wtorek, 20 lutego 2018

Notatki sponsora (odc. 097)


Trzy elementy musiały połączyć się w całość, żebym zaczął zastanawiać się nad dość ważnym (dla mnie) zagadnieniem; zastanawiać się poważnie, bo tak powierzchownie, luźno, bez znaczących wniosków, to już od dawna.

1. Po wielu latach przerwy znów usłyszałem w środowisku AA powiedzenie: AA jest jak mafia, kto odchodzi – ginie. Nie dość, że problematycznie przyrównuje Wspólnotę AA do organizacji przestępczej, to jeszcze zawiera sekciarski element zastraszania członków przed odejściem. Przypomniało mi się też określenie: skazani na rozwój, które do pewnego stopnia uważam za prawdziwe.

2. Kolejny raz praktykowałem duchowe narzędzie słuchania (A spiritual listening tool), tym razem zwracając szczególną uwagę na odwołania do przeszłości w mityngowych wypowiedziach.

3. Fragment wiersza Adama Asnyka „Daremne żale”:
Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe,
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę…

Od kilkunastu lat wiem już z całą pewnością i ponad wszelką wątpliwość, że nie jest prawdą, jakoby każdy, kto przestaje chodzić na mityngi AA, musi marnie zdechnąć. A sekciarskiego zastraszania sobie nie życzę.
Głęboką, wewnętrzną potrzebę nieustannego rozwoju znam z własnego doświadczenia oraz relacji wielu przyjaciół z AA – choć zapewne nie dotyczy ona wszystkich uczestników mityngów.
W trakcie realizacji duchowego słuchania starałem się zorientować, policzyć, jak wiele wypowiedzi na mityngach dotyczy dalekiej przeszłości i do niej się odwołuje – wyszło mi, że około 80%, a na niektórych grupach to i więcej, właściwie… wszystkie.

Przeszłość można naprawić – w mniejszym lub większym stopniu. Przeszłość może być też niezłym nauczycielem, ale do czasu, bo przecież nie w nieskończoność! Rozwój osobisty to otwarcie się na przyszłość, na zupełnie nowe doświadczenia, przeżycia i odkrycia, a nie tylko wieczne oglądanie się do tyłu, za siebie. Jaki sens ma wyprawa, podczas której wzrok i zainteresowanie nieustannie skierowane mam wstecz, a nie przed siebie, nie w stronę celu i tego, co przede mną? Bo miejsce przeszłości jest w przeszłości, a nie stale i codziennie – dzisiaj, teraz.

Przeszłość, dawno już przeanalizowana, po wielokroć omówiona, ale przede wszystkim przeżyta, nie determinuje rozwoju, choć oczywiście zapewnia błogi spokój oraz poczucie bezpieczeństwa. Tak… statki są bezpieczne w porcie, ale nie po to je zbudowano, by tam stały. Może z czasem, choćby po latach, niektórzy z nas, alkoholików, dla własnego dobra i w swoim dobrze pojętym interesie, powinni wziąć odpowiedzialność za siebie, za swoje życie i jego jakość na siebie, zamiast kurczowo trzymać się sponsorów i grup/wspólnot, które decydują za nas, jak żyć, a jeśli nawet nie decydują, to zwalniają z obowiązku samodzielnego myślenia. Oni za nas naszego życia nie przeżyją…

Każdy musi, niestety, swoje doświadczenia gromadzić sam. Nie są one w pełni przekazywalne. [Władysław Bartoszewski, „Warto być przyzwoitym”, s. 75]

Funkcjonowanie zawsze blisko Wspólnoty, podporządkowanie jej zasadom i regułom, być może zapewnia wolność od alkoholu, obsesji na temat picia, seksu i innych takich, ale czy to jest wszystko, czego w swoim życiu pragnę i potrzebuję? Zapewne życie zbudowane na zasadach i regułach AA jest bezpieczne, ale czy nie chodziło o nieskończony rozwój osobisty, a nie tylko o bezpieczną, cieplutką norkę, w której jakoś zakopię się, ukryję i jakoś, byle jak, dotrwam do śmierci?

W „Języku serca” Bill pisał (przekład nieautoryzowany): … mamy częściowo uformowaną strategię public relations. Jak wszystko inne w AA, wyrosła ona z prób i błędów. Nikt jej nie wymyślił. Nikt nigdy nie ustalił jej zasad i reguł, i mam nadzieję, że nikt nigdy tego nie zrobi. A to dlatego, że zasady i reguły wydają się dla nas niezbyt korzystne. Rzadko kiedy się sprawdzają.

Ano właśnie… zasady i reguły wspierają status quo, to jest obecny, niezmienny stan rzeczy, ale kiepsko się sprawdzają, gdy chodzi o rozwój – zarówno osób, jak i całych wspólnot. Żeby się rozwijać, trzeba kiedyś wreszcie wyjść spod ochronnego klosza, zacząć podejmować próby, otwierać się na nowe przeżycia, weryfikować przekonania, popełniać błędy (o nich też była mowa wyżej) i konfrontować z ich konsekwencjami (przyjemnymi i paskudnymi)  i na nich się uczyć. Bo nie ma osobistego rozwoju bez ryzyka i bez… cierpienia.

3 komentarze:

  1. Cóż złego w porównaniu:))P.R. czyli wizerunek na zewnątrz ma być lepszy dzięki rozwojowi do którego nie można nikogo zmusić.Scena rodem z Misia.Korporacje zatrudniaja ludzi od P.R.co to umieja robic może zamiast 45 lecia które pochłania dużo kapeluszy trzeba iść w tych specjalistów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś rzadko się z tobą zgadzałem, twoimi poglądami. Ale od jakiegoś czasu powolutku zmieniam zdanie.
    Ja w swoim trzeźwieniu postawiłem na samorozwój, świadomość, wyciąganie wniosków, konkluzji, ale przede wszystkim podążaniem ku nowemu. Tylko teraz mam wspaniałego, wyrozumiałego i co tylko mogę o nim powiedzieć w samych superlatywach, towarzysza drogi. W doli i w nie doli. Pamiętam jak stanąłem przed ścianą niemocy, prosiłem, modliłem (proście a będzie wam dane). Otrzymałem odpowiedź " Każde wyjście jest wejściem " to było jak objawienie.
    Czasem słuchając wypowiedzi słyszę tę strach przed nowym i te same stare slogany przekazywane z mitingu na miting, te same schematy w które zostali wtłoczeni. W pewnym sensie część tych osób alkohol zamieniła na mitingi, są tak samo uzależnieni(nie wyobrażją sobie innego życia jak z ...)
    Jeszcze świeżutkie doświadczenie, zostałem na spotkaniu roboczym jednej grupy, i najważniejszym tematem była dyskusja na temat rodzaju mitingów, czy mają być zamknięte czy otwarte. Starzy trzymają się sekciarskiego podejścia tylko mitingi zamkniętę, takie tworzenie wyjątkowości, jakby zapominali że to nam nie pomoże, a tylko utwierdzi w przekonaniu o naszej wyjątkowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Powodzenia i... nieustająco otwartej głowy życzę. :-)
      Pamiętaj, że oni nie są źli, są po prostu koszmarnie wystraszeni.

      Usuń