…ale czy w polskojęzycznej Wspólnocie AA, o tym, jak było, jest lub ma być obecnie we Wspólnocie AA, dalej powinni mówić alkoholikom profesjonaliści? Ale w sumie, to czemużby nie - w końcu każda grupa jest niezależna... Więc zakazane nie jest. A ja bym posłuchał, bo o czym będą mówić, to przecież nie wiem.
Meszuge (hebr. měszuggā) - oznacza w języku jidysz wariata, człowieka niespełna rozumu, szaleńca. Najczęściej określenie to ma charakter pejoratywny, ale nie zawsze, bo meszuge to czasem po prostu ekscentryczny dziwak, oryginał... Blog zawiera artykuły, eseje i inne teksty, prezentujące moje prywatne przekonania, przeżycia i doświadczenia. Niektóre z nich znaleźć można w książkach „ALKOHOLIK”, „12 KROKÓW OD DNA”, „ALKOHOLIZM ZOBOWIĄZUJE”, „KROK za KROKIEM” i innych.
niedziela, 16 lutego 2025
poniedziałek, 10 lutego 2025
Akceptacja - co rozwiązuje?
Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tekstem „Rozwiązaniem była akceptacja”, nie zwróciłem na tytuł większej uwagi. Uznałem, że albo to niezbyt zgrabne tłumaczenie, albo tylko informacja, że jakieś lekarz, gdzieś, kiedyś, tak sobie wymyśli. I co z tego? Alkoholicy, czyli ludzie psychicznie chorzy, wiecznie coś sobie wymyślają, żadna nowość. Natomiast stosunkowo niedawno usłyszałem na mityngach trzech różnych alkoholików, twierdzących, że akceptacja stanowi rozwiązanie wszystkich ich problemów życiowych. Wygłaszali to z poważnymi minami i wydawało się, że naprawdę wierzą w to, co mówią. Tak oto, pomyślałem, w polskiej Wspólnocie AA rodzą się nowe magiczne zaklęcia.
Żeby rozważać, czy akceptacja rozwiązuje wszystkie problemy życiowe, trzeba najpierw wiedzieć, czym jest ta cała akceptacja i co to jest rozwiązanie. Co do „akceptacji” mamy obecnie bardzo ciekawą sytuację, bo Słownik Języka Polskiego podaje nie dość, że różne, to wręcz całkowicie sprzeczne definicje.
Akceptacja
1. «aprobata»
2. «formalna zgoda na coś»
3. «pogodzenie się z czymś, czego nie można zmienić»
4. «uznanie czyichś cech, czyjegoś postępowania za zgodne z oczekiwaniami».
Wychodzi na to, że jeśli coś aprobuję, w pełni się zgadzam, bardzo mi się podoba, uważam za właściwe, słuszne, godne poparcia – to właśnie jest „akceptacja”. Tak też uczono mnie w szkole. Jednocześnie, jeśli czegoś nie aprobuję, zupełnie mi się nie podoba, nie uważam za słuszne ani właściwe, ale nie jestem w stanie tego zmienić, więc godzę się i… to też jest „akceptacja”. No, komedia!
Jestem pewien, że w przeciągu kilku-kilkunastu lat szala przechyli się na jedną lub drugą stronę, ale na razie jest, jak jest. Takie dziwności pojawiają się w języku polskim od czasu do czasu, ale na szczęście nie ma ich wiele. W każdym razie jeśli powiem, że akceptuję istnienie i działanie w Polsce neobolszewickiej partii narodowo-socjalistycznej, to kompletnie nie wiadomo, czy to mi się podoba, aprobuję i popieram, czy może zupełnie się nie zgadzam, nie podoba mi się, ale w sumie nic nie mogę z tym zrobić (poza udziałem w wyborach), więc niechętnie się godzę.
Rozwiązanie
1. «sposób, wynik załatwienia czegoś»
2. «ogół działań, dzięki którym jakiś problem przestał istnieć».
A skoro już wiadomo, czym jest akceptacja i rozwiązanie, to czas na przykład: Mam problem, boli mnie ząb. Nie mam pieniędzy na prywatną wizytę u stomatologa, a na NFZ mam termin dopiero za miesiąc. Na czym miałoby polegać rozwiązanie problemu? Czy ewentualne pogodzenie się z narastającym bólem i to przez miesiąc, stanowi rozwiązanie problemu bolącego zęba? Czy ten problem przestał istnieć?
Moim problemem, częściowo, jest fakt, że żona ma raka. Jeśli to zaakceptuję, pogodzę się z tym, to ona przestanie mieć raka? Czy ten problem przestał istnieć?
Dostałem pismo o podwyżce opłat czynszowych; na mieszkanie nie będzie mnie już stać. Czy pogodzenie się z tym problemem rozwiąże kwestię bezdomności? Czy ten problem przestał istnieć?
Postawiłem takich pytań jeszcze wiele i okazało się, że akceptacja (w znaczeniu pogodzenia się, a nie aprobaty) nie rozwiązuje żadnego z realnych, zwykłych, życiowych problemów. Żadnego!
Czy w takim razie akceptacja nie ma żadnego sensu i zastosowania? Ale nie, aż tak, to nie. Nie wylewać dziecka z kąpielą. Powiedzmy, że nie mam pieniędzy na nowe spodnie i chodzę w postrzępionych i przetartych. Mam w tej sytuacji dwie opcje:
a) cierpieć z powodu braku spodni oraz z żalu, rozgoryczenia, niezgody na taką sytuację, pretensji i uraz,
b) cierpieć z powodu braku spodni, ale bez żalu, rozgoryczenia, niezgody na taką sytuację, pretensji i uraz, bo z brakiem spodni się pogodziłem.
Czy akceptacja rozwiązała problem braku spodni/pieniędzy? Czy ten problem przestał istnieć? Nie, skądże! W dupę nadal zimno i ludzie nadal się śmieją. Czyli jedynym, co może rozwiązać akceptacja jest… brak akceptacji. Może to lepsze niż nic, ale trochę to cienko… Ostatecznie oczywiste jest, że jeśli coś mi się nie podoba, a zmiana nie jest możliwa, to korzystniej będzie, jak się z tym pogodzę. Korzystniej nie oznacza rozwiązania problemu. Po prostu psychicznie będę się czuł trochę mniej źle. Podobną filozofię proponuje modlitwa o pogodę ducha: zmień wszystko to, co możesz zmienić, a resztę zostaw, pogódź się z tym.
Postanowiłem jeszcze raz przeczytać w WK rozdział „Rozwiązaniem była akceptacja”. Coś mnie jednak tknęło i zerknąłem też do wydania angielskiego. Okazało się, że tytuł oryginalny to: „Acceptance was the answer” – Akceptacja była odpowiedzią.
Gdyby ktoś spytał, gdzie całkowita akceptacja wszystkiego (godzenie się na wszystko, brak wątpliwości i sprzeciwu) może być najbardziej pożądana, to odpowiedź jest prosta – w sektach. Jeśli wszystko akceptujesz, to nigdy nie podskoczysz przywódcy sekty, a guru może być pewien, że nigdy mu się nie sprzeciwisz, nie będziesz kwestionował jego rozkazów albo… rekomendacji.
Jako alkoholik chyba jednak powinienem z tą akceptacją być nieco bardziej ostrożny, bo zauważyłem, że im chętniej godzę się, że czegoś nie mogę zmienić (a czy naprawdę nie mogę?), tym mniej działań podejmuję.
sobota, 1 lutego 2025
Porozmawiamy o dostępności
Dostępność AA można rozpatrywać na różne sposoby. Najprostszy z nich, co nie znaczy, że łatwy w realizacji, dotyczy ułatwień dla osób niewidomych lub słabowidzących, głuchych lub niedosłyszących, poruszających się na wózkach inwalidzkich lub o kulach, albo mających w ogóle jakieś trudności z poruszaniem się. Bardzo to ważne tematy, omawiane na wielu warsztatach i panelach, ale to nie jedyne problemy z dostępnością AA, Programu, sponsorowania.
Chciałbym wierzyć, że o poznawaniu Programu ze sponsorem, jako o głupim pomyśle Meszuge z Opola, modzie, która szybko minie, już się u nas na mityngach nie mówi. To jednak nie znaczy, żeby na wszystkich grupach w Polsce zmieniło się przekonanie, że Kroki to każdy robi sobie sam, że to jest jego/jej sprawa osobista, a na mityngach nie ma po co o tym mówić, a nawet nie należy.
Siłą Wspólnoty i nadzieją dla uzależnionych jest Program AA, natomiast dostępność do realnych doświadczeń z rzetelnej pracy nad kolejnymi Krokami, bywa w polskiej wersji AA mocno ograniczona. Niżej kilka przykładów.
Ograniczona dostępność z powodu nachalnej ewangelizacji. W Polsce katolikiem jest prawie każdy z powodu chrztu dokonanego bez jego wiedzy i zgody. Z bardzo różnych powodów znaczna część polskich katolików ma alergię na polski katolicyzm, ale tego rozwijał nie będę. Natomiast podczas mityngów mnóstwo razy słyszałem o prośbach kierowanych do Boga, o uwolnienie od obsesji picia, o wyzwolenie z alkoholizmu oraz o tym, że pomoc z tej strony nie nadeszła. Słusznie (albo i nie) wielu alkoholików podchodzi teraz do religii, Boga i religijności, kościoła, ze sporym dystansem. Zapewne miałoby to szansę się zmienić (i często rzeczywiście się zmienia), gdyby wytrzeźwieli.
Bill napisał w WK: Nie interesuje nas to, jakie są wierzenia naszych członków. Są to sprawy całkowicie prywatne. Natomiast Polsce alkoholicy wiedzą lepiej i zalewają bliźnich swoimi prywatnymi przekonaniami religijnymi. Już nawet nie w tym rzecz, że niektórzy wmawiają innym, że nie da się wytrzeźwieć bez religijności lub, że ktoś musi zacząć chodzić do kościoła, choć i takie rzeczy się zdarzają, otóż nie, problem jest nieco bardziej złożony. Wystarczy, żeby kilku kolejnych alkoholików na mityngu opowiedziało o swojej nowo nawiązanej relacji z Bogiem – a przecież wolno im i możliwe, że mówią prawdę, to znaczy wierzą w to, co mówią. Do tego spotkania pod kościołem, do tego „święte” obrazki na ścianach. Dla nowicjusza, którego relacje z Bogiem, kościołem, religią, obrzędami, liturgią itd. są jeszcze mocno pokomplikowane, jest to jasny przekaz: może ci ludzie tutaj mają rozwiązanie, ale dotyczy ono wyraźnie osób ultra religijnych, a więc nie mnie. I tak, w polskiej wersji AA, empatia i zwyczajna ludzka życzliwość, bo o miłości bliźniego w ogóle nie warto wspominać, przegrywa z JA MAM PRAWO. Właśnie - JA!
Alkoholiczki miewają mocno ograniczony dostęp do AA ze względu na mizoginię i seksizm, wyjątkowo często występujące na mityngach AA oraz w ogóle w środowisku niepijących alkoholików. Do tego brak wychowania i chamskie dowcipasy. Do tego lekceważenie i deprecjonowanie wypowiedzi i doświadczeń kobiet. Do tego nachalne próby uwodzenia. Do tego wulgaryzmy. Do tego lekceważące gesty i miny. Negowanie potrzeb alkoholiczek z małymi dziećmi. Twierdzenie, że mityngi kobiece to jakoby naruszanie Tradycji.
Dostępność do AA, Programu, a więc rozwiązania problemu alkoholizmu, ograniczają nowym uczestnikom mityngów bzdurne przekonania, legendy i zwykłe kłamstwa. Przez ostatnich 25 lat poziom wykształcenia młodszych uczestników mityngów wyraźnie wzrósł. Pojawił się też powszechnie dostępny Internet. To na pewno nie rzuci się w oczy/uszy na pierwszym lub drugim mityngu, ale po którymś kolejnym bardzo łatwo sprawdzić, czy świeczki na tych spotkaniach palą się na całym świecie, czy można się cieszyć z samodzielności i niezależności finansowej, gdy za wynajem sali wraz z mediami płaci się dwadzieścia złotych miesięcznie, czy 10 czerwca 1935 był naprawdę pierwszym dniem nieprzerwanej abstynencji doktora Boba i wiele innych bredni. Bezczelne okłamywanie nowicjuszy nie poprawia dostępności, wręcz przeciwnie – stawia poważną zaporę. Nowy, który zauważy, że ci ludzie okłamują nie tylko sami siebie, ale próbują też i jego, raczej nie uwierzy, że taka grupa może mu w czymkolwiek pomóc.
Wzrost poziomu wykształcenia poważnie ogranicza dostępność AA i oferty Wspólnoty z powodu forowania tu oraz zaciekłej obrony nieuctwa, braku podstawowej wiedzy, niedoinformowania, niezrozumienia.
Co robi zwykły, normalny człowiek, gdy zwróci mu się uwagę, że „akredytacja” to nie jest bilet wstępu na imprezę? Poprawia się, przestaje błędnie używać słowa, które wcześniej źle rozumiał. Co robi alkoholik, gdy zwróci mu się uwagę, że „akredytacja” to nie jest bilet na AA-owski warsztat? Zaczyna rozpaczliwie walczyć, że to jednak on ma rację, twierdzi, że w AA nie ma autorytetów, więc opinia polonistów nie ma żadnego znaczenia, a słowniki się nie liczą, bo nie ma ich w WK, a nawet wymyśla jakieś teorie o tworzeniu się specjalnego języka AA-owskiego itd. Jakby trzeźwość/trzeźwienie nie było powrotem do normalności, ale kolejnym udziwnieniem czy zaburzeniem, które trzeba jeszcze rozwijać.
W „Języku serca” można przeczytać: Osobista gloryfikacja, arogancka duma, zajadła ambicja,, ekshibicjonizm, nietolerancyjna satysfakcja, pieniądze czy szaleństwo władzy, nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich, samozadowolenie, lenistwo – te i wiele innych cech należą do typowych „schorzeń"… Ano właśnie… nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich. Rzecz jasna nie chodzi tylko o „akredytację” czy „dylemat”. Chcesz mieć zajadłego wroga? Zwróć mu uwagę na żenujący błąd, który popełnia.
Stosunkowo niedawno jeden z byłych powierników twierdził publicznie, że zwracanie uwagi na błędy w literaturze AA, stanowi naruszenie Pierwszej Tradycji, szkodzi jedności. Cóż… może gdyby wszyscy w polskiej wersji AA byli niedouczonymi tumanami, to zapewne miałby trochę racji, ale tak nie jest i nigdy nie było. Takie postawienie sprawy uważam za wręcz przerażające. Błędy się wskazuje i naprawia - to jest normalne, trzeźwe, zwyczajne podejście do rzeczy.
– To ta gromada nieuków i matołów miałaby mi w czymś pomóc? – pomyśli nowicjusz w połowie pierwszego mityngu – Spadam stąd zanim ściągną mnie do swojego poziomu i zacznę pleść jak oni.
Podobno żyjemy w czasach, w których ucisza się mądrych ludzi, żeby nie urazić durniów – może coś w tym jest… w polskiej Wspólnocie AA. Jednak nie jest wykluczone, że świat i społeczeństwo nie staje się coraz głupsze, ale ludzie, hm... inteligentni inaczej mają coraz więcej możliwości technicznych, żeby propagować swoje absurdalne wymysły.
Subskrybuj:
Posty (Atom)