sobota, 20 kwietnia 2019

Jak bezkarnie manipulować?


Wspomniałem kiedyś, że z komunikatów, które do mnie o mnie docierają, zdecydowanie bardziej skupiam się na krytyce niż na pochwałach, dlatego kiedy usłyszałem od alkoholika, że nie mówię językiem serca, zacząłem się zastanawiać. Nie trwało to długo, bo już po kilkudziesięciu godzinach okazało się, że postawa i zachowanie tego akurat alkoholika, wykluczają go z grona osób, których oceną powinienem się przejmować. Ale… właściwie ja niezupełnie o tym chciałem pisać tym razem.

Jak bezkarnie manipulować ludźmi, zastraszać ich i karać?

Zaczynamy od stworzenia jakiegoś pojęcia, na przykład „mowa miłości”. To pojęcie może być nieomalże dowolne, nawet nie musi nic znaczyć, więc mogłoby to też być „brumbratość”. Krokiem następnym będzie przekonanie jakiejś grupy ludzi, na przykład środowiska AA w jakimś mieście lub dzielnicy, że nieposługiwanie się „mową miłości” (albo niebycie „brumbratym”) to coś złego, nagannego, że to niedobrze. Alkoholik z dłuższą abstynencją zawsze będzie uważnie obserwowany i słuchany przez nowicjuszy, którzy będą się też starali go naśladować. On  nie pije kilka lat, oni tego jeszcze nie potrafią, więc uczą się pilnie jego postaw, zachowań, określeń, ocen, bo może to w nich właśnie tkwi tajemnica jego abstynencji. Tak więc co pewien czas należy publicznie pokręcić z dezaprobatą i smutkiem głową i stwierdzić, że ten Ziutek to w ogóle nie zna „mowy miłości” albo jest kompletnie „niebrumbraty”. Chodzi o to, by grupę ludzi  przekonać i nauczyć (z czasem będą się już uczyć sami od siebie), że nieznajomość „mowy miłości” albo niebycie człowiekiem „brumbratym”, to coś złego, nagannego, niewłaściwego.

Coś takiego jest banalnie łatwe, a jedyna trudność w całym tym przedsięwzięciu polega tylko na tym, żeby nigdy i pod żadnym pozorem nie dać się namówić do podania konkretnie, czym jest „mowa miłości” albo jakie elementy składają się na bycie „brumbratym”. To niesłychanie ważne. Bo jeśli podamy jakieś konkretne słowa, które tworzą „mowę miłości”, to w pewnym momencie człowiek, któremu niezdolność do posługiwania się „mową miłości” zarzucimy, mógłby udowodnić, że przecież tych właśnie słów używa, i klapa. Wymyślone przez nas określenie musi pozostać niejasne, niekonkretne, mętne, różnie rozumiane. I dopóki takie właśnie będzie, możemy nim innym alkoholikom grozić, zastraszać terroryzować, i to bezkarnie, bo i jak niby mieliby się obronić przed zarzutem, że nie znają „mowy miłości” albo nie są „brumbraci”, skoro nawet nie bardzo wiadomo, co to takiego jest – za to wiadomo już, że niewątpliwie coś złego. Mając jedno lub więcej tak spreparowanych określeń, zdobywa się władzę.

Czy ta sztuczka jest wymysłem alkoholików albo moim? Ależ skądże! Jest stara jak świat. Choć zapewne najpełniej rozwinęła się w Niemczech za Hitlera i w Polsce w okresie wczesnej komuny. Do takiego właśnie manipulowania, karania, zastraszania ludzi służyło określenie „zapluty karzeł reakcji”, później „wróg ludu pracującego” – dziś może się to wydawać nawet śmieszne, ale ludziom nazwanym „zaplutymi karłami reakcji” do śmiechu nie było w roku 1949, na przykład. I jak niby mieliby się obronić, wykazać, że „zaplutymi karłami reakcji” nie są? Z czasem, po różnych zmianach, w Polsce pojawili się „wichrzyciele i warchoły”, a jeszcze później „wykształciuchy”, a obecnie… nie, na tematy polityczne się nie wypowiadam.

Jakie niezbyt jasne, nieprecyzyjne określenie, gra obecnie taką właśnie rolę w środowisku AA? Jestem pewien, że wszyscy dobrze wiemy… niestety.


Przypomniało mi się... Słyszałem jakiś czas temu pozornie zabawną zagadkę: Czemu zaufani słudzy w AA są jak świnki morskie? Bo tak naprawdę ani to świnka, ani morska.

15 komentarzy:

  1. Fajnie że pojąłeś ten temat. Może niektórzy ludzie zastanowią się nad swoim postępowaniem i może zajmą się w końcu sobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo dziwiło mnie, że w tej wspaniałej Wspolnocie jest przemoc, manipulacje, zastraszanie by nie poruszać niewygodnych tematow, knucie, spiskowanie.
    Wraz z Programem przestałonie to dziwić. Gdzie mają byc ludzie chorzy, jak nie tutaj? Gdzie mają być przemocowcy, jak nie tutaj? Dlaczego mieliby zmieniac coś, co tak doskonale sprawdza się przez dziesiątki lat na tych biednych żonach?
    O wiele dłużej dziwiło mnie, dlaczego ta przemoc jest popierana, ukrywana, bagatelizowana, obwinia się ofiary, szasta pojęciem jedności z przemocowcami, pomaga im w gnębieniu, knuciu, samowoli. Nawet rozwalaniu grup.
    I tu bardzo pomogła mi nasza siostrana Wspolnota. Wspoluzaleznienie od alkoholikow, mnóstwo dzieci alkoholikow, nauczonych bezwarunkowej akceptacji, pomagania w przemocy, nie rozpoznajacych agresji, nauczonych robienia komfortu alkoholikowi.
    Byłem szczęśliwy, że w Poradniku dla Sluzb wreszcie zajęto się tym tematem. Jednak rzeczywistość za tym nie podążyła.
    A język serca...? Jeden z nośnych tematow dla złotoustych teoretyków mityngowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może dziwne, ale wolałbym żebyśmy obaj nie mieli racji.

      Usuń
  3. Marshall B. Rosenberg - porozumienie bez przemocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Bez świadomość i rozpoznania autentycznych intencji PBP będzie jednak tylko językiem albo raczej zbiorem technik werbalnych.

      Usuń
  4. Socjotechnika we wspólnocie jest.Na skali grupy nie jest szkodliwa bo czas weryfikuje I ów technik sam się utopi.Gorsza sprawa jak socjotechnicy w służby wyżej się wybijają I łączą z innymi.Owoce zbieramy wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To działa także na poziomie grupy, a wręcz pojedynczego alkoholika. Ilu z nich rozczarowało się do Programu, bo zorientowali się, że sponsor próbuje nimi manipulować.

      Usuń
  5. Oczywiscie.
    Na poziomie grupy tez, bywa, tworzą się grupki mające inny, za to wspólny cel. Albo po prostu oszalałe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety, ale tak to właśnie jest. Wystarczy, że zobaczymy media i tam jest dokładnie to samo.. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczymy się w niewłaściwych miejscach, czy może po prostu wszyscy tacy jesteśmy...

      Usuń
  7. Czyli coś na wzór eksperymentu pana Zimbardo? ;)
    Eee, nawet u niego wnioski były naciągane.
    Nie odważyłbym się powiedzieć, że wszyscy tacy jestesmy. Znam wielu wspaniałych, skromnych ludzi robiących swoje. Sam chciałbym taki być.
    Tak się składa, że to osoby, których przebudzenie duchowe i więż z Siłą Wyższą nie pozostawia żadnych watpliwosci.
    Od dość dawna mam obserwacje graniczące z pewnością, że przyczyną wielu wypaczeń jest czerpanie siły z niewłaściwych źródeł. Nie z więzi duchowej z Bogiem, Siłą Wyższą, ale jak dawniej ze służb, i (co nowe) z dawania spikerek, prowadzenia Warsztatow, chodzenia na detoksy, oddziały, ZK, rozsyłania SMSów, dziesiątków telefonów po całej Polsce i oczywiscie mnóstwa podopiecznych.
    Jasne, super, sam dużo robię. Ale nie w ilościach hurtowych, nie cały tydzien, nie uciekając od rodziny. I nie stąd czerpię siłę do życia.
    Chaos musi rodzić chaos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przekonany, ze nie wszyscy. Chyba żadna reguła nie obejmuje 100% populacji. Niestety, wystarczy 8 cwaniaków/kanciarzy/manipulantów, żeby zepsuć opinię 250-osobowej grupie. Może nawet większej.

      Usuń
  8. Dzisiaj w sprawozdaniu z jednego z regionow cuda takie...
    "(...) na Konferencji Służby Krajowej przyjęto zasady uprawnień i obowiązków delegata. Udzielono odpowiedzi na pytania z Grup. Brakuje na mitingach języka serca.
    Zrodził się pomysł, że byśmy jako Region zorganizowali warsztaty na temat
    języka serca."
    O języku serca wykładać bedzie m.in. powierniczka od finansów, ktora na niedawnych warsztatach wrzeszczala na ludzi, żeby wiecej pieniedzy wrzucali bo są nieodpowiedzialni.
    Nieodmiennie regionom, konfencjom i biuru trzeba językiem serca przypominać - "Ręce precz od naszych grup".

    OdpowiedzUsuń