piątek, 15 listopada 2024

Po co nam duchowość?

 Dla odmiany, dla zmiany klimatu, najnowszy tekst mojego sponsora.


Po co nam duchowość?

Gdy zastanawiałem się, jak opisać co czuję, ogarnęło mnie przerażenie. Bóg, prawda, wiara, istota boskości - cóż ja mogę o tym powiedzieć, bez ryzyka zagubienia się po dwóch zdaniach. I wtedy wpadła mi w ręce książka podlaskiego kronikarza Karola Żery, który w jednej z anegdot zapytuje: "Co ma Bóg, a czego nie ma?" Odpowiedź była krótka." Bóg ma wszystko i nie ma … równych". Uświadomiłem sobie wtedy, że wcale nie muszę szukać doskonałości w tym co próbuję zrobić. Mogę zacząć tak, jak potrafię a potem tylko poprawiać. Jeśli dzisiaj nie odpowiem na tytułowe pytanie i kilka innych, to świat się nie zawali. Możliwe, że ktoś sam znajdzie odpowiedź, a to - samo w sobie - jest warte zachodu.
Siedziałem kiedyś w gronie kolegów szeroko rozprawiających o walorach wspólnoty AA. Mówiliśmy jak pomaga wydostać się z nałogu, uratować rodzinę, zmienić relacje z ludźmi, i że nie stwarza alkoholikom żadnych utrudnień, itp.. Warunkiem wszechstronnego rozwoju w AA jest przecież tylko pragnienie zaprzestania picia. To, z większymi czy mniejszymi oporami, osiągnęli wszyscy rozmówcy. Ale padło też stwierdzenie, że Program AA jest duchowy, że zachęca do życia religijnego. Usłyszałem wówczas o wielu profitach z udziału w dniach skupienia, rekolekcjach, wyciszeniu, refleksyjności. Jednak dyskusja, o ile przedtem była taka żywa i spontaniczna, to nagle jakby ucichła. I wtedy padło pytanie: A właściwie to po co nam jest ta duchowość? Później zadałem to samo pytanie kilku osobom. Na ognisku w Wesołej usłyszałem, że po to aby być lepszym, ktoś inny powiedział, że po to, aby czuć się człowiekiem. Ja sobie pomyślałem, że po to, abym wspólnie z innymi mógł się poczuć szczęśliwy. Jednak te wszystkie odpowiedzi nie były satysfakcjonujące. Zacząłem się zastanawiać, jaką rolę pełni w moim życiu duchowość, jakie przeżywam trudności, jak sobie radzę z wątpliwościami, bo faktem jest, że je mam. Opowiadając o wątpliwościach, czy nawet sprzecznościach związanych z moją wiarą, pragnę pokazać drogę, jaką wędrują moje myśli.

Najbardziej cenię sobie we wspólnocie możliwość przełamania izolacji, świadomość obecności ludzi, którzy choć pragną szczęścia podobnie jak ja, borykają się z niepowodzeniami, a obdarzeni wolną wolą, nie zawsze potrafią ją dobrze wykorzystać. Okres olśnień i zachwytów nad wspólnotą jest zazwyczaj krótki, po nim ponownie wraca samotność, o tyle przykrzejsza, że w tłumie wielu równie zagubionych i samotnych. Zaczyna się poszukiwanie wzorów do naśladowania.

Zdarza się, że sposób życia ludzi wokół mnie odbiega od duchowości. Zdecydowana większość zainteresowana jest zarabianiem pieniędzy, gromadzi dobra, szuka przygód, przyjemności życiowych, nawet jeśli mają być okupione zaniedbaniem innych potrzeb. Wszelkie wybory, choćby partnera w życiu, zawodu czy studiów - są tak realizowane, aby przyniosły najwięcej korzyści osobistych. Pewnie to nic złego. Ale najważniejszy jest cel tej aktywności. Każdy z łatwością może znaleźć jakąś dziedzinę na tyle zajmującą, że już nie znajdzie czasu na spełnienie potrzeb duszy, na czas dla wspólnoty. Wybór bez udziału Boga wydaje mi się nie tylko przejawem egoizmu czy egocentryzmu, ale wręcz intelektualnej arogancji.

Jednak zdarzają się ludzie o uznanej postawie, którzy w dążeniach materialnych widzą normalność, tak, że pragnienia duchowe wydają im się urąganiem zdrowemu rozsądkowi lub rodzajem zaślepienia czy fanatyzmem. Słyszymy wtedy - Za darmo nie ruszę nawet palcem. Pewnie dlatego rozmowy, w których uczestniczę, typowe rady życiowe są najczęściej pozbawione odniesienia do Boga, troski o duchową jakość życia. Czy to przejaw mądrości życiowej? Mam wątpliwości.

Chcę być szczęśliwy. Zawsze chciałem. Choć były momenty, że poddawałem się wygodnictwu czy niechęci do wysiłku, to stale marzyłem, by świat uśmiechnął się do mnie. Ale też wielokrotnie brakowało mi sił i wiary, by choć przez moment osiągnąć odrobinę ludzkiego szczęścia.. Jest takie pojęcie "zbankrutowani idealiści". Tak właśnie czułem się przez wiele lat zastanawiając się dlaczego takie życie mnie spotyka, czy to życie jest za karę?

Tak naprawdę nie miałem pojęcia, jak potrzebne mi jest boskie przewodnictwo. Niby pamiętałem z dzieciństwa:" sam z siebie jestem nikim", jednak tych słów nie traktowałem poważnie. Dopiero we wspólnocie AA ocknąłem się, zachęcony widokiem ludzi autentycznie szukających drogi do Boga, realizujących najbardziej osobiste pragnienie miłości. Kochać i być kochanym. Tylko to się liczy, by mieć dla kogo żyć. Wszystko inne to bzdura. Ale jak to osiągnąć? Jak otrzymać łaskę?
Od lat obserwuję nowych we wspólnocie. Widzę, że u nich, jak kiedyś u mnie, pojawia się uczucie niejasności, coś podobnego do oglądania oddalającego się brzegu. Wie, co zostawia, lecz jeszcze niezbyt świadomy dokąd zmierza. Wie tylko, że ma być inaczej. Tę niepewność daje się łatwo wyczuć.

Od początku trzeźwości rozpaczliwie szukają prawdziwych przyjaźni. Z zapałem angażują się w różne wspólnotowe zajęcia, ogniska, zabawy. W rozpaczliwej walce przeciwko samotności potrafią mówić wyłącznie o tym, kto do nich dzwonił i mówił, z kim się spotkali, z jaką ważną personą. Panicznie wystraszeni łapią każdego na chwilę rozmowy, nie zdając sobie sprawy, jak odpychają intensywnością potrzeb. Potem następuje kryzys, przychodzi „czas jeża”. Wtedy nie chcą myśleć o niczym. Nie wierzą w przyjaźń, nie ufają bezinteresowności. Porzucają rzeczy niedokończone; opuszczają albo zmieniają grupę; stają się sceptyczni, drwią z gestów pomocy.

Zaczynają wierzyć w zorganizowaną niechęć. Czasami własna gorycz przeistacza się w chęć szkodzenia innym. Niektórzy oczekują, że wspólnota za każdym razem będzie oferowała im wyplątanie z tarapatów, w jakie sami się wpędzili. Nie potrafią uczyć się na własnych błędach.

To szalenie trudny czas dla trzeźwiejącego alkoholika. Wspólnota proponując wybawienie z samotności nie tyle uczy zdobywania przyjaciół co przypomina, aby być przyjacielem dla innych, by ulżyć w ich samotności. Kochając otwieramy się na miłość innych. Bez miłości człowieka, nie wyobrażam sobie miłości do Boga. Przyszła mi do głowy taka dygresja - często nazywamy siebie we wspólnocie przyjaciółmi, co nieraz wydaje się wyraźnym nieporozumieniem. Choć rzadko używam takich słów, to dla mnie znaczą jedno - to ja deklaruję swoją jednostronną przyjaźń. Faktem jest, że czasami czuję odwzajemnienie. Ale to już tylko niespodziewana nagroda.

Jeżeli pokładamy całą swą ufność w ludzkich autorytetach, a przede wszystkim w sobie, narażamy się na rozczarowania i upadki. Pamiętam czas, gdy uznałem, że moją Siłą Wyższą będzie grupa AA. Jednak, gdy po pół roku spojrzałem na uczestników mityngu, ze zdumieniem i strachem, zobaczyłem, że większość to nowi. Moja Siła Wyższa gdzieś się ulotniła, przed sobą miałem zupełnie innych ludzi. Wtedy zadałem sobie pytanie, kim ja jestem, jeśli sam wybieram sobie Siłę Wyższą? Zrozumiałem, że muszę swój los powierzyć bardziej trwałej opiece.

Zacząłem szukać odpowiedzi w Wielkiej Księdze. Lektura była trudna, wyraźnie nie sprawiała przyjemności, ale cóż, trzeźwienie nie jest romansem. Przeczytałem słowa: "Tym Kimś jest Bóg". Pomyślałem, że dużo łatwiej podjąć decyzję o uwierzeniu w Boga niż nadać temu odczuwalny sens.
Wiara wymaga wiele rozsądku, i to nawet szczególnego. Wielka Księga na str. 11 zachęca: " Świadomość istnienia Boga miała stać się probierzem mojego myślenia. Oznaczało to, że zwykły zdrowy rozsądek miał stać się "niezwykłym" rozsądkiem". Obawiam się, czy to, co dotąd nazywałem wiarą, w rzeczywistości nie oddalało mnie od Boga? Przyjmując naturalne tradycje rodziców pozbawiałem się wysiłku budowania wiary. Miałem wrażenie, że bez przekonania uprawiane praktyki religijne doprowadziły tylko do uśpienia wiary i samozadowolenia. Przecież nie pamiętam, abym dawniej tęsknił za Bogiem. Zagoniony, skłopotany, nawet nie próbowałem zatrzymać przy Nim myśli. Widziałem wokół siebie wiarę traktowaną jako sposób na spokojniejsze życie, nie jako cel. Zresztą nawet mówienie o Bogu wydawało mi się naiwnością, bo to takie nienaukowe, jakieś sztuczne. Mimo to próbowałem przekupić Go chwilami pobożnego zachowania.
Przychodząc do naszej wspólnoty nieraz zadawałem sobie pytanie: - Jak ze mną jest naprawdę? Gdzie jestem na drodze życia? Skąd wyszedłem? Dokąd idę? Jaki mam cel?. Wiedziałem już, że moja wiara łatwo znika w pogoni za uciechami, żądzą władzy i majątku. Ale gdy jeszcze doszedł miraż posiadanej wiedzy, pewność siebie, odnosiłem wrażenie, że mogę odrzucić wiarę w Boga. Czułem się bardziej świadomy niż inni. - Takie myśli podsuwał mi chyba szatan.
Stąd tylko krok do zakwestionowania Boga, do prawa kierowania moim życiem. Moim problemem stało się nie tyle istnienie Boga, co raczej rola, jaką miał odgrywać w moim życiu. I nie chodzi o to, jaki jest Bóg. Problemem było, jakim człowiekiem stanę się, gdy z Nim zwiążę swoje życie. Oznaczało to pewne konsekwencje. Odrzucając kiedyś przykazania próbowałem znaleźć odpowiedzi na każde z tysięcy pytań, jakie napotykałem w życiu. Wiedza miała stać się drogą kształtowania woli, sposobem na osiągnięcie szczęścia. To wtedy chyba zaczęły się moje klęski, gdyż ciągle napotykałem sytuacje nie objęte schematem postępowania. Ciągle brakowało mi bezwzględnego drogowskazu. Jeśli przez wieki, u kresu własnych możliwości, ludzie zwracali się o pomoc do Boga, to ja nie byłem wyjątkiem.
Dzisiaj wiem, że nawet najmocniejsza wola, nie zastąpi mi Boga. Bez Jego łaski nie potrafię wyobrazić sobie życia. Muszę o tę łaskę niestrudzenie prosić każdego dnia od nowa. Gdy zwracam się do Boga w modlitwie, rozum nie ma w tym udziału. To wołanie serca, na które potrzebuję odpowiedzi. Niestety, zdarza się, że gdy już je otrzymam, zapominam skąd pochodzą, nie chcę się dzielić zwycięstwem. Tylko sobie przypisuję zasługi. Zapominając o wdzięczności gubiłem ziarenko pokory. Ale myślę, że modlitwa pozwala wytrwać w pokorze. Bez niej króluje pycha. Uparta i przebiegła oplata duszę, niepostrzeżenie przenika do myśli. Choć niektórym wadom zdarza mi się dać już odpór, to pycha jednak potrafi tak opanować duszę, że tracę orientację i właściwie nie wiem, co myśleć. Mało, że z całego serca pragnę być obdarzony łaską, to na przykład chciałbym być - tylko jedynym wybranym. Nawet przez moment nie wolno mi zapominać o wdzięczności za to, co otrzymałem od Boga, a nie eskalować kolejnych żądań. Chyba jestem nawykły do patrzenia oczami i myślenia rozumem. Wspólnota oferuje mi inny sposób: miłość, pokorę, modlitwę i nade wszystko zaufanie Bogu. To ON ma być centrum a nie peryferiami myślenia. Mam poznać Jego wolę wobec siebie i wypełnić ją bez żadnych warunków, pamiętając stale, co znaczy intelektualna arogancja. Może i moja wiara zacznie w pełni funkcjonować, gdy się na nią bardziej otworzę. Słyszę, że Bóg nigdy nie wdzierał się do ludzkiego wnętrza, był tam - „od zawsze”, bardziej jako gwarant wolnej woli, ludzkiej autonomii niż jej zagrożenie.
Ale niestety, może się i tak zdarzyć, że mimo wszystkich wysiłków możemy być nadal nieszczęśliwi, nawet bardzo nieszczęśliwi. Dobrze wtedy pamiętać, że przyjemność czy szczęście pojawia się jako skutek uboczny przeżywania. Łatwo się przekonać, że kiedy służymy sprawie lub pochłania nas jakaś idea, wtedy szczęście pojawia się samo z siebie zupełnie niespodzianie. Nie bez przyczyny program AA zachęca do służby. W niej możemy odnaleźć zadowolenie z aktywnego życia. Za sukcesem czy szczęściem nie trzeba gonić, bo się oddalą. Im bardziej czynimy je celem, tym częściej chybiamy pozostawiając na swojej drodze poszkodowanych, i zawiedzionych. Ileż to razy widzimy miłość traktowaną bardziej jako arena podboju czy konfliktu niż możliwość jedności albo intymności. Szczęście niekoniecznie musi być tym, czego pożądamy instynktami.

Jest dla mnie pewien trudny temat, a nie chcę, aby był usprawiedliwieniem. Wiele lat obywałem się bez wiary jako wynik protestu wobec postawy reprezentowanej przez ludzi wierzących. Kilka razy próbowałem to zmienić, ale zawsze coś mnie odpychało. Najczęściej pretensje do posiadania jedynej, prawdziwej drogi, próby monopolizacji dróg duchowych. Zdaję sobie sprawę, że ja dopiero jestem w trakcie poszukiwań i nie mam żadnej pewności swojej ścieżki. Może dlatego tak boleśnie odczuwałem zderzenie z wierzącymi. Spotykałem się i rozmawiałem z ludźmi wysoce wartościowymi, ale gdy napotkałem charakterystyczne poczucie pewności wiary, szermowanie boskim imieniem, odnosiłem wrażenie, że bardziej wierzą w siebie niż Boga, że mówią o Nim jakby nie uświadamiali sobie Jego obecności. Nie potrafiłem o takim powiedzieć, że "ma Boga w sercu". Odrzucali mnie swą postawą. Czułem wtedy, że jeśli nawet zmierzamy już w tym samym kierunku, to jeszcze nie tą samą drogą. W tym przykładzie widziałem, jakim ja nie chcę być.

Proces trzeźwienia wymaga oczyszczenia myśli i duszy, podjęcia wysiłku zerwania ze starym sposobem życia, skoncentrowanym na sobie. Kiedyś, pewnie pod wpływem lektury Tołstoja, zadałem sobie pytanie, co odróżnia człowieka wierzącego i niewierzącego?. Miałem już przeświadczenie, że szukającym Bóg nie odmawia łaski, szczególnie łaski wiary, ale nie chciałem, by moja wiara miała być pójściem na łatwiznę. Jeszcze z dzieciństwa bardzo lubiłem nabożeństwa majowe, choinki i zapach świąt, ale to mało. Później wiara kojarzyła mi się z wnętrzem by nie pozwolić na obnażenie beznadziejnej pustki. W ten sposób chroniąc swoją niezależność, zamknąłem się na sprawy religii. Poza tym nikt nie wymagał ode mnie ani wiary ani uczestnictwa w życiu religijnym. Ale niedawno usłyszałem przypomniane w radiu słowa papieża wygłoszone w czasie pierwszej pielgrzymki do Polski: jeśli nikt od was nie wymaga, to wy od siebie wymagajcie. Zresztą z papieżem związane są też inne słowa, które uderzyły mnie prosto w serce, a dotyczyły wiary. Nie byłem nawet pewien, czy je dobrze słyszałem, więc musiałem odnaleźć potwierdzenie… i odnalazłem. Oczywiscie brzmiały inaczej ale ja tak je zrozumiałem. A oto one: W imię czego odrzucasz? Próbowałem wielu odpowiedzi, przez moment podpierałem się słowami Kotarbińskiego – „bluźnierstwem jest posądzać Boga o istnienie”, jednak pytanie uporczywie powracało, stale było aktualne. W imię czego odrzucasz?

Traktowanie wiary jako sprawy wyłącznie prywatnej sprawiło, że nikomu nie musiałem się z niej tłumaczyć ani czegokolwiek wyjaśniać. Jednak gdy wspomnę sobie, jak wielu zbłądziło w wyniku odwoływania się tylko do własnych myśli, cieszę się, że mam naszą wspólnotę. Uczestniczyłem w mityngach, a jednocześnie powoli uświadamiałem sobie, że ginie poczucie ograniczenia. Smutek, samotność, pustka poprzednich dni rozpływała się w codziennej aktywności. Zacząłem czerpać przyjemność z nowego sposobu życia poruszając się w nim z rosnącą swobodą. Pojawiły się nowe, bardzo żywe uczucia, czasami niezwykle silne. Nawet jeśli niezbyt jasno widziałem kierunek zmian, to nareszcie miałem poczucie pełnego oddechu i szczególnego rozwoju.
We wspólnocie, niczym w supermarkecie znajdziemy to, co nam potrzeba. Ale warto pamiętać, że łatwo przyjąć za dobre i potrzebne, co nam wmówiono. Program AA, przez swoje służby, od samego początku praktycznie pozwala na sprawdzenie uzyskanych informacji, zweryfikowanie opinii o sobie samym, jest narzędziem pozbywania się iluzji o swoich możliwościach. Początkowo przychodzimy na mityng urzeczeni atmosferą trzeźwości. Oczekujemy pomocy w zakresie duchowym i psychicznym, odpowiadającej naszym potrzebom, bądź doraźnym interesom. Wybieramy niczym artykuł z półki, dobieramy przydatność w zależności od upodobania. Kiedy kupimy miotłę to wcale nie znaczy, że oczyściliśmy pokój. Trzeba spożytkować poznane zasady, nie odkładać ich w kącie. Mają być stale gotowe do użytku.
I tak, z dnia na dzień, powstaje nowa architektura myślenia, zmienia się stosunek do życia i świata, a nade wszystko do własnego w nim miejsca, w którym codzienna modlitwa przypomina, że poprawa moich relacji dotyczy nie tylko ludzi, ale również stosunku do Boga.
Wspólnocie potrzeba przewodników, ludzi wielkich duchem, umysłem i sercem. Ponieważ Bóg dopuszcza nam różne, nie zawsze przyjemne doświadczenia, problemem stało się dokonywanie poprawnych wyborów. Czasami trzeba porządnego guza, aby się opamiętać. Tu pojawia się rola sponsora. Sponsor najczęściej zna rzeczywistość, której my jeszcze nie znamy, ułatwia pierwsze kroki w trzeźwości. Ma to, co my chcemy mieć. Przede wszystkim trzeźwość i pogodę ducha. Jednak kierowani przez sponsora, z którym często się utożsamiamy, musimy pamiętać, że nie chodzi o to byśmy żyli cudzą duchowością, wprost przeciwnie, mamy budować własną, opartą o osobiste doświadczenia. Rola sponsora ogranicza się do pokazania, że droga po której chcemy się poruszać jest możliwa do przejścia.

Wydawało mi się, że, kiedy już osiadłem we wspólnocie AA, to problemy wiary same się unormują. Nic bardziej mylnego. Kto wie, czy nie dopiero teraz następuje kolejna fala pytań i wątpliwości. Co chwila słyszę jak ktoś z nowych wygłasza na mityngu opinię, że w nic nie wierzy, że duchowość oznacza tylko głupotę i zacofanie. To nie jest śmieszne, gdy mamy do czynienia z udawaniem trzeźwienia, pozerstwem, a właściwie z pozorami prawdy o sobie. Wtedy najszczersze intencje przyjaciół i sponsora obracają się w niwecz. Widzę, jak nowe pokolenie uczy się z lekkim sercem traktować to, czego jeszcze nie rozumie. Choćby sensu uczestnictwa we wspólnocie. Zdarza się, że mówca gwiżdże na program, który formalnie głosi a wtedy słowa stają się pustym dźwiękiem. Pewnie sam nie wierzy w to, co mówi. Czasami odrzucanie wiary wiązało się z dostrzeganiem wśród księży zachowań zupełnie nieświętych. Nawet ksiądz Tischner mówił, że więcej ludzi odeszło od wiary z powodu postępowania księży niż czytania Marksa. Ale jak dobry pasterz szuka zaginionej owcy i nie rzuca w nią kamieniami, tak we wspólnocie zachęcamy do ponownego przemyślenia decyzji. Można odejść, ale nie każdy zdąży wrócić. Nałóg zabija.
Przychodzenie na mityngi sprawia, że powoli stajemy się odpowiedzialni za naszą wspólnotę. Pojawia się pewna dojrzałość Jeżeli zdecydowaliśmy się trzeźwieć we wspólnocie AA, to przyzwoitość nakazuje wybór, wobec którego trzeba być wiernym. Tradycji nie wolno zmieniać. Nie wypada sprzedawać swoich zasad w imię chwilowych korzyści. Taka niezbyt uczciwa gra uderza przede wszystkim w alkoholika, osłabia jego morale. Wspólnota to skarb gromadzony przez lata i tego skarbu nie wolno nam niszczyć ani roztrwonić. Mamy za to obowiązek wzbogacać go naszymi osobistymi doświadczeniami.
O ile daltonizm pozbawia widzenia barw, to alkoholizm, choroba zbankrutowanych idealistów, powoduje osamotnienie, wypacza radość. Jest w niej coś z raka psychicznego. Nie przytępia życia umysłowego, ale deformuje, skierowuje myśli na jałowe, bezpłodne obszary.
Mamy nasze zasady w postaci Kroków, Tradycji i Koncepcji. One kształtują serca, normują wybujałe emocje, uczucia, a przede wszystkim uczą dawania tego co mamy w sercu. Rozwijają duchowo i intelektualnie, ale jeśli nie będziemy dbali o tradycje, zapomnimy o anonimowości, to nie rozwiniemy żadnej potrzebnej cechy, raczej będziemy mieli do czynienia z patologią. Można na przykład ćwiczyć pokorę, a osiągnąć lenistwo. Pokorą bardziej będzie usunięcie się w cień, bądź uczynienie ofiary przez poświęcenie własnej anonimowości, a więc postawa zupełnie odmienna od szukania osobistego rozgłosu.

Zbliżając się do końca moich rozważań chciałbym przypomnieć, że przyszłość i tak przyjdzie, niezależnie od moich pragnień. Jedyna swoboda wyboru polega na akceptacji. Cokolwiek myślę, to i tak jest to świat mego Boga, w którym pragnę dopiero znaleźć swoje miejsce i to niezależnie, co myślę na temat Jego istnienia. Pewnie w życiu każdego człowieka są takie sytuacje, w których pytamy jaka jest wola Boża? Ja z tym pytaniem budzę się i zasypiam codziennie.

Wiem, że nie dość sprawnie się wyrażam, nie potrafię zapanować nad chaosem myślowym, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie kochać wspólnoty. Tego nie da się wyrazić inaczej jak tylko językiem serca. Im bardziej ją odkrywam, tym bardziej kocham. Poznaję wszystkie odcienie stanowiące o jej pięknie, a więc ludzi, mnóstwo osobistych doświadczeń tworzących historię od przeszłości nałogu do dnia dzisiejszego. Nasz główny cel niesienia posłania cierpiącym sprawia, że wspólnota aktywizuje ludzi, uruchamia drzemiące w nich talenty. Jednocześnie wypełnia się wielkie wezwanie do pomocy bliźniemu. Jednak muszę pamiętać, że jeśli miłość bez prawdy zaangażowania jest naiwnością lub kłamstwem, tak prawda służby czyniona bez miłości może być terrorem lub nadużyciem. Celem wspólnoty stała się w praktyce nauka pojednania. Mamy iść razem wspólną drogą do Boga. Na niej możemy sobie pomóc albo ginąć w samotności. I nie chodzi tu tylko o tolerancję dla innych. Kochać Boga to przyjąć Go całkowicie i rzeczywiście, Jemu podporządkować swoje życie. Chcieć i doświadczać Jego miłości.

Powróćmy wreszcie do tytułowego pytania. Po co nam duchowość? Myślę, że każda odpowiedź zasługuje na uwagę. Każda nadaje wartość człowieczeństwu, sprawia, że czuję się potrzebny. Z tego zaś wynika zadowolenie, czasami nawet szczęście. Gdy pojednanie i współpraca stają się naczelnymi wartościami, uczucie samotności rozpływa się. Mam wszystko co mi potrzeba. Dziękuję wspólnocie za Boga i Bogu za naszą wspólnotę.


PS.
Już po napisaniu powyższego tekstu zainteresowała mnie maleńka książeczka o. Anselma Gruna pt. "W połowie drogi", w której zostały zestawione poglądy XIV wiecznego niemieckiego mistyka Jana Taulera oraz znanego psychiatry Carla G. Junga na temat problemów kryzysu połowy drogi życia. Przyznam, że uderzyło mnie wiele słów z tej książeczki. Chociażby takie: - Doświadczenie psychoterapeutyczne Junga wskazuje, że najczęstsze problemy ludzi w wieku ponad 35 lat są natury religijnej. Oraz cytat z prac Junga …rozchorował się ostatecznie dlatego, że utracił to, co dawały we wszech czasach żywe religie ich wierzącym członkom. Nikt nie był naprawdę wyleczony, kto nie odzyskał znów swojego nastawienia religijnego, co jednak nie ma nic wspólnego z wyznaniem ani przynależnością do Kościoła.
Tak więc uzyskałem teraz dodatkową odpowiedź na zapytanie o duchowość. Jest mi potrzebna nie tylko abym mógł być lepszym, szczęśliwym człowiekiem, ale również, abym mógł wyzdrowieć.

Marek Warszawa 15 XI 2024

wtorek, 12 listopada 2024

Nowe prawdy i zasady AA

Dostałem od kolegi poniższy zestaw, który momentami przypomina mi „Prawdy i zasady AA”. Przypomniałem sobie jak w pierwszym roku abstynencji uczyłem się pilnie różnych takich mądrości, przeświadczony, że ich znajomość dowodzi mojej trzeźwości.

Powiedzonka made in „Na ProgrAAmie”:

- niechciana rada jest krytyką 

Kompletna bzdura.
Rada «to, co się komuś proponuje, aby zrobił w danej sytuacji»
Krytyka «surowa lub negatywna ocena kogoś lub czegoś»
Kolega opowiada o swoim problemie. Udzielam rady, mówiąc mu: w tej sytuacji chyba dobrze byłoby poprosić o pomoc prawnika. To miałaby być krytyka?


- Bóg dał nam dwoje uszu, dwoje oczu a tylko jedne usta

I co w związku z tym? Świni dał dwoje uszu, dwoje oczu i jeden ryj. Coś z tego wynika mądrego i odkrywczego?


- Bóg wie, jak się nazywa

Skoro jest wszechwiedzący, to chyba oczywiste, że wie.


- Twoje dziecko (lub inny człowiek) ma swoją Siłę Wyższą, Ty nią nie jesteś

Oczywiście.


- już nie jesteś ofiarą

Chyba, że właśnie stałeś się ofiarą. Wypadku drogowego, napadu, oszustwa, kradzieży, zdrady, gwałtu itd.


- Bóg daje nam to, czego potrzebujemy, a nie to, czego chcemy

Raczej tak, choć to akurat kwestia wyznawanej wiary lub religii.


- nie oczekuj od chorych ludzi zdrowych zachowań

Zależy, na co chorych. Sens może mieć tylko w przypadku chorób psychicznych.


- Twoje życie to nie Twoja sprawa

Piramidalnie głupie.


- nie jesteś pępkiem świata

Oczywiście. Egocentryzm to paskudna wada.


- myślenie o sobie źle to pycha i obsesja na własnym punkcie

Myśleć o sobie należałoby stosownie do postaw i zachowań życiowych. Jeśli zachowuję się jak kanalia i szuja, to nie ma powodu bym myślał o sobie dobrze. Problematyczny pomysł na manipulowanie myślami, a więc i uczuciami.


- pozbądź się oczekiwań, oczekiwania rodzą rozczarowania

Nierealistyczne oczekiwania rodzą rozczarowania. Część oczekiwań, znaczna większość, jest realistyczna i oczywista.


- nie wyolbrzymiaj problemów. Alkoholik potrafi wziąć drzewo, zrobić z niego las i jeszcze w tym lesie się zgubić.

OK.


- emocje są jak chmury na niebie. Ciemne i jasne – ale chwilowe

Może i tak…


- Bóg bubli nie robi

Zrobił bublowatego człowieka, wadliwą konstrukcję biologiczną, to wystarczy.


- nawet z najgorszego gówna powstanie nawóz, a na nim wyrosną piękne kwiaty

Kwiaty i ziemniaki, i owies, i buraki…


- w każdej chwili mamy wybór: sięgnięcie po alkohol to mój wybór, moja decyzja czy wejdę do sklepu, czy sięgnę po butelkę, czy za nią zapłacę, czy przyniosę ją do domu, czy ją otworzę, czy się napiję. A każdy wybór i decyzja niosą za sobą swoje konsekwencje

Kompletna bzdura i całkowita negacja bezsilności. Skoro picie/niepicie całkowicie zależy od mojej decyzji, to nie ma mowy o żadnej bezsilności.


- poczucie „ulgi” w trudnych momentach zaznam tylko kiedy wytrwam i się nie napiję

Nie wiem, może i tak. Nie znam czegoś takiego, z tą wytrwałością.


- uczucia są jak fala. Nawet jeżeli jest źle, to kiedyś to minie.

Oczywiście. I za chwilę powróci znowu – jeśli jest jak fala.


- działanie zmieniaj na myślenie. Zaproś Boga do tej sytuacji.

Program AA jest programem działania. Nic nie zostanie zrobione, jeśli będziesz tylko o tym myślał.


- nigdy nie jest tylko dobrze, albo tylko źle (czasem jest dobrze, a czasem jest niedobrze. Jak jest tylko dobrze to niedobrze). Bóg ma dla Ciebie coś lepszego. Dla Ciebie to jest problem, dla Boga nie.

Nie rozumiem, czemu mam sobie wmawiać, że jest niedobrze, skoro jest dobrze. Nałogowe regulowanie uczuć, czy co?


- mój spokój jest wprost proporcjonalny do poziomu mojej akceptacji i odwrotnie proporcjonalny do poziomu moich oczekiwań

Możliwe, że czasem ma to sens.


- jeśli nie chce Ci się iść na miting – to biegnij

Pamiętam ze swoich początków w AA. Wtedy powtarzano to bardzo często.


- wszystko to, co przydarzyło się innym ma prawo spotkać i Ciebie – nie jesteś wyjątkiem

Prawo? Mogą mnie spotkać najróżniejsze rzeczy i nie potrzeba do tego tworzyć jakichś praw.


- akceptacja jest rozwiązaniem na wszystkie moje problemy

Niebezpieczne brednie. Po co starać się cokolwiek zmieniać, skoro wystarczy zaakceptować? Po co iść do lekarza, skoro wystarczy zaakceptować chorobę? Po co starać się wytrzeźwieć, skoro wystarczy zaakceptować codzienne picie?


- jak będziesz chciała nie pić to Ci ściany będą pomagały

Nie zauważyłem.


- moje samopoczucie jest wprost proporcjonalne do robionych sugestii

Nie wiem, o jakie sugestie chodzi.


- szaleństwem jest wykonywanie tych samych czynności i oczekiwanie różnych rezultatów

Tak, oczywiście.


- jeżeli nie miałaś tak, jak inni alkoholicy to wszystko przed Tobą

Niekiedy tak, innym razem zupełnie nie. Nigdy dotąd nie byłem w ciąży i wydaje mi się, że raczej nie będę.


- często potrzebujemy bolącego „mroku”, żeby się przebudzić i ujrzeć światło

Możliwe, że ma to pewien sens.


- to jest Bóg??? Czy go nie ma? Jest!!! Ufff!

Jest. I co z tego? Ufam Mu? Robię to, co zasugerował w Dekalogu?


- zostaw to, zatrzymaj się – gdzie w tym wszystkim jest Bóg?

Nie rozumiem.


- kiedy skupiam się na problemie – mam więcej problemów. Kiedy skupiam się na rozwiązaniu – mam rozwiązanie

A możliwe jest skupianie się na rozwiązaniu bez świadomości, jakiego problemu ono dotyczy?


- to o czym myślę, umysł mi to tworzy. Nie ma neutralnych myśli. Albo nas osłabiają albo wzmacniają. Dlatego w ramach 3 Kroku oddaję każdą myśl, osąd i przekonanie Bogu

Zgrabna deklaracja, ale chyba niewiele z niej wynika. Zwłaszcza jeśli pamiętam, że Program AA jest programem działania, a nie programem modlitewno-powierzalnym.


- ale ty dzwonisz po rozwiązanie czy poopowiadać mi, jakie masz racje?

Dzwonię, żeby zapytać, czy w konkretnej sytuacji, robiąc to i tamto, postąpiłem właściwie i czy może jeszcze coś mógłbym zrobić.


- czy masz odwagę być zwykłym człowiekiem..?

Jestem zwykłym człowiekiem i nie potrzebowałem do tego odwagi. Ale może są tacy, którzy potrzebują.


- żadna ludzka siła – nawet ja

Nie wiem, o co chodzi.


- „nie wiem” – zatem jesteś iw najlepszym punkcie sytuacji: Ty nie wiesz, On wie

Nie jestem przekonany, żeby stan permanentnej niewiedzy na każdy temat, był najlepszy.


- alkoholizm to choroba śmiertelna i postępująca, nawet gdy nie pijesz

Tak, jak najbardziej.


- najwyższa formą wolności jest pozwolić ludziom, żeby Cię nie lubili

Zgrabne, ale w sumie nic z tego nie wynika.


- ja nie mogę, On może, ja Mu pozwolę

MU pozwolę??? Ja mam Bogu na coś pozwalać???


- zastanów się, czy jesteś sprawcą zamieszania czy twórcą harmonii?

Dobre.


- nie jesteś zupą pomidorową, żeby Cię wszyscy lubili

Nie wszyscy lubią zupę pomidorową, ale OK.


- wolisz mieć rację czy spokój?

Zdarzają się sytuacje, w których wolałbym nie mieć racji. Ale rozumiem, że są ludzie, którzy godzą się na zło, byle tylko mieć święty spokój.


- zastanów się, czy Bóg chce żebyś tak myślała? A co by Bóg zrobił? Czy On by się tak zachował?

Nie mam zwyczaju produkowania takich zgadywanek. Tym bardziej, że odpowiedź będzie pochodziła ode mnie, a nie od Boga.


poniedziałek, 28 października 2024

KzK - plany na przyszły rok

 



"Krok za Krokiem" to internetowa grupa anonimowych alkoholików, której głównym celem jest coraz lepsze poznawanie Programu 12 Kroków oraz 12 Tradycji Anonimowych Alkoholików oraz dzielenie się doświadczeniem, wynikającym z praktycznej ich realizacji we własnym życiu. Nasze wirtualne i realne spotkania mają charakter warsztatu.

Z materiałów pomocniczych:
W przypadku osób, które na tego typu warsztacie znalazły się pierwszy raz w życiu, ważne jest określenie oczekiwań – nierealistyczne oczekiwania (które w konsekwencji rodzą zawody, rozczarowania i urazy) łatwiej jest skorygować przed rozpoczęciem pracy, niż po jej zakończeniu.
Z naszych doświadczeń wynika, że najpełniej skorzystać można z warsztatu, opierając swoje wypowiedzi na własnych, konkretnych doświadczeniach i przeżyciach – oczywiście jeśli nimi dysponujemy. Warto też pamiętać, że w warunkach dwu-trzydniowego warsztatu nie ma możliwości praktycznego zrealizowania żadnego z Kroków Programu 12 Kroków AA. Warsztat to nie mityng AA – można i warto zadawać pytania.

poniedziałek, 14 października 2024

Zadziwienie i wdzięczność

Aby zło zatriumfowało, wystarczy, aby prawi ludzie nic nie robili – Edmund Burke.

Bardzo, bardzo dawno temu Intergrupa Śląska Opolskiego opracowała propozycję scenariusza mityngu. Nie chodziło o to, by był najlepszy na świecie, ale żeby nie był tak koszmarnie zły, jak wersje używane dotąd (te z przyjmowaniem do AA, z kłamstwami o świeczkach na całym świecie, abstynencji doktora Boba itd.). W scenariuszu, który przyjęło wiele grup i nie tylko z Opolszczyzny, znalazło się zdanie „Siłą Wspólnoty i nadzieją dla uzależnionych jest Program AA”. Po latach słyszałem je w scenariuszach różnych grup, w różnych miejscach i nie tylko w Polsce, Wydawało mi się to zdanie ważne, bo wyraźnie pokazywało, że rozwiązanie zawarte jest w Krokach, a nie na przykład w mityngowym jęczydupstwie.

Tak minęło lat kilkanaście. W roku bieżącym wpadła mi w uszy informacja, że jakaś grupa planuje usunąć to zdanie ze swego scenariusza. Może to podtykanie w kółko pod nos Programu psuje humor uczestnikom mityngu, pogarsza komfort i nastrój? Przecież nie wszyscy w AA muszą robić Program ze sponsorem albo, jak kto woli, stawiać Kroki. Trochę mnie to zaskoczyło, ale nie aż tak bardzo. Dlaczego? Bo nieco wcześniej miały miejsce dwa wydarzenia:

1. Winietka rozdawana grupom z propozycją umieszczania jej na stołach mityngowych. Nie wspomina o rozwiązaniu problemu alkoholizmu, ale o konieczności tworzenia przez grupy przyjaznego i wspierającego środowiska dla… (sic!) czynnych, aktywnych alkoholików. W historycznej literaturze AA zawarte są informacje, że w samych początkach weterani AA podawali nowicjuszom alkohol, żeby ich „odmglić” albo zabezpieczyć przed delirium. Może to milutkie środowisko, tworzone dla pijących przez grupy, miałoby na tym polegać? Swoisty powrót do początków? A może chodzi po prostu o aspirynę… Nie wiem na razie, jak miałoby to wyglądać w praktyce.


A jak mogłoby to być po polsku i z sensem? Jedynym warunkiem członkostwa w AA jest chęć zaprzestania picia, dlatego grupy starają się stworzyć wspierające i przyjazne środowisko dla alkoholików, którzy chcą przestać pić.

2. W najnowszym, to jest z 2024 roku, opracowaniu „Anonimowi Alkoholicy w liczbach” zawarto wykres czynników szczególnie ważnych w trzeźwieniu. Co ciekawe, Programu 12 Kroków AA w ogóle tam nie ma. Najwyraźniej w AA w naszym kraju Program nie ma większego znaczenia dla wytrzeźwienia.



Tak więc skoro polska wersja AA wyraźnie odchodzi od 12 Kroków, to i co się dziwić pojedynczej grupie – wyraźnie idzie z duchem czasu. Przecież to całkiem proste.

Faktem nadzwyczajnym dla każdego z nas jest to, że odkryliśmy wspólne rozwiązanie. Mamy drogę wyjścia, co do której absolutnie się zgadzamy i na której możemy zjednoczyć się w braterskim i harmonijnym działaniu. To wspaniała nowina, jaką przynosi ta książka tym, którzy cierpią z powodu alkoholizmu [WK z 2018 roku, s.17].

Zastanawiam się, na ile ten cytat jest jeszcze aktualny w Polsce… Może i jest, może i mamy jakieś wspólne rozwiązanie, ale najwyraźniej nie jest nim, marginalizowany obecnie w AAPL, Program 12 Kroków AA.

Brak Programu, jako fundamentalnej siły i rozwiązania problemu alkoholizmu w Polskiej Wspólnocie AA, rodzi określone konsekwencje, które delikatnie nazywam wynaturzeniami. Na przykład:

a) We Wspólnocie Anonimowych Alkoholików służbę powierza grupa. W Polskiej Wspólnocie AA alkoholik służbę po prostu sobie sam samowolnie bierze. Czasem to jego sponsor nakazuje mu wziąć sobie służbę, ale tak czy owak grupa AA (czy nadal jeszcze AA?) nie ma tu najwyraźniej nic do gadania.

b) Jedną z podstawowych zasad czy reguł, dotyczących służb w AA, jest rotacyjność. Ale w PLAA i to da się obejść. Ze sporym niesmakiem obserwuję działania 2-3 osób, które nachalnie narzucają pomysł dożywotnich tytułów w PLAA. Sami też sobie te wieczyste tytuły przydzielają. Według nich delegatem, powiernikiem czy rzecznikiem jest się w PLAA dożywotnio. Co najwyżej delegatem (rzecznikiem, powiernikiem)… po służbie.
Pełniłem kiedyś służbę rzecznika (także herbatkowego, prowadzącego, mandatariusza itd.). Moja służba się skończyła. Ale może powinienem twierdzić i upierać się, że jestem rzecznikiem (mandatariuszem, prowadzącym) – tyle, że po służbie?
Może gdybym zafiksował się na sobie i swoich dawnych służbach mógłbym mówić, że obecnie jestem byłym rzecznikiem. To przekonanie o własnej ważności i eksponowanie swojej osoby nadal byłoby ośmieszające, ale za to po polsku. Ale JESTEM RZECZNIKIEM, po służbie, to już zaburzenie. Jak ktoś studiował, to do końca życia jest studentem… po studiach? Cóż, duma i pycha nietrzeźwych alkoholików potrafi być porażająca.

Jestem wdzięczny. Bogu, losowi, przypadkowi, niektórym alkoholikom i nie wiem, komu jeszcze, że moje realne trzeźwienie i wytrzeźwienie przypadło na lata największej aktywności programowej w AA. To były wspaniałe czasy – na grupie prawie wszyscy sponsorowali lub byli podopiecznymi (albo jedno i drugie), grupy, te 3-4 na których bywałem, działały zgodnie z Tradycjami, służby powierzała grupa tym, którzy przynajmniej dawali nadzieję sensownego ich pełnienia, nie było tytułomanii i aroganckiego wywyższania się. Program, który wtedy alkoholicy realizowali z pomocą sponsorów we własnym życiu, był prostym Programem działania, a nie jakimś sekciarsko-magicznym programem modlitewno-powierzalnym. Nie do pojęcia byłoby wtedy, żeby nadal sponsorował alkoholik po kilkudniowym zapiciu – niedawno usłyszałem, że przecież nic się takiego nie stało, że on przez to głupie zapicie nie zapomniał przecież, jak się sponsoruje. Na koniec już tylko jedno – my w AA znaliśmy literaturę AA, przynajmniej podstawową. Moim sponsorom do głowy by nie przyszło cenzurować tekst Wielkiej Księgi i decydować, które fragmenty powinienem poznać, a które nie, bo przecież on wie wszystko lepiej od autorów tej książki.

W interesie tych alkoholików, którzy szukają rozwiązania, mam nadzieję, a może tylko chciałbym mieć nadzieję, że ta nowa wspólnota będzie równie skuteczna w działaniu, jak ta sprzed kilkunastu lat.


sobota, 28 września 2024

Andy F. o grupach świeckich

 Na prośbę Andy’ego F. zamieszczam tu jego tekst. Ja mam wiele ambiwalentnych przemyśleń na ten temat, więc wypowiadał się na niego na razie nie będę.

---------------------------------------------------------------------------- 


Świecki Nurt AA w Polsce


Początki

W dniu 16.08.2024 Wspólnota Anonimowych Alkoholików w Polsce przez kilka dni świętowała w Poznaniu swoje 50-lecie. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to właśnie z Poznaniem wiążą się początki ruchu AA w tym kraju.

Pod koniec lat 60. psycholog Maria Grabowska - siostra znanego publicysty i krytyka muzycznego Jerzego Waldorffa - zaczęła prowadzić zajęcia grupowe oparte na zasadach programu 12 Kroków. Grupa zaczęła funkcjonować samodzielnie jesienią 1974 roku. Później przyjęła nazwę „Eleusis”. Był to pierwszy mityng AA w Polsce.

W ciągu 50 lat AA rozrosło się do niemal 3000 spotkań tygodniowo, co jest świadectwem nadziei i uzdrowienia, jakie przynosi AA. 

Narodziny świeckiego nurtu AA

Grupa AAwAA, pierwsza grupa AA dla osób o poglądach świeckich, została założona przez Bogdana z Opola 22 sierpnia 2019 roku. Grupa ta spotyka się online raz w tygodniu i przyciąga od 30 do 50 osób. Jest to przyjazna przestrzeń dla wszystkich, pragnących trzeźwieć, a niewierzących w Boga. Skrót AAwAA oznacza Ateiści i Agnostycy w AA.

Druga tego typu grupa, 4A w Poznaniu, została założona przez Piotra 15 września 2021 roku. Uczestnicy spotykają się w realu, raz w tygodniu. 

Od tego czasu powstały trzy kolejne grupy.

Członek AA, Mikołaj, otworzył grupę w Warszawie 1 grudnia 2021 roku. Nazywa się ona „Otwarty Umysł” i spotyka się w czwartki o 18:30.

26 czerwca 2022 r. Michał założył kolejną grupę dla ateistów, agnostyków i wolnomyślicieli w AA, która nazywa się „Świecka Droga”. Jej mityngi mają charakter hybrydowy, uczestnicy spotykają się na sali w Katowicach, a takież online, na platformie Zoom.

Wreszcie, 17 sierpnia 2022 r. Andrzej, Kasia, Tomek, Romek i Krzysiek rozpoczęli świeckie spotkanie o nazwie „Oświecenie”. Grupa spotyka się w nadbałtyckim Kołobrzegu. 

Nurt świecki rozwija się. W ciągu zaledwie pięciu lat powstało pięć grup. Ich mityngi są otwarte, uczestniczą wszyscy zainteresowani, niezależnie od swoich poglądów. Unikalnie interpretują program 12 Kroków, nie odwołując się do Boga czy Siły Wyższej, rozumianej jako nadprzyrodzona moc. Nie odrzucają natomiast tradycyjnych 12 Kroków, są one również prezentowane na tych spotkaniach. 

Świecka Wspólnota w Polsce stała się częścią ICSAA (Międzynarodowej Konferencji Osób Świeckich w AA) i była tam reprezentowana przez polskiego delegata.

Międzynarodowi spikerzy są również regularnie zapraszani na polskie mityngi. Polska, świecka konferencja dla ateistów i agnostyków AA odbywa się co roku w Opolu. Są to spotkania tradycyjne, twarzą w twarz.

 Rozwinięcie świeckiej Wspólnoty

Po czterech latach czasami trudnych negocjacji, Konferencja Służby Krajowej w Polsce, zatwierdziła do publikacji jedną broszurę AA dla osób niewierzących - Słowo Bóg. Zawiera ona osobiste historie ateistów i agnostyków, którzy osiągnęli trzeźwość we Wspólnocie.

Teraz alkoholicy o poglądach liberalnych, humanistycznych czy świeckich, jakkolwiek by tej grupy ludzi nie nazwać, mają choć jedną pozycję literatury, która zauważa ich obecność w AA. Powstanie i rozwój grup świeckich jest znakiem czasu; świat się laicyzuje i Wspólnota AA nie powinna tego faktu ignorować.

Poglądy tradycyjnego AA odnośnie grup dla ludzi o poglądach świeckich

 Chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o AA w Polsce. Wiedząc, że jest to kraj katolicki i zdając sobie sprawę, że Kościół jest zaangażowany we Wspólnotę, zadałem jednemu z kolegów, związanemu z nurtem świeckim, kilka pytań: 

Czy Kościół Katolicki stara się ingerować w rozwój świeckich grup AA?

Kościół nie ingeruje, ale członkowie AA tak.

(Ta odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Doświadczyłem już podobnych postaw ze strony AA w innych krajach.)

W jaki sposób główny nurt AA próbuje osłabić świeckie grupy?

Niechętnie nas akceptują, nie wspierają naszego istnienia.

Jaki jest tego powód?

Słyszymy oskarżenia o naruszanie jedności AA.

 Kwestia jedności AA

Nie tylko w Polsce, także w innych krajach, głównym przedmiotem krytyki ze strony głównego nurtu AA jest, że świeckie grupy naruszają dziedzictwo jedności Wspólnoty. Głoszą to zwłaszcza Ci, którzy wierzą, że nie można wyzdrowieć bez pomocy Boga. Jak na ironię, to właśnie ten punkt widzenia podważa jedność AA. Krytyka osób o poglądach agnostycznych z powodu ich systemów wierzeń narusza Trzecią Tradycję AA. Co więcej, sugestie, że świeckie grupy powinny odłączyć się od AA i zakładać własną wspólnotę, również narusza tę Tradycję. Mówi ona, że:

„Jedynym wymogiem członkostwa w AA jest chęć zaprzestania picia”, a nie wiara w Boga.

 Jedność w różnorodności

Ja sam, po wielu latach nawrotów w AA, musiałem znaleźć jakąś większą siłę, która pomogłaby mi poradzić sobie z moją bezsilnością. Tą siłą była początkowo grupa AA. Później, gdy zgodziłem się przejść przez program, sugestie przyjaznego agnostykom sponsora i 12 Kroków stały się takimi siłami.

Im więcej dowiadywałem się o swojej chorobie, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że praktykowanie miłości i służenie innym to podstawowe warunki wyzdrowienia z alkoholizmu. Uznałem, że to przekonujące i uzdrawiające zasady. Im bardziej wprowadzałem je w życie, tym bardziej postrzegałem je jako nieteistyczne moce, które bez wątpienia były większe ode mnie.

 Spikerka pożegnalna doktora Boba

Trzy miesiące przed śmiercią Dr Bob, współzałożyciel AA, został zaproszony do wygłoszenia przemówienia na pierwszej międzynarodowej konwencji w Cleveland, Ohio, w niedzielę 30 lipca 1950 roku.

To, co powiedział, zainspirowało mnie do działania. „Praktykując te zasady we wszystkich naszych poczynaniach” (Krok 12), jak najbardziej zacząłem czuć się częścią AA. Pomysł, że jako osoba niewierząca w jakiś sposób podważam jedność AA, zaczął wydawać mi się nieuczciwy i wprowadzający podziały.

„Nasze Dwanaście Kroków, gdy wycisnąć z nich samą esencję, sprowadza się do słów „miłość” i „służba.” Rozumiemy, czym jest miłość i rozumiemy, czym jest służba. Pamiętajmy więc o tych dwóch rzeczach”.

Dr Bob

 Copyright © - https://www.aa.org/dr-bobs-farewell-talk

 Dlaczego wspominam o mowie pożegnalnej dr Boba w artykule o świeckim AA w Polsce? Główny nurt AA oskarża świeckie grupy o podważanie jedności AA. Dr Bob jasno powiedział, że dwie podstawowe zasady AA to miłość i służba innym. To właśnie te zasady, a nie wiara w Boga, jednoczą alkoholików w ich drodze do wyzdrowienia.

Osoby niewierzące, pracując ze świecką wersją (nawiasem mówiąc, jest tych wersji wiele i są bardzo sensowne) 12 Kroków, są tak samo zdolni do praktykowania miłości i służby w AA, jak ci, którzy wierzą w Boga. Dlatego rozsądne jest założenie, że to nie wiara w tradycyjną ideę Boga jednoczy alkoholików, ale zaangażowanie w praktykowanie miłości i służby. W takim przypadku problem braku jedności w AA w Polsce staje się nieistotny.

 Założyciel AA - Bill W.

Bill Wilson, drugi współzałożyciel AA, miał bardzo sprecyzowane poglądy na temat tego, jak chciałby, aby wyglądała jedność AA. Wyraził je bardzo jasno, gdy pisał 12 Tradycji. Oto fragment długiej formy Tradycji Trzeciej:

„Nietolerancja oparta jest na strachu. Odebranie jakiemukolwiek alkoholikowi szansy przynależności do AA było niekiedy równoznaczne z wydaniem na niego wyroku śmierci. Każdy alkoholik jest członkiem AA, kiedy tak powie”.

Bill Wilson zawsze będzie moim bohaterem. Jego duchowa i otwarta postawa wobec zasady jedności AA uratowała mi życie jako niewierzącemu alkoholikowi. Spuścizną pozostawioną przez Billa było przekonanie, że AA jest wspólnotą duchową. Jako taka, zawsze powinna być wszechogarniająca.

 Podsumowując, oto krótki fragment artykułu napisanego przez Billa w 1965 roku. Nazwał go „Odpowiedzialność jest naszym tematem”, 

„W związku z tym pełna, indywidualna wolność praktykowania dowolnego wyznania, zasady lub terapii powinna być dla nas wszystkich najważniejsza. Nie wywierajmy zatem na nikogo presji naszymi indywidualnymi czy zbiorowymi poglądami. Zamiast tego okazujmy sobie nawzajem szacunek i miłość, które są należne każdej istocie ludzkiej próbującej podążać w kierunku światła. Zawsze starajmy się być raczej integrujący, a nie wykluczający; pamiętajmy, że każdy alkoholik jest członkiem AA, tak długo, jak sam to deklaruje”.

Bill W.

Copyright © - AA Grapevine, Inc. 1965

 Z poczuciem wdzięczności

Andy F.

https://aaforagnostics.com/

 Wersja Angielska

https://aaforagnostics.com/blog/secular-aa-in-poland/



piątek, 20 września 2024

Efekty podnoszenia się dna?

W tym roku, 2024, uczestniczyłem w spotkaniach AA zdecydowanie mniej razy niż to miało miejsce we wszystkich innych latach. W każdym razie mityngów zaliczyłem kilka, a na pewno nie więcej niż dziewięć. Taka częstotliwość powodować może pewną zmianę wyników obserwacji – słuchałem i obserwowałem znacznie uważniej niż wtedy, kiedy w AA bywałem po dwa razy w tygodniu i w wielu przypadkach wiedziałem, kto będzie, gdzie usiądzie i co powie. W każdym razie zaobserwowałem coś, ale nie mam pewności, czy zmienił się mój ogląd, czy może wyraźnej zmianie uległo jednak środowisko.

Jakoś mi się nie układa w życiu. Chodzę do tego AA, biorę sobie służby, poznaję Program ze sponsorem, tydzień temu się napiłem, chodzę na terapię odwykową i jeszcze drugą, taką ogólnorozwojową, co bardzo dużo mi daje, sponsoruję, wczoraj wypiłem dwa piwa, robię czasem sugestie zalecone przez sponsora, zastanawiam się nad terapią głębokiego wglądu albo grupą SLAA…

To nie była jedna wypowiedź, ale raczej synteza, połączenie w całość przynajmniej kilkunastu wypowiedzi, zazwyczaj młodszych alkoholików, to jest w wieku ok. 30-40. Więc zastanawiam się, czy tak było zawsze i tylko ja nie zwracałem na to uwagi, czy może w tym środowisku zaszła jakaś znacząca zmiana?

W wielu rozmowach uczestników mityngów z pewnym stażem abstynencji powtarzało się przekonanie, że to bardzo dobrze, że dno alkoholika nieustannie się podnosi, bo na mityngi trafiają ludzie, którzy nie stracili jeszcze wszystkiego, ale ten medal ma również drugą stronę – być może za mały poziom determinacji czy, jak to mówią, gotowości do zrobienia wszystkiego. Owszem, chcą poprawy jakości życia i godzą się, że coś w tym kierunku będą musieli robić, ale przecież nie można się aż tak katować! Gdy robi się zbyt trudno, odchodzą, bywa że tylko na jakiś czas, do innej wspólnoty (w końcu terapeuta powiedział im, że wszyscy alkoholicy są też seksoholikami, a jeśli kiedyś spróbowali marychy, to i narkomanami) albo na kolejną terapię odwykową, lub inną, bo wielu zdaje się wierzyć, że jak podczas terapii przepracują (cokolwiek to znaczy) swoje dzieciństwo albo skłonności do złości, toksycznego wstydu, problem z zaniżonym poczuciem wartości, lub coś takiego, to i kłopot z piciem jakoś zniknie.

Nie, nie wszyscy tak mają. Tych kilka osób, które pamiętam sprzed epidemii, nadal w mityngach uczestniczy, ale wypowiadają się rzadziej, przekonani (jak opowiadał znajomy weteran), że ich doświadczenia wyraźnie nie są już potrzebne nikomu i do niczego. Ot, egzotyczne opowiastki dziadersów z dawnych czasów.

To jak to w końcu jest? Cudownie, że dno alkoholików stale się podnosi, czy może jednak niezupełnie cudownie?