Uczestniczyłem niedawno w
mityngu, na którym czas zatrzymał się 12-15 lat temu. To i tak nieźle, bo
bywają grupy, w których czas zatrzymał się przed ćwierćwieczem i wcześniej jeszcze. Nie zamierzam
twierdzić obłudnie, że mnie tam zaskoczyło cokolwiek, w końcu w takich (i
podobnych) grupach zaczynałem drogę do trzeźwości, tak kiedyś wyglądała
Wspólnota AA w całej Polsce.
Jeden tylko element mnie
poruszył, bo w nieprzyjemny sposób przypomniał mi moje początki, kiedy to z
ogromnym zapałem starałem się nauczyć różnych „prawd i zasad” AA (po latach
proces ten nazwałem zaklinaniem
alkoholizmu), co miało świadczyć rzekomo o mojej trzeźwości. Chodziło o
stwierdzenie, że nie będę w stanie wybaczyć* nic nikomu, jeśli najpierw nie wybaczę
samemu sobie.
Sam kiedyś takie wątpliwe rewelacje
powtarzałem, zresztą, razem z: daję czas
czasowi, AA jest jak mafia, uczę się pokory, trzeźwieć należy tylko dla siebie,
egoizm jest pożądaną postawą, i innych w tym stylu. Później zająłem się
realnym, praktycznym zadośćuczynianiem i nie miałem już czasu ani ochoty
koncentrować się na wybaczaniu samemu sobie. A jeszcze później zdałem sobie
sprawę, że to jest kompletna bzdura. Że twierdzenie: nie mogę wybaczyć innym, jeśli
najpierw nie wybaczę samemu sobie – jest po prostu nieprawdziwe.
Są w mojej przeszłości ze 2-3 osoby, kilka sytuacji, wydarzeń, których darować sobie nie potrafię, których
żałuję, mam wyrzuty sumienia. Oczywiście nie żyję nimi na co dzień, nie
rozpamiętuję, ale poczucie winy pozostało – po prostu sobie nie wybaczyłem. Ale
jednocześnie potrafiłbym wymienić wiele sytuacji oraz zachowań innych osób,
które mnie w jakiś tam sposób skrzywdziły, ale im darowałem, machnąłem ręką,
odpuściłem, zapomniałem, wybaczyłem.
Później, przy różnych okazjach,
rozmawiałem z wieloma osobami i każda z nich, jeśli się chwilę uczciwie
zastanowiła, znajdowała w swojej pamięci zdarzenia oraz ludzi, którym coś tam
dawno już wybaczyła, ale także własne zachowania z przeszłości, nadal rodzące
poczucie winy, niewybaczone.
Po co powtarzać dziwaczne,
bardzo wątpliwe, jeśli nie zupełnie bezsensowne, „prawdy”? Czy może po to, żeby
alkoholik nadal miał argument, by podtrzymywać w nieskończoność dawne urazy,
złości, pretensje i żale, nadal grać rolę ofiary?
---
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz