środa, 6 listopada 2019

Notatki sponsora (odc. 120)


Dzięki koledze z Londynu mam okazję czytać książkę „25 lat polskojęzycznego AA na wyspach brytyjskich”. Całkiem pokaźne dzieło wyszło wyspAArzom (tak się chyba nazywa wydawca), bo ponad 250 stron.

Sporo w książce ciekawych informacji, szczególnie dla alkoholików „stamtąd”, uczestników opisywanych zdarzeń albo tych, którzy przynajmniej znają opisywane miejsca i ludzi. Mnie zaintrygował taki oto fragment dotyczący czasów, gdy Andy i Witold założyli „Pierwszą Polskojęzyczną Grupę AA” (Ravenscourt Park), ale wkrótce potem… Zaczęli przyjeżdżać AA-owcy z Polski do tymczasowej pracy, oni nie chcieli sponsorowania, a było ich więcej niż nas i głosem większości wprowadzili radości i smutki. „Ale tych radości było mało” – wspomina Włodek. Basia dodaje: „Witek i Andy chcieli wprowadzić angielski system, proponowali sponsorowanie i Kroki, ale ci, którzy przyjeżdżali z Polski buntowali się. Mało tego sponsorowania było, za dużo wpływów polskich – nie oceniam tego, po prostu tak było. Polacy, którzy przyjeżdżali chcieli kontynuować swój sposób trzeźwienia, dla mnie to była terapia, a nie AA. Zaczęłam chodzić na angielskie mityngi i tam znalazłam sponsor. I tam już zostałam”. [s. 14-15]

Andy i Witold proponowali rozwiązanie, znane we Wspólnocie AA od połowy lat trzydziestych ubiegłego wieku, ale widać alkoholicy w Londynie (i nie tylko) musieli jeszcze wiele lat cierpieć, zanim byli w stanie z niego skorzystać. Ciekawe, dlaczego nie dało się inaczej…

Trochę razi mnie w druku słowo „służebny”, które nie występuje nigdzie w literaturze AA. We współczesnym języku polskim też nie pojawia się ono, chyba już od pierwszej wojny, w formie osobowej – to rola lub funkcja może być służebna, ale człowiek nie jest służebny. Kiedyś wydawało mi się, że może chodzi o pychę i opór przed nazywaniem siebie „zaufanym sługą”, ale teraz nie jestem już tego taki pewien. Możliwe, że ego broni się nie przed „sługą”, ale przed określeniem „zaufany”. W czasach kryzysu zaufania w Polsce do pewnych osób, pełniących odpowiedzialne służby, byłoby to może nawet zrozumiałe.
Tworzenie specjalnego, udziwnionego języka, jest bardzo typowe dla alkoholików z ciągotkami sekciarskimi. Natomiast próby narzucania zakazów, nakazów, obowiązujących zasad itp., czyli pragnienie przekształcenia Wspólnoty AA w organizację, jest charakterystyczne dla wielu pragmatyków i perfekcjonistów. Dopóki te dwie skrajności we Wspólnocie równoważą się, a równoważą się od kilkudziesięciu lat, to Anonimowym Alkoholikom nic nie grozi.

Zdziwiła mnie liczba grup, które zostały zawieszone, przestały działać. To trochę tak, jak w Polsce, gdzie nie da się precyzyjnie określić liczby grup, bo stale jedne są zamykane, a na ich miejsce powstają inne. Ogólnie jednak liczba ich rośnie. Czy w podobnym tempie rośnie jakość tych spotkań? Czy mityngi AA wreszcie oparte są na Preambule, to jest dzielimy się na nich doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać nasz wspólny problem, czy może stawiamy na rundki psychoterapeutyczne, problemy i radości? Wydaje się, że z tym akurat może być poza granicami lepiej niż w kraju. Ale… może tylko tak się wydaje.

Mocno zaskoczyło mnie podejmowanie służby sponsora przez alkoholików, którzy sami ledwo postawili Krok Trzeci, ale jeżeli to działa… Bo ostatecznie po efektach poznaje się metodę/sposób. 
Ambiwalentne (tj. mieszane) uczucia wywołuje we mnie relacja dotycząca agresywnego, nieomalże siłowego, a na pewno bardzo aroganckiego „przejmowania mityngów” przez bojówki dowodzone przez niejakiego Tadeusza Ch. Chociaż… może nawet nie tyle chodzi mi o samo to „przejmowanie”, co o stwierdzenie, że w sumie tym sterroryzowanym grupom wyszło to na dobre. 

Przez dłuższą chwilę musiałem zastanawiać się nad określeniem „mityngi spikerskie”. W środowisku, w którym ja się obracam, mityng spikerski to zwykle godzinna wypowiedź, historia zaproszonego alkoholika, a później ewentualnie i jeśli starczy czasu, wypowiedzi innych osób, zwykle dotyczące identyfikacji. Wiele mityngów grupy „Wsparcie” rozpoczyna się krótką, 15-minutową spikerką, ale tu nikt by tego nie nazywał mityngiem spikerskim. Ot, taka lokalna ciekawostka bez znaczenia. Co kraj, to obyczaj, jak to mówią.

Uwaga dla autorów na przyszłość – wyrazy wolno dzielić; (zasady dzielenia wyrazów). Znacznie lepiej wtedy wygląda tekst wyjustowany.

Ogólnie napracowali się autorzy solidnie i ocalili od zapomnienia to, co bardzo łatwo jest zagubić, będąc początkowo w AA skoncentrowanym jedynie na utrzymaniu abstynencji – własne korzenie, historię, początkowe doświadczenia.

3 komentarze:

  1. Nie mam monopolu na wiedzę, ale zanim dotarłem do Kroku Trzeciego, musiałem zderzyć się z Krokiem Pierwszym i uświadomić sobie jego istotę. Pokora to nie uniżona postawa wobec drugiego człowieka, ale zgoda na rzeczywistość taką, jaka jest i zaprzestanie walki z faktami. Z aroganckim brakiem pokory próbujemy zmieniać rzeczywistość według własnego widzimisię, narzucić Losowi, Przeznaczeniu, Bogu naszą wolę. Walczymy o coś, co pozostaje poza naszym zasięgiem. Nie mamy wpływu na większość okoliczności, w jakich dane jest nam żyć. Bezsilność w relacjach bierze się zazwyczaj z tego, że bierzemy na siebie odpowiedzialność za emocje i zachowania drugiej osoby. Druga osoba podobnie jak ja ma prawo nie zgadzać się i odczuwać, a jeśli chcemy coś razem budować, musimy informować o tym siebie nawzajem. Mam wpływ na swój osąd, pragnienia, ale cała reszta nie zależy ode mnie. Uzurpowanie sobie wpływu na to kończy się rozczarowaniem. Jestem bezsilny, ale nie bezradny. Planuję swoje działania, natomiast efekty nie są zależne ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To, czym w Polsce tak się zachwycamy, czyli powstawanie grup jak grzybów po deszczu (no bo czym innym mamy się zachwycać), zmierza w kierunku odejścia od AA. Jest też nieświadomą realizacją zaleceń terapeutów i mityngowych powiedzonek - znajdź to co ci odpowiada, wybieraj co ci przydatne w trzezwieniu, każdy ma swoją drogę, kazdy trzezwieje po swojemu. No i tworzą się grupy gdzie Nowicjusz od wejścia czuje się obco, bo towarzystwo zajęte samymi sobą jak w Sylwestra po północy.
    Efekt jest taki, że na 30 grup w mieście, cztery jakos tam realizują dziedzictwo AA.
    Nowa choroba grup to godzina lub dwie onanizowania się swoją zajebistoscią, bo program to, program tamto, ale na zadośćuczynienia po pięciu latach od programu nie jestem gotowy... Jakoś to jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. A książka już do mnie idzie. Dzięki za info 💖

    OdpowiedzUsuń