sobota, 1 lutego 2025

Porozmawiamy o dostępności

Dostępność AA można rozpatrywać na różne sposoby. Najprostszy z nich, co nie znaczy, że łatwy w realizacji, dotyczy ułatwień dla osób niewidomych lub słabowidzących, głuchych lub niedosłyszących, poruszających się na wózkach inwalidzkich lub o kulach, albo mających w ogóle jakieś trudności z poruszaniem się. Bardzo to ważne tematy, omawiane na wielu warsztatach i panelach, ale to nie jedyne problemy z dostępnością AA, Programu, sponsorowania.

Chciałbym wierzyć, że o poznawaniu Programu ze sponsorem, jako o głupim pomyśle Meszuge z Opola, modzie, która szybko minie, już się u nas na mityngach nie mówi. To jednak nie znaczy, żeby na wszystkich grupach w Polsce zmieniło się przekonanie, że Kroki to każdy robi sobie sam, że to jest jego/jej sprawa osobista, a na mityngach nie ma po co o tym mówić, a nawet nie należy.
Siłą Wspólnoty i nadzieją dla uzależnionych jest Program AA, natomiast dostępność do realnych doświadczeń z rzetelnej pracy nad kolejnymi Krokami, bywa w polskiej wersji AA mocno ograniczona. Niżej kilka przykładów.

Ograniczona dostępność z powodu nachalnej ewangelizacji. W Polsce katolikiem jest prawie każdy z powodu chrztu dokonanego bez jego wiedzy i zgody. Z bardzo różnych powodów znaczna część polskich katolików ma alergię na polski katolicyzm, ale tego rozwijał nie będę. Natomiast podczas mityngów mnóstwo razy słyszałem o prośbach kierowanych do Boga, o uwolnienie od obsesji picia, o wyzwolenie z alkoholizmu oraz o tym, że pomoc z tej strony nie nadeszła. Słusznie (albo i nie) wielu alkoholików podchodzi teraz do religii, Boga i religijności, kościoła, ze sporym dystansem. Zapewne miałoby to szansę się zmienić (i często rzeczywiście się zmienia), gdyby wytrzeźwieli.
Bill napisał w WK: Nie interesuje nas to, jakie są wierzenia naszych członków. Są to sprawy całkowicie prywatne. Natomiast Polsce alkoholicy wiedzą lepiej i zalewają bliźnich swoimi prywatnymi przekonaniami religijnymi. Już nawet nie w tym rzecz, że niektórzy wmawiają innym, że nie da się wytrzeźwieć bez religijności lub, że ktoś musi zacząć chodzić do kościoła, choć i takie rzeczy się zdarzają, otóż nie, problem jest nieco bardziej złożony. Wystarczy, żeby kilku kolejnych alkoholików na mityngu opowiedziało o swojej nowo nawiązanej relacji z Bogiem – a przecież wolno im i możliwe, że mówią prawdę, to znaczy wierzą w to, co mówią. Do tego spotkania pod kościołem, do tego „święte” obrazki na ścianach. Dla nowicjusza, którego relacje z Bogiem, kościołem, religią, obrzędami, liturgią itd. są jeszcze mocno pokomplikowane, jest to jasny przekaz: może ci ludzie tutaj mają rozwiązanie, ale dotyczy ono wyraźnie osób ultra religijnych, a więc nie mnie. I tak, w polskiej wersji AA, empatia i zwyczajna ludzka życzliwość, bo o miłości bliźniego w ogóle nie warto wspominać, przegrywa z JA MAM PRAWO. Właśnie - JA!

Alkoholiczki miewają mocno ograniczony dostęp do AA ze względu na mizoginię i seksizm, wyjątkowo często występujące na mityngach AA oraz w ogóle w środowisku niepijących alkoholików. Do tego brak wychowania i chamskie dowcipasy. Do tego lekceważenie i deprecjonowanie wypowiedzi i doświadczeń kobiet. Do tego nachalne próby uwodzenia. Do tego wulgaryzmy. Do tego lekceważące gesty i miny. Negowanie potrzeb alkoholiczek z małymi dziećmi. Twierdzenie, że mityngi kobiece to jakoby naruszanie Tradycji.

Dostępność do AA, Programu, a więc rozwiązania problemu alkoholizmu, ograniczają nowym uczestnikom mityngów bzdurne przekonania, legendy i zwykłe kłamstwa. Przez ostatnich 25 lat poziom wykształcenia młodszych uczestników mityngów wyraźnie wzrósł. Pojawił się też powszechnie dostępny Internet. To na pewno nie rzuci się w oczy/uszy na pierwszym lub drugim mityngu, ale po którymś kolejnym bardzo łatwo sprawdzić, czy świeczki na tych spotkaniach palą się na całym świecie, czy można się cieszyć z samodzielności i niezależności finansowej, gdy za wynajem sali wraz z mediami płaci się dwadzieścia złotych miesięcznie, czy 10 czerwca 1935 był naprawdę pierwszym dniem nieprzerwanej abstynencji doktora Boba i wiele innych bredni. Bezczelne okłamywanie nowicjuszy nie poprawia dostępności, wręcz przeciwnie – stawia poważną zaporę. Nowy, który zauważy, że ci ludzie okłamują nie tylko sami siebie, ale próbują też i jego, raczej nie uwierzy, że taka grupa może mu w czymkolwiek pomóc.

Wzrost poziomu wykształcenia poważnie ogranicza dostępność AA i oferty Wspólnoty z powodu forowania tu oraz zaciekłej obrony nieuctwa, braku podstawowej wiedzy, niedoinformowania, niezrozumienia.
Co robi zwykły, normalny człowiek, gdy zwróci mu się uwagę, że „akredytacja” to nie jest bilet wstępu na imprezę? Poprawia się, przestaje błędnie używać słowa, które wcześniej źle rozumiał. Co robi alkoholik, gdy zwróci mu się uwagę, że „akredytacja” to nie jest bilet na AA-owski warsztat? Zaczyna rozpaczliwie walczyć, że to jednak on ma rację, twierdzi, że w AA nie ma autorytetów, więc opinia polonistów nie ma żadnego znaczenia, a słowniki się nie liczą, bo nie ma ich w WK, a nawet wymyśla jakieś teorie o tworzeniu się specjalnego języka AA-owskiego itd. Jakby trzeźwość/trzeźwienie nie było powrotem do normalności, ale kolejnym udziwnieniem czy zaburzeniem, które trzeba jeszcze rozwijać.
W „Języku serca” można przeczytać: Osobista gloryfikacja, arogancka duma, zajadła ambicja,, ekshibicjonizm, nietolerancyjna satysfakcja, pieniądze czy szaleństwo władzy, nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich, samozadowolenie, lenistwo – te i wiele innych cech należą do typowych „schorzeń"… Ano właśnie… nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich. Rzecz jasna nie chodzi tylko o „akredytację” czy „dylemat”. Chcesz mieć zajadłego wroga? Zwróć mu uwagę na żenujący błąd, który popełnia.
Stosunkowo niedawno jeden z byłych powierników twierdził publicznie, że zwracanie uwagi na błędy w literaturze AA, stanowi naruszenie Pierwszej Tradycji, szkodzi jedności. Cóż… może gdyby wszyscy w polskiej wersji AA byli niedouczonymi tumanami, to zapewne miałby trochę racji, ale tak nie jest i nigdy nie było. Takie postawienie sprawy uważam za wręcz przerażające. Błędy się wskazuje i naprawia - to jest normalne, trzeźwe, zwyczajne podejście do rzeczy.
To ta gromada nieuków i matołów miałaby mi w czymś pomóc? – pomyśli nowicjusz w połowie pierwszego mityngu – Spadam stąd zanim ściągną mnie do swojego poziomu i zacznę pleść jak oni.

Podobno żyjemy w czasach, w których ucisza się mądrych ludzi, żeby nie urazić durniów – może coś w tym jest… w polskiej Wspólnocie AA. Jednak nie jest wykluczone, że świat i społeczeństwo nie staje się coraz głupsze, ale ludzie, hm... inteligentni inaczej mają coraz więcej możliwości technicznych, żeby propagować swoje absurdalne wymysły.