czwartek, 27 lutego 2014

Notatki sponsora (odc. 021)

Szykuje mi się praca z nowym podopiecznym, więc przeglądam swoje zbiory materiałów AA-owskich (papierowych i elektronicznych), szukając codziennych sugestii i notatek dotyczących umowy ze sponsorowanym. Natrafiłem przy tym na broszurę pod tytułem: „Prawdy  i  zasady  wspólnoty Anonimowych Alkoholików  pomagające w trzeźwieniu”, opatrzoną uwagą: Pozycja została zaaprobowana i zaakceptowana do druku przez Służbę Krajową Wspólnoty Anonimowych Alkoholików w Polsce”, a nawet numerem ISBN (83-86636-00-9), co oznacza, że broszurka ta nie jest wynikiem jakiejś samowoli, czy prywaty, ale pozycją jak najbardziej poważną, a nawet oficjalną.
Lata temu, kiedy trafiła ona w moje ręce, zapewne w ogóle nie zwróciłem uwagi, że oto są we Wspólnocie ludzie, znający jakieś obowiązujące zasady i jedynie słuszne „prawdy”. Sponsor, Program, podopieczni, pomogli mi zrozumieć, że potrzeba poznania oraz poszukiwanie różnych „prawd i zasad” w AA zawsze ostatecznie wynika ze strachu, ale to już zupełnie inna historia.

Z broszury, zawierającej owe „prawdy i zasady”, korzystałem kiedyś, dawno temu, wiele razy. Dziś też uważam, że znaleźć w niej można sporo przydatnych treści – kłopot w tym, że są i inne, moim zdaniem wątpliwe, a nawet wysoce problematyczne i kontrowersyjne. Oto kilka z nich:
 „Ile picia, tyle trzeźwienia” – delikatnie mówiąc, mam na ten temat inne zdanie.
„Jeden Krok – jeden rok” – moim zdaniem jest to kompletne nieporozumienie.
„Mitingi są najważniejsze. Najwięcej trzeźwości dają mitingi” – bardzo w to wątpię.
„Nie  stwarzajmy autorytetów we Wspólnocie AA” – na co mi sponsor, który nie jest dla mnie autorytetem?
„Pozytywny egoizm” – moim zdaniem egoizm nie jest i nie może być postawą pozytywną nigdy; sensu ma to tyle, co prawdziwe kłamstwa albo uczciwe oszustwa.
„W AA nic się nie musi” – to chyba nie jest takie proste…

To tylko parę przykładów, z którymi czas nie obszedł się zbyt łaskawie, oględnie rzecz ujmując, bo nie chodzi mi przecież o drwiny z cudzych, nawet absurdalnych, przekonań. Alkoholicy, którzy je spisali, kierowali się dobrą wolą, jestem o tym przekonany, wierzyli w to wszystko, starali się pomóc…

Cieszę się, że broszura ta wpadła mi w ręce właśnie teraz – mam okazję zastanowić się, co ja mam do ofiarowania podopiecznemu? Czy potrafię pomóc mu w znalezieniu źródła Siły większej niż jego własna? Czy może mam dla niego jedynie garść problematycznych przekonań zawartych w takich czy podobnych „prawdach i zasadach” albo nawet jakichś innych, lecz przyjętych przeze mnie dawno temu, ale nigdy później nie weryfikowanych już w praktyce, z obawy, że w zderzeniu z rzeczywistością mogłyby się rozsypać w proch i pył?

Dopiero gdy pozbędziemy się pewności właścicieli prawdy, gdy uświadomimy sobie, że jesteśmy w drodze, a nie u celu, nasza droga przestanie być błądzeniem w zaczarowanym kręgu beznadziejnego powtarzania (ks. Tomáš Halík „Hurra, nie jestem Bogiem!”).

niedziela, 16 lutego 2014

Notatki sponsora (odc. 020)

Czytam właśnie w "Warcie": Chciałbym innym oddać to, co sam dostałem. Wiem, że to jest słuszne tym bardziej, że zauważam wśród weteranów „programowych” przesadne zagłębianie się w zakamarki sytuacji, problemów i zasad bez znaczenia dla prostego alkoholika. Takie trochę analizy psychologów…  (ciekawy tekst na temat Pierwszej Tradycji, tak w ogóle – warto przeczytać).

I wracają wspomnienia. Kiedyś byłem taki sam, miałem dwa-trzy lata abstynencji i już z całą pewnością wiedziałem, co jest słuszne, a co nie, co jest przesadne, a co właściwie wyważone, co dla innych ludzi ma znaczenie, a co potrzebne im nie jest i nie będzie.
Później Program się o mnie upomniał, a jeszcze później znalazłem w WK słowa: Przede wszystkim musimy skończyć udawać Wszystkowiedzącego Boga.  Wtedy powoli i baaardzo opornie zacząłem się uczyć trudnej sztuki niepewności. Ten brak absolutnej pewności, że ja już wszystko wiem najlepiej, skłania mnie teraz do zastanowienia: czy autor tych słów mógł mieć rację, bo to przecież całkiem możliwe i taką ewentualność poważnie biorę pod uwagę – to po pierwsze – ale też w jaki sposób podział AA na prostych (?) alkoholików i „programowych” weteranów miałby służyć jedności, o której mowa w Pierwszej Tradycji?
Swoją drogą takich podziałów dokonywałem i ja, z tym że dzieliłem alkoholików na tych zwyczajnych (?), od Dwunastu Kroków i osobistego trzeźwienia oraz alkoholików działaczy i aktywistów, zainteresowanych Tradycjami AA i służbami w jakichś intergrupach i regionach.

Wygląda na to, że chyba będę musiał poobserwować tych… „programowych” weteranów i wyrobić sobie na ten temat własne zdanie. Tym bardziej, że docierają do mnie informacje o podziale grup na „programowe” i „betonowe” (cokolwiek te określenia znaczą) i rozmyślam o granicy, która oddziela wzbogacającą różnorodność od podziałów i braku jedności…

poniedziałek, 10 lutego 2014

Notatki sponsora (odc. 019)

Potencjalny kandydat na podopiecznego, alkoholik z kilkuletnią abstynencją, po paru psychoterapiach, wyraził zainteresowanie Dwunastoma Krokami oraz moją skromną osobą i wyznał, że pod pewnymi warunkami gotów byłby, z moją pomocą, Program w swoim życiu zastosować. Oczywiście zainteresowały mnie te warunki – w końcu sam często powtarzam, że jeśli dwóch dorosłych ludzi ma coś razem zrobić, to warto wcześniej uzgodnić zasady współpracy, żeby później nie było żalu, rozczarowań i komunikatów: gdyby to człowiek wiedział… Trzeba po prostu zadbać o to, aby człowiek wiedział – jeden i drugi… człowiek. Wprawdzie do stawiania warunków, przez osoby proszące o pomoc, przyzwyczajony jeszcze nie jestem (uzgadnianie zasad i stawianie warunków to chyba jednak nie to samo), ale też nie traktuję siebie aż tak poważnie, żeby stanowiło to jakąś realną przeszkodę., więc grzecznie słuchałem, a warto było.

W każdym razie okazało się, że ten warunek jest w zasadzie tylko jeden, Szósty i Siódmy Krok będziemy robili tak, jak się to podobno praktykuje w mieście X, to znaczy: on złoży ustną deklarację gotowości, pomodlimy się razem i… w ten sposób oba te Kroki zostaną zaliczone, zrealizowane. Chciał to ze mną uzgodnić na samym początku, bo słyszał, że od swoich podopiecznych wymagam jakiegoś działania, działania innego, niż ta deklaracja gotowości; on tę gotowość ma już od dawna, jest katolikiem, więc modlić się też umie. Trochę mnie zaskoczył – przed realizacją Kroku Pierwszego osiągnął gotowość z Kroku Szóstego… Ups!

Nie komentując tego w żaden sposób, przeczytałem fragment:  Wielu z nas długo unikało Szóstego Kroku, i to z bardzo praktycznego powodu: nie życzyliśmy sobie usunięcia wszystkich wad charakteru, bo do niektórych byliśmy aż nazbyt przywiązani. Wiedzieliśmy jednak, że jakoś musimy się pogodzić z samą zasadą Szóstego Kroku. Postanowiliśmy więc, że choć na razie trudno jest nam pozbyć się niektórych spośród naszych słabości, powinniśmy jednak przestać się upierać, że nigdy, przenigdy z nich nie zrezygnujemy. Wyraźnie zaniepokojony zapytał, skąd to wziąłem, a ja, zgodnie z prawdą, odparłem, że z 12x12.  Uspokoił się natychmiast – acha, z tego zbiorku esejów! – prychnął z pogardą i lekceważącym uśmieszkiem. Wtedy, przyznaję to ze wstydem, poniosło mnie i rżnąc głupa na potęgę zapytałem, co to właściwie są te eseje, bo coś tam słyszałem, ale…  Usłyszałem: definicjami popisywał się nie będę, ale są to po prostu takie zadania szkolne, rodzaj wypracowań na dowolne tematy, wprawki, które pomagają w nauce pisania. W AA liczy się tylko Wielka Księga, a te eseje, które Bill pisał pod wpływem LSD, odrzucamy. Jak ktoś chce, może je sobie czytać po Programie – dodał z pobłażliwie.

Grzecznie stwierdziłem, że ja mam pewien pakiet przeżyć i doświadczeń i choćbym nie wiem jak chciał, nie jestem w stanie zmienić go na jakiś inny, bardziej dostosowany do jego specyficznych potrzeb. Rozstaliśmy w zgodzie, bez żalów i uraz… mam nadzieję.

W całej tej rozmowie jedno tylko stwierdzenie mocniej mnie poruszyło: „odrzucamy”, i nie chodzi mi o dociekanie, kto „my”, ale raczej o pewien bagaż wspomnień z czasów picia i pierwszych miesięcy abstynencji. Z ogółu norm, zasad, wskazówek, zaleceń itd. wybierałem te, które mi bardziej pasowały, a resztę odrzucałem. Prawa pracownika i zobowiązania pracodawcy znałem i uważałem za ważne, ale obowiązki pracownika – odrzucałem.  Z przepisów ruchu drogowego (skarbowych, podatkowych i wszystkich innych) przyjmowałem te, które mi służyły, ale resztę odrzucałem. Z Dekalogiem było dokładnie tak samo, i z normami moralnymi, i z zasadami dobrego wychowania, i…
Za najstraszniejsze jednak uważam to, że ja chyba naprawdę wierzyłem wtedy, że mogę cały świat, życie swoje i innych ludzi, działanie urzędów i instytucji, podporządkować swoim zasadom i odrzucać wszystko, co mi się nie podoba, sprawia problem, nie wiąże się z przyjemnością, nie przynosi doraźnych korzyści. To alkoholizm… po prostu.

 

Najprawdopodobniej nie jest to potrzebne, ale na wszelki wypadek napiszę jeszcze, że esej to forma literacka albo rozprawa literacko-naukowa, prezentująca punkt widzenia jej autora, czyli ujmująca temat, zagadnienie, problem, w sposób subiektywny.