowych Obżartuchów, kurs na odwykowego terapeutę… A właśnie! Kolejny cytat ilustrujący problem, z którego alkoholik W. najwyraźniej dobrze zdawał sobie sprawę: Ale zamiar zostania profesjonalistą nie pozostał bez śladu. W. już nigdy nie czuł się jak zwykły alkoholik, zawsze myślał o jakiejś szczególnej odpowiedzialności za leczenie alkoholików w Polsce i w innych krajach. To przeświadczenie, które z czasem tylko się umocniło, na zawsze zmąciło jego zdolność do korzystania w pełni z dobrodziejstw AA **.
Bohater „Rehabilitacji”, alkoholik W., sprawia wrażenie człowieka, u którego prawdziwe i niewątpliwie poważne problemy ujawniły się dopiero po odstawieniu alkoholu. I to też mnie nie dziwi, choć może być trudne do pojęcia dla kogoś, kto z tematem alkoholizmu nie zetknął się bliżej.
Po lekturze książki pewien znajomy wykorzystuje postać alkoholika W. do dowodzenia prawdziwości powiedzenia: do AA nie można być za głupim, ale można być za mądrym, jednak nadal się z nim nie zgadzam, bo uważam, że jeśli coś jest problemem i faktycznie stanowi przeszkodę, to nie mądrość czy nawet wiedza, ale intelektualna pycha.
W dwudziestym dziewiątym roku abstynencji i sześćdziesiątym pierwszym życia autor „Rehabilitacji” i alkoholik W. symbolicznie, może i faktycznie, stapiają się w jedną całość. Wiktor Osiatyński, alkoholik W. godzi się z własną przeszłością i samym sobą.
To teraz o samej książce. Choć mocno chaotyczna, jak życie jej głównego bohatera, jest ona, w pewnym sensie, całkiem niezła. Porusza wiele tematów, choćby kwestie szkolenia terapeutów w USA mnóstwo lat temu, zaburzeń odżywiania, hipoterapii, ADHD i wiele innych. Jednak najważniejsza wydaje się przestroga adresowana do uzależnionych, którą wyczytać mogą między wierszami: jeśli wreszcie nie zdobędziesz się na to, by stanąć w postawie pokory przed drugim alkoholikiem i poprosić go, aby pomógł ci i pokierował podczas poznawania oraz praktycznej realizacji Programu AA, będziesz pewnie w stanie utrzymać abstynencję całymi latami, może nawet do końca życia, jednak o prawdziwej satysfakcji z życia, zadowoleniu, spełnieniu, spokoju, trwałej pogodzie ducha – zapomnij. Bo stosowanie półśrodków, zamienników (kolejna terapia, kolejne warsztaty, kolejny poradnik, kolejna afirmacja; zadośćuczynienie dokonywane z obcymi kobietami zamiast z faktycznie skrzywdzonymi) niewiele daje, jeśli w ogóle cokolwiek i alkoholik nadal znajdować się będzie w punkcie zwrotnym życia…
Do zalet „Rehabilitacji” zaliczam też odwagę, szczerość i otwartość jej autora. Na zawsze pewnie pozostanę mu wdzięczny za książkę „Grzech czy choroba”, jednak swoje życie, wolałbym przeżyć zupełnie inaczej. Mimo, że sukcesów zawodowych trochę mu zazdroszczę.
--
* Wiktor Osiatyński „Rehabilitacja”,
Wydawnictwo Iskry, 2012, strona 5** Wiktor Osiatyński „Rehabilitacja”, Wydawnictwo Iskry, 2012, strona 79
Nie rozumiem dlaczego Pana tak irytują sposoby, które nazywa Pan "chaotyczną mieszaniną jakichś podejrzanych poradników", "po swojemu interpretowanych elementów Programu"? Zarzuca Pan także bohaterowi stosowanie półśrodków i zamienników (i tu znowu dla Pana niezrozumiałe; a realnie pomocne i cudowne w swojej prostocie- afirmacje i medytacje). Gdy przeczytałam Pańską opinię, poczułam współczucie i smutek. Przykro mi, że tyle w Panu zazdrości, smutku i zamkniętości. Ufam, że kolejna, rocznicowa książka tego samego autora, pt.:"Drogowskazy" uniesie Pana, doda nadziei na osiągalność własnego spełnienia, spokoju i pogody ducha, bo o trwałej pogodzie ducha(nadmienionej powyżej) można pokornie zapomnieć. Ciekawa jestem jednak Pańskich kolejnych wywodów po lekturze, niebawem. Pozdrawiam. M.alkoholiczka.
OdpowiedzUsuń