Pomyliłem się, nie miałem racji
– nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Pisząc tekst „Członek AA, czy to brzmi dumnie?” z typowym dla alkoholika egocentryzmem założyłem, że ataki i napaści
wojującego weteraństwa dotyczą mnie
oraz kilku jeszcze znanych mi osób; znanych z tego, że sponsorują od dawna i
skutecznie. Dzięki wielu e-mailom (za wszystkie dziękuję) zorientowałem się, że
wojna trwa w całej Polsce, a nawet poza jej granicami. Alkoholicy z grup staropolskich, może nie wszędzie jeszcze
posuwają się do przestępstw, jak w Opolu i okolicach, ale coraz bardziej
agresywnie walczą… ale o co? z kim? dlaczego?
W połowie 1998 roku trafiłem do grupy
ludzi, którzy Wspólnotą Anonimowych Alkoholików byli chyba tylko z nazwy. W
rzeczywistości było to połączenie klubu abstynenta z grupą wsparcia, wzorowane
na regułach grup psychoterapeutycznych z pewnymi elementami zaczerpniętymi ze
Wspólnoty AA. Dziś wiadomo już powszechnie, że w jej powstawaniu nie
uczestniczył żaden anonimowy alkoholik, że założona została przez socjologa,
dwie psychoterapeutki i harcmistrza Polski Ludowej, którzy zrobili to najlepiej
jak potrafili i zapewne w dobrej wierze, ale… wyszło, jak wyszło.
Dekadę później (daty oczywiście
orientacyjne), kiedy sponsorowanie i realna praca na Programie rozwijały się w
najlepsze w Opolu i kilku miastach na Śląsku, w środowisku mówiono o nowinkach,
o nowej modzie, o nowych, zbędnych eksperymentach w AA. Ale po kolejnych
dziesięciu latach już chyba wszędzie wiadomo, że Wspólnota AA od zawsze, od
chwili powstania w latach trzydziestych XX w. (prawie 85 lat temu!), opiera się
na 12 Krokach i sponsorowaniu. A także, że to COŚ, co założyli profesjonaliści czterdzieści
parę lat temu w Polsce, to właśnie jest nowość i chyba niezbyt udany
eksperyment. Co komu po wspólnocie, która nie dysponuje rozwiązaniem problemu
alkoholizmu, w której nie wolno używać słowa „my”? Przeróżne grupy wsparcia i
kluby abstynenta już mieliśmy i mamy, więc…
Kilkanaście lat temu zaczął się
też proces sprzeczania się z faktami, a nawet jawnego ich negowania oraz
wymyślania absurdalnych teorii, też zresztą kompletnie niezgodnych z
rzeczywistością, których ślady widoczne są do dziś. Czy w najnowszej wersji
propozycji scenariusza mityngu nie ma nadal rojeń o świeczkach, które rzekomo
palą się na drugim końcu świata?
Z tamtego okresu pamiętam też alkoholika,
który próbował porównywać Wspólnotę AA do biblioteki, do której każdy może
przyjść i wypożyczyć sobie taką książkę, jaka mu się spodoba, która mu sprawi
przyjemność (tak… przyjemność, dobre samopoczucie – to przecież najważniejsze!!!).
Z czasem, bardzo powoli i ociężale, docierała do niektórych uczestników
mityngów reguła jedynego celu Wspólnoty AA oraz, z jeszcze większymi oporami,
treść Preambuły, czytanej na większości chyba mityngów w naszym kraju,
najwyraźniej kompletnie bez zrozumienia, a zwłaszcza zdanie: Anonimowi Alkoholicy są wspólnotą mężczyzn i
kobiet, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać
swój wspólny problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu.
Naszym jedynym wspólnym problemem jest alkoholizm, a jedyna oferta Wspólnoty AA
to Program, stanowiący rozwiązanie problemu alkoholizmu. To nie jest ani
biblioteka, ani nie restauracja, w której można zamówić to, na co się akurat ma
ochotę, a jutro coś zupełnie innego – Wspólnota AA dysponuje sprawdzonym
rozwiązaniem problemu alkoholizmu i… niczym więcej. Rozliczne potrzeby
towarzyskie, zawodowe, seksualne, wychowawcze, motoryzacyjne – bardzo możliwe,
że całkiem realne i naturalne – trzeba realizować w innej
bibliotece/restauracji/miejscu. Po prostu. Tylko, żeby to pojąć i się z tym
zgodzić, trzeba być trzeźwym.
Wspólnota AA w Polsce raz już w
historii była bliska rozłamu – gdy ośrodki w Poznaniu ścierały się z Warszawą.
Wtedy jakoś udało się alkoholikom dogadać w imię wspólnego dobra, ale obecnie
sytuacja jest znacznie trudniejsza, bardziej niebezpieczna. Wspólnota na
naszych oczach dzieli się na dwa obozy. Może nawet na trzy, jeśli za oddzielny
odłam uznać tzw. pendolino, którego w
moim mieście nie ma, więc nie znam się na tym. Wojna, którą obserwuję i
doświadczam, którą opisywali w wielu e-mailach znajomi i nieznajomi alkoholicy
z różnych miejsc w Polsce i nie tylko, dotyczy skrajnie agresywnych postaw
uczestników mityngów staropolskich wobec tych… programowych.
O co walczą, po co, dlaczego, w
koszmarny sposób naruszając i lekceważąc Tradycje AA, a nawet dopuszczając się
przestępstw? – pytałem na początku. Przecież alkoholicy po Programie tych staropolskich nie są w stanie do niczego
zmusić, a zwłaszcza do pracy ze sponsorami na Dwunastu Krokach, nie grożą
wyrzuceniem z AA, nie przystawiają noża do gardła, więc… o co do diabła
chodzi?! Jak to jest, że samo tylko istnienie alkoholików realnie
trzeźwiejących w oparciu o ofertę AA, wywołuje wściekłą agresję niektórych (nielicznych?) pozostałych?
Bardzo łatwo byłoby stwierdzić,
że to choroba alkoholowa się broni, ale nawet jeśli w jakiejś mierze odpowiedź
ta jest prawdziwa, to niewiele konstruktywnego z niej wynika.
Właściwa odpowiedź jest
oczywista i banalnie prosta – strach.
Jeśli jedyną wartością w moim
życiu, jedynym źródłem pozytywnej samooceny, są AA-owskie rocznice abstynencji
(bo przecież nie napięte relacje z drugą żoną, z którą się też średnio układa,
nie przeciętna albo wręcz podrzędna praca i płaca), to każdy człowiek, który
osiąga więcej z znacznie krótszym czasie, zadowolony z siebie i swojego miejsca
w życiu, szczęśliwy w rodzinie, radujący się realnie czymś większym i
ważniejszym, niż… a ja się cieszę, że
dzisiaj nie piję i tutaj dotarłem – jest dla mnie zagrożeniem, a samo jego
życie, wręcz obelgą. Taki ktoś, nawet nie wiedząc o moim istnieniu, coś mi
odbiera. Jeśli okaże się, że same tylko rocznice abstynencji niewiele albo i
nic nie znaczą, to wyjdzie na to, że jestem nikim, zerem. Nie mogę do tego
dopuścić nawet za cenę życia innych ludzi, których swoją złością i urazami
zrażę do Wspólnoty AA. Czyż nie tak?
Ile razy słyszałem od
weteranów, że liczy się tylko dzisiaj, ale… zawsze jakoś przemycali informację,
jak długo nie piją. Często nawet dodawali, że to nie ma znaczenia, ale wtedy,
kiedy już im się jakoś wymsknęło: ja nie
piję 24 rok, ale to nie ma znaczenia, bo w AA…
Ile razy słyszałem, że w AA
wszyscy jesteśmy równi, ale gdy powiedziałem coś, co się lokalnemu
weteranowi-guru nie spodobało, to słyszałem, że może na ten temat będę mógł się
wypowiadać, gdy będę miał choć połowę tej abstynencji, co on.
Ile razy słyszałem od takich
alkoholików, że we Wspólnocie AA nie powinno się, a nawet nie wolno szukać autorytetów,
ale przecież każda wypowiedź weterana-guru miała być traktowana jak jakaś
prawda objawiona i broń Boże mieć inne doświadczenia i poglądy. Żadnego
autorytetu poza jego własnym, chyba…
Oczywiście, ponad wszelką
wątpliwość i na pewno nie wszyscy alkoholicy po Programie są trzeźwi i dobrzy,
nie wszyscy uczestnicy mityngów staropolskich są pijani i źli, bez bzdurnych
uogólnień! Jednak tak się jakoś dziwnie składa, że ani jeden e-mail z
kilkunastu, a może i więcej, które w ostatnich dniach dostałem, nie dotyczył
pretensji i żalów wobec alkoholików po Programie. Czyżby dlatego, że trzeźwi
ludzie niczego nie chcą od tych staropolskich,
niczego nie próbują im zabierać?
Smutne to wszystko, ale ja już
jestem zmęczony udawaniem, że wszystko działa jak należy, że dobrze idzie, że
jest super, a będzie jeszcze lepiej.
Za moich szkolnych czasów Asnyk
był w kanonie lektur, nieźle go pamiętam, więc teraz drobna, zabawna parafraza,
żeby nie było aż tak poważnie:
Trzeba z
trzeźwymi naprzód iść,
Po życie sięgać
nowe,
A nie w żałosnych
rocznic laur,
Z uporem stroić
głowę.
Wy nie cofniecie
życia fal,
Nic wojny nie
pomogą,
Bezsilne gniewy,
próżny żal,
AA pójdzie swoją
drogą.
A na koniec jedna jeszcze
uwaga. Od lat już czekam na nowe, wolne od błędów wydanie Wielkiej Księgi.
Zgodę i licencję na nie mamy chyba ponad rok. Jeśli nadal nowe wydanie jest wstrzymywane,
to bardzo chciałbym wierzyć, że tylko z powodów merytorycznych, a nie ze
strachu przed wojującymi staropolanami
w AA i ewentualnym rozłamem. Bo manifestacje choroby alkoholowej można
zrozumieć, można współczuć, można czasem nawet pomóc, ale nigdy, przenigdy nie
należy im ulegać, bo zło zawsze w konsekwencji urodzi jeszcze większe zło.
Zawsze!
Ja to widzę tak ja jestem grypsujacy po programie a ty frajer bo nie masz sponsora.Uzylem skrótu myślowego rodem z wiezienia.Potepiam każdego co się ma za lepszego takim zachowaniem nowicjusz odpychany jest od programu.Te sponsorowanie to przerost formy nad treścią się zrobilo I do tego czy pendolino gorsze ale pycha.Kazdy ma swoją droge ten bez bazujący na mitingach ten po programie I ten po pendolino.A gdzie ta miłość ktora ma nas łączyć.Czy ktoś czyta inna wielka księgę?
OdpowiedzUsuńPamiętam te dylematy z mitingów. Weteranów, którzy na każdym mitingu przez pół godziny opowiadali tą samą historię i młodych zbuntowanych, do których należałam. I jeden warsztat, na którym byłam. Jeszcze nie byłam tak zmulona przez wódę, żeby nie zauważyć, że dzielimy włos na czworo.
OdpowiedzUsuńDzięki. :-)
UsuńMoje obserwacje osób z różnych mitingów i na różnym etapie trzeźwienia, dają pewne podstawy do stwierdzenia, że osoby po poznaniu i stosowaniu programu 12 kroków w życiu, mają zdecydowanie lepiej, i nie ma tutaj znaczenia ilość lat nie picia.
OdpowiedzUsuńSłuchając weteranów bez programu, słyszę ich doświadczenie i w pewnym sensie mądrość, ale słyszę też bezradność. Czasem proponuję program, lecz czuję, że się boją. Tylko mogę się domyślać powodów ich lęków, i widzę tą blokadę w ich oczach. Ale jest nadzieja, mój znajomy poprosił o sponsorowanie (nie mnie) po 13 latach niepicia.
Mój sponsor ^każe^ mi zostać mini mesjaszem, chodząc na mitingi nie programowe i opowiadać o rozwiązaniu, bywa i straszno i smieszno, bo na niektórych coś tam słyszeli, ale.....
Po prostu alkoholicy po programie lepiej sobie radzą z problemami, oczywiście bez generalizowania, ja to widzę chciałbym też przeczytać wasze doświadczenia.
Dziękuję.
Usuń