wtorek, 14 października 2025

Powinienem być sponsorem?

Podczas rozpoczynającej warsztat spikerki alkoholik opowiedział, jak ze sponsorem poznał Program w nieco ponad trzy miesiące, jak od tego czasu minął już rok i jak dzieje się coś dziwnego, czego nie rozumie. Bo mimo aktywności w AA (trzy mityngi w tygodniu, służba w dwóch grupach, niesienie posłania do aresztu i sponsorowanie sześciorga alkoholików) on się po prostu źle czuje. W domu i w pracy. Dzieci go drażnią i nudzą, nie potrafi się interesować ich sprawami, a te stale coś chcą, wiecznie się czegoś od niego domagają. Zaczął już na nie wrzeszczeć, a nawet bić, choć obiecywał sobie, że nie będzie takim ojcem, jak jego ojciec. 
W pracy z kolegami ma znośne relacje, ale tu problem jest inny – to służba mundurowa, a ta ma swoją specyfikę. Najważniejsza jest lojalność wobec Firmy, a to coraz częściej stoi w sprzeczności z zaleceniami AA, chodzi zwłaszcza o uczciwość, ale nie tylko. Spiker przyznał, że on musi te sprawy rozdzielać – pewne zasady (uczciwość, niekrzywdzenie innych itd.) stara się stosować w życiu, ale nie tym, zawodowym. Tajemnice wobec kolegów z Firmy oraz ukrywane prawdziwe przekonania, co do tego, co robią i jak postępują, powodują, że nie czuje z nimi żadnej bliskości czy więzi. Mimo, że dla niepoznaki, robi i mówi to samo, co oni.

Spiker zwrócił się do swojego sponsora i otrzymał sugestię, że jeśli nie czuje się dobrze, z dowolnego powodu, to widocznie ma za mało AA w życiu. Powinien natychmiast zwiększyć aktywność, chodzić na więcej mityngów, częściej do aresztów, ale głównie postarać się o większą liczbę podopiecznych. Jak to wszystko zrealizuje, jak autentycznie, z zaangażowaniem i szczerze, będzie powierzał się Bogu, to – jeśli taka będzie Jego wola – wszystko się poprawi.
Spikerkę zakończył apelem, że może sponsorować i bardzo chętnie przyjmie kolejnych podopiecznych, a spotkać go można na wszystkich mityngach w mieście, bo chodzi na pięć w tygodniu.

Kiedy przyszedł czas na pytania i ewentualne utożsamienie się, ktoś spytał, jak to robi, że podopieczni mu się nie mylą. Spiker odpowiedział, że przecież to jest bardzo proste, notuje sobie, jakie fragmenty z WK już kolejnym podopiecznym przeczytał, a jakie jeszcze nie. Inne pytanie dotyczyło Kroku Dziewiątego. Spokojnie przyznał, że zadośćuczynień zrealizował cztery, a do reszty… staje się gotowy i powierza to Bogu. Ktoś jeszcze spytał, jak teraz, rok po Programie, realizuje w swoim życiu Kroki 1-3. Odparł, ze Kroki 1-9 stawia się raz w życiu i następnie można o nich zapomnieć, a obecnie interesują go już tylko Kroki 10-12. Pytania o rozpoznawanie intencji i ich korektę, w ogóle nie zrozumiał.

Po warsztacie kilkunastu alkoholików rozmawiało o spikerce, a konkretnie zastanawiali się, co spiker może dać podopiecznym, skoro wyraźnie nie radzi sobie sam ze sobą? I czy traktowani instrumentalnie podopieczni nie mają być w tym przypadku narzędziami dla sponsora, który wykorzystuje ich do naprawiania swojego życia, a zwłaszcza do poprawiania samopoczucia? Dalej dyskusja stała się bardziej ogólna i pojawiły się wątpliwości: Czy wysłuchanie niewielkich fragmentów WK czytanych przez sponsora, powoduje wyzdrowienie z alkoholizmu, przebudzenie duchowe? Czy każdy, kto tych kawałków wysłuchał, a nawet zrobił jakąś listę uraz, może i powinien być sponsorem?

piątek, 3 października 2025

Jak wykorzystać treść WK?

Sporządziliśmy listę osób, którym wyrządziłem krzywdę lub do których czułem urazę. Wyraziłem pełną gotowość, by się z nimi wszystkimi spotkać i przyznać się do krzywd, które im wyrządziłem [WK, s. 13].

Ten cytat z WK intrygował mnie od pierwszego czytania. Wtedy też uznałem, że muszę sprawdzić, co znaczy uraza, bo mi tu coś zupełnie nie pasowało. Po sprawdzeniu nadal zresztą nie pasuje. Uraza to żal do kogoś z jakiegoś powodu* ewentualnie żal do kogoś będący rezultatem zachowania bądź działań, które sprawiły komuś przykrość lub obraziły go**. Tak więc Bill czuł do kogoś urazę – żal za krzywdę, którą ów ktoś mu wyrządził – więc teraz planował spotkać się z krzywdzicielem i przyznać się do krzywd? Jakich krzywd? Przecież to Bill był pokrzywdzony i miał żal o wyrządzone mu krzywdy!
Gdyby w Wielkiej Księdze był to jedyny przypadek dziwacznego podejścia do urazy, to machnąłbym ręką – ta książka roi się od błędów zarówno merytorycznych angielskich jak i polskich. Oto i inny prosty przykład: Można je wtedy zaprosić do porannej medytacji i codziennych dyskusji, w których będą brać udział bez urazów i uprzedzeń [WK, s. 135]. Uraz to uszkodzenie tkanek lub narządów, skaleczenie, zranienie – uraza i uraz mają znaczenie zupełnie różne; to nie jest to samo.

Uraza, jako żal, pretensje, poczucie krzywdy, złość, pojawiają się w tej naszej książce kilkadziesiąt razy, może nawet 60-80. To wyraźnie oznacza, jak wielką wagę przywiązywał autor tej książki do uraz. Oznajmił nawet, że... Uraza jest złoczyńcą „numer jeden” [WK, s. 64]. I nad tym dobrze byłoby się zastanowić, jeśli chce się być człowiekiem trzeźwym, a nie otumanionym fanatykiem.

W rozmowach z wieloma alkoholikami zorientowałem się, że niektórzy tak są omamieni AA-owską retoryką (w wersji polskiej), że nie zawsze rozumieją, o co w ogóle chodzi z tymi urazami. Więc spróbuję pokazać to na dwóch przykładach.

1. Ziutek zgwałcił Asię. Ziutkiem i jego działaniem nikt się nie przejmuje, bo to Asia przyjmuje niewłaściwą postawę, żywiąc do gwałciciela urazę, mając do niego żal i pretensje. Złoczyńcą nie jest gwałciciel, ale uraza Asi.

2. Tadziu wynajął Zenka do pracy na budowie, obiecał mu zapłatę, ale słowa nie dotrzymał – wykorzystał go i oszukał po prostu. Tadziem i jego oszustwem nikt nie powinien się przejmować, bo niewłaściwą postawę przyjął Zenek, żywiąc do oszusta urazę, mając do niego żal i pretensje. Złoczyńcą numer jeden nie jest oszust, ale uraza Zenka.

W środowisku AA wiele razy obserwowałem próby bagatelizowania ewidentnych cudzych krzywd, ale piętnowanie osób, które mają w pełni uzasadniony żal i pretensje. „Masz do niego urazę!” – zarzut, który w AAPL świadczy źle o osobie skrzywdzonej, a nie o sprawcy krzywdy.
Zaiste, dziwna jest ta trzeźwość, której niektórzy próbują tu uczyć...




---
* https://sjp.pwn.pl/sjp/uraza;2533258.html
** https://wsjp.pl/haslo/podglad/17888/uraza


Najważniejsze są warsztaty

 

czwartek, 25 września 2025

Co w AA oznacza "sponsor"?

Sponsor we Wspólnocie AA, to odpowiedzialna służba, w której doświadczony członek Wspólnoty, pomaga nowicjuszowi w trzeźwieniu/wytrzeźwieniu. Jest to bezpłatne, dobrowolne działanie, polegające na zapewnieniu duchowego, merytorycznego i emocjonalnego wsparcia, i dzieleniu się osobistymi doświadczeniami w kwestii rozumienia i realizacji Programu AA, ale też funkcjonowania Wspólnoty i jej służb. Takich czy podobnych definicji można stworzyć wiele, a istoty rzeczy i współczesnej praktyki nie zmieniają alkoholicy, upierający się, że ich sponsorem jest ich terapeuta, ich Bóg, ich żona itp.

Żeby zdefiniować pojęcie sponsora i sponsoringu w AA, trzeba jednoznacznie określić elementy niezbędne. Więc najpierw konieczne jest istnienie AA – nie ma AA, nie ma sponsorowania w AA, proste, prawda? Sponsorowanie w AA dotyczy 12 Kroków AA, a nie kroków Al-anon, jakichś kroków terapeutycznych i innych. Sponsor, to jest alkoholik przebudzony duchowo, z większym doświadczeniem, w procesie sponsorowania zapoznaje podopiecznego, też alkoholika, z Dwunastoma Krokami AA.
Ważne jest i to, że sponsorowanie to nie jest to samo, co niesienie posłania AA. To drugie to informacja adresowana do tych, którzy wciąż jeszcze cierpią z powodu alkoholizmu, że Anonimowi Alkoholicy dysponują rozwiązaniem tego problemu i mogą pomóc.

Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie [Jorge Bucay, „Listy do Klaudii”].

Wszystko byłoby oczywiste i jednoznaczne, bo to i „zachowajmy to w prostocie” i „nasze wspólne dobro jest najważniejsze”, ale z nieznanych powodów Bill W. wymyślił sobie, że jego daleki kuzyn, Ebby Thacher jest jego sponsorem (sic!). Cóż takiego zrobił ów Ebby? Odwiedził Billa podczas swojego krótkiego okresu abstynencji, i poinformował go, że znalazł religię. Czy było to posłanie AA? Oczywiście – nie. Co najwyżej posłanie grupy religijnej, do której Ebby dołączył (Oxford Group – po krótkim okresie popularności organizacja ta mocno podupadła gdy okazało się, że jej twórca i guru wspiera Hitlera i nazistów). Czy Ebby zapoznawał Billa z Dwunastoma Krokami AA? Oczywiście, że nie – nie było jeszcze ani AA, a nie Kroków. Później, gdy już istniała Wspólnota, Ebby co trochę zapijał.
Może to być zabawne, ale to rodzina Wilsonów przez kilka-kilkanaście miesięcy sponsorowała, to jest utrzymywała finansowo Ebby’ego Thachera, który wtedy nawet z nimi zamieszkał. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo Ebby wrócił do picia. Pił zresztą całe życie z krótkimi okresami abstynencji. Najdłużej był suchy pod sam koniec życia, gdy umieszczono go w leczniczym ośrodku AA w Dallas, choć i tam po roku pobytu zapił, co zostało przez jego podopiecznego zbagatelizowane.

Ebby nie miał żadnych kwalifikacji, żadnego zawodowego doświadczenia, ale nie mógł pojąć, czemu nie radzi sobie z życiem. Wymyślił za to, że jak tylko znajdzie posażną pannę i dobrze płatną pracę, to przestanie pić. Anonimowi Alkoholicy, z czasem, także na jego przykładzie odkryli, że tak to nie działa. Wychwalanie go, że jest sponsorem samego Billa W. i nieustanne pomaganie mu przez Wilsonów, to też nie były mądre rozwiązania, ale to były dopiero początki zbierania doświadczeń. W każdym razie rósł jego poziom pychy, a sytuacja się pogarszała. W pewnym wywiadzie ok. roku 1960 Bill wyraził wątpliwość, czy pomaganie i wspieranie Thachera latami pomogło mu czy przeszkodziło w osiągnięciu trzeźwości.

Nie pozwól żadnemu alkoholikowi twierdzić, że nie może wyzdrowieć, dopóki nie odzyska swej rodziny. Tak nie jest. W niektórych przypadkach żona nigdy nie wróci – z takich czy innych powodów [WK, s. 100].

Zastanowiło mnie to wszystko, kiedy kilka razy usłyszałem w środowisku AA, że Ebby Thacher jest i powinien być wzorem do naśladowania dla wszystkich kolejnych pokoleń sponsorów w AA. Jeśli marzy ci się służba sponsora pełniona tak, jak robił to lub raczej nie robił Ebby, to zapewne da się i tak, ale w WK napisano, że zniknie egoizm i bardziej niż sobą zainteresujemy się bliźnimi, więc może dobrze byłoby zastanowić się, co naprawdę chcę zaoferować nowicjuszowi i czy to rzeczywiście dla jego dobra.

poniedziałek, 22 września 2025

Nie da się uczyć na błędach?

Gazeta podała informację: „Nocna prohibicja w Opolu od 2026 roku? Mieszkańcy będą mogli o tym zdecydować”. Nie jest to prawdą, bo wyniki konsultacji będą miały charakter opiniodawczy, a ostateczne słowo należeć będzie do Rady Miasta, ale mniejsza z tym, można się było przyzwyczaić, że media i prawda nie idą w parze.

Ta najbardziej znana prohibicja trwała w USA od 1920 do 1933 roku, kiedy to na mocy 18. poprawki do Konstytucji USA zakazano produkcji, sprzedaży i transportu napojów alkoholowych na całym terytorium Stanów Zjednoczonych. Efekt prohibicji był mizerny. Jeśli nawet ilość wypijanego alkoholu choćby odrobinę zmalała, to jednak prohibicja doprowadziła do rozprzestrzenienia się organizacji przestępczych i rozkwitu podziemnego handlu. W 1925 roku w Nowym Jorku funkcjonowało ok. 100 tys. lokali, w których można było nielegalnie kupić i napić się alkoholu. Z konsekwencjami tego pomysłu, to jest z falą zorganizowanej przestępczości, Amerykanie zmagają się do dziś.

Ale przecież żadni imperialiści nie będą nam mówić, co mamy zrobić.

Jeśli w Opolu Rada Miasta wprowadzi nocną prohibicję, to też nie od razu, ale dopiero od nowego roku – trzeba przecież dać czas grupom przestępczym na zorganizowanie się i uruchomienie nocnych punktów nielegalnej dystrybucji.

Ciekawe jest i to, że taką nocną prohibicję przerabialiśmy już w Polsce i to latami. Alkoholu nie można było kupić w nocnym sklepie, bo nie było nocnych sklepów. Absolutnie nie do przyjęcia była sprzedaż alkoholu na stacjach benzynowych. Napić można się było w nocy w nocnym lokalu, ale tych było bardzo niewiele i bardzo drogie. Zostawała sieć melin, zwanych życzliwie „u babci”. I zdaje się, o to właśnie chodzi – wracamy do „babci” i meliniarstwa z czasów PRL.


sobota, 13 września 2025

Krok IX w środowisku AA

W czasie, kiedy już bywałem na mityngach, ale jednocześnie jeszcze piłem, ukradłem kiedyś w przerwie mityngu dwadzieścia złotych. Po prostu z kieszeni czyjejś, nie wiem czyjej, kurtki. Minęły ze dwa lata, zanim dorosłem do tego, żeby na mityngu wyznać prawdę i zaapelować, poprosić, by zgłosiła się osoba, której kiedyś zniknął banknot o takim nominale. Powtarzałem to wielokrotnie, także na innych grupach w mieście, ale nikt się nie zgłaszał. Trwało to lata, ale bez efektu. Wymyśliłem wreszcie, że jeśli do określonego terminu nikt się nie zgłosi, ja wrzucę dwadzieścia złotych do kapelusza na mityngu. W wyznaczonym dniu, ostatni raz opowiedziałem swoja historię i ponowiłem apel, a jako, że odzewu nadal nie było, na oczach wszystkich wrzuciłem do kapelusza banknot, wyjaśniając, z czego to wynika, o co chodzi, po co to robię.

To wydarzenie i moją raczej negatywną ocenę własnego pomysłu opisałem znacznie szerzej w artykule sprzed kilkunastu lat: https://meszuge.blogspot.com/2010/09/krok-9-programu-12-krokow.html Ale tym razem chodzi mi tylko o to, żeby dać znać, że anonimowi alkoholicy, członkowie AA, też czasem wyrządzają sobie krzywdy. Bo jakoś nie wierzę, żebym był jedynym takim przypadkiem na świecie. Przyzwyczajeni do zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone w okresie picia i wcześniej, jakoś nie dostrzegamy lub udajemy, że nie widzimy, własnych postaw i zachowań już w środowisku AA. Nie wszystkie takie krzywdy wynikały ze złej woli, z działania z premedytacją, z pragnienia wyrządzenia zła. Mogły być nieumyślne, wynikać z bezmyślności, naiwności, lub błędnej oceny sytuacji, to jednak nie zwalnia od konieczności dokonania zadośćuczynienia, prawda?

Asia trafiła do AA mocno poturbowana przez wieloletnie picie. Po pierwszym mityngu podeszła do niej Sponsorka i oferując przyjaźń, zrozumienie i pomoc. S. zapewniła, że jej linia sponsorska sięga do samego doktora Boba, więc to najlepsze, co Asię mogło spotkać. Asia wprawdzie nie miała pojęcia, kto to jest ten Bob i o co chodzi z liniami sponsorskimi, ale wolała się nie odzywać, żeby nie zrazić tej miłej pani w średnim wieku.
Alkoholiczki spotykały się raz w tygodniu przez następne trzy miesiące, a podczas tych spotkań S. czytała na głos Asi wyselekcjonowane przez siebie fragmenty książki „Anonimowi Alkoholicy”. Asia robiła też spis osób do których miała urazy, a po przeczytaniu połowy z tych wpisów, bo szkoda czasu na czytanie wszystkiego, dowiedziała się od S. że jej największą wadą charakteru jest słabe zaufanie do Boga i przekonanie, że nie jest wystarczająco dobra. Mocno to Asię zdziwiło, bo – do czasu – odnosiła spektakularne sukcesy w korporacji i była w swojej pracy bardzo dobra przez kilka lat, i była z siebie dumna – nie tylko z tego powodu zresztą.
Nieco później Asia robiła listę osób, które skrzywdziła i dostała polecenie, że ma im zadośćuczynić. Następnie jeszcze w galopującym tempie Kroki X i XI, i polecenie, że Asia musi sobie znaleźć podopieczne. Na pytanie o Krok XII słyszała, że tego się nie czyta, to właśnie praktyka sponsorowania. Usłyszała też, że jak sobie szybko nie znajdzie podopiecznych, to wyleci z hukiem z elitarnej grupy podopiecznych S. a wtedy wiadomo, zapije się na śmierć. Na jakiekolwiek pytania czy wątpliwości Asia słyszała w odpowiedzi, że ma się modlić i powierzać. A jeśli czuje się źle, z dowolnego powodu, a w sumie czuła się tak coraz częściej i coraz bardziej, to widocznie ma za mało AA w życiu.

Asia jakoś znalazła dwie podopieczne i, bez przekonania ani zrozumienia, starała się z nimi robić to samo, co robiła z nią S. – czytała i udzielała powierzchownych instrukcji na temat list z Kroku IV i VIII. Wracały lęki, znowu chciało jej się pić.

Minęło kilka miesięcy, nadeszły wakacje. W ramach urlopu Asia wyjechała za granicę. Jednak obowiązek bywania na minimum trzech mityngach tygodniowo nie został z niej zdjęty, uczestniczyła więc w spotkaniach w Plymouth, Torquay, i w Paryżu, co nie było dla niej wielkim wyzwaniem, bo angielskim i francuskim włada płynnie, a nawet znakomicie – była w tym tak dobra, że udzielała lekcji. Wtedy jednak zaczęły się kłopoty, bo Asia dowiedziała się, że to, co „sprzedała” jej S. to jednak nie jest AA-owski Program działania, ale w sumie... nie bardzo wiadomo, co. Zapewne jakaś prywatna wizja religijna, a nie duchowa, jej Sponsorki.

Po powrocie do Polski Asia wybrała się do kilku sąsiednich miejscowości na mityngi, znalazła sobie nową sponsorkę, która w ciągu ośmiu miesięcy zapoznała ją z Programem AA oraz pomogła zrealizować we własnym życie wszystkie, a nie tylko niektóre, Kroki. Do tego rzetelnie, a nie powierzchownie. Nowa sponsorka zwróciła uwagę na pożytki z modlitwy i medytacji, ale uznała, że w to ingerować nie będzie, bo wiara czy religia, to osobista i prywatna sprawa każdego człowieka.

Uważamy, że to nie nasza sprawa, z jakimi religiami identyfikują się nasi poszczególni członkowie. Powinna to być wyłącznie kwestia osobista, o której każdy decyduje w swoim imieniu i w świetle swoich powiązań z przeszłości lub aktualnie dokonanego wyboru. [WK, s. 28]

I tu pojawia się pytanie o te dwie podopieczne Asi. Obie zapiły zaraz po zakończeniu spotkań z Asią, ale obie pozbierały się już i aktualnie realizują Program AA raz jeszcze i według innych reguł. Pytanie: czy wróciły do picia przez Asię? Oczywiście nie. Czy Asia skrzywdziła je, oferując pod płaszczykiem AA jakiś problematyczny, sekciarsko-religijny program? Oczywiście tak. Asia nie działała ze złych pobudek, po części nawet wierzyła w sens tego, co robiła, starała się jak potrafiła i naprawdę jej zależało, ale dobra wola jednak nie zwalnia jej całkowicie od odpowiedzialności. Alkoholizm, choć jest chorobą niezawinioną, też od odpowiedzialności nie zwalnia. Za nieumyślne spowodowanie śmierci lub innych szkód, też się odpowiada, choć kara pewnie będzie mniejsza. Zawsze trzeba też pamiętać, że wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem.

I najważniejsze pytanie: czy, i jakie, zadośćuczynienie winna jest Asia swoim byłym podopiecznym?

Nigdy nikogo nie skrzywdziłem w AA, naprawdę? Jeśli jednak skrzywdziłem, to czy dokonałem zadośćuczynienia? A może wśród alkoholików krzywdy się nie liczą, a zadośćuczynienie się nie należy?