środa, 30 stycznia 2013

Rozważania o wolności

Poznamy nową wolność… obiecują Anonimowi Alkoholicy w Wielkiej Księdze. Czym jest wolność, tak w ogóle, jak ją rozumiem i czym nowa wolność różni się od starej?
 
Definicji wolności znalazłem mnóstwo, bo to wolność religijna, wolność gospodarcza albo polityczna, wolność egzystencjalna, wolność według Platona, Marksa, Fromma, wolność w buddyzmie… Szybko dałem sobie spokój – to do niczego nie prowadziło. Postanowiłem, sam dla siebie, poszukać odpowiedzi na pytanie o wolność i jej atrybuty oraz sklecić definicję, którą bym rozumiał i był w stanie wykorzystać.
 
Wolność – według mnie – to niezależność, brak przymusu czy presji, to możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą i ich realizacji, to zdolność dokonywania wyborów ze świadomością wszystkich dostępnych możliwości, ale i ich konsekwencji.
 
Tak rozumiana wolność ma dwa ograniczenia: bezsilność i zniewolenie. Bezsilność nie wzbudza chyba wątpliwości: podejmowałem decyzję, że przez miesiąc nie sięgnę po alkohol, a pijany byłem już po kilku godzinach. Co z tego, że podjąłem decyzję, jeśli nie byłem w stanie jej zrealizować? Uzależnienie, którego istotą jest bezsilność, wyklucza niezależność. Ludzie opętani obsesją picia nie są wolni. 
 
W Wielkiej Księdze czytamy: Powtórzmy raz jeszcze: alkoholik niekiedy nie posiada wystarczająco skutecznej obrony psychicznej przed pierwszym kieliszkiem. Oprócz bardzo rzadkich przypadków ani on sam, ani z pomocą innego człowieka, nie jest w stanie obronić się przed chęcią wypicia. Owa obrona musi nadejść od Siły Wyższej.
 
Nieco większym problemem okazało się w praktyce zniewolenie. Wybrałem ten termin na określenie stanu, sytuacji, w której nie jestem wprawdzie bezsilny, ale i zdolność podejmowania decyzji, dokonywania wyborów, mam poważnie zaburzoną, ograniczoną.
Zniewolony mogę być przez własne uczucia i emocje (np. przerażenie, wściekłość), nad którymi nie potrafię zapanować, ale też przez wynaturzone instynkty i wady charakteru (np. egoizm i chciwość prowadzące do kradzieży i nieuczciwych interesów).
 
Czy wolny jest człowiek, podejmujący działanie bez świadomości, że miał jakiś wybór? Albo przekonany, że dostępne rozwiązania były dwa, podczas gdy było ich siedem? Albo bez upewnienia się, jakie konsekwencje wynikną z tego działania? Głupota, bezmyślność i lekkomyślność to też niewola.
 
Zakładam, że ludzie dorośli, trzeźwo myślący, a przynajmniej większość z nich, mają przekonania wynikające z wiedzy i doświadczenia, ale przecież ja jestem alkoholikiem, a to oznacza, że całymi latami miałem przekonania zamiast wiedzy i doświadczenia. 
Ciasnota umysłowa, ignorancja i arogancja, brak wyobraźni, absurdalne przekonania, nierealistyczna ocena sytuacji, fanatyzm – to też są formy zniewolenia… umysłowego… duchowego… 
 
Wolność może mi odebrać (albo znacznie ograniczyć) urząd, instytucja, jakaś władza, lub inny człowiek, i to jest tragedia, jednak koszmar zaczyna się wtedy, gdy pozbawiam się jej sam… 

czwartek, 17 stycznia 2013

Mityng, Wars i Emitent

Doktor Woronowicz w „Wyznaniu lekarza” zawartym w Wielkiej Księdze przyznał, że w drodze do pracy, codziennie próbuje zgadnąć, co tym razem wykombinowali alkoholicy, ale rzadko mu się to udaje. Rozumiem go znakomicie – ja sam już dawno rozstałem się z naiwnym przekonaniem, że w AA nic mnie już nie zaskoczy, bo manifestacje choroby alkoholowej mogą przyjmować formy zupełnie nieprawdopodobne i nieprzewidywalne.
 
W 2012 roku redakcja biuletynu „Mityng” zwróciła się do kolegi i za jego pośrednictwem do anonimowych alkoholików z Opola z apelem, prośbą o napisanie do listopadowego numeru jakichś tekstów na temat medytacji, bo redakcja nie ma żadnych i bezradnie się miota. W efekcie kilku z nas do „Mityngu” napisało i redakcja biuletynu nasze artykuły wykorzystała (zostały wydrukowane) – wygląda na to, że mój też.
 
W sprawozdaniu intergrupy Wars z listopada czytamy: Uwaga Mirka do jednego z tekstów z listopadowego Mityngu - podpis pod tekstem "Meszuge" to w pewnym sensie kryptoreklama pewnej osoby czerpiącej materialne korzyści z uczestnictwa we Wspólnocie AA. Dobrze by było unikać publikacji tekstów takich osób, gdyż nasz biuletyn nie powinien firmować, reklamować ani promować inicjatyw nie związanych z AA.
 
Tak oto znowu zostałem zaskoczony, bo czegoś takiego chyba jeszcze w AA nie było: 
a) poprosić o pomoc,
b) przyjąć i wykorzystać bezinteresownie udzieloną pomoc,
c) pomagającemu napluć w twarz obrzucając plugawymi oszczerstwami.
 
Mocne!
 
Dość dawno uświadomiłem sobie, że bezsilny jestem nie tylko wobec alkoholu, ale także wobec przekonań innych alkoholików, budowanych na bazie wyobrażeń i fantazji. Wiem już też, że rację miała Matka Teresa z Kalkuty pisząc: Jeśli uczynisz coś dobrego, zarzucą ci egoizm i ukryte intencje (Czyń dobro, mimo wszystko). Oczywiste jest dla mnie, że każdy alkoholik, na dokładnie każdy temat, może sobie wyprodukować dowolne przekonania – wolno mu. W takim razie, w czym problem? Jeśli nie o osobistą urazę, to o co mi chodzi?
W Warszawie, na poziomie intergrupy albo regionu, anonimowi alkoholicy widać uznali, że systemu Emitent można i należy używać do rozsyłania po całym kraju absurdalnych spekulacji jednego alkoholika na temat źródeł zarobkowania innego członka Wspólnoty AA, a to wydaje się już podejściem zupełnie bezprecedensowym i wręcz szokującym.
 
W tym mieście ma się odbyć Światowy Mityng Służb. Zastanawiam się, czy bezpiecznie mogą i będą się tu czuli delegaci innych krajów.  Zwłaszcza, kiedy Emitentem zaczną być rozsyłane informacje np. o alkoholikach, którzy przylecieli sobie do nas za pieniądze AA, a może też i inne komentarze na temat ich strojów, koloru skóry, religii itp. Zastanawiam się, czy Wspólnota AA w Polsce dorosła do tego przedsięwzięcia i… trochę się martwię.   

czwartek, 10 stycznia 2013

Zagadka Szóstego Kroku

Jeżeli ktoś z czytających ten tekst jest alkoholikiem może już w tym miejscu postawić pytanie: „Co ja mam robić?”. Odpowiedź na to pytanie jest głównym celem tej książki – słowa te pochodzą z „Anonimowych Alkoholików”, a znaleźć je można w rozdziale „Jest sposób”. Były i są one dla mnie niezwykle, wręcz strategicznie ważne.

Zagadka Szóstego Kroku

Całymi latami szukałem odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Wielkiej Księdze Bill W. na temat Szóstego Kroku napisał zaledwie trzy zdania? W 12x12, w rozdziale poświęconym temu zagadnieniu, treści jest znacznie więcej, ale przyznam, że do dziś nie spotkałem ani jednego alkoholika, który znalazłby tam instrukcję, konkretną odpowiedź na to pytanie: co konkretnie mam w tym Kroku zrobić? Mnie się to też nie udało.

Czy oznacza to, że w trakcie realizacji Kroku Szóstego stare powiedzenie „program AA jest program działania” traci ważność? Czy anonimowi alkoholicy nic w związku z tym nie robią, nie podejmują żadnego działania? Niektórzy faktycznie nie, mają zresztą w tym przypadku znakomite usprawiedliwienie – brak jakichkolwiek wskazówek czy sugestii Billa W. w Wielkiej Księdze. Inni podejmują rozmaite postanowienia o różnym stopniu skuteczności, stosują metodę zamienników opracowaną przez duet Joe&Charlie (albo przez Wally'ego P.), niektórzy korzystają z mojej metody „ostrzenia gwoździa”, albo jeszcze jakiejś innej, bo fakt, że Bill nie wyjaśnił, co mamy zrobić w Kroku Szóstym i jak to zrobić, nie oznacza jeszcze, że jesteśmy wobec własnych wad charakteru kompletnie bezradni,  albo że nic nie powinniśmy robić.

Zakładam, że oczywiste jest, że od wad charakteru uwalnia Bóg (Krok Siódmy), a nie my sami siebie, i kiedy On uzna to za stosowne, natomiast nasze zadanie (w Kroku Szóstym) polega na rezygnacji z używania wad charakteru, a nawet – jak twierdzili Joe&Charlie – na praktykowaniu ich przeciwieństw, na przykład bezwzględnej szczerości zamiast dotychczasowych kłamstw, czy wierności zamiast dotychczasowego cudzołóstwa.

Tym razem podszedłem do tematu z innej strony. Bill W. był takim samym alkoholikiem jak i ja, ani lepszym, ani gorszym. W takim razie, zamiast zastanawiać się: „czemu Bill…?” zadałem pytanie sobie: w jakich przypadkach ja starannie omijam temat, zgrabnie się nad nim prześlizguję w kilku słowach (podobnie jak Bill z Krokiem Szóstym w WK)? Kiedy to ja topię wypowiedź w morzu pięknych słów, nie prezentując jednak żadnych konkretów, żadnych określonych rozwiązań (podobnie jak Bill z Krokiem Szóstym w 12x12)? I od razu na te pytania odpowiadam: tak właśnie robię, taką przybieram postawę, tak się zachowuję, kiedy czegoś nie rozumiem i nie chcę, żeby się to wydało, albo kiedy na coś nie chcę się zgodzić, czegoś nie chcę zrobić, choć zdaję sobie sprawę, że powinienem.

W tym momencie już słyszę gromki śmiech – Bill W. nie rozumiał, na czym polega Krok Szósty?! Ha, ha, ha! Kto miałby to wiedzieć lepiej niż on?! Tak, wiedział, ja też jestem przekonany, że wiedział. A co z konkretnym działaniem, na które mógł nie mieć ochoty?

W „Przekaż dalej” można przeczytać, że Bill W. uważał, że czynnikiem utrwalającym jego wieloletnią depresję było to, że nie udało mu się przepracować Kroków AA. Sam pisał: „Kiedy indziej obwiniałem się za to, że nie potrafię stosować programu w niektórych dziedzinach życia”. W przypisach do tego rozdziału czytamy też: „Wielu członków AA to potwierdzało; wielu z nich namawiało Billa, by próbował pracować nad Krokami”.

Jeszcze jeden ważny cytat*: „Zawarte w 1918 roku małżeństwo Wilsona z Lois Burnham przetrwało aż do jego śmierci w 1971 roku. Lois wierzyła mu ślepo i miała do niego słabość. Mimo to, szczególnie w okresie jego trzydziestu pięciu lat trzeźwości od alkoholu, Bill był kompulsywnym kobieciarzem. Jego flirty, romanse i cudzołóstwa obarczały go wielkim poczuciem winy – jak wspominają to ci weterani AA, którzy znali go bliżej – lecz mimo to uciekał przed narzuceniem sobie restrykcji. Swój ostatni i najpoważniejszy romans, z kobietą aktywną w służbach AA, Bill Wilson nawiązał po sześćdziesiątce i utrzymywał aż do śmierci”.
Ano, właśnie… uciekał przed narzucenie sobie restrykcji… Może zbyt jednoznaczne postawienie sprawy w Kroku Szóstym pozbawiłoby go możliwości dalszego lawirowania i uwodzenia?

O co mi chodzi, czy o zdemaskowanie słabości Billa? Ależ skądże! Bill W., jak wielu z nas, był po prostu jeszcze jednym niedoskonałym narzędziem w rękach Siły większej niż nasza własna (może nawet Siły Wyższej). A mnie w tym momencie chodzi o coś znacznie ważniejszego, bo o priorytety. Jeśli jestem człowiekiem trzeźwym, jeśli mam za sobą jakieś przeżycia i doświadczenia duchowe (mam nadzieję, że przed sobą też, ale to już inna historia), powinienem poznać, zrozumieć i uporządkować swoje priorytety, ale przede wszystkim – umieć kierować się nimi w życiu. Wymaga to znalezienia odpowiedzi na pytania kardynalne, na przykład: Jeżeli jestem chrześcijaninem, to co stanowi fundament mojej postawy religijnej? Bóg? Kościół? Biblia? I analogicznie – jeśli jestem alkoholikiem, to czy w moim trzeźwieniu i dalszym duchowym rozwoju stawiam na Program Anonimowych Alkoholików, czy raczej na autora tego Programu? Na czym się opieram? Jak zamierzam swój wybór realizować w praktyce? Co z mojej decyzji wynika?

Jak zwykle… wybory i decyzje…






--
* Cytat pochodzi z książki Patrica Carnesa „Od nałogu do miłości”, wyd. Media Rodzina.  Carnes powołuje się na książkę Nan Robertson, laureatki nagrody Pulitzera, pt. „Getting Better: Inside Alcoholic Anonymous”.