Kiedy
w dyskusji padło pytanie: czy zdarza mi
się radzić komuś coś, co nie jest moim doświadczeniem? w pierwszej chwili
miałem pewien kłopot z odpowiedzią, bo okazuje się, że zależy ona od tego, kto
pyta, komu odpowiadam. Czemu tak się dzieje? Ano dlatego, że słowo
„doświadczenie” ma inne znaczenie w języku polskim i inne w języku polskich
AA-owców. W konsekwencji odpowiedź na to pytanie udzielona alkoholikowi brzmi:
tak, ale każdemu innemu Polakowi: nie.
Anonimowi
alkoholicy w Polsce uważają, że doświadczeniem może być tylko i wyłącznie to
zdarzenie, w którym uczestniczyłem osobiście. Wydaje mi się, że korzeni tego
przekonania szukać można w regułach grupowej psychoterapii odwykowej, ale…
mniejsza z tym. Niewielki sens tak właśnie definiowanego doświadczenia
wykorzystuję czasem żartując, że jestem nieśmiertelny – bo przecież z mojego
doświadczenia wynika, że to zawsze inni umierają, a nie ja.
Oczywiście
można się umówić, uzgodnić, że w pewnym środowisku termin „doświadczenie”
będziemy rozumieli i używali w sposób szczególny, wyjątkowy, to jest właśnie taki:
przeżycie osobiste, w którym to osobiste uczestnictwo jest obowiązkowe.
To nie jest zakazane, wolno nam. Tyle tylko, że wówczas sens traci całe to
mityngowe dzielenie się doświadczeniem, bo i po co opowiadać komuś o własnym
doświadczeniu, jeśli z samego założenia nie może się ono stać także jego udziałem?
Według
internetowego Słownika Języka Polskiego PWN doświadczenie to ogół wiadomości i
umiejętności zdobytych na podstawie obserwacji i własnych przeżyć albo
wydarzenie, zwłaszcza przykre, które wpłynęło na czyjeś życie (definicje
chemiczne czy filozoficzne pomijam). Ta definicja, poza tym, że poprawna, jest
– jak widać – znacznie szersza, bo obejmuje nie tylko umiejętności, ale i
wiadomości; nie ma też wymogu osobistego uczestnictwa, bo zdobyć je można na
podstawie obserwacji albo czyjejś relacji.
Dodam
jeszcze, że doświadczenie dzieli się na ekstraspekcyjne, to jest
zewnętrzne, zmysłowe (słyszałem, widziałem, dotknąłem) oraz introspekcyjne,
czyli umysłowe, rozumowe, intelektualne (zrozumiałem, wyciągnąłem wnioski i
nasze ulubione: dotarło do mnie). I dopiero tak rozumiane doświadczenie pozwala
realnie wykorzystać mityngowe opowieści o zdarzeniach oraz płynące z nich
wnioski.
Czemu
zajmuję się tym wszystkim? Odpowiem jeszcze jednym cytatem: Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich
rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu jestem odpowiedzialny za to, co mówię i
robię, za to, jaki jestem – za siebie (Jorge Bucay, argentyński pisarz i
psychiatra, autor „Listów do Klaudii” i „Pozwól, że ci opowiem”).
Dziękuję za to co robisz! Ważne rzeczy, w prostych i zrozumiałych słowach. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zawsze do usług. No... prawie zawsze. :-)
UsuńSkoro mowa o rozumieniu słów, których używamy, pozwolę sam sobie podzielić się z Wami... doświadczeniem z ostatniego mityngu, na którym byłem.
OdpowiedzUsuńProwadzący powiedział, że przyszło do nas "nowe". Chodziło mu o sponsorowanie. Stwierdził, że długo nie mógł zaakceptować słowa "sponsor". Żył, jak żył i "sponsor", to dla niego po prostu "jeleń", którego można zrobić na szaro, oszukać, okraść, wykorzystać. No i teraz w AA on słyszy, że ktoś tam pracuje ze sponsorem. Nie mógł tego słuchać. Co ciekawe, już mu przeszło, bo na pasku w telewizorze zobaczył, że sponsorem jakiejś akcji humanitarnej, jest taka to a taka firma. No i zrozumiał. Sponsor, nie zawsze znaczy naiwniak, którego się doi. Niekiedy jest to ktoś, o kim można pomyśleć pozytywnie.
Muszę Wam powiedzieć, że mnie to zaskoczyło. Tym bardziej, że z tym człowiekiem rozmawiałem wiele razy i śmiem przypuszczać, że to właściwe znaczenie słowa sponsor nie było mu obce. Śmiem też twierdzić, że wypowiedź swoją przemyślał dokładnie. Mam też pomysł na to, dlaczego i po co to powiedział, słysząc tu i ówdzie aprobatę z sali, ale może przesadzam, co ja tam wiem. Może to tylko ja byłem i wciąż (coraz rzadziej) bywam takim manipulatorem. Ponoć jedną z moich wad jest wmawianie innym tego, że myślą i chcą czego innego niż to, o czym mówią. Jak taką wadę nazwać? Bo żona mi po prostu mówi, że bywam "upierdliwy" ;-)
"Sponsor" rzeczywiście często wymaga dodatkowych wyjaśnień. ale propozycja pewnej konferencji: Indywidualny Doradca w Procesie Rozwoju Osobistego - też mi się nie podoba. Sam chętnie zamieniłbym tego "sponsora" na coś innego, ale obawiam się, że sensownego zamiennika mogę się nie doczekać. :-)
UsuńCiekawy artykuł o początkach sponsorowania i o genezie tego słowa w rozumieniu AA http://www.yuccavalleyalanoclub.com/articles.cfm?articleID=1
OdpowiedzUsuńArtykuł zaczyna się od krótkiego przedstawienia osoby siostry Ignacji (pracowała ona w szpitalu w Akron) która ŁAMIĄC zakaz dyrektora szpitala przyjmowała często alkoholików na oddział i starała się im jakoś pomóc dojść do siebie oraz starała się pojednać ich z ich rodzinami (na gruncie religijnym, co nie zawsze wychodziło) oraz na wyjściu ze szpitala wręczała każdemu medalik i kazała obiecać, że przyniosą go jej z powrotem, popatrzą w oczy i dopiero wtedy będą mogli się napić.
Skąd ten zakaz przyjmowania alkoholików na oddział? Otóż zdarzało się, że demolowali wyposażenie albo, że po wyjściu nie regulowali rachunków. Już po powstaniu zalążka AA w Akron, Bill, Bob, żona Boba i siostra Ignacja, ruszyli energicznie do dzieła. Na oddział (coś jak nasz dzisiejszy detoks) zaczęto przyjmować alkoholików ale pod pewnym warunkiem. Ktoś go musiał "sponsorować". [The hospital administrator reluctantly agreed to allow admission of drunks to the hospital again as long as a member of the new recovered alcoholic group "sponsored" each admission, thereby taking responsibility for the hospital bill as well as meeting with the men and their families daily while in the hospital. This is the birth of sponsorship.] Chodziło o to, że przyjmowany był alkoholik i musiał mieć coś w rodzaju opiekuna, trochę osoby do towarzystwa a także chodziło o udzielenie gwarancji materialnej jeżeli pacjent narobiłby szkód albo po prostu zwiał bez płacenia rachunków. Kto się tego podejmował? Oczywiście trzeźwi alkoholicy, którzy robili to w ramach swojego programu. Bardzo ciekawe. Przypomnę jeszcze(Meszuge akurat dobrze to już i od dawna wie, ale może innym się przyda), że słowo sponsor ma dość mocno inne znaczenie w języku potocznym niż u nas. U nas chodzi o kasę. Firma może sponsorować klub piłkarski albo jakieś wydarzenie, kolega może "zasponsorować" pizzę, czasem pojawia się to w kontekście kupowania usług seksualnych, albo wreszcie w znaczeniu podanym przez jaremach (sponsor = frajer, jeleń, którego można naciągnąć albo wręcz dokonać wymuszenia czy go okraść) W USA sponsor w czasach pre-AA znaczył m.in. kogoś w rodzaju ojca chrzestnego, opiekuna, przewodnika, świadka. Osoba dojrzała wiekiem, doświadczona, która pomaga, bierze czasem odpowiedzialność za coś/kogoś, coś może nawet ślubuje uroczyście wobec osób trzecich(jak chrzestni na chrzcie katolickim). Także znaczenia dość różne. I potemAA adoptuje sobie to słowo. Nie wiem dokładnie kiedy, ale wygrzebałem w necie tekst Clarence Snyder'a z 1944 http://www.barefootsworld.net/aasponsorship1944.html gdzie pisze on o sponsorowaniu. Oczywiście słowo zaczęło żyć własnym życiem i w USA każdy kto nie żyje w puszczy i bez tv słyszał i widział wielokrotnie w tv i serialach/filmach coś takiego jak sponsor AA/NA czy innych wspólnot ludzi uzależnionych.
Ja moim podopiecznym tłumaczyłem o co chodzi z tym słowem i upewniałem się, żeby było jasne co to jest sponsor w naszej relacji. :) Pozdrawiam! :)
Najlepiej byłoby, gdyby w ogóle nie trzeba było dodatkowo tłumaczyć pewnych określeń - sponsor, zdrowie (sanity) i innych...
Usuń