Wielu ludzi obserwowało lub
słyszało rozmowy o pewnym zjawisku: jakiś Iksiński, czy inny Igrekowski,
porządny facet i fajny kolega, został kierownikiem, dyrektorem, przełożonym,
szefem i… zupełnie mu odwaliło, zmienił się nie do poznania; wynosi się nad
innych, gnoi ludzi, no… w ogóle – kanalia i szuja. Ktoś bardziej oczytany
przypomina w takim momencie popularne słowa „władza deprawuje, a władza
absolutna deprawuje absolutnie”. Ktoś inny zadaje retoryczne pytanie: czy Iksiński ześwinił się po awansie, czy
może na pewne stanowiska dopchać mogą się tylko ludzie o szczególnych
predyspozycjach, tacy z tendencjami do zeświniania się? A może jedno i
drugie?
Przypomniało mi się
to natychmiast, w ułamku sekundy, kiedy usłyszałem ciekawe dość określenie: choroba
powiernicza. Nigdy wcześniej się z nim nie zetknąłem, ale nie było
żadnej wątpliwości, że dotyka ona alkoholików, którym Wspólnota powierzyła
służby znaczące, alkoholików, którzy jakiś czas po objęciu odpowiedzialnej
służby powiernika, wyraźnie zmienili swoją postawę życiową, relacje z innymi
ludźmi, zachowanie, nawet słownictwo.
Z tym słownictwem
(nomenklaturą) to właściwie jest dość proste, większość z nas ma przecież
doświadczenia z psychoterapii; alkoholik, który jeszcze niedawno mówił, że
„walnął kilka browarów” lub „strzelił driniaczka”, nagle oznajmia, że spożył
jedna druga litra alkoholu, a w ogóle to dziwi się sobie, że w lokalu (teraz
należy mówić, że w knajpie)
wytrzymywał ten okropny odór alkoholu.
Który jakoś zupełnie nie przeszkadzał mu spędzać tam wieczory przez lat
piętnaście.
Manipulowanie
określeniami, nazwami, słowami, pojęciami, ma u nas długą tradycję – czy sekretarz albo
sekretarka to ważne, znaczące stanowisko? Ależ skądże znowu! Ale prawdą jest
też, że pierwszy sekretarz pewnej partii sprawował swego czasu właściwie
najwyższą władzę w kraju. Podobnie może być z „zaufanymi sługami” – niby to
sługa, ale ostatecznie może (jako powiernik lub delegat) podejmować decyzje o
znaczeniu strategicznym dla AA.
Taka zmiana,
dotykająca wielu (na szczęście nie wszystkich), osób, które zdobyły jakieś
znaczące stanowiska, nie obejmuje tylko alkoholików. Wiadomo przecież, że alkoholicy są tacy sami, jak inni ludzie,
tylko… bardziej. Prababka przekazała babce, a ta z kolei mnie, starą
mądrość ludową: „nie ma większego chama, niż się z chłopa zrobi pana”. Działa
do dziś, choć chłopów już nie ma (są plantatorzy i hodowcy), a prawdziwych
panów to ze świecą szukać.
Człowiek o poczuciu
własnej wartości mocno zaniżonym, i słusznie, bo to przecież pijak, kłamca,
złodziej, oszust, cudzołożnik itd., potrzebuje jakichś dowodów uznania, jak
kania deszczu. I oto jakaś grupa ludzi wybiera go na ważne stanowisko… eee…
powierza mu służbę. Cała reszta świata, z firmą i rodziną włącznie, nadal go
lekceważy, ale w tym swoim małym środowisku AA, staje się kimś ważnym,
znaczącym, wybranym. Ego rośnie mu i puchnie w tempie zastraszającym, rozpoczyna
się choroba powiernicza, a wraz z nią arogancja, przekonanie o własnej
wyższości (przecież to jego wybrali, a nie Ziutka, a jak wybrali, to pewnie
mieli podstawy), ważności, lepszości. Obserwowanie takiego procesu nie jest
niczym przyjemnym.
Kiedyś wydawało mi się
to takie proste – wystarczyłoby, żeby do służb poważnych, na niskim poziomie,
zgłaszali się alkoholicy trzeźwi, poukładani, z uporządkowanym światem duchowym
i odbudowanym poczuciem własnej wartości, tacy, co to podejmą się służby, by
dać Wspólnocie coś od siebie, a nie po to, żeby, dzięki służbie, coś załatwić
przede wszystkim sobie, a może w ogóle tylko sobie. Oj naiwny, naiwny… Tacy
ludzie na pewno w AA są, ale chyba nie tak wielu, jakby można sobie życzyć. A
szkoda…
Podkreslę, że to co napiszę wynika z naszej lokalnej kolorystyki, nie wiem czy wszędzie są takie wypaczenia...
OdpowiedzUsuńPewien mądry i doświadczony w służbach człowiek powiedział mi, że sluzby w intergrupie i regionie przyciągają pewien specyficzny typ charakterologiczny ludzi.
Kilka lat sluzby w intergrupie potwierdziło mi prawdziwość tych słów i pokazało że moje miejsce nie jest tam przy wysiadywaniu tyłkiem krzeseł
alkoholicy trzeźwi, poukładani, z uporządkowanym światem duchowym i odbudowanym poczuciem własnej wartości, tacy, co to podejmą się służby, by dać Wspólnocie coś od siebie
OdpowiedzUsuńSwietny tekst. Lepszej definicji trzezwosci nie znam. Dzieki
niestety od paru lat to nie jest już takie proste..a ta choroba zatacza coraz szersze kręgi..usłyszałem ostatnio ,jak to to na jednej z intergup,,przemawiał jakiś sorry (pajac)i tłumaczył wsiem i wobec że tu są sami wybrańcy..najinteligentniejsi..najmądrzejsi aowcy i podsumował że tu jest elita AA..to nawet nie jest śmieszne..
OdpowiedzUsuńRaczej ponure niż śmieszne... Dzięki.
Usuń