wtorek, 6 maja 2014

Notatki sponsora (odc. 025)

Jakiś czas temu we Wspólnocie AA w Polsce pojawiło się nowe – możliwe, że nowe u nas, a w innych krajach znane od dawana, ale tego to ja już nie wiem – powiedzenie: Jeśli tylko sponsor ma Program, a podopieczny ma gotowość, to to musi się udać (ew. to tego nie da się zepsuć). Bardzo mi się ono podobało, rozumiałem je i w pełni się z nim zgadzałem do czasu, gdy coraz częściej zaczęły pojawiać się pytania, narzekania, różne wątpliwości alkoholików, czyli po prostu problemy. W AA-owskim biuletynie „Mityng” przeczytałem kiedyś, że alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak rozwiązać nie potrafi, to użala się nad sobą, i pewnie coś w tym jest, ale… mniejsza z tym.
W każdym razie, kiedy z różnych miejsc w kraju (i nie tylko) zaczęły docierać do mnie skargi typu: „mój sponsor ze mną nie rozmawia”, „sponsor zakończył współpracę ze mną natychmiast po Dwunastym Kroku”, „sponsor nie ma dla mnie czasu”, „sponsor tylko wydaje polecenia”, „nie pomaga mi zrozumieć”, „sponsor niczego mi nie tłumaczy” itp., musiałem zacząć zastanawiać się, co tak naprawdę znaczy stwierdzenie „sponsor ma Program” i czy faktycznie wszyscy rozumiemy je tak samo…

W związku z tym pytanie, które aktualnie rozważam brzmi: czy rzeczywiście każdy sponsor ma Program, bo może tylko wpojoną umiejętność rutynowego przekazywania wyuczonej techniki realizacji Dwunastu Kroków AA? Przypominają mi się też słowa z Listu do Koryntian: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.

16 komentarzy:

  1. Kiedy zaczęłam stykać się z rozmaitymi "programowymi" problemami i pytaniami znajomych (pracujących na Programie ze sponsorem), odpowiadałam zwykle dość wymijająco: Pogadaj ze sponsorem; Czemu nie zapytasz sponsorki? Brałam pod uwagę, że podopieczni miewają własne i specjalne wersje wydarzeń, że mogą jeszcze pewnych swoich zachowań nie widzieć, a sponsor jednak chyba wie, co robi i ma jakąś wizję. Dość szybko - wystarczyło kilkanaście rozmów - zorientowałam się jednak, że... znajomi zadają te pytania właśnie mi z bardzo prostej przyczyny. Bo sponsor nie ma czasu, bo z różnych względów nie chce wytłumaczyć, nie może rozwiać wątpliwości, "nie jest od tego" i jeszcze parę innych... hm, powodów. W tej sytuacji odsyłanie kogoś do sponsora, który wiadomo, że i tak nie pomoże, byłoby z mojej strony pewnym rodzajem okrucieństwa. Zaczęłam więc tych odpowiedzi udzielać, a jednocześnie zastanawiać się, o co w tym wszystkich chodzi. Tak, chyba jest tak jak piszesz. Dla mnie jest to smutne i niepokojące z jeszcze jednego powodu. Moja wizja sponsorowania, wiedza o relacji sponsor-podopieczny wypływa z tego, czego sama doświadczyłam. Podejrzewam, że z innymi może być podobnie i nie przyjdzie im nawet do głowy, że ta relacja, ten model może wyglądać inaczej niż sami doświadczyli, że może w tym o coś innego chodzić. Ja - jak teraz widzę - miałam szczęście. To co dostałam - czas!, uwagę, troskę, jeszcze raz czas - przekazuję moim podopiecznym. Ale ci, którzy trafili inaczej... Im może się wydawać, że... to nie działa. Bo może to bujda na resorach z tym całym Programem i przebudzeniem? Byłoby fantastycznie, gdyby jednak nie zatrzymali się w tym miejscu. Sponsorzy są różni. I jak widać, nie wystarczy ZROBIĆ Programu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Może my w AA w Polsce musimy się dopiero nauczyć, że zrobienie Programu ze sponsorem często = przebudzenie duchowe. CZĘSTO. :-)

      Usuń
  2. Alkoholik, który podejmuje się roli prowadzącego, przez program AA, drugiego alkoholika musi być "uzbrojony" w miłość. Musi posiadać pokorę. Zauważam w mojej grupie AA wyścig... sponsorowania.( Sponsor jako nie omylny "guru" ) Mój podopieczny zapił... Bo nie realizował zaleceń. Jest to stwierdzenie pełne pychy. To podopieczny nie jest gotowy na zmiany. Z różnych powodów, a właściwie tylko z jednego... bo jest alkoholikiem... nie potrafi, lub nie chce zmian w swoim zachowaniu.. On tylko nie chce pić. Mama mówi syneczku nie dotykaj pieca... a Synuś dotknie. literatura AA opisuje wszystkie przypadki "niepowodzeń" członków Wspólnoty. "Konflikt"Sponsor - podopieczny. To absurd ! Bil stwierdza, cytat Pokora str. 49 Uważam wszakże, iż nie powinniśmy żałować tych konfliktów. Są one nieodłączną częścią wzrostu i rozwoju emocjonalnego i duchowego. Są tworzywem, z którego powstają nasze postępy. To stwierdzenie uspokaja mnie. Mówi mi, że AA ze swoim programem jest drogą emocjonalnego i duchowego rozwoju. I w to wierzę... Z perspektywy lat, widzę rozwój moich przyjaciół w AA. Więc i mnie on dotknie, jeżeli będę gotowy na zmiany. Muszę jedynie pamiętać że jestem alkoholikiem. To zobowiązuje do czujności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Franku! Już się obawiałem, że to znowu tylko mnie jednemu coś się w głowie po... :-)

      Usuń
  3. "musi się udać" , "nie można tego zepsuć".... Przypomina hasła reklamowe. A ja mówię tak: gwarancje to można dostać w sklepie na np artykuły rtv lub agd. Bardziej realna jest dla mnie postawa: zrobiłem to i to - poprawiło mi się w życiu to i to. WIERZĘ, że i Tobie może się udać. Więc spróbuj! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest tu pewna pułapka, na którą chciałbym zwrócić uwagę. Sam (!), od ponad 10 lat z powodu braku pokory i uznania własnej bezsilności nie poradziłem sobie z chorobą. Dopiero po tak długim czasie (jak mi się obecnie wydaje) zacząłem uznawać swoją bezsilność i pozwoliłem sobie pomóc. Wiem też i czuję to, że muszę pewne rzeczy brać na wiarę, zaufać na terapii, zaufać doświadczonym alkoholikom. Nie mogę kwestionować tego, co mówią, sugerują, tego co się dzieje bo jestem świadomy tego, że wiele rzeczy rozumiał nie będę, a nawet będę im automatycznie przeciwny.

    W takiej sytuacji mimo mojej całej wiedzy jestem bezbronny jako nowicjusz wobec złego, nieprawidłowego zachowania sponsora, terapeuty czy każdej innej osoby, której zaufam. Mam nawet wątpliwości, czy mówić (i pisać) o swoich wątpliwościach (czyżby znów brak pokory?). Jedynym logicznym rozwiązaniem tego problemu tak, jak to widzę dzisiaj byłby ze strony mojej zaufanej osoby wprowadzenie w środowisko AA bardziej, i aby nie był jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać. To dla mnie trudne, bo bardzo trudne jest nawet poproszenie o sponsorowanie. Może, gdyby sponsor dla mnie nie był jedynym autorytetem w myśl:
    "Jedynym i najwyższym autorytetem w naszej wspólnocie jest miłujący Bóg, jakkolwiek może się On wyrażać w sumieniu każdej grupy." wszyscy bylibyśmy bezpieczniejsi?

    Ciągle jeszcze sponsor/podopieczny kojarzy mi się z hierarchią, władzą.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, "authority" (to słowo występuje w oryginale 2 tradycji) zostało błędnie przetłumaczone jako "autorytet". Ono znaczy przede wszystkim władza. W AA nie ma władz. A autorytety, owszem, były i są. Dla nowicjusza autorytetem jest osoba, która już znalazła rozwiązanie alkoholizmu w programie AA. Oczywiście nie od nowicjusza zależy to, czy i jemu się to uda, a od potencjalnego sponsora. Bo to on powinien wyjść w pół drogi, wyciągnąć pomocną dłoń...
      A "zasady" mówiące o nie udzielaniu rad są rodem z terapii odwykowych. AA udziela rad - rad jak przestać pić i nie musieć znów po alkohol sięgać. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Sam program mało jest wart wręcz nic nie wart jak go stosujemy jako "suche" nauki przekazywane naszych podopiecznych bez Miłości w sercu i tak jest w każdej dziedzinie życia moim zdaniem. Bez Miłości Pogody Ducha, radości w sercu tak naprawdę nie damy nic choć byśmy mieli całą wiedze w temacie alkoholizmu a nasz podopieczny będzie czuł się niekomfortowo wręcz oszukiwany bo co innego będzie słyszał a co innego odczuwał. Nie mogę komuś dać czegoś czego sam nie posiadam, Bez Miłości jestem pusty tak naprawdę a z pustego nawet Salomon nie naleje.
    Czyli moim zdaniem sponsor bez serca, bez czasu bez chociaz cząstki pokory w sobie (a pokora to jest to czego mi stale brakuje niestety) nie powinien być sponsorem bo zamiast budować rujnuje, zamiast pomagać rozwija swoja pychę co jest złe i dla podopiecznego jak i samego "sponsora" tak ja uważam, mogę się oczywiscie mylić - Adam
    Meszuge co uważasz o sponsorowaniu na odległość, robiłeś to kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam doświadczenie w sponsorowaniu internetowym zarówno jako podopieczny, jak i sponsor.

      Usuń
    2. Podobny sposób rozumowania poznałem, jak jeden z kolegów stwierdził, że do służby w AA trzeba mieć odpowiednie predyspozycje (chodziło tu o sekretarza intergrupy). Wstrząsnęło mną takie podejście. To ciągoty do pchania AA w tryby organizacji (nadawanie uprawnień wedle uzgodnionych schematów), . Dla mnie teksty typu "sponsor mi niczego nie tłumaczy" to zwykłe użalanie się. Przecież mogę zmienić sponsora. Nie jest on moim doradcą w każdej możliwej sprawie, to ja mam się usamodzielniać, podejmować decyzje, a nie stale sponsor za mnie, żebym w razie czego mógł na jego "łeb" zrzucić przynajmniej część odpowiedzialności za moje działanie bądź nie działanie. Każdy z nas jest jest inny, inaczej poprowadzi po Programie innego alkoholika, ale daleki bym był od wprowadzenia "regulaminu" kto może, a kto nie może być sponsorem. Kto miałby decydować o tym czy dana osoba może być sponsorem? Jakaś kolejna rada "supersponsorów", czy też sam sponsor autorytatywnie ? Nie dałbym sobie nigdy takiego prawa.

      Usuń
  6. Sponsor doradza, mówi tłumaczy program i mówi o sobie i jak on to widzi a decyzje podejmuje sam zainteresowany tak myślę, jak ktoś chce być prowadzony za rączkę to musi jeszcze dojrzewać do programu czyli szczera chęć na zaprzestanie picia a co za tym idzie gotowość pełna na zmiany siebie, ale wiadomo do tego trzeba dojrzeć i jak nam tego brakuje to niekiedy zwala pewnie i zwala się na sponsora ze coś tam nie jest tak jak by on chciał co nie znaczy że to akurat jest dobre jak by tak się działo jak by "pacjent" sobie życzył :). Nie ma tak że każdemu się da pomóc, czy przypadniemy sobie do gustu, niekiedy się nie da- Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak... Choć czasem zastanawiam się, skąd nowy sponsor, który ma pierwszego w życiu podopiecznego, ma wziąć doświadczenie i pomoc w tej pracy, zwłaszcza jeśli jego sponsor zakończył z nim relacje definitywnie.

      Usuń
  7. Ja obserwując nasze podwórko zauważyłem niepokojący pośpiech do sponsorowania często "sugerowany" podopiecznym przez sponsora. Argumentów jest ku temu kilka ale głównym jest to żeby dynamicznie rozwijać pracę na programie. Tylko czy ta dynamika dobrze nam robi??? Często słyszę by sponsorować po 5 kroku a przecież 12 krok mówi wyraźnie "Przebudzeni duchowo w rezultacie TYCH KROKÓW…", ja rozumiem że skoro jest to 12 krok i mówi o tych krokach to znaczy że o wszystkich. Ponadto rodzi się pytanie co z obietnicą 9 kroku?? No i tak naprawdę kiedy mogę mówić o szczerej pokorze?? Kiedy wyznałem sponsorowi istotę błędów czy kiedy zadośćuczyniłem??? Może pośpiech to jedno ze źródeł dalszych dziwnych sytuacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem różne teorie - że po Kroku V, że po IX... Moi podopieczni zaczynają sponsorować, gdy uznam, że są do tego gotowi.

      Usuń
  8. Moja żona bardzo mnie kochała. Tak bardzo, że kiedy piłem to wciąż dawała mi kolejne szanse, wciąż starała się mi pomóc i przekonać do tego bym nie pił, wierząc w potęgę swojej Miłości. I co? Nic... piłem dalej... a świadom tej miłości robiłem z niej tarczę dla picia... Aż miara się przebrała, powiedziała dosyć, pij, rób co chcesz i popatrz do czego sam doszedłeś... Dopiero wtedy się ogarnąłem, pobiegłem po pomoc i od tamtego czasu nie piję alkoholu. I nie ważne jest, z mojego punktu widzenia, czy zrobiła to z "twardej" miłości, czy może ta jej miłość na chwilę przygasła, umarła na tamten czas. Dopiero to bowiem ocaliło moje marne życie :). Przewija się tu watek dobrego sponsorowania w Miłości... pytam się więc, czy istnieje w tej miłości sponsorsko-podopiecznej jakaś granica? Jeśli tak, to co ją wyznacza? Moje doświadczenie z pomagania innym to cztery przypadki, w których okazywałem podopiecznym więcej serca, cierpliwości, wyrozumiałości i miłości, niż innym. Rozumiałem, przenosiłem terminy, odwlekałem w czasie i wciąż przesuwałem granice. To nie znaczy że innych kochałem mniej, ale pozostali po prostu nie wymagali ode mnie "dowodów miłości". Cała ta czwórka nie żyje dzisiaj zasadami Programu. Jeden zapił, drugi zniknął (choć mamy kontakt telefoniczny, w sensie ja do niego piszę i dzwonię, a on milczy), a dwóch kolejnych stało się prorokami i wkurw... innych swoimi tyradami o przewadze sponsorowanych nad innymi... Myślę, że skrzywdziłem tych ludzi swoją miłością. Moja żona, która na pomaganiu cierpiącym alkoholikom akurat się zna - czego jestem widocznym przykładem :), we wszystkich tych przypadkach mówiła do mnie, że jestem zbyt pobłażliwy, że oni robią wszystko po staremu, że kombinują jak mogą... Są więc jakieś granice, czy powinienem tak kochać, że pozwolić umrzeć na swoich rękach? Ja mam problem z określeniem tych granic...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ślad tej granicy można znaleźć w stwierdzeniu: sponsor powinien nieść posłanie, a nie alkoholika...

      Usuń