Kilkadziesiąt lat temu moi
krewni, znajomi i przyjaciele zaczęli wyjeżdżać z Polski i osiedlać się na
stałe w krajach Europy Zachodniej i USA. Wkrótce potem zaczęły od nich napływać
szokujące informacje o parszywym zachowaniu innych Polaków za granicą. Polak
doniósł na innego Polaka do szefa, że ten wynosi z firmy narzędzia albo tylko
(sic!) źle pracuje. Co za świnia! Pomieszkał taki kilka lat na Zachodzie i już
gotów jest gnoić rodaków. To się w głowie nie mieściło.
Jeszcze później relacje
te zaczęły dotyczyć tubylców – jakiś Niemiec, Szkot lub Holender, zwolnił albo
spowodował zwolnienie z pracy, swojego kolegi, ale… panowie nadal zostali
przyjaciółmi. Na taką zagraniczną mentalność patrzyliśmy z pogardą i głębokim
brakiem zrozumienia.
Później wytrzeźwiałem.
Jeszcze później poznałem Tradycje AA, a nawet przekazałem je kilkunastu
podopiecznym – czego obecnie czasem żałuję, bo mam świadomość, że w wielu przypadkach wyprodukowałem w ten sposób teoretyków, alkoholików, którzy zapewne powierzchownie
poznali Tradycje, ale to nie znaczy, że stali się zdolni do ich stosowania.
Temat mityngu: Co jest ważniejsze, dobro Wspólnoty AA, czy
lojalność wobec kolegi, przyjaciela, podopiecznego, sponsora? – okazał się
ciekawym eksperymentem, a jego efekty uważam za znaczące.
Zapewne nasz kraj
znajduje się w takiej właśnie sytuacji ekonomicznej (ponad bilion długu) i
gospodarczej, bo zawsze tutaj poświęcaliśmy ochoczo nasze wspólne dobro, na
rzecz dobrego samopoczucie własnego albo przyjaciół, krewnych, znajomych,
ziomków, powinowatych, co często na jedno wychodzi. Kiedy piszę, że zawsze, to
oznacza, że nie chodzi tu o formę rządów, czy partię akurat sprawującą władzę.
Jeśli jednak do naszych wad narodowych dodać wzmocnienie w postaci alkoholizmu,
to rodzą się potworności.
- Bardzo mi pomogła, gdy byłam w sytuacji beznadziejnej, może nawet
uratowała mi życie – usłyszałem kiedyś – dlatego teraz będę stała za nią murem, bez względu na wszystko.
Po krótkim namyśle
doszedłem do wniosku, że w moim życiu nie ma nikogo takiego, kogo popierałbym bez względu na wszystko, czyli bez
względu na to, co on/ona w przyszłości powie lub zrobi. W przypadku alkoholików – tym
bardziej. Być może podopieczni, przyjaciele, koledzy i znajomi będą
rozczarowani, ale z góry uprzedzam, że jeśli będą szkodzili Wspólnocie AA, nie
będę ich w tych działaniach wspierał ani popierał.
Głosujemy na pewnych
alkoholików nie dlatego, że dobrze nadają się do określonej służby ale dlatego,
że są naszymi kolegami. Także z powodu strachu, że nie będą nas lubili,
gdybyśmy głosowali „przeciw”. Popieramy przedsięwzięcia nie dlatego, że są
sensowne i wartościowe, ale dlatego, że ich autorem jest lokalny weteran,
któremu boimy się sprzeciwić albo przyjaciel z terapii. Co tam dobro całej
Wspólnoty! Anonimowi Alkoholicy jakoś sobie poradzą! Przecież AA się nie
zawali! He! He! He!
Jeśli nie potrafisz,
patrząc przyjacielowi w oczy, głosować za odebraniem mu służby, bo pełni ją
źle, z wyraźną szkodą dla grupy, intergrupy, regionu itd., jeśli nie potrafisz
sam wystąpić przeciwko sterroryzowanej, obojętnej albo ogłupionej większości,
to może nie chwal się, że zrobiłeś Tradycje ze sponsorem, bo… wiara bez uczynków jest bezowocna, a wiedza
bez praktyki to tylko teoria.
I właśnie żeby Polskie AA było AA Potrzeba Prawdziwej Rewolucji .
OdpowiedzUsuńTylko po co i komu ?
Ale to tylko moje chciejstwa.
Pozdrawiam.
Wojtek
A ja cały czas zamierzam zaprosić Ciebie, Meszuge, na spikerkę do mojego miasta, tu jak w soczewce skupiają się te wszystkie wypaczenia, o których piszesz. Co wiecej, tu nikt się nie kryje z wciskaniem bez wyborów do sluzby swoich koleżanek przez poprzedniego kolportera na przyklad. Usuwając kontrkandydatów bardziej doświadczonych.
OdpowiedzUsuńJak piłem, koledzy okradali mnie, kiedy wyszedłem do kibla.
W AA okradają mnie na żywca.
Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?
Ja - nic. Ważne, co Wy możecie zrobić dla siebie.
Usuń