czwartek, 20 czerwca 2024

Co by było, gdyby nie było...

Uczestniczyłem w mityngu grupy AA. Alkoholik, który realizował Program ze sponsorem i już sam sponsoruje, z kilkuletnią abstynencją, upierał się, że w AA nie udziela się rad i że ta wielka prawda zawarta jest w Preambule AA.

Wróćmy do tematu naszej książki. Zawiera ona komplet rad, które mogą być przydatne dla pracownika pragnącego powrócić do zdrowia (WK, s. 126).

Wiele lat temu napisałem, że jestem nieustająco wdzięczny profesjonalistom, którzy założyli w Polsce Wspólnotę AA w czasach, w których (być może!) nie zrobiłby tego żaden alkoholik. Nadal wierzę, że psycholożki, Dudrak i Matuszewska, socjolog Wierzbicki i jeszcze jakiś Harcmistrz Polski Ludowej (nazwisko wyleciało mi z głowy) działali w dobrej wierze, żywiąc nadzieję, że pomogą alkoholikom tą swoją aktywnością i pomysłem.

Jednak wdzięczność wobec kilkorga osób za ich dobre chęci, to jedno, ale efekty, to już coś zupełnie innego.
Od kilkunastu lat miewam ambiwalentne uczucia na ten temat. Raz wydaje mi się, że to super sprawa (że założyli), ale w innych sytuacjach przychodzi mi na myśl, że może jednak dla alkoholików w Polsce byłoby korzystniej, gdyby Anonimowi Alkoholicy powstali u nas ze dwadzieścia lat później, ale we właściwej formie.


Zbliża się pięćdziesięciolecie AA w Polsce. Większość grup i ich spotkania zbudowane są w oparciu o zasady i reguły pracy obowiązujące podczas odwykowej terapii grupowej i nie mają nic wspólnego z AA, a często nawet wręcz przeciwnie. Więc czy mamy w Polsce pięćdziesiątą rocznicę AA, czy może pięćdziesiątą rocznicę poterapeutycznych grup wsparcia, pomieszanych z klubami abstynenta, z niewielkimi elementami AA?

Czy mam coś przeciwko klubom abstynenta lub grupom wsparcia? Absolutnie nie! Uważam je za świetny pomysł, ale... nie dysponują one rozwiązaniem problemu alkoholizmu. Ich cele i zadania są inne, a my nie powinniśmy mieszać jednego z drugim. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale racji mieć nie muszę.



sobota, 1 czerwca 2024

Dziwne to czy normalne?

Kilka razy w naszym środowisku, w bieżącym roku, bo wcześniej to jakoś nigdy, usłyszałem coś zupełnie dla mnie nowego; nigdy dotąd nie zetknąłem się z taką postawą, a przynajmniej nikt o tym głośno nie mówił, na przykład na mityngach.

Przekaz (złożyłem kilka wypowiedzi w jedną całość) wyglądał, mniej więcej, jak następuje:
Uczestniczę w mityngach, czasem pełnię jakąś służbę, realizuję sugestie sponsora, staram się żyć zgodnie z zaleceniami Programu, i nadal będę to robił, ale tak naprawdę marzę o tym, żeby móc to wszystko wyp… w kosmos. Żebym nie musiał robić już tych wszystkich rzeczy, żebym nie musiał tak żyć, żebym nie musiał tu przychodzić. Nie chcę wracać do picia i nie o picie mi chodzi; nie przeszkadza mi wizja dożywotniej abstynencji – przeszkadza mi to, że dożywotnio, choć w swoim interesie, muszę być AA.

Przez te wszystkie lata w AA przyzwyczaiłem się do… a ja się cieszę, że tutaj dotarłem i znów jestem z wami. A tu naglę ktoś mówi, że owszem, jestem, za tydzień też będę, ale to nie jest dla mnie powód do uciechy, wręcz przeciwnie.

Od kiedy przestałem mieć kłopoty z utrzymaniem abstynencji, nigdy nie traktowałem terapii i AA (początkowo to były tylko mityngi) jako czegoś, co muszę. Bywało, że jakiegoś dnia mi się nie chciało, no to nie poszedłem. Albo poszedłem, przełamując lenistwo i wiedząc, że później będę z tego wyjścia zadowolony. I bardzo szybko zacząłem dostrzegać profity z trzeźwienia, spotkań, Programu, trzeźwości, rozwoju osobistego, literatury, służby (szczególnie sponsorowania) itp.

Jeżeli wcześniej, przed laty, byli w AA alkoholicy, traktujący Wspólnotę, jako zło konieczne, to albo o tym publicznie nie mówili, albo ja czegoś takiego nie słyszałem.
Czy jest to postawa zła, niekorzystna? Jeśli jest prawdziwa i nie jest to wynik kolejnej mody w tym środowisku, to chyba wszystko w porządku, prawda? Inna sprawa, czy taka postawa jest dla alkoholików korzystna emocjonalnie i duchowo, i czy im służy, ale tego to już nie wiem.






Ciekawostka bez większego związku z głównym tekstem: