Pewnego razu miałem jakieś pretensje do byłej żony. Ledwie zdążyłem wyartykułować, co dokładnie jej zarzucam, kiedy usłyszałem ripostę: A ty już nie pamiętasz, jak robiłeś podobnie, gdy piłeś? Nie pamiętasz już, że kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień*? Zorientowałem się wtedy, że w moim myśleniu i reagowaniu znowu niepostrzeżenie zaszła jakaś zmiana, bo spokojnie odpowiedziałem: Tak, pamiętam, tak było, ale nie znaczy to, żeby moje naganne zachowanie wtedy, było teraz wzorem do naśladowania lub usprawiedliwieniem.
Oczywiście na początku, przez pierwszych trzydzieści lat życia, cytaty biblijne nie interesowały mnie w najmniejszym stopniu; mój dom nie był religijny, nie byłem ochrzczony, nie uczęszczałem na lekcje religii. Wiele lat później zmieniło się i ze sporym ładunkiem dobrej woli i zapału starałem się poznać, zrozumieć, zbliżyć się, doświadczyć. W tym okresie często używałem cytatów z Biblii w dobrej wierze, ale jakby bezrefleksyjnie. Na przykład ten wyżej albo: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni**.
Przez jakieś pół życia kradłem. Jestem więc albo byłem złodziejem. Czy w związku z tym powinienem obecnie i już na zawsze aprobować/akceptować (akceptacja i aprobata to synonimy) okradanie mnie, mojej rodziny, moich przyjaciół, znajomych, mojego narodu? Fakt, że sam kradłem, nie usprawiedliwia innych złodziei i złodziejstwa. Nie uniemożliwia mi wskazanie palcem złodzieja i zgłoszenia jego czynu organom ścigania. Przecież to by był jakiś absurd, gdyby nikt, kto kiedykolwiek w jakikolwiek sposób zgrzeszył, nie mógł, będąc teraz sam ofiarą np. kradzieży, oszustwa, gwałtu, molestowania, nie mógł nazwać rzeczy po imieniu i wskazać sprawcy! Jako, że z założenia grzeszni jesteśmy wszyscy, czy to znaczy, że Jezusowi chodziło o całkowitą akceptację przestępstw i przestępców?
Nie jestem biblistą, z Jezusem też tej kwestii nie konsultowałem, więc tylko wydaje mi się, że chodziło o coś innego. Muszę starać się nie być obłudnikiem, to jest człowiekiem fałszywym, dwulicowym, zakłamanym, czyli po prostu hipokrytą. Nic tak nie umacnia zła, jak bezczynność dobrych ludzi – mówi stare powiedzenie. Udawanie, że wszystko jest w porządku, bo ja sam… kiedyś też… nie wydaje się dobrym pomysłem. Uważam, że należy wskazywać zło, jednak z pełną świadomością własnej niedoskonałości, z pokorą, ale i zrozumieniem motywów sprawcy, jeśli to możliwe.
Od opisanego na początku zdarzenia minęło wiele lat. Nadal używam słów: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem, ale z inną już świadomością, a kiedy ujawniam zło, to bez obłudnego (właśnie!) udawania, że ja to bym nigdy, że mnie to nie dotyczy. Nie, nie jestem idealny, jednak zdaję sobie sprawę, że tylko jeden rodzaj błędów nigdy nie zostanie naprawiony – błędy i występki tuszowane, ukrywane, zakłamywane.
Jest
dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu
zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za
siebie***.
--
* „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem” [J 8].
** „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” [Mt 7].
*** Jorge Bucay „Listy do Klaudii”, Wydawnictwo Replika 2007, s. 43.
Tak powinno być, ale nie jest. Tysiące trzeźwych alkoholików wie o wyprowadzeniu z naszej wspólnej kasy 40 tysięcy złotych. Jeden z nich nazywa to potknięciem. Nie sądzę aby wiedział co mówi, bo nawet głupcy umieją liczyć pieniądze i za źle wykonaną pracę nie płacą. Mało tego, żądają odszkodowania i zadośćuczynienia. A co zrobią alkoholicy?
OdpowiedzUsuńZastosują jak zwykle mechanizmy typowej rodziny alkoholowej - kryją sie nawzajem, zamiatają pod dywan, mataczą, a przede wszystkim tego kto mowi o tym głośno wykluczają z rodziny.
UsuńNie raz to widziałem choćby w intergrupie czy regionie.