Od
kilkudziesięciu minut słuchałem cierpliwie strasznej historii o dyrektorze,
autokracie i szubrawcu, który tak w ogóle na niczym się nie zna, za to traktuje
swoich podwładnych jak chłopów pańszczyźnianych albo i gorzej, o żonie oziębłej
i w ogóle mało małżonkiem zainteresowanej (pewnie kogoś ma), o synu,
niewdzięcznym szczeniaku, nie umiejącym docenić poświęcenia ojca, który kupił
mu niedawno kapitalną, drogą grę - gra okazała się komputerowa, chłopak
komputera nie ma, tylko konsolę do gier, ale w końcu każdy może się pomylić, a
fakt, że dokonywał zakupu na lekkim rauszu nie ma tu nic do rzeczy. Dalsza
opowieść dotyczyła durnych przepisów skarbowych i podatkowych, bezczelności
pracowników służby zdrowia, arogancji urzędników… był w niej także alkohol, ale
jakoś mało widoczny, gdzieś w tle, jako naturalny w tych warunkach sposób na
odreagowanie stresu, na frustrację, na złość i rozczarowanie.
Kiedy
zaczął zmierzać w kierunku oceny lokalnej drużyny piłkarskiej, wstrzeliłem się
w ten słowotok z pytaniem: od dawna już
wiesz? Zapadła cisza, w której
obserwowałem zaciśnięte usta, nerwowe przełykanie śliny, pulsującą żyłkę na
skroni. Taka walka z sobą samym bywa naprawdę trudna…
- Co od dawna już wiem? - zapytał
najwyraźniej żywiąc jeszcze rozpaczliwą nadzieję, że może pytam nie o TO, może
chodzi mi o coś innego.
- Od jak dawna już wiesz, że jesteś
alkoholikiem? - wypaliłem prosto z mostu, bo czas na owijanie w bawełnę i
delikatność się skończył.
Znowu
długa chwila ciszy, spuszczony wzrok, poszarzała twarz i wreszcie wykrztuszona
przez ściśnięte gardło odpowiedź - od
dwóch lat…
Tę
potyczkę wygrał. Co będzie dalej? Kto to wie? W każdym razie pojawiła się
nadzieja.
Takich
i podobnych rozmów przeprowadziłem wiele. Zwykle dochodzi do nich, bo ktoś z
moich znajomych ma znajomego, który ma znajomego, który… ma wątpliwości i
chciałby pogadać z kimś poleconym, w kawiarni, a nie od razu z lekarzem w
poradni odwykowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz