Alkoholiczka doszła do wniosku, że dopóki
musi (zalecenie jej psychoterapeutki odwykowej) prowadzić dzienniczek głodu
alkoholowego, to nie może pracować ze sponsorką na Krokach, bo to nieustannie
produkowałoby stany, uczucia i myśli, które w tym dzienniczku musiałaby odnotowywać;
wiadomo przecież, że podczas pracy ze sponsorką, to się stale o alkoholu, piciu
i jego konsekwencjach mówi.
Alkoholik stwierdził, że na zajęciach
terapeutycznych właśnie zaczęła się praca z ciałem, a to mu robi tak dobrze,
tak poprawia mu samopoczucie, że czuje, że już żadnego Programu AA robić nie
musi i nie potrzebuje.
Alkoholiczka
uznała, że nie może realizować Programu AA ze sponsorką, bo właśnie na
psychoterapii, lada moment, za kilka tygodni albo miesięcy, ma nadzieję dokopać
się do najgłębszej istoty swojego alkoholizmu, poznać ją i zrozumieć, a to jest
zajęcie tak ciekawe i absorbujące, że na rozmowy ze sponsorką nie ma już siły,
czasu ani ochoty.
Klient zgłosił się do poradni odwykowej,
bo przeszkadzać mu zaczęły narastające konsekwencje picia. Rozumiał i gotów był
(choć bez entuzjazmu oczywiście) na pełną abstynencję. Po długiej rozmowie z
psychologiem usłyszał, że nie jest jeszcze tak mocno uzależniony, więc proponują
mu naukę kontrolowania picia. Oczywiście z propozycji skorzystał… skoro okazało
się, że nie jest z nim jeszcze tak źle, to i czemu nie? To jednak oznacza, że
nie może uczestniczyć w zamkniętych mityngach AA, bo tam warunkiem jest chęć
zaprzestania picia, a on najwyraźniej przestawać nie musi, więc i nie chce.
Praca ze sponsorem odpada w tych warunkach automatycznie.
W ciągu ostatnich kilku lat takich i
podobnych opowieści nasłuchałem się dziesiątki. Jedne sytuacje dotyczyły mnie
bezpośrednio, z innymi stykali się moi znajomi, koledzy i przyjaciele z AA. A
to skłoniło mnie do zadania pytania…
Czy oferta Wspólnoty
Anonimowych Alkoholików jest atrakcyjna?
Kroki I-III. Zaczynam pracę z
podopiecznym od sugestii, by spisał pokrótce kilka-kilkanaście przykładów najbardziej
paskudnych przeżyć z czasów picia. Nie praktykowałem tego „od zawsze”, pomysł
przyszedł mi do głowy, kiedy zaczynałem pracę z alkoholikiem, który nigdy nie był
na żadnej psychoterapii. Zakładałem, że ci, którzy na odwyku byli, czyli
zdecydowania większość, z takim albo podobnym zadaniem już się zetknęli. Szybko
okazało się, że nie miałem racji, że coś mi się wydawało. Wyszło bowiem na to,
że dla wielu alkoholików po terapiach, choćby kilku i długich, wieloletnich,
takie zadanie było wstrząsem. Podczas terapii – twierdzili – nigdy pewnych
spraw nie ujawniali, a nawet ich sobie nie uświadamiali. W trakcie pracy na Krokach
II-III przez chwilę wydaje się, że ten Program w sumie nie jest taki straszny,
ale… Później jest przecież coraz trudniej i nieprzyjemniej.
Kroki IV-V to zderzenie z własnymi
urazami, czyli urojonymi krzywdami, z krzywdami, jakie realnie wyrządziliśmy
innym, z własnymi słabościami, lękami, pokomplikowanym życiem seksualnym,
wynaturzonymi instynktami, kryminalnymi zachowaniami itp. Owszem, są tam i
zalety, ale jednak przede wszystkim zaczynamy rozumieć, że określenia „kanalia”
i „szuja”, to o mnie.
Krok VI – Zaczynamy dostrzegać, jak w
podły i bezwzględny sposób używamy swoich wad charakteru, korzystamy z nich,
dla osiągnięcia określonych korzyści. Podejmujemy też realne działania, by
przestać to robić.
Krok IX – Ze sponsorem, w cztery oczy,
jeszcze jakoś to szło, ale teraz trzeba spotkać się z innymi ludźmi i zadość im
czynić, przepraszać, zwracać, ale przede wszystkim głośno i wyraźnie
przyznawać, że zachowaliśmy się w sposób niedopuszczalny, egoistyczny, podły, czasem
wręcz odrażający.
Krok X – Okazuje się, że nadal często,
zbyt często wyłażą na wierzch nasze wady, wynaturzone instynkty, szkodliwe
przekonania. I coś konkretnego należy z tym zrobić.
Krok XI – Modlitwa i medytacja? Cholera!
Przecież nigdy nie byłem religijny!
Krok XII – Bezinteresowna pomoc innym?
Poświęcanie im czasu i uwagi? I tak do końca życia? I jakieś służby w AA? A co
to, matka Teresa jestem, czy co?
Bill W. bardzo łagodnie i oględnie ujął
to w Wielkiej Księdze (wyd. II, s. 21): Prawie
nikt z nas nie lubi analizowania samego siebie, obniżania we własnych oczach
poziomu swej dumy, przyznawania się do własnych niedoskonałości, a wszystkie te
czynniki są niezbędne, by powrócić do zdrowia. Niektórym się to udało.
Obniżać? A nie wyrównać? Ale mniejsza z
tym, ważniejsze jest …by powrócić do
zdrowia. Tylko, czy każdy alkoholik naprawdę chce wrócić do zdrowia, czy
każdy wierzy, że jest to możliwe, czy każdy gotów jest zrobić wszystko, by to
osiągnąć?
Chyba rację miał jezuita de Mello, pisząc
w pierwszym rozdziale swojego „Przebudzenia”: Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić
przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą,
to by naprawić im popsute zabawki. „Oddaj mi moją żonę”. „Przyjmij mnie znowu
do pracy”. „Oddaj mi moje pieniądze”. „Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego
właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócić im dotychczasowe zabawki (życie).
Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie
rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi,
ale nie powrotu do zdrowia. Leczenie
bowiem jest bolesne i wymaga pracy, wyrzeczeń.
Czasem, podczas rozmowy, widzę w oczach
bunt i nieomalże słyszę myśli: Zaraz,
hola, przecież nie jest tak źle, przecież nie piję już… miesięcy albo lat i
nawet mnie nie ciągnie, więc czemu mam tak orać???
Czy w chwili obecnej, w 2017 roku, w
Polsce, oferta Anonimowych Alkoholików jest atrakcyjna? Moim zdaniem absolutnie
nie. Czemu więc dziwimy się, że nowicjuszy na mityngi trafia niewielu, a
zostaje na stałe jeszcze mniej?
W
„Języku serca”, w rozdziale 'Rules'
Dangerous but Unity Vital (s. 6, tłumaczenie nieautoryzowane), Bill pytał i
odpowiadał jednocześnie: Czy Anonimowi
Alkoholicy mają strategię public relations*? Czy jest ona adekwatna do naszych aktualnych
i przyszłych potrzeb? Chociaż nigdy nie była ona definitywnie sformułowana lub
precyzyjnie uzgodniona, z pewnością mamy częściowo przynajmniej uformowaną
strategię public relations. Jak wszystko inne w AA, wyrosła ona z prób i błędów. Nikt jej nie wymyślił. Nikt
nigdy nie ustalił jej zasad i reguł, i mam nadzieję, że nikt nigdy tego nie
zrobi. A to dlatego, że zasady i reguły wydają się dla nas niezbyt korzystne.
Rzadko kiedy się sprawdzają.
Nie są nam potrzebne nowe zasady i
reguły, ale może już czas na realnie i na szeroką skalę praktykowaną, ale
przede wszystkim skuteczną strategię public relations, bo zachęcanie do służby
rzecznika (czyli alkoholika reprezentującego grupę na zewnątrz, poza
strukturami AA) słowami: zostań
rzecznikiem, w tej służbie nic nie trzeba robić, chyba nie przynosi już
oczekiwanych efektów… właściwie to chyba żadnych efektów.
Nasza oferta, w porównaniu do propozycji
psychoterapii odwykowej, akupunktury, hipnozy, korzonków kudzu i pewnie kilku
innych jeszcze pomysłów, wydaje się najmniej atrakcyjna, ale być może
moglibyśmy coś konkretnego zrobić, by taką się stała? Nawet nie w interesie nas
samych, bo ten jest oczywisty (czy na pewno?), ale tych, którzy wciąż jeszcze
cierpią… Pamiętajmy przy tym, że wyboru mają dokonywać ludzie, delikatnie rzecz
ujmując, solidnie zaburzeni albo, mówiąc wprost, psychicznie chorzy.
Przy naszej bierności ci, którzy wciąż
jeszcze cierpią, będą nadal szukali oraz wybierali łatwiejszą, łagodniejszą
drogę i półśrodki, a my, wśród starych przyjaciół, w naszych przytulnych i
bezpiecznych piwnicach, ugotujemy się z czasem we własnym gronie i sosie,
zadowoleni z siebie, trwając w trzeźwości może i skutecznie, ale coraz rzadziej
pomagając innym ją osiągnąć.
Czy jest to wizja przesadnie mroczna? Są
miejsca (miasta, grupy), gdzie nadal i to często pojawiają się nowicjusze. Czy
jednak jest to efektem określonych działań członków Wspólnoty AA, czy jednak
terapeutów, którzy proponują i namawiają alkoholików do uczestnictwa w
mityngach? Na mityng mojej grupy, i to specjalnie zorientowanej na szczególne
potrzeby nowicjuszy i początkujących, trafia nowych alkoholików może z pięciu-siedmiu…
rocznie. Za kilka-kilkanaście lat tak może być i w innych miastach w Polsce.
Może warto
przypomnieć i przypominać do znudzenia:
- Jeżeli trzeźwość
nie rodzi trzeźwości, oznacza, że jej nie było, albo umarła jak drzewo, które
uschło zanim zakwitło, pozbawione życiodajnego środowiska.
- Grupa AA bez weteranów pozbawiona jest
doświadczenia, grupa bez alkoholików ze średnią abstynencją pozbawiona jest
stabilizacji, grupa bez nowicjuszy nie ma przed sobą przyszłości.
--
* Public relations – jest to kształtowanie stosunków i relacji z
otoczeniem. Celem działań public
relations jest dbałość o dobry wizerunek, akceptację i życzliwość wobec
działań grupy osób, organizacji, instytucji, firmy itp., a w tym przypadku
Wspólnoty AA.
Witam. Wiesz Meszuge...nic tak nie przekonuje do działania, jak potrzeba ratowania się. Ja po 18-tu latach zacząłem działać wg programu 12 Kroków ze sponsorem, wcześniej albo nie było klimatu (lata 90-te, wschód Polski....moje wymówki, wstaw co uważasz za słuszne). Kłania się druga część Pierwszego Kroku: "...że przestaliśmy kierować własnym życiem". Wg mnie to jest klucz do działania. Dopóki uważam, że sobie poradzę - nie będę skłonny poprosić, poszukać pomocy, szczerze zacząć działać. Obrazowo mówiąc, jak mi się w tyłku nie pali..nie będę szukał sposobu ugaszenia pożaru, albo będę po swojemu (jak zwykle jako alkoholik ze skrzywioną psychiką) szukał SWOJEGO sposobu rozwiązywania problemu. Znasz to, bo przecież piszesz w swoich tekstach o Twoim dojściu do Programu AA...mamy coś podobnego do siebie. Wiesz kiedy nabrałeś gotowości do poddania się. Ja chodzę w niedziele na mitingi na oddział odwykowy, gdzie na 6-cio tygodniowej terapii ludzie odrywają się od picia. Stado ludzi, którzy w roku przewijają się przez te minimum 3 mitingi, jakie mają zapisane w kontrakcie terapeutycznym. Do wszystkich mówi się to samo...a zostają nieliczni, dlaczego ? Bo jedni są JUŻ gotowi coś na 100% zrobić ze swoim życiem, uwierzyli że nie tylko są alkoholikami, ale zrozumieli, że ich życie jest na rozdrożu. Piszę w pracy, trochę poczucie winy mam, że to czas pracodawcy..ale ogarniam temat i mogę podzielić swoją uwagę, tylko nie mam tu W.K., a chciałbym odszukać fragment z niej, gdzie pisze..że nic tak nie przekonuje do niepicia, jak....no właśnie, jak co ? jak nieuchronna porażka, widmo zagłady. Na koniec, taka myśl...już dawno przestałem się napinać...ze spokojem przyjmuję fakt, iż jestem tylko siewcą, a nie zbieraczem plonów. Pozdrawiam pogodnie z Podkarpacia.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń