Wyliczyłem, że do szkół rozmaitych
uczęszczałem jakieś piętnaście lat. Kiedy przeglądam w pamięci ten czas, a
także wspominam szkolnych kolegów, dochodzę do zaskakującego wniosku: ani ja,
ani nikt ze znanych mi rówieśników, nie traktował wiedzy jako wartości samej w
sobie. Uczyłem się, podobnie jak inni, żeby zdawać z klasy do klasy, żeby jakoś
zaliczać klasówki i egzaminy, żeby nie zrobić z siebie pośmiewiska przed resztą
klasy… Z odległej perspektywy wydaje mi się, że było to coś w rodzaju gry: jak
dobrze wypaść, ale żeby się jednak za bardzo nie narobić. Nagrodą w tej grze
było świadectwo albo dyplom, ale nie wiedza czy umiejętności.
Owszem, zdarzało się, że przez moment,
kilka-kilkanaście tygodni coś mnie mocniej zainteresowało (historia
architektury) albo pociągało z powodów banalnych, na przykład matematyka
albo język polski, z których to przedmiotów, przez pewien czas, mogłem być
dobry bez większego wysiłku, ale to były wyjątki potwierdzające regułę.
Mityngowe wypowiedzi oraz kolejni
podopieczni, następni i znowu nowi, opowiadający swoje historie z terapii
odwykowej, ale też moje własne przeżycia, powodują, że powoli zaczynam rozumieć,
czemu psychoterapia alkoholików jest tak mało skuteczna: wygląda bowiem na to,
że większość z nas traktowała ją podobnie jak szkołę. I nie dotyczy to tylko
pacjentów do leczenia przymuszonych.
Na samym początku mogliśmy sobie być
naprawdę bardzo zdeterminowani, mogliśmy rozpaczliwie pragnąć rozwiązania i
pomocy, ale z czasem… kiedy widmo alkoholu oraz związane z nim zagrożenie
przestawało być tak bezpośrednie, po kilku tygodniach albo miesiącach, wartością
pożądaną przestawała być enigmatyczna trzeźwość (według psychoterapeutów i tak
nie do osiągnięcia), ale… święty spokój. I gładkie awansowanie, przechodzenie
do coraz bardziej zaawansowanych grup. I żeby prowadzący terapeuta był
usatysfakcjonowany. I żeby koledzy z grupy się nie czepiali.
Po trzydziestu miesiącach psychoterapii,
w terminie wcześniej wybranym, po zaliczeniu wszelkich możliwych terapii
(pogłębionych, zaawansowanych itp.), zakończyłem triumfalnie i z sukcesem (bo nie
piłem) leczenie odwykowe. Właściwie osiągnąłem cel, ale… jaki cel? Co naprawdę
było moim celem, ale nie w pierwszych dniach, ale choćby w drugim roku?
Trzeźwość? Nie sądzę… Bo gdyby tak właśnie było, nie musiałbym chyba prosić o
pomoc drugiego alkoholika, jęcząc, że wprawdzie nie piję, ale wszystko mi się
wali, że nie radzę sobie z abstynencją, życiem i samym sobą.
Pisałem żeby sie podobało terapeutce,żeby inni uczestnicy grupy podziwiali moje prace .Rosłem w pychę .Zakończyłem terapię z "wróżnieniem" ,na szczęście zaczął sie okres mówienia o sponsorowaniu ,i gdy poprosiłem grugiego alkoholika o pomoc ,to dowiedziałem sie po co ma trzeźwieć . Pogody ducha Krzysiek AA
OdpowiedzUsuńI jak to miało działać?! :-)
UsuńDo dziś nie mogę odżałować, że zamiast uczyć się historii, czy geografii dla siebie, wkuwałam je dla piątki ze sprawdzianu, po czym od razu zapominałam. Dopiero na studiach zaczęłam uczyć się dla siebie. Co i tak jest niezłym wynikiem, bo niektórzy moi koledzy i koleżanki robili to dla dyplomu.
OdpowiedzUsuńOcena ze sprawdzianu, zaliczenie, egzamin... krótkotrwałe zyski, czy długofalowe efekty?
UsuńTeraz? Długofalowe efekty. Kiedyś? Krótkotrwałe zyski, oczywiście. :-)
UsuńWszystko co oddala nas od zapicia jest dobre obym ciagle chciał sie oddalac(uczyc,doswiadczac,dawac)
OdpowiedzUsuńJestem właśnie w terapii i mam bardzo podobne refleksje. Strasznie jestem zadowolony, kiedy mnie po odczytanie pracy terapeutka albo grupa pochwali. Tylko, że często zadaję sobie pytanie, co ja właściwie z tego mam?
OdpowiedzUsuńJak to, co? Krótkotrwałe zyski. Które skutecznie blokują długofalowe efekty...
UsuńMoj stosunek do jakiejkolwiek nauki szybko ujawnil sie na poczatku drogi trzezwienia.Czy potrafie zrozumiec co do mnie ktos mowi,czy wyciagam wnioski ze zdarzen,czy z otwartym umyslem przyjmuje czyjes(sprawdzone)sugestie.I oczywiscie wyszlo,ze wolno sie ucze i musze sobie pewne informacje powtarzac codziennie,bo jak zapomne to nie bedzie prosby o komisyjny egzamin,tylko zupelnie cos innego.A juz tam bylem i wystarczy.Koniec koncow okazuje sie,ze powtarzam zachowania z podstawowki,liceum i studiow,etapami i troche bardziej swiadomie w miare pracy na programie i uczestnictwie w zyciu wspolnoty:)pozdrawiam serdecznie i dziekuje za ciekawy artykul.Tomasz alkoholik
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. :-)
UsuńJa byłem na 8 tygodniowej terapii zamkniętej (w 98 roku, wcześniej 97 poszedłem na AA i nie podołałem) i wiele mi to pomogło, myślę że w 90% mojego trzeźwienia zawdzięczam tej terapii,dzięki której zrozumiałem że to choroba oraz swoja bezsilność wobec alkoholu, wiele pracy nad poczuciem winy i zrozumieniem ze sam bez Siły Wyższej (dla mnie to Bóg Jezus Chrystus) to będzie trudno myśleć w moim przypadku o trzeźwieniu a bardziej o abstynencji czego nie chciałem z całego serca bo chciałem całym sobą autentycznie trzeźwieć. Mi wiele sił do leczenia czyli chłonięcia wiedzy na temat tej choroby dało jedno zdanie wcześniej przeczytane i później jeszcze wypowiedziane przez moją terapeutkę że jest to jedyna choroba z która mogę świetnie żyć, nie wydawać na lekarstwa kasy a co najważniejsze z czasem jak rozwój mój będzie postępował mogę stać się lepszym człowiekiem nawet jak byłem przed chorobą - i to dało mi kopa do nauki bo moje poczucie winy było wielkie. Serce jak i wiedze jaka przekazać potrafiła mi moja terapeutka było dla mnie czymś najcenniejszym co mogłem otrzymać, do tej pory mamy ze sobą już oczywiście koleżeński kontakt i pomaga mi wiele razy w znalezieniu miejsca na oddziale dla potrzebujących jak nie u nich to w innych dobrych sprawdzonych ośrodkach leczenia uzależnień od alkoholu czy narkotyków bo obecnie pomagamy wielu rodzicom dzieci uzależnionym od narkotyków, dopalaczy (dopalacze obecnie to plaga, aż mówić się nie chce ile tego teraz się pleni). Reszta to już tylko dalszy spokojny rozwój na grupie wsparcia AA czy NA ponowna dokładna praca nad sobą na krokach (stała praca jak to ma być rozwój) i pamiętać o kolejnych 24 h jak i nieść posłanie i jest myślę ok. Z mojej fali że się tak wyrażę od ponad już 15 lat z 12 połowa się nadal trzyma i to bardzo dobrze się trzyma :) czyli chyba nie tak źle, ale dla mnie jeden warunek terapia a potem grupa a nie dupo ścisk. Terapia nie jest zła ale ta intensywna krótkoterminowa od alkoholu, ( z narkotykami to zupełnie coś innego ale tutaj piszemy o alkoholu) nie ta trwająca latami ambulatoryjna ( wtedy traktuje się ją jak kiedyś szkołę :)) bo tu moim zdaniem o wiele lepiej się sprawdza praca ze sponsorem. Ale to moje prywatne zdanie.- Adam
OdpowiedzUsuńDzięki Adam! :-)
UsuńCiekawi mnie, czy kiedykolwiek ludzie uzależnieni od alkoholu pozbędą się sztucznie wyprodukowanej „tożsamości alkoholika” ? Kiedy przestaną być innym gatunkiem ? Kiedy wreszcie staną się istotą ludzką ? A nie: Mam na imię i jestem alkoholikiem, bądź co gorsze jestem alkoholikiem i mam na imię. Kiedy proza dnia codziennego, ze wszelkimi uwarunkowaniami społecznymi stanie się normą, a nie możliwością nawrotu, pijanym myśleniem, brakiem trzeźwości etc. Niestety, ludzie uzależnieni od alkoholu nie chcą pozbyć się swojej drugiej tożsamości. Potrzebują jej jak kania dżdżu. Ta tożsamość usprawiedliwia ich. Owszem w pierwszych momentach oderwania „ryja od koryta” jest niezbędna i po to została wykreowana. Po pewnym jednak czasie winno się „dziecku” powiedzieć, że to nie Mikołaj przynosi prezenty. Obserwując spotkania AA w Polsce nie sposób nie zauważyć, że sztuczna tożsamość alkoholika stała się wartością samą w sobie. Można powiedzieć, że w AA Mikołaj nadal przynosi prezenty. Alkoholizm jest chorobą śmiertelną – to dlaczego ludzie w AA jeszcze żyją? I to czasami kilkadziesiąt lat po zaprzestaniu picia. Mogę się zgodzić, że alkoholizm jest śmiertelny, ale wtedy kiedy przyjmowana jest trucizna chemiczna i wtedy ona trwa. Niestety, dla większości AA, alkoholizm jest wyleczalny, można z tego wyzdrowieć, co zresztą jest opisane w „biblii” AA. Terapia spełnia swoją krótkotrwałą rolę wtłaczając alkoholikowi sztuczną tożsamość, tymczasową protezę. Zakładając, że AA ma dać długofalowe efekty, czyli pomóc przywrócić człowieczeństwo alkoholikowi, winno mu ułatwić zrozumienie, że może już sam chodzić, że może żyć własną naturalną tożsamością, a nie sztucznością, że nic i nikt nie jest wstanie skłonić go do kolejnych epizodów alkoholizowania się. Człowiek to brzmi dumnie, Alkoholik to brzmi … hm…inaczej.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńWiesz myślę ze tak się dzieje w większości przypadków, lecz jest wiele osób które nie maja szans utrzymania abstynencji a tym bardziej trzeźwości gdyby zaprzestali mówić Adam alkoholik itp. to wszystko zależy od zaawansowania choroby i umiejętności trzeźwienia czyli rozwojowi osobistemu każdego z nas. Każdy ma swoją drogę która kroczy. Mam Przyjaciół którzy będąc w wieku 80 - 75 lat ani razu nie opuścili mityngu na który uczęszczają raz w tygodniu i są z tego powodu bardzo dumni i żyją w trzeźwości i chwała im za to bo pokazują drogę że można wyjść z tej choroby nawet gdy się straciło już wszystko nawet swoja godność i można to odbudować, a sa osoby które po roku dwóch po terapii uczęszczali na grupę tam utwierdzili swoja drogę i poznali swoje sygnały doskonale i dalej żyją już z dala od grupy i AA i bardzo dobrze żyją zachowując także trzeźwość i np raz na rok jada sobie na jakieś spotkania dla trzeźwiejących alkoholików aby sobie jak to mówią przypomnieć co nieco. Każdego droga jest inna inni potrzebują żyć do końca życia jak piszesz niby sztuczną tożsamość co nie zawsze jest prawdą że jest sztuczna lecz czują się w niej spełnieni i pełni pogody ducha co jest chyba dobre co?Takie życie daje im wielka radość i są dumni z tego że w ten sposób mogą nieść posłanie jak by ich nie było to kto by był na grupie? jak by ta grupa miała istnieć? Nie realne dlatego ja nie uważam że oni żyją w sztucznej tożsamości oni właśnie odkryli dopiero swoją prawdziwa tożsamość. Takie jest moje zdanie oczywiście z obserwacji i własnego doświadczenia - Adam
UsuńGdyby jedynym miernikiem było nasze własne dobre samopoczucie... Ale jednak żyjemy wśród innych ludzi i czasem warto upewnić się, że rodzina niepijącego alkoholika jest nim równie zachwycona, jak on sam sobą.
Usuń"Każdego droga jest inna inni potrzebują żyć do końca życia jak piszesz niby sztuczną tożsamość co nie zawsze jest prawdą że jest sztuczna lecz czują się w niej spełnieni i pełni pogody ducha..." Czuć się spełnionym w sztucznej tożsamości to jest jawne oderwanie od rzeczywistości. Niektórzy będę tak żyć do końca życia. Tu się zgodzę. "...jest wiele osób które nie maja szans utrzymania abstynencji a tym bardziej trzeźwości gdyby zaprzestali mówić Adam alkoholik itp." Gdyby samo mówienie słowa alkoholik coś miało zdziałać to chyba nie byłoby już problemu alkoholizmu. Zresztą uzależnieni dodają z estymą do imienia słowo alkoholik jedynie na mityngach lub w kontaktach z innymi alkoholikami. Tam właśnie w pełni wykorzystują swoją "prawdziwą tożsamość". Poza nimi szybko zdejmują maski tej tożsamości. Stają się jak inni nieuzależnieni ze swoimi wadami i zaletami. Cóż, wiara w siłę alkoholizmu jest w AA czasami silniejsza niż w Siłę Wyższą.
UsuńRównież się zastanowiłem. Wydaje mi się, że często wina za to leży po stronie terapeutów.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Bardziej niż wina interesuje mnie odpowiedzialność...
UsuńPokaż mi swoja rodzinę.............- tak to sama prawda to prawdziwy barometr mojej trzeźwości. Dzięki Bogu mam wspaniała rodzinę, od 30 lat tą samą i jedyną kochająca żonę, piękną i mądrą kobietę, która wspierała mnie i doprowadziła do leczenia swoja miłością, mamy dwójkę wspaniałych dzieci syn 28 lat (w czerwcu bierze ślub może w końcu zostaniemy dziadkami) :) i córka 23 lata kończy mgr w tym roku na dobrej według naszych standardów uczelni i kierunku :) kochamy się jesteśmy szczęśliwi i po wspólnie spędzonych świętach Bożego Narodzenia wyjeżdżamy z żonką aby uczcić naszą 30 rocznice ślubu, która mija dokładnie w25 grudnia :) cóż więcej nam potrzeba? Siedzimy sobie wieczorkiem w salonie przy kominku pięknie strzelającym ognikami jak zimno zaczyna doskwierać za oknami naszego małego domku nad jeziorem i rozmawiamy o naszych sprawach codziennych sprawach i troskach i wiele razy zachowujemy się jak byśmy nadal byli nastolatkami:) A co najważniejsze Bóg nas kocha my kochamy Jego i jest super. Zdrowych pięknych świat Bożego Narodzenia życzę Meszuge Tobie i reszcie osób , która lubi "Ciebie" czytać i pewnie nie tylko czytać ale rozważać Twoje teksty :)z całego serca pozdrawiam oraz pogody ducha na każdy dzień Nowego 2016 Roku-Adam
OdpowiedzUsuńDziękuję Adamie i... wzajemnie. :-)
UsuńA ja tak się zastanawiam... Ukończyłem terapię stacjonarną , kontynuuję terapię w toku indywidualnym i jakaś taka pustka. Pić mi się nie chce...Ale kim ja jestem to ja już nie wiem, mittingi pomagały tylko przez pierwszy miesiąc, więc zmieniłem grupę ,pomogło nie ma rundki więc nie trzeba słuchać o zepsutym samochodzie i mechaniku skur...u i innych tego typu "atrakcjach" .Tylko znów problem:-) jeden wyjątkowo uparty typ co drugie zdanie powtarza na przemian dwa słowa, Program i Sponsor. I udało mu się, zasiał ziarno ciekawości, bo ciekawski to już jestem z natury więc dopytałem (kilkanaście godzin rozmowy łącznie) doczytałem w polecanej przez niego literaturze i stwierdziłem że Program jest tym czego potrzebuję... tylko mój terapeuta uważa że to za wcześnie :-/ ps mam 5 m-cy abstynencji. I bądź tu człowieku mądry, mam zaufanie do terapeuty ale do AA też a dodatkowo boję się stagnacji i braku determinacji do wejścia na Program za rok bo początek przynajmniej tak mi się wydaje zapewni mi paskudne doświadczenia. A tak wogóle to dlaczego nie można zadawać tego typu pytań na mittingach przecież jako nowicjusz chciał bym móc zaczerpnąć z doświadczeń innych ja nie oczekuję rady bo tych też nie wolno udzielać ale chociażby sugestii do przemyśleń. Trochę to wszystko pokręcone :-/
OdpowiedzUsuńZa późno... za wcześnie... Ostatecznie wszystko zależy od tego, jak długo jeszcze chcesz cierpieć.
UsuńMiewam podopiecznych prosto z ulicy, z kilkudniową abstynencją, bez żadnych psychoterapii i jakoś im było w sam raz. :-)
Dzięki za subtelną ale jasną odpowiedź :-) . Przeważyła szalę na najbliższym mittingu poproszę wcześniej wspomnianego upartego kolegę o pomoc w pracy na programie. Bo cierpieć to ja nie lubię a moi najbliżsi wycierpieli już zdecydowanie za dużo z mojego powodu:|Ps wszystkiego najlepszego w Nowym Roku !!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Usuń