Rezygnując z wyboru z
niczego nie rezygnujesz – zastanawiałem się dłuższą chwilę, czemu
zdanie to stwarza wielu ludziom poważny kłopot. Bo podobno stwarza. Dziwne to,
zwłaszcza w naszym, alkoholowym, środowisku.
Przeciwieństwem wolnego
wyboru jest wybór zniewolony, wymuszony, ograniczony. Jeśli w sklepie mam
ochotę ukraść kilka baterii, ale ochroniarz łazi za mną krok w krok, jakby
nabrał jakichś podejrzeń, to ostatecznie w tych warunkach rezygnuję z kradzieży, ale
czy to był mój wolny wybór? Jeśli Ziutka nie znoszę tak bardzo, że chętnie
dałbym mu w mordę, ale boję się, że mi odda, to czy z zemsty zrezygnowałem w
wyniku wolnego wyboru?
Zniewolonym można być w
związku z brakiem wiedzy, wyobraźni, świadomości, w wyniku ograniczeń
nałożonych przez własne przekonania i nawyki, i wiele innych, ale w tej chwili
interesuje mnie, głównie i przede wszystkim, cwaniactwo i strach.
Może nie zawsze, ale w
sumie jednak dość często, wybór (mniej lub bardziej wolny) wiąże się z rezygnacją. A
co dzieje się, gdy nie chcę albo boję się z czegoś zrezygnować?
W środowisku
niepijących alkoholików najbardziej znaną, największą, manifestacją tego typu
jest określenie „zdrowiejący”. Ani chory, ani zdrowy. Prezenty, gratulacje,
wyrazy uznania przyjmuje za coraz dłuższą abstynencję, ale jednocześnie dla
swoich nagannych postaw, zachowań, decyzji, wyborów itd., ma nieustannie
usprawiedliwienie w postaci choroby. Alkoholicy często nie chcą rezygnować z
jednego lub drugiego, więc swój nieokreślony i niejasny stan utrzymują latami, w
nieskończoność. Powiedzenie o sobie jasno i jednoznacznie: „wytrzeźwiałem”,
byłoby właśnie wyborem, który wymagałby pewnej rezygnacji.
Trzeźwość wiąże się nierozerwalnie ze zdolnością dokonywania wyborów i przyjmowania odpowiedzialności za nie.
Ciekawy temat, bo tak naprawdę nie pamiętam, żebym kiedykolwiek na mityngu mówił, że jestem zdrowiejącym alkoholikiem? albo wyzdrowiałem z alkoholizmu? Nie używam tego typu zwrotów, a tym bardziej nie zrzucam odpowiedzialności za moje myśli, uczucia i zachowania na barki alkoholu czy Boga.
OdpowiedzUsuńJak trafiłem do AA to leitmoivem, który słyszałem na okrągło było: "Nigdy nie będę trzeźwy", "Ile lat piłeś, tyle musisz trzeźwiec", "jak uznam, że jestem trzeźwy, to pójdę pić", "Będę chory do końca życia", "trzezwienie się nigdy nie kończy", i chyba najgorsze, "Dzisiaj nie piję, a jutro to nie wiem".
OdpowiedzUsuńNa szczescie kiedy przestawalem pić, nie znałem tych aowskich przysłów ludowych i mityngowych filozofii. Miałem dosc picia, błagalem Boga żebym mógł nie pić... i od następnego dnia nie piję. To wlasnie wtedy pierwszego dnia poczułem - nie piję. I to zapisałem w kalendarzu - nie piję. I nie piję.
W Wielkiej Księdze jest takie zdanie, że od decyzji zaprzestania picia nie może być żadnych wyjątków, odstępstw, a może dzisiaj nie, a może jutro. Nie tego dotyczą te słynne 24h.
Dzisiaj jak ktos mi mówi że on trzezwieje, pytam dlaczego nie chce wreszcie byc trzeźwy (widzę że ten zwrot ostatnio przejęła też inna wspolnota - "mój mąż trzezwieje" (dopiero rok, dopiero trzy lata, dopiero pięć lat).
O wiecznie zdrowiejacych to raczej nie słyszałem, ale zdrowie, uzdrowienie to w wielu miejscach słowo nadal nieformalnie zakazane. Wielu alkoholikom natychmiast kojarzy się z ich marzeniem - piciem. "O, jak ty jestes zdrowy, to mozesz pić".
Rozwiazanie prawdopodobnie jest proste, jesli nie czuje się wyzdrowienia, to i się o nim nie mówi. Samo złotouste mówienie o programie tak długo aż się w niego uwierzy, uzdrowienia nie daje. Czasem wystarczy spytać żonę 😜
,,Trzymaj się zwycięzców" ,,Najważniejszy jesteś Ty" ,,90 mitingów w 90 dni" ,,Co rok jeden krok" ,,Przychodź na mitingi a Program sam zacznie działać" ,,Choroba nieuleczalna" ,,Problemy i smutki" ,,Najpierw terapia, a później mitingi",,Z kiszonego ogórka nie zrobisz świeżego" i to co napisał Ziben ,,najważniejsze, że dzisiaj się nie napiłem. Nie ma nic ważniejszego. Tak jak pisał wcześniej Meszuge. Fajnie jest być w ,,ciepłym łóżeczku", nigdzie nie wychodzić, rosołek przyniosą, będą współczuć nieuleczalnej choroby. Kobieta może pochwalić się sąsiadką jakiego ma dzielnego męża, śmiertelnie chory, nie pije. Na mitingu dopiero jest jazda przed nowoprzybyłymi jaki jestem dzielny. Podziwiajcie mnie. Jak wyzdrowieję to nie jest już tak fajnie. Zdrowych ludzi wokół dużo i nie robi to na nich wrażenia kolejny zdrowy człowiek. Oczywiście, że stanowisko AA(chyba Polskiego AA) mówi że choroba alkoholowa jest nieuleczalna. Tylko nie pytajcie tych mitingowych wyjadaczy gdzie znaleźli takie twierdzenie w Programie AA zawartym w WK? Na której stronie? Nie pokażą wam, bo nie ma nigdzie takiego stwierdzenia. Natomiast łatwo znaleźć gdzie Bill napisał o alkoholikach którzy wyzdrowieli, wrócili do zdrowia i co trzeba zrobić by wyleczyć się z choroby alkoholowej. Kolejną gorzką pigułkę dla obrońców nieuleczalności choroby podali terapeuci gdzie na stronach PARPA twierdzą, że obecne ich stanowisko mówi choroba alkoholowa jest uleczalna. Proponują nawet jakieś programy picia kontrolowanego dla alkoholików.
OdpowiedzUsuńGdzieś ktoś napisał, że Bóg może wszystko, prawie wszystko, jest tylko jedna rzecz której nie potrafi zrobić, wyleczyć alkoholika z choroby alkoholowej. Taka to choroba.
Marceli Sz
Nie wiem czy mam rację, bo myślę, że:
UsuńWyleczyłem się z choroby alkoholowej pod warunkiem, że nie będę spożywał alkoholu.
Wytrzeźwiałem następnego dnia po podjęciu abstynencji bo maiłem 0,00 %o alkoholu we krwi po badaniu alkomatem i od tamtej pory jestem trzeźwy bo nie piję od wielu lat.
Cały czas pracuję nad trzeźwym myśleniem i jest to proces ciągły, bo np. jak się nie wyśpię to nie mam trzeźwego myślenia, jak się mocno zdenerwuje to też go brakuje.
A czy mozesz podzielić się doswiadczeniem, w jaki sposób pracujesz nad trzezwym myśleniem i jak długi czas już to trwa?
UsuńTeż bałam się przyznać, że wyzdrowiałam. Nasłuchałam się utartych w AA zdań, między innymi właśnie o tym, że jak przyznam, że wyzdrowiałam to napewno zapiję. Musiałam odrobinę odsunąć się od AA żeby zobaczyć bezsens różnych powtarzanych na mitingach powiedzeń i przekonań. Ale ja wyzdrowiałam.A może raczej została uzdrowiona.
OdpowiedzUsuńMasz rację co do tego, że część z nas lubi trwać w wyzdrowieniu, bo po pierwsze jako ludzie chorzy nadal skupiają uwagę swoich bliskich(i dalszych!)na sobie. Ale najważniejsze jest to, że uchodzą im na sucho dziadostwa, które robią w życiu. No bo przecież TRZEŹWIEJĄ. Krzywdzą innych a potem na mitingu opowiadają jacy to oni biedni i skrzywdzeni, bo popełnili błąd.I zostali przez osobę skrzywdzoną surowo ocenieni. Albo zbesztani. I nie wiedzą dlaczego, bo przecież trzeźwieje a przecież to jest charakterystyczne dla TEJ choroby.
Nóż mi się w kieszeni otwiera na takie pierdolety... No bo jak można mówić o uczciwości będąc w związku małżeńskim a jednocześnie mieć kochankę. I jeszcze dorabiać do tego ideologię typu: "tak naprawdę to nie kocham żony", "jestem z nią tylko dlatego, że ona nie chce dać mi rozwodu", itp. To tylko przykład.
Krótko i na temat.
OdpowiedzUsuńObserwuję takie "zdrowiejące" latami jednostki. "Zdrowiejące" i nie chcące wyzdrowieć, ponieważ wszystkie błędy, braki decyzji, kierowanie się wadami, brak rozwoju kładą na garb choroby. Cokolwiek się dzieje w ich życiu złego czy dobrego jest jakby samoistnym dzianiem się, bez brania odpowiedzialności za to. A wręcz, to dzianie się, powoduje strachy i lęki, więc znowu można doszukiwać się nawrotu choroby, niebezpieczeństwa czyhającego na nich, śmiertelnie chorych. Ale za to jak bardzo mogą znów skupiać się na sobie...
Jak długo można kręcić się w kółko? Czy taką trzeźwość proponuje Wspólnota i Program?
Jeżeli wróciłam do zdrowia, to decyduję o swoim życiu - każdy wybór wiem dlaczego i po co; rozumienie co się robi jest uzależnione od rozumienia siebie i podstawowych pojęć, którymi się kieruję, np. dobro. Realizując Program nauczyłam się jakimi wartościami chcę się kierować, a coraz dokładniejsza umiejętność wykorzystywania ich w życiu oraz rosnąca świadomość własnych poczynań i konsekwencji stanowi rozwój, o którym więcej słyszę niż widzę.
Jaki wniosek?
Program pokazuje mi jak żyć, a nie jak nie pić, więc nie łudzę się, że go przerobię. Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Pierwszy krok to bezsilność, czyli ja nie mam wpływu na większość okoliczności, w jakich dane jest mi żyć. Pokora to zgoda na rzeczywistość taką, jaka jest i zaprzestanie walki z faktami. Zdrowy rozsądek to rzecz, której każdy potrzebuje, mało kto posiada, a nikt nie wie, że mu brakuje.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie ten tekst, bo często myślę o sobie, zdrowy, uzdrowiony i tak się określam w rozmowach z innymi alkoholikami. Choć przyznam, że nie widzę wiary w ich oczach)) raczej zdziwienie. Zupełnie inną sprawą jest jaki świat zobaczyłem gdy wytrzeźwiałem, zupełnie nowy dla mnie, choć oczywiście "stary". Nie wmawiam innym, że jest cudowny bo dla mnie obok "cudów" jest także "brudny". Raduje mnie mimo to fakt, że sobie w nim radzę.
OdpowiedzUsuń