W
naszej post-terapeutycznej Wspólnocie AA w Polsce często bardzo trudno jest zrozumieć,
że sponsor nie jest psychoterapeutą zobowiązanym zwracać szczególną uwagę na
złożone stany psychiczne swojego podopiecznego. Sponsor też nie leczy drugiego
alkoholika. Siłą uzdrawiającą jest tu Bóg – jakkolwiek Go pojmujemy – a nie sponsor.
Bóg (Siła wyższa), który wkracza wtedy, kiedy alkoholik wykonał już swoją część
pracy, swoje zadanie.
Program
AA jest programem działania. Rozumiem to bardzo dosłownie – działania, a nie
stanów psycho-emocjonalnych. Moim zadaniem, jako sponsora, jest proponować,
radzić, sugerować określone działania i rozliczać z ich wykonania. Tylko tyle?
Aż tyle?
Całe
moje życie – do wytrzeźwienia – zbudowane było na niezaspokojonej nigdy w pełni
potrzebie uzyskania, zdobycia, utrzymania, dobrego samopoczucia. To był bezwzględny
priorytet. Działania i zaniechania, decyzje, postawy i wybory życiowe przez
kilkadziesiąt lat podporządkowane miałem
temu właśnie celowi – żeby się dobrze czuć, ale przede wszystkim, żeby nie
cierpieć. Jeśli/kiedy lepiej się poczuję,
to może zrobię… to, czy tamto – mawiałem i dopiero Program AA nauczył mnie,
że w moim życiu alkoholika po prostu musi być odwrotnie (właśnie tak, musi!) –
dopiero jeśli coś zrobię, coś konkretnego i określonego, bo jednak nie
cokolwiek, to jest pewna szansa, nadzieja na to, że lepiej się poczuję.
Wtedy
też zrozumiałem, że trzeźwość oznacza (także) zgodę na cierpienie.
"Bóg (Siła wyższa), który wkracza wtedy, kiedy alkoholik wykonał już swoją część pracy, swoje zadanie." Raczej nie musi wkraczać, gdyż od początku we mnie jest, jestem jego częścią. To ja muszę to sobie uświadomić i poczuć. Potem nie potrzeba już nawet zgody na cierpienie bo traktuje wszystko takim jakie w danej chwili być powinno.
OdpowiedzUsuńUnikanie cierpienia,szukanie ulgi , jak najszybciej, po najmniejszej linii oporu, mimo tragicznych czasem konsekwencji - toż kwintensencja alkoholizmu - dzięki Meszuge.Piotr
OdpowiedzUsuń