środa, 10 lipca 2013

Czyn wykonany połowicznie

Stosowanie półśrodków nic nam nie dało, znajdowaliśmy się ciągle w punkcie wyjściowym. /…/ Czyn wykonany połowicznie nie daje korzyści. Znajdujemy się w punkcie zwrotnym życia.  Słowa z Wielkiej Księgi. W ostatnich miesiącach wyjątkowo często je wspominam.
 
Krótko przy pysku trzymam swój perfekcjonizm (a przynajmniej tak mi się wydaje), od lat nie stanowi on już życiowego problemu. To jednak nie znaczy, żebym popadł w drugą skrajność i pokochał pozory, półśrodki, połowiczność i bylejakość – nie, nie godzę się na nie, przede wszystkim u siebie, ale i w otaczającym świecie nie wzbudzają one mojego zachwytu.
 
Wiele godzin przegadałem z przyjaciółmi na temat niesienia posłania oraz intencji, które są tych działań motorem, czyli o Kroku Dziesiątym (rozpoznanie prawdziwych pobudek postępowania) i Jedenastym (korekta intencji). Niektórzy z nich twierdzą, że Program AA jest programem działania (i słusznie), a więc liczy się tylko i wyłącznie działanie, bez względu na motywy. Zawsze też pojawia się w tych rozważaniach przykład z żebrakiem i monetą: Na ulicy wrzucam żebrakowi do kapelusza pięć złotych. Biednemu jest zupełnie obojętne, czy robię to ze współczucia, czy może tylko po to, aby popisać się zamożnością i hojnością przed towarzyszącą mi atrakcyjną kobietą. 
 
Przemyślałem tę sprawę (dużo czasu mi to zajęło, bo gorzała pół mózgu mi wyżarła i nie myślę już tak sprawnie, jak kiedyś), przypomniałem sobie różne własne zachowania i postawy, poobserwowałem co się wokół mnie dzieje, wyciągałem wnioski,  i ostatecznie sprecyzowałem swoje stanowisko w tej sprawie. Tak, moi koledzy mają rację, żebrakowi może być wszystko jedno z jakich pobudek go wspieram – on dostał swoje pięć złotych i moneta ta nie zmieni swojej siły nabywczej w związku z takimi czy innymi motywami ofiarodawcy, jednak nie uważam, żeby z darami natury duchowej było tak samo jak z materialnymi (np. pieniędzmi). 
Działania podejmowane w duchu miłości i służby w ramach Dwunastego Kroku, praca z innymi alkoholikami (posłanie Wspólnoty, służby w strukturach AA, sponsorowanie), są darami o charakterze duchowym i ofiarowane z nieczystych pobudek wartość mają… problematyczną, a owoce ich okazać się mogą cierpkie, robaczywe albo nawet… 
 
Mam nieść posłanie, a nie donieść… Ja mam robić swoje, a nie oglądać się na wynik… Znane mi z mityngów deklaracje, z którymi – do pewnego stopnia – bez oporów się zgadzam. Tym niemniej wydaje mi się, ale może tylko wydaje, może to moje rojenia, że normalni, trzeźwi ludzie sprawdzają czasem, czy ich działania przynoszą satysfakcjonujące efekty albo w ogóle jakiekolwiek efekty. Bo jeśli nie… Jeśli nie, to zastosowanie może mieć inny zestaw AA-owskich przysłów i powiedzeń np.: rąbiesz nie to drzewo, lub objawem obłędu jest oczekiwanie odmiennych efektów stale tych samych, nieskutecznych działań. Pojawia się wtedy wątpliwość, czy moje działania rzeczywiście służą drugiemu człowiekowi, czy może tylko mnie zapewniają dobre samopoczucie, gwarantują samozadowolenie?
 
Na szczęście już coraz rzadziej, ale czasem jeszcze zdarza się potrzeba wyjaśnienia, że sponsor, który w oczywisty sposób jest dla mnie swego rodzaju autorytetem, nie jest idolem do naśladowania. Ja nie mam kopiować życia mojego autorytetu/sponsora, nie mam się do niego upodabniać, nie muszę pić, jeśli on do picia wrócił! Sponsor to ktoś, kto w AA pomaga mi odnaleźć moją własną drogę, a nie zmusza do bezrefleksyjnego naśladowania jego postaw i zachowań.
Tym niemniej ślady takich przekonań i obaw jeszcze pozostały, najczęściej przyjmując postać egocentrycznego lęku. Rozumiem to, bo do dziś pamiętam, jak to ze mną było, gdy do picia wrócił mój pierwszy sponsor. Przez chwilę, na szczęście faktycznie nie trwało to długo, chciałem bronić go i tłumaczyć. Wmówiłem sobie nawet, że kieruję się lojalnością wobec niego, że to z przyjaźni… To nie była prawda. Może mu trochę współczułem, ale przede wszystkim bałem się, jak moje trzeźwienie będą po tym wydarzeniu oceniać inni. Tak więc okazało się, co przyznaję ze wstydem, że chodziło wtedy o mnie, a nie o niego, że bronić chciałem swojego wizerunku, a nie sponsora.
 
Swoim podopiecznym staram się uzmysłowić, że sponsor w AA nie jest jakąś idealną, nadnaturalną istotą, że bywa mocno niedoskonały (oj, wiem coś o tym, wiem…) i to dużo częściej niżby sobie życzył. Jeżeli kiedyś, w jakiś sposób, bo nie dotyczy to tylko zapicia, pogubię się w życiu, proszę, by uczyli się na moich błędach, wyciągali z nich wnioski, ale nie starali się mnie usprawiedliwiać czy bronić – moje postępowanie, decyzje, wybory, nie świadczą o ich trzeźwości i życiu. Bo siłą Wspólnoty i nadzieją dla osób uzależnionych jest Program; Program Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików, a nie sponsor.


4 komentarze:

  1. W tej chwili potrzebowałem tego artykułu, cudowne działanie mojej siły wyższej, zawołałem o "drogę" i przypomniał mi się Twoj blog. Dziękuję i pogody ducha.

    Krzysztof alkoholik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę uprzejmie, zawsze do usług. No... prawie zawsze. :-)
      Cieszę się, że się komuś przydał ten tekst.

      Usuń
  2. Meszuge, ja też Ci dziękuję, widzę wady mojego sponsora i trochę się trzęsę, oczywiście w trosce o siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, że na sponsora też są sposoby: http://meszuge.blogspot.com/2013/07/na-sponsoring-jest-sposob.html :-)

      Usuń