Pozostaje wciąż aktualne pytanie: „Ile ze swego fałszywego «ja» jesteśmy skłonni się pozbyć, by znaleźć Prawdziwe «Ja»?” . Takie konieczne cierpienie będzie zawsze odczuwane jako umieranie, o czym bardzo szczerze powiedzą nam dobrzy nauczyciele duchowi. (Najlepiej udaje się to zawsze Anonimowym Alkoholikom). Jeśli przewodnicy duchowi nie mówią nam o umieraniu, to nie są dobrymi przewodnikami duchowymi! – Richard Rohr – „Spadać w górę”.
Moim życiowym celem nie jest abstynencja, nawet trwała i dożywotnia, choć oczywiście takiej sobie życzę. Zawsze pewnie powtarzał będę (za swoim sponsorem), że dopóki nie pijemy, wszystko jest możliwe, jednak mnie pociąga właśnie to wszystko, a nie samo tylko niepicie.
Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku (12x12).
Uważam za oczywiste, że dla osoby dorosłej i dojrzałej (to nie zawsze jest to samo), normalnej, nieuzależnionej, nie obarczonej żadnymi dysfunkcjami czy psychicznymi zaburzeniami, trzeźwej, informacje płynące z własnego wnętrza są ważniejsze od tych zewnętrznych czyli: na postanowienia, wybory i decyzje kogoś takiego większy wpływ ma jego wiedza i doświadczenie (nabywane w procesie niezafałszowanego kontaktu z rzeczywistością) niż to, co mówią inni ludzie albo czytane właśnie teksty. Tu potrzebna jest uwaga: to nie teksty (książki, artykuły) są „złe”, ale skłonność do bezrefleksyjnego, nieomalże automatycznego identyfikowania się z treściami w nich zawartymi; do dziś pamiętam, jak po wysłuchaniu „Dezyderatów” prawie wmówiłem sobie, że ja przecież tak właśnie żyję, uwierzyłem, że taki jestem.
Latami żyłem według własnych wewnętrznych przekonań, jak ci normalni ludzie, ale moje życie okazało się pasmem złych wyborów i błędnych decyzji, prowadzących od jednej katastrofy do drugiej. Alkoholizm był tylko jedną z nich, choć niewykluczone, że najbardziej spektakularną. Żeby przetrwać, musiałem przestać pić, „zrobić” Program AA, zmusić się do przestrzegania kilku nowych, innych niż dotąd, życiowych reguł gry. Jedną z nich jest znana zasada: uważaj, twoja głowa może cię oszukiwać, która w konsekwencji prowadzi do nawyku konsultowania ze sponsorem, lub innymi trzeźwymi alkoholikami, niektórych własnych pomysłów, zamierzeń i planów.
W obietnicach Kroku Dziewiątego Anonimowi Alkoholicy zapewniają, że poznany nową wolność. Czy alkoholik może być jednocześnie człowiekiem wolnym? Wydawałoby się, że uzależnienie wyklucza wolność… Od lat nie mam obsesji picia, głodów, nawrotów – zarówno w odniesieniu do alkoholu, jak i nikotyny. Czy jestem człowiekiem wolnym?
Napisałem wcześniej, że samo niepicie mnie nie satysfakcjonuje, nie wystarczy, a więc w dalszych rozważaniach alkohol w ogóle pominę. Jak wyuczony nawyk pytania o zdanie innych ma się do wolności? Po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że jej nie narusza – pytanie innych to jest mój wolny wybór, przejaw zdrowego rozsądku, otwartego umysłu, wynik doświadczeń, z których potrafię już wyciągać wnioski oraz pokory, dzięki której zdaję sobie sprawę, że czasem, coś tam może wyglądać inaczej, niż mi się wydaje. To jest trzeźwość psychiczna, intelektualna – pomijając trzeźwość fizyczną – najłatwiejsza.
Kolejny etap – uczucia. Czy nie jestem od któregoś z nich uzależniony, czy jestem wolny emocjonalnie? Nie muszę szukać w pamięci, wiem od razu, że choć w wielu sytuacjach i okolicznościach odpowiedzieć mogę twierdząco, to jednak specyficzna mieszanina mojej byłej żony i komputera okazuje się piorunująca i często wtedy właśnie nie radzę sobie ze złością. Nadal też niezbyt dobrze (lęk?) reaguję na czyjeś krzyki i wyzwiska, nawet jeśli nie mnie one dotyczą. A kiedy ostatnio obwiniałem kogoś za swój podły nastrój? Nie, nie jest źle, ale… mogłoby być lepiej. I będzie. Trzeźwość emocjonalna, choć trudna, wydaje mi się osiągalna.
Wreszcie trzeźwość duchowa. Wolny jestem, czy może jednak nadal duchowo zależny od innych ludzi? Co gotów jestem zrobić, jak postąpić, zachować się, co wybrać, by osiągnąć natychmiastową, a choćby i odłożoną w czasie gratyfikację, zapewnienie, potwierdzenie?
Powiedzmy, że uważam się za dobrego pisarza. Czy moje przekonanie w tej materii jest w stanie zburzyć opinia kolegi – bez względu na jego intencje – albo trzech, dziesięciu?
Przypuśćmy, że przekonany jestem, że jestem przyzwoitym człowiekiem – co jestem w stanie zrobić, co… poświęcić, by znajomi to potwierdzili, by mi przytaknęli? Jeżeli myślę, że jestem dobry i uczciwy, a ktoś powie… napisze… Na jakie kompromisy z własną duszą jestem w stanie się zgodzić, żeby mnie polubili? Człowiek przywiązany i uzależniony od przekonań, wyobrażeń, dobrej albo złej woli innych, nie jest w pełni wolny, nie jest więc duchowo trzeźwy.
Trzeźwość duchowa wydaje mi się najtrudniejsza do osiągnięcia. Choć oceniając ostatnią dekadę widzę wyraźny postęp, mam też świadomość, że daleka droga jest jeszcze przede mną. Jednak to nie jej długość i nie czas stanowi problem czy wyzwanie, lecz cierpienie – jedyny pewny element tej szczególnej podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz