Czym alkoholicy różnią się od innych ludzi? Alkoholicy są tacy sami jak
inni ludzie, tylko bardziej.
Drugi tom „Historii
AA w Polsce”, spisany przez Tadeusza z grupy AA „Ster” z Poznania, to historia
samowoli, sobiepaństwa, kompletnej niezdolności do respektowania przepisów,
zasad i norm, obłudy, wybujałych ambicji… ale też historia fantastycznej idei,
jej polskiej realizacji, historia poświęcenia i dobrej woli wielu prawie
anonimowych osób. Czemu „prawie”? Mnie może nic nie mówić informacja o
Ryszardzie S. z Lęborka albo Krystynie T. z Warszawy, ale może ich rodziny,
przyjaciele, znajomi z grupy AA, są w stanie jakoś ich rozpoznać. Historia
ewolucji Wspólnoty AA, jej przekształceń formalno-prawnych, zmian mniejszych i
większych w strukturach, historia którą momentami czyta się jak kryminał, a
czasem nużąca. Książka zawiera tabele, wykresy, schematy organizacyjne i
tysiące danych.
Pierwszych
kilkadziesiąt stron autor poświęcił – moim zdaniem – nie tyle na prezentację
historii, bo ta pojawia się jedynie jakby w tle, co na wyjaśnienie czytelnikowi,
czym/kim jest mandatariusz, intergrupa, region, konferencja, powiernik,
delegat, fundacja. Bez tego elementu reszta lektury mogła by być mało
zrozumiała. Ale i tak nie wszystko było takie jasne i oczywiste, bo na
przykład, znaczenia określenia „rekomendacja”[1] musiałem
się domyślić. W każdym razie tych kilkadziesiąt stron pełni raczej rolę
przewodnikową niż historyczną.
Pisząc o jednym z
wydań książki „Anonimowi Alkoholicy”, Tadeusz cytuje decyzję Vinnie McCarthy
oraz informuje lakonicznie, jak została ona zrealizowana:
Ponieważ do Wielkiej Księgi włączone zostaną nowe materiały (a
mianowicie cały tekst początkowy, dodatki i niektóre historie osobiste –
przetłumaczone z języka angielskiego) muszę otrzymać wypełnione formularze
cesji praw autorskich (Assignment of Copyrighty) na te NOWE (podkreślenie w oryginale – przyp. aut.) tłumaczenia. Musi się
znaleźć uwaga, że jest to DRUGIE WYDANIE…
[…]
Zalecenie „AA World Service Inc.” żeby w książce obowiązkowo zaznaczyć,
że jest to drugie polskie wydanie Wielkiej Księgi, zostało zignorowane[2].
Wydawać by się
mogło, że samowola i hece z numeracją wydań, to już przeszłość, ale… Mam w
swoich zbiorach sześć lub siedem różnych tych Wielkich Ksiąg AA, ale z jakiegoś
tajemniczego powodu wydanie z roku 2018 (oraz nieco zmienione z 2019) oznaczone
jest numerem czwartym. Jeśli, jak to relacjonuje Tadeusz, numeracja wydań tych
książek zawarta w stopkach jest niewiarygodna, nie można na niej polegać, to
chyba najprościej byłoby zastosować poprawne znaczenie specjalistycznego określenia
„wydanie” (to jest ogół egzemplarzy książki, czasopisma itp., odbitych z tego
samego składu drukarskiego), jednak Anonimowi Alkoholicy w Polsce najwyraźniej
nadal wiedzą lepiej.
Postawa typu nikt nam nie będzie mówił, co i jak mamy
robić, powtarza się w opowieści o AA w Polsce wiele razy. Choćby w
opisywanej na stronie 87 relacji z pojawienia się, nie wiadomo jakim cudem i
skąd, Komisji ds. Zakładów Karnych. Tylko Konferencja Służby Krajowej mogła
powoływać nowe komisje, a ta nie przewidywała w ogóle istnienia tej Komisji. Z
czasem oczywiście jakoś zostało to „wyprostowane”, podobnie jak poważne
wątpliwości księgowo-finansowe i wiele innych problemów wynikających z samowoli
i braku poszanowania dla norm prawnych i zasad.
Rada Powierników wyraziła zgodę na druk reprintu amerykańskiego
oryginału Wielkiej Księgi w nakładzie 1000 egzemplarzy[3].
…okazało się, że przy wydawaniu reprintu – z niewiedzy popełniono gafę,
nie uzyskując wcześniejszej zgody „AAWS, Inc.”[4].
Ciekawe nazewnictwo,
swoją drogą, bo coś mi się wydaje, że zlekceważenie czyichś autorskich praw
majątkowych i osobistych, chyba jednak nie nazywa się gafą i jest karalne.
Wygląda jednak na to, że alkoholicy z Polski jakoś się w tej kwestii dogadali z
amerykańskimi. No i bardzo dobrze.
Tutaj widoczna jest
też pewna tendencja albo skłonność alkoholików – ludzie trzeźwo myślący, jeśli
czegoś nie wiedzą, to dopytują, doczytują, konsultują, radzą się, natomiast
nietrzeźwi po prostu wymyślają, tworzą w swoich chorych umysłach jakąś
alternatywną rzeczywistość i sami w nią wierzą. Pewna Amerykanka dała Polakom
na pamiątkę starą Wielką Księgę swojego zmarłego męża, więc alkoholicy w Polsce
natychmiast uznali, że mogą ją sobie powielać, drukować, sprzedawać i zarabiać.
Ups! I to kilka albo kilkanaście osób! I to nie zmuszonych do podejmowania
decyzji w ciągu kilku sekund! Niesamowite!
Druga strona medalu, inne oblicze AA, to działania i starania wielu anonimowych alkoholików, choćby na przykład
niejakiego Marka „Walizeczki”, który przez rok, miesiąc w miesiąc, pisał
opracowania kolejnych Dwunastu Koncepcji AA (a latami także inne teksty do biuletynów AA), i jestem pewien, że za darmo, dla
wspólnego dobra członków AA, by ta Wspólnota była, stawała się, działała coraz
lepiej, coraz bardziej zgodnie z zasadami.
Mniej więcej od
rozdziału poświęconego sesji głównej 44. KSK, czyli od strony 311, zaczyna się
część polemiczna książki. W niewielkim już powiązaniu z historią, autor
prezentuje, w formie esejów, swoje oraz innych osób przekonania na różne
AA-owskie tematy. To takie teksty jak na przykład: „Działanie a moje
wyzdrowienie”, „Moje działanie a jedność”, „Tradycja Druga a jedność AA”, „Co
ma zrobić agnostyk lub ateista?”, „Pewien problem jednak jest”, „Spory o
sponsorowanie”, „Wiktor O. o programie AA i terapii” i wiele innych, dość…
gorących.
Czy naprawdę dobre małżeństwo opiera się i buduje na regule
przyciągania się przeciwieństw? Jedna strona mówi wprost o wyleczeniu z
alkoholizmu, druga twierdzi, że alkoholicy nie wyzdrowieją nigdy, że mogą sobie
trzeźwieć do końca życia, ale nigdy trzeźwi nie będą. Jedna strona twierdzi, że
egoizm może zabić alkoholika, a druga, że zdrowy egoizm (sic!), to świetny
pomysł na życie. Według jednych alkoholika uzdrawia Bóg, a według drugich
psychoterapia. Jedni uważają, że prawdziwy alkoholik jest bezsilny wobec
alkoholu, a drudzy próbują uczyć alkoholików kontrolowanego picia. Itd. Itd.
Itd.
Dlatego te fragmenty
książki „Historia AA w Polsce”, wyjątkowo ciekawe swoją drogą, proponuję
traktować dość… ostrożnie. Esej to forma literacka ujmująca temat w sposób
subiektywny.
Kapitalne są
wspomnienia z czasów otwierania pierwszych grup polskojęzycznych poza granicami
Polski. Historia kilku z nich sięga do czasów, gdy w Polsce Wspólnota AA
jeszcze nie istniała. Zawiera książka historię powstawania (czasem też
zamykania) AA-owskich biuletynów. Ciekawa jest relacja na temat ewolucji
spotkań w Carlsbergu i wielu, wielu innych jeszcze wydarzeń, zwłaszcza tych bardziej
kontrowersyjnych. Dzięki „Historii AA w Polsce” i z perspektywy czasu, można
sobie wyrobić – na spokojnie – własne zdanie na ich temat.
Tadeusz z grupy AA
„Ster” wykonał niesamowitą pracę. Zebrał relacje ze wszystkich Konferencji, poskładał w jedną całość historię wszystkich regionów i wszystkich intergrup, uporządkował
chronologię (gdzie to było możliwe) – zrobił to w ramach służby, czyli po
prostu za darmo, i zapewne zdając sobie sprawę, że wszystkie te sprawozdania i
dane, w pełni zainteresują stosunkowo niewielką liczbą osób. To rzetelna praca,
która powinna zostać wykonana choćby po to, żeby Wspólnota AA w Polsce nie
popełniała stale tych samych błędów, żeby nie zapomniała o swoich korzeniach,
jednak porywające samo w sobie, coś takiego często nie jest. Kto będzie się
ekscytował, rozciągającą się na sześć stron tabelą, zawierającą listę
przewodniczących, zastępców i sekretarzy komisji KSK w latach 1995-2017?
Dziękuję Tadeusz –
nikt inny nie mógł się podjąć tak żmudnej pracy i skończyć jej, nie tracąc
pogody ducha.
Na koniec anegdota.
Napisałem kiedyś wypracowanie, z którego byłem bardzo dumny. Aż do momentu,
kiedy okazało się, że pani nauczycielka mocno obniżyła mi ocenę z niego za styl, a
dokładnie chodziło o trzy razy powtórzone stwierdzenie „warto zauważyć/wspomnieć/dodać”.
Mnie się to wydawało takie… poważne, dojrzałe, polepszające jakość tekstu. Pani
od polskiego twierdziła, że jest wprost przeciwnie. Przekonywała, że gdyby coś
niewarte było zauważenia, to bym przecież o tym nie pisał. Że zdanie „Władysław
Kozakiewicz zdobył tytuł mistrza olimpijskiego” jest prostym, jasnym komunikatem,
natomiast „Warto zauważyć, że Władysław Kozakiewicz zdobył tytuł mistrza
olimpijskiego” – jest bombastyczne i udziwnione. Że jeśli w tekście zbyt wiele
razy występuje „warto”, to czytelnik zaczyna podejrzewać, że reszta tekstu nie
jest nic warta. I wreszcie, że jest to maniera autorów tekstów, którym płaci
się od liczby znaków. W każdym razie oduczyła mnie tego dość skutecznie. Wredna
baba… :-)
[1]
Rekomendacja to pozytywna opinia wydana o kimś lub pozytywna lub negatywna ocena wartości spółki
i jej akcji wydana przez doradcę giełdowego, w „Historii” wydaje się to
być raczej decyzja, zalecenie, wydane
przez konferencję.
[2] Tadeusz, „Historia AA w Polsce” tom II, Fundacja BSK AA w Polsce, 2019, s. 79-80.
[3] Tamże, s. 232,
[4] Tamże, s. 248.
[5] Tamże, s. 342.
[2] Tadeusz, „Historia AA w Polsce” tom II, Fundacja BSK AA w Polsce, 2019, s. 79-80.
[3] Tamże, s. 232,
[4] Tamże, s. 248.
[5] Tamże, s. 342.
Podpieranie się durnowatym zdaniem polonistki, która nie lubiła określeń typu stwierdzenie „warto zauważyć/wspomnieć/dodać” świadczy o braku Twojej wiedzy językowej. Szkoda mojego na czasu na czytanie bzdur, które piszesz Meszuge. Człowieku, jak chcesz gwiazdorzyć to załóż kabaret!
OdpowiedzUsuńMoim skromny zdaniem ten tekst jest na poziomie bełkotu z pod budki z piwem!
OdpowiedzUsuńZawistnikom proponuję przygotować lepsze teksty, jeśli potrafią.
OdpowiedzUsuń