Kolega podrzucił mi tekst, który od dawna można znaleźć na https://www.facebook.com/profile/100069035193177/search/?q=Cliff%20Bishop&locale=tr_TR i zapewne w stu innych miejscach, zwłaszcza w oryginale. Jest to swoista próba diagnozy kondycji AA dokonana przez alkoholika, Cliffa Bishopa (który zasadę anonimowości najwyraźniej miał głęboko w…), dokonana pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku, to jest ćwierć wieku temu. Choć kilka przytoczonych przez niego informacji wydaje się zgodnych z prawdą, to całość robi wrażenie żałośliwego zawodzenia krwawiącego diakona, ubolewającego nad tym, że czasy się zmieniają i w najróżniejszych dziedzinach życia nie jest już tak, jak on się przyzwyczaił. Załączam poniżej cały ten tekst (tłumaczenie trochę koślawe, ale może być), a już na samym końcu garść moich uwag.
🔹 CO SIĘ STAŁO?
Cliff Bishop, spiker AA To pytanie zadaje sobie ostatnio wielu alkoholików. Co się stało z naszym wysokim wskaźnikiem sukcesu? 30 i 40 lat temu zatrzymywaliśmy 75% lub więcej alkoholików, którzy przychodzili do nas po pomoc. Dziś nie utrzymujemy nawet 5%. Co się stało? Co się stało z tym wspaniałym członkostwem AA? Grupami, które istniały przez 20, 30 czy 40 lat? Kiedyś na każdym spotkaniu było 50, 75, 100 lub więcej osób. Jest to teraz kwestia historii, koniec! Co się stało? Słyszymy wiele pomysłów, opinii i wymówek na temat tego, co się stało, ale sytuacja nie ulega poprawie. Nadal się pogarsza. Co się dzieje?
Bill W. napisał: „Oczywiście, w nadchodzących latach AA będzie popełniać błędy. Doświadczenie nauczyło nas, że nie musimy się tego bać, pod warunkiem, że zawsze będziemy skłonni przyznać się do naszych błędów i szybko je naprawić. Rozwój jednostek zależy od zdrowego procesu prób i błędów. Taki będzie również nasz rozwój jako wspólnoty. Zawsze pamiętajmy, że każda społeczność mężczyzn i kobiet, która nie chce naprawiać swoich własnych błędów, z pewnością popadnie w ruinę, jeśli nie w upadek. Taka jest uniwersalna kara za brak dalszego rozwoju. Tak jak każdy członek AA musi w dalszym ciągu sporządzać swój inwentarz moralny i zgodnie z nim postępować, tak też cała nasza Wspólnota musi to zrobić, jeśli mamy przetrwać i służyć pożytecznie i dobrze”. (A.A. Comes of Age, PG 231)
Biorąc pod uwagę, że tak niewielu ludzi osiąga trwałą trzeźwość, i widząc ciągły upadek grup AA, oczywiste jest, że nie pozostaliśmy skłonni przyznać się do naszych błędów i szybko je naprawiać. Wydaje mi się, że Delegat Obszaru Północno-Wschodniego Ohio, Bob Bacon, zidentyfikował nasze błędy i niedociągnięcia, kiedy rozmawiał z grupą AA w 1976 roku. Powiedział, że w zasadzie nie pokazujemy już nowicjuszowi, że mamy rozwiązanie na alkoholizm. Nie mówimy im o Wielkiej Księdze i o tym, jak bardzo ważna jest ona dla naszej długoterminowej trzeźwości. Nie mówimy im o naszych Tradycjach i o tym, jak bardzo są one ważne dla poszczególnych grup i dla Anonimowych Alkoholików jako całości. Raczej wykorzystujemy czas spotkań na pijackie opowieści, dyskusje o naszych problemach, pomysłach i opiniach lub fantazje na temat „mój dzień” lub „mój sposób”.
Po kilku latach obecności w AA i zastanowieniu się nad tym, co miał do powiedzenia Bob Bacon, wydaje się, że pozwoliliśmy nowicjuszom przekonać starszych, że mają lepszy pomysł na AA. Właśnie spędzili 30 lub więcej dni w ośrodku terapeutycznym, gdzie byli pod wrażeniem potrzeby rozmowy o swoich problemach podczas sesji terapii grupowej. Powiedziano im, że nie ma znaczenia, jaki jest ich prawdziwy problem; AA ma „najlepszy program”. Powiedziano im, że powinni udać się do wspólnoty AA, chodzić na spotkania codziennie przez pierwsze 90 dni po zakończeniu leczenia. Powiedziano im, że przez pierwszy rok trzeźwości nie powinni podejmować żadnych poważnych decyzji. A to, co im mówiono, powtarzają na mityngach, a większość z tego jest sprzeczna z Programem Anonimowych Alkoholików!
Najwyraźniej to, co im powiedziano, brzmiało całkiem nieźle w oczach członków AA, tych członków, którzy byli tutaj, gdy klienci najaktywniejszych ośrodków leczenia zaczęli pojawiać się na naszych spotkaniach. I wielu członkom AA spodobał się pomysł ośrodków terapeutycznych, ponieważ zapewniały one miejsce, do którego mogliby podrzucić osobę poważnie pijącą, jeśli posiadała ona ubezpieczenie. Wyeliminowało to część niedogodności, z którymi borykaliśmy się wcześniej; konieczność wlewania soku pomarańczowego i miodu lub kieliszka alkoholu drżącemu pijakowi, aby pomóc mu w „detoksie”.
Kiedy AA było bardzo dobrej formie, ludzie, którzy przemawiali na spotkaniach, byli wyzdrowiałymi alkoholikami. Słuchali ich cierpiący i nieleczeni alkoholicy. Po usłyszeniu, co trzeba zrobić, aby wyzdrowieć, przybysz stawał przed decyzją; „Czy zamierzasz podjąć kroki i wyzdrowieć, czy zamierzasz tam wrócić i dokończyć robotę?”
Jeśli powiedzieli, że „chcą dołożyć wszelkich starań”, otrzymywali sponsora, Wielką Księgę i rozpoczynali proces zdrowienia, podejmując Kroki i doświadczając Obietnic wynikających z takiego postępowania. Proces ten utrzymał nowicjusza w pracy z innymi i kontynuował rozwój naszej Wspólnoty, a liczba trzeźwych członków Anonimowych Alkoholików podwajała się co 10 lat.
Wraz z nadejściem szybkiego rozwoju Przemysłu Leczniczego, akceptacją naszego sukcesu w leczeniu alkoholików przez system sądowy i poparciem lekarzy, psychiatrów, psychologów itp. do AA napływali najróżniejsi ludzie w tempie większym, niż kiedykolwiek sobie wyobrażaliśmy Niemal nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje, nasze spotkania zaczęły się zmieniać z tych, które skupiały się na wyzdrowieniu z alkoholizmu, na spotkania typu „dyskusja i uczestnictwo”, podczas których wszyscy mogli porozmawiać o tym, co im przyszło do głowy.
Spotkania ewoluowały od programu rozwoju duchowego do spotkań typu terapii grupowej, podczas których coraz więcej słyszeliśmy o „naszych problemach”, a coraz mniej o Programie Wyzdrowienia z Wielkiej Księgi i o zachowaniu naszej Wspólnoty poprzez przestrzeganie naszych Tradycji. Jaki był rezultat tego wszystkiego?
Cóż, nigdy wcześniej tak wielu ludzi nie zwracało się do nas o pomoc. Nigdy jednak nie mieliśmy tak powolnego tempa wzrostu, które obecnie zaczęło jeszcze spadać. Po raz pierwszy w naszej historii Anonimowi Alkoholicy tracą członków szybciej, niż ich przybywa, a nasz wskaźnik sukcesu jest niewiarygodnie niski. (Statystyki Biura Międzygrupowego w niektórych dużych miastach wskazują, że mniej niż 5% osób, które wyraziły chęć zaprzestania picia, udaje się to na dłużej niż 5 lat; znacznie odbiega to od 75% podanych przez Billa W. we Wstępie do drugiego wydania WK). Zmiana treści naszych spotkań okazuje się być pułapką nieszczęścia dla nowicjusza i z kolei pułapką nieszczęścia dla grup zależnych od spotkań typu „dyskusja i uczestnictwo”. Dlaczego?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Kiedy spotkania zostały otwarte, aby nieleczeni alkoholicy i niealkoholicy mieli możliwość wyrażenia swoich pomysłów, opinii, przedstawienia swoich problemów i opowiedzenia, jak im to powiedziano tam, skąd przyszli, zdezorientowany nowicjusz stał się jeszcze bardziej zdezorientowany różnorodnością prezentowanych informacji.
Coraz częściej zachęcano ich, aby „po prostu chodzić na spotkania i nie pić” lub, co gorsza, „pójść na 90 spotkań w 90 dni”. Nowicjuszowi nie kazano już wykonywać Kroków ani wracać i dokończyć picia. W rzeczywistości, często mówi się im: „Nie spiesz się z podjęciem Kroków. Nie spiesz się”.
Alkoholicy, którzy brali udział w pisaniu Wielkiej Księgi, nie czekali. Podjęli kroki w ciągu pierwszych kilku dni po ostatnim drinku. Dzięki Bogu, są tacy członkowie naszej Wspólnoty, jak Joe i Charlie, którzy rozpoznali problem i zaczęli coś z tym zrobić. Skupiają się ponownie na Wielkiej Księdze.
Zawsze istniało kilka grup, które nie poddawały się trendowi terapii grupowej. Niezmiennie dotrzymali swego zobowiązania, aby spróbować nieść przesłanie cierpiącemu alkoholikowi. To znaczy powiedzieć nowicjuszowi: „w wyniku tych Kroków przeżyliśmy duchowe przebudzenie i jeśli chcesz wyzdrowieć, dopilnujemy, abyś miał sponsora, który wyzdrowiał i który poprowadzi cię ścieżką pierwszych 100 wyznaczoną dla nas". Ozdrowieni alkoholicy zaczęli zakładać grupy, które mają jeden cel i informują nowoprzybyłego, że dopóki nie podejmą odpowiednich kroków i nie wyzdrowieją, nie będą mogli wypowiadać się na spotkaniach. Będą słuchać wyzdrowiałych alkoholików, podejmą Kroki, wyzdrowieją, a następnie spróbują przekazać swoje doświadczenie i wiedzę tym, którzy szukają pomocy, jaką zapewniamy w Anonimowych Alkoholikach.
W miarę jak ten ruch będzie się rozprzestrzeniał, Anonimowi Alkoholicy ponownie odniosą sukces w wykonywaniu jedynej rzeczy, którą Bóg dla nas zamierzył, a to znaczy pomóc cierpiącemu alkoholikowi wyzdrowieć, jeśli zdecydował, że chce tego, co mamy i jest gotowy dołożyć wszelkich starań, aby wyzdrowieć, podjąć i zastosować nasze Dwanaście Kroków w swoim życiu i chronić naszą Wspólnotę poprzez honorowanie naszych Dwunastu Tradycji.
Istnieje tendencja do zrzucania winy za naszą trudną sytuację na branżę leczenia i profesjonalistów. Robią to, co robią i nie ma to nic wspólnego z tym, co robimy my, Anonimowi Alkoholicy. To jest ich sprawa. Nie w tym miejscu należy zrzucać winę i jest to również naruszenie naszej Dziesiątej Tradycji. Prawdziwym problemem jest to, że członkowie Anonimowych Alkoholików, którzy byli tutaj, kiedy „klienci” zaczęli przychodzić do naszej Wspólnoty, nie pomogli „klientom” zrozumieć, że nasz Program był mocno ugruntowany od kwietnia 1939 roku i że wytyczne dotyczące zachowania i rozwoju naszej Wspólnoty zostały przyjęte w 1950 roku. Że muszą pozbyć się swoich nowych „starych pomysłów” i zacząć praktykować Program Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików w takiej formie, w jakiej został nam dany. Że dopóki nie podejmą Kroków i nie wyzdrowieją, nie mają do powiedzenia nic, co wymagałoby wysłuchania poza swoim sponsorem. Ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, starzy wyjadacze nie dopełnili swojej odpowiedzialności wobec nowicjusza, polegającej na przypomnieniu im istotnej prawdy: „Rzadko widzieliśmy porażkę osoby, która dokładnie podążała naszą ścieżką. Ci, którzy nie wracają do zdrowia, to ludzie, którzy nie mogą lub nie chcą całkowicie poddać się temu prostemu programowi”.
Pozwoliliśmy nieleczonym alkoholikom i niealkoholikom siedzieć na naszych spotkaniach i wygłaszać swoje problemy, pomysły i opinie. Przeszliśmy od „Rzadko widzimy, jak ktoś poniósł porażkę” do „Rzadko widzimy, jak ktoś wraca do zdrowia”.
Więc tu jesteśmy. Odnieśliśmy 30 lat niewiarygodnych sukcesów, stosując się do wskazówek zawartych w Wielkiej Księdze. Mieliśmy za sobą 30 lat rozczarowujących porażek, ponieważ chcieliśmy usłyszeć wszystkich.
Mamy teraz coś do przemyślenia. Wiemy już, na czym polega problem i jakie jest jego rozwiązanie. Niestety, nie byliśmy dość szybcy, aby naprawić błędy, które powstały w wyniku czegoś, co wydawałoby się być dużą dawką apatii i samozadowolenia.
Problemem, z którym próbujemy żyć, jest niepotrzebne zabijanie alkoholików. Rozwiązanie? Moc większa od nas samych, którą odnajdujemy dzięki Dwunastu Krokom obiecuje powrót do zdrowia tym, którzy chcą postępować zgodnie z jasnymi wskazówkami zawartymi w Wielkiej Księdze.
Chcesz być częścią problemu czy częścią rozwiązania? Proste, ale niełatwe, trzeba za to zapłacić.
~ Cliff Bishop (1924-2016)
Primary Purpose Group of Dallas
------------------------
Czym jest skuteczność w przypadku leczenia czy uzdrawiania z choroby alkoholowej? Wydaje się całkiem oczywiste, i takie było już w czasach pisania Wielkiej Księgi, że nie może chodzić o samą tylko abstynencję. Uważamy, że człowiek, który oświadcza, iż wystarczy sama trzeźwość, jest bezmyślny [WK z 2018 roku, s. 83]. Można zaprzestać nadużywania alkoholu, ale choroby alkoholowej to nie leczy, alkoholizm rozwija się nadal. Oczywiście skuteczność obejmuje także dożywotnią abstynencję. Tak, dożywotnią, a nie kilkuletnią. Przypomnę może, że kiedy Bill Wilson zaczynał pisać WK miał ok. 3,5 roku abstynencji.
Do lutego 1937 roku dziesiątki nowych alkoholików zapoznawały się z Programem. Niektórym udawało się nie pić przez jakiś czas, ale potem znikali. Niektórzy pojawiali się ponownie. Inni po prostu umierali. Jeszcze inni - jak, na przykład, Lil - znajdowali zapewne inny sposób na wyjście z nałogu. „Doktor Bob i dobrzy weterani”.
Ciekawostka - skuteczność terapii odwykowej w Polsce według profesjonalistów, sprzed czasów terapii redukcji szkód, to jest kontrolowanego picia. |
Cóż jeszcze charakteryzuje uzdrowionego alkoholika? Bliska więź z Bogiem, innymi ludźmi (nie tylko z rodziną) i z samym sobą. Oczywiście wyklucza to inne uzależnienia lub kompulsje. Więc teraz proste pytanie: czy Anonimowi Alkoholicy mają jakiś wydział, który zajmuje się badaniami (dożywotnimi!) swoich członków, jakości ich życia i abstynencji? Bo jeśli nie mają i tak rozbudowanych badań nie prowadzą, to opowiastki o rzekomo cudownej skuteczności są tylko marketingowymi kłamstwami giełdowego spekulanta. Kiedy alkoholików było 78-83 sztuki, Billowi wyszło, że to ponad sto osób. Naciągnął prawdę o ok. 20-30%. Z jego fantazjami na temat skuteczności było zapewne podobnie, a i tak te rojenia obejmowały co najwyżej abstynencję i nie więcej niż kilka-kilkanaście lat.
Bishop pisze: Kiedy spotkania zostały otwarte, aby nieleczeni alkoholicy i niealkoholicy mieli możliwość wyrażenia swoich pomysłów, opinii, przedstawienia swoich problemów… Nie wiem, czy chodzi o to, co znam z innych źródeł, może nazwa zgubiła się w tłumaczeniu, a może to było coś innego, w każdym razie wiem, że w latach 1965-1975 rozwinęły się mocno w USA tzw. Otwarte Mityngi Dyskusyjne (Open Discussion Meetings) – właśnie po to, żeby na spotkaniach mogli zabierać głos niewyleczeni jeszcze alkoholicy. Terapeuci odwykowi przekonali miliony alkoholików, że takie gadanie o swoich problemach i radościach bardzo im pomoże. Może rzeczywiście pomagało utrzymywać abstynencje, ale jednocześnie odciągało od dość trudnego rozwiązania jakim była realizacja Programu ze sponsorem. Dlaczego ówcześni Anonimowi Alkoholicy się na to godzili? Czy chodziło o dynamicznie rosnącą liczbę członków, a tym samym o pieniądze?
I znów słowa Bishopa: Pozwoliliśmy nieleczonym alkoholikom i niealkoholikom siedzieć na naszych spotkaniach i wygłaszać swoje problemy, pomysły i opinie. Pozwoliliśmy? A jak niby trzeźwi alkoholicy na mityngu mieliby diagnozować nowicjuszy i decydować, którzy z nich są, a którzy nie są alkoholikami? Pan Bishop zapomniał zdaje się, że jedynym warunkiem jest chęć zaprzestania picia, a nie zdiagnozowany alkoholizm. I wyraźnie starannie pomija kwestię zmiany sensu III Tradycji, która w długiej wersji mówiła o tych, którzy cierpią z powodu alkoholizmu, ale w krótkiej, tej zatwierdzonej, o wszystkich, którzy tylko chcą przestać pić. Tak więc za rozwodnienie AA w dużej mierze odpowiada twórca Tradycji. Goniąc za sukcesami marketingowymi (coraz więcej grup, w coraz większej liczbie krajów, a tym samy też coraz więcej pieniędzy), postawił na ilość kosztem jakości. Więc niealkoholicy i niewyleczeni znaleźli się na mityngach AA i zaczęli gadać. Rozwiązaniem problemu alkoholizmu nie dysponowali, to gadali o czymkolwiek.
Kolejny argument. Cóż dziwnego w tym, że alkoholicy nieustannie szukają łatwiejszej, łagodniejszej drogi? Nic w tym nowego. Jest to prawda znana w AA od zawsze.
Gdy nie znalazłam łatwiejszej, łagodniejszej drogi, zaczęłam szukać osoby z magiczną różdżką, tej jedynej osoby, która natychmiast sprawi, że wszystko się poprawi. [WK z 2018 roku, s. 313]
Szukają i znajdują, niestety. Bo i skąd niby wzięła się niebywała popularność programów, w których właściwie nic nie trzeba robić (może poza listą uraz), a wystarczy się modlić i powierzać?
Na koniec ostatni element, choć mógłbym jeszcze wiele. Alkoholizm został oficjalnie uznany za chorobę (nie był chorobą w czasach Billa i Boba), nieustannie wzrasta świadomość społeczna i powszechnie dostępna wiedza. Współcześni ludzie, w XXI wieku, w środku Europy (lub w Ameryce), wiedząc, że alkoholizm jest chorobą, zwracają się więc do lekarzy, a nie do entuzjastów z piwnicy pod kościołem. I to, niestety, należałoby uznać za objaw zdrowego rozsądku. Choć w tym akurat przypadku alkoholikom szkodzi.
---
Tekst: https://www.facebook.com/profile/100069035193177/search/?q=Cliff%20Bishop&locale=tr_TR
Grupa Primary Purpose: https://ppgaadallas.org/our-primary-purpose
Nekrolog Bishopa: https://obits.dallasnews.com/us/obituaries/dallasmorningnews/name/clifford-bishop-obituary?id=8788614
Historia Primary Purpose: https://ppg-scs.org/about/
"zwracają się więc do lekarzy, a nie do entuzjastów z piwnicy pod kościołem. I to, niestety, należałoby uznać za objaw zdrowego rozsądku. Choć w tym akurat przypadku alkoholikom szkodzi."
OdpowiedzUsuńAle ze jak im szkodzi? Zamiast do religijnej grupy kościelnej idą po udowodnione i profesjonalne wsparcie. Zamiast słuchać opowieści i piciorysów idą do psychoterapeutów by zrobić pirzadek ze sobą. Zamiast nawrócenia, religiinych praktyk, mistycyzmu, porzucenia wlasnej sprawczości i kontroli na rzecz takich czy innych duchów wszechmocnych mogą odzyskac wiarę w siebie, kontrolę i dokonać faktycznych zmian
Czytajac komentarze dokladnie widać jakim językiem posługują sie alkoholicy. I jakie teorie snują w tych salkach kościelnych, zupelnie niereligijnych...
„tekst, który od lat można znaleźć na”
OdpowiedzUsuńMożna go tam znaleźć od roku. Dość swobodnie traktujesz fakty.
Prawidłowy i działający link do tekstu, który skopiowałeś:
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/100069035193177/posts/pfbid0vAaLusKq4qUDcqyhXqzUiJMqnQJ4T5QwHV2vC5rknXw7izHK2bJ91BANhLYLAkEZl/?app=fbl